no tak, paradoksy oceniania... na pewno cenię Suitę bardziej niż Oddech, któremu przyznałem 10/10, ale tutaj 10 chyba nie dam... jeszcze się zastanawiam, może nakręcę się pisząc, mam to we krwi (
niech pan Lektor się nie nakręca... :/)
utwór jest dla mnie szalenie ważny, bardzo dużo zamknął w sobie, bardzo mi się kojarzy z dobrymi czasami początku Forum, problem w tym że niektóre części nie są tak dobre - w moim mniemaniu - jak inne...
brawo za odwagę, rozmach i wolność (czy wręcz muzyczną anarchię - przynajmniej wtedy tak mi się wydawało) - tutaj mocne 10/10
część śpiewana - niesamowicie mocna: zawsze śpiewało mi się to przy powrocie metrem po sycących manewrach na Uonce...
następna stacja: Służew --> ostatniaa, ostatnia stacja... wtedy to była głównie tkliwość i smutek, że trzeba było wracać do Poznania, bez grubszego dna, ale teraz - po 13 latach, to
przychodzą i odchodzą - nie tylko w kontekście forumowym - nabiera dla mnie ciężaru prawie nie do zniesienia, a taki niby prosty wers... no i jak to jest podane, wcale nie grobowo, tylko jakoś elegijnie, ostatni dźwięk tematu gitarowego Pawła dopełnia partii wokalnej Toma tworząc tak charakterystyczny dla jego stylu melizmat - już samo to stanowi pewnego rodzaju apogeum niełatwej twórczej relacji tych dwóch panów, jak zwykle co dwie głowy to nie jedna itd., a to przecież można powiedzieć nie tylko o tym fragmencie... jakby nie było - to bardzo mocne 10/10
Ślepokmiet - wielkie brawa za pomysł strukturalny - zaczynają od motywu poprzedniej części, a potem go dekonstruują a właściwie po prostu burzą... niestety reszta zawsze wydawała mi się nieco nudnawa... nie moje klimaty na pewno, nie znoszę wszelkiego rodzaju transowości w muzyce, tutaj jest ona zaledwie zarysowana, a w takim Swans zakrawa na tortury... ALE po latach cieplej na to patrzę, bo... kojarzy mi się ot z tymi dwoma muzykami... moje relacje z nimi były czasem szorstkie, ale z oboma spędziłem trochę czasu, z Kmietą więcej i obu zdecydowanie zrobiło dla mnie więcej niż ja dla nich i po prostu jestem wdzięczny, ale nie tylko to, obu bardzo lubię i widzę w tym fragmencie ich twarze i nasze rozmowy... czasem daję się wciągnąć w to ich akcentowanie... niech będzie 7/10
(tutaj bardzo piękny łącznik jest - cztery dźwięki trochę jak z końcówki Oddechu... same w sobie zasługują na 10/10...)
część Klimczakowa - w odróżnieniu od Tylera uważam ją za doskonałą i jest to dla mnie jedno z najlepszych osiągnięć Armii w ogóle... Ślepy gra tutaj życiówkę, Paweł być może także, a do tego w tle jakby leciutki mellotron (i to w TYM rejestrze)... pamiętam że Budzy wspominał, że to w stylu zespołu Tortoise, muszę w końcu posłuchać... uwielbiam tu i jedną, i drugą gitarę - i tą "czystą" i tą "plastyczną" z nałożonym efektem... Czasem trochę za krótko mi nawet, często przerywam słuchanie całości i włączam sobie to jeszcze raz... zdecydowane 10/10
część Bananowa (tu wchodzi Xes i mówi: "najbliżej zbliżyła się do mnie Armia w tym fragmencie
) - istotnie coś tutaj jest z utworu Moody Blues pt. The Voyage, przynajmniej do wejścia bębnów... potem już nie moje brzmienia i trochę trudno mi się odnaleźć, ale na szczęście mam tu przebitki z przejazdu w samochodzie Erkeja na pierwszy mecz forumowy, jechaliśmy jakimiś serpentynami i akurat ten fragment leciał... potem porządek przywraca ten łopatologiczny opadający motyw i już znowu mi się podoba... 7/10
ta część bardzo ładnie gaśnie...
...i bardzo gładko przechodzi w
część Budzego i Popkorna... najpierw Budzy... bawi się syntezatorem... z początku trochę uważałem to w ogóle za niemuzykę, za młody byłem... szybko wchodzi przepiękny I Motyw Popkorna na gitarze akustycznej... gitara akustyczna zwykle nie kojarzy się kosmicznie, a tu proszę... no i zaczyna się największa jazda... przepraszam, że znowu o tym samym, ale ten fragment jest dla mnie niestety bardzo dobrą ilustracją różnorakich opresji duchowych, dzisiaj świetnie mi się tego słucha, widzę w tym zarówno ulgę i katharsis... potem wchodzą zupełnie zdehumanizowane bębny i gitara elektryczna - nie wiem czy pomagają, czy dokładają się do ciężaru, ale głównym bohaterem nadal są świsty i zgrzyty... muszę tu ukłonić się Budzemu, bo ułożył to bardzo sprytnie, gdyby to były same te świsty, wiadomo że byłoby to niesłuchalne, a tu nagle wylatuje gitara jak z
Ummagummy Live, no i na szczęście zalega cisza... tutaj mały błąd realizacyjny chyba - II Motyw Popkorna wchodzi z jakiegoś dziwnego pogłośnienia... na dzisiaj nie podejmę się interpretacji, ale pod względem muzycznym obie te partie są ciekawe i zaskakujące ocena: sam się dziwię: 10/10
...outro -
Syn po prawicy Ojca... naprawdę ulga, że tak to się (s)kończy
(no i tutaj zawsze miałem zastrzeżenie do formy - po co na koniec ten zamykający fragment czadowy?)
no i staje się - z dużym wahaniem, ale jednak muszę dać 10/10
_____
z wykonań koncertowych na pewno w pamięci zapisało się to w Punkcie, po wspomnianym meczu, na życzenie Ostrej, zespół zagrał to bez przygotowania, z pamięci i w tym całym absolutnie magicznym dniu był to niewątpliwie jeden z jaśniejszych punktów...
na trasie Pnw też to graliśmy, w wersji skróconej - przewalczyliśmy z Rafałem to, żeby wersja na trasie była mniej więcej taka jak na filmie, Tom chciał, żeby dołączyć fragment czadowy... na trasie PnW bohaterem tego utworu był Paweł Piotrowski, który wypuszczał się na długie melodyczne pochody.. dziwnie się to grało, dziwnie i pięknie, bo przez cały czas na akordzie A w sumie, nie było jak tam czegoś wtrącić innego bo przy każdym ozdobniku utwór zaczynał tracić charakter... jeszcze na początku grałem flażolety w różnych strategicznych miejscach, ale się poddałem bo znowu było mi "za bogato", skończyłem na zwykłym A, tu i ówdzie... za to jeśli chodzi o śpiew, też uważałem, żeby nie przedobrzyć - włączałem się tylko w ostatniej zwrotce, ale to była mocna harmonia, bo Tom śpiewa swoją partię głównie na nieoczywistym (dla tonacji A) dźwięku G, a ja dołączałem w górze z E, co jak mniemam dawało wrażenie pożądanej "dalekości"... lubiłem ten moment koncertu i to, że zawsze musiałem przypominać Karolowi, że Suita miała się zaczynać od wybuchu... a potem to spokojnie wjeżdżało w Towards the East... cudowny trzas był to dla mnie