Erkej pisze:
umiejętność oceny ostatniej płyty tylko w sposób relatywny, w pewnym sensie na uwięzi
Erkeju kochany, ja myśle, że tej płyty, w sposób muzyczny i tekstowy nie da sie ocenic inaczej jak w kontekscie wszystkich poprzednich płyt, zastanawiałem sie nawet nad esejem pod tytułem "Twórczość armii w swietle kolejnych płyt - zmiany muzyczne i znaczeniowe" he he he.
No bo tak:
Anti armia - surowe, korzenne pierwociny, z wyraźnym brzemieniem punkowego buntu - Tomek pod wpływem swoich wokalnych dokonań z Siekiery. Klarowanie sie nowego stylu.
Legenda - Apogeum nowego - bajkowo-romantyczno - eschatologicznego stylu, charakterystycznej "treblinki" Bryla i uprzestrzennienia wokalu Tomka. Płyta zasłużenie uznana za punkowe dzieło dekady, mozliwe, ze dzieki temu iz zespół materiał ów nagrywał na wsi - z dala od miejskiej dźungli, we własnym dyktowanym naturalna koleja rzeczy tempem. Z dala od miejskiego zgiełku i polityczno-ekonomicznej presji...
Uwaga - pomijam exodus, czas i byt - koncertówkę dlatego, ze jest jedynie zapisem life, świadectwem jak na żywo ów styl sie prezentował (to wtedy Armia zapełniała Hale sportowe i koncertowe - to czas największej popularności i świetności. Czas i byt pomijam bo to ukłon w stronę fanów - nagranie w "dobrej" jakości utworów z pierwszej płyty. Cały czas ten sam styl i ten sam wysoki poziom.
Triodante - pierwszy Koncept-album w dyskografii zespołu. Diametralna zmiana koncepcji, przez jednych uznawana za najlepszą a przez innych za najtrudniejsza w odbiorze płytę. Silne wpływy nowego gitarzysty, muzyka szybuje ku rytmicznym połamańcom i jazzowym wręcz aranżacjom. Publika, przy niektórych utworach przestaje tańczyć....
Duch i Droga - pisze o tych dwóch płytach razem, ponieważ sa one owocem nie tylko kolejnych zmian personalnych zachodzących w łonie zespołu ale także osobistej przemiany wewnętrznej lidera - co znajduje wyraz szczególnie w warstwie tekstowej.
Po pierwsze - ogólne założenia stylu czyli połączenie ciężkiego hardcoreowego czadu z w podobnej muzyce zupełnie nie spotykana waltornią (czasem wiolonczela - słychać to na soul side story, o którym tez pisał nie bedę) jest bardzo wyraźnym i łatwo rozpoznawalnym znakiem zespołu. Czuć na Duchu większą niz na Triodante dawkę punk-rocka, co na powrót ozywia , "odświeża" muzykę zespołu, co jest o tyle ważne, ze właśnie wtedy następuje zupełne i kompletne odejście wiernej rzeszy fanów (części przez jawne i otwarte zadeklarowanie sie lidera - który wkrótce pozostaje jedynym członkiem oryginalnego składu)
Zespół przez pewien czas działa jakby w próżni - sam widziałem jak na koncerty kapeli, która ściągała sześćset osobowe gremia i musiała dawać dwa koncerty jednego dnia w tym samym mieście żeby wszyscy mogli to zobaczyć nagle - ni z gruchy ni pietruchy ma w Stodole koncert na którym jest 15(!) osób, z czego 5 to paulini he he he. Zamiast punków z irokezami w wyćwiekowanych skórach na koncerty Armii zaczynają przychodzić wątli młodzieńcy w koszulach w kratę z duszkami Taize na rzemyku. Możliwe, ze dlatego, ze W tekstach zostaje powiedziane wprost o kogo chodzi - wymieniając go z imienia i nazwiska. Droga - bardziej łagodna i bardziej melodyjna w stosunku do Ducha, przynajmniej dla mnie. Obie lubię jednako, jednakże w moim rankingu i tak na pierwszym miejscu była jest i zawsze bedzie Legenda.
Pocałunek Mongolskiego księcia - zespół kończy grac symfonicznego punka, zaczyna grac muzykę rockową. Nie mnie oceniać czy dobrze to czy źle. Ani PMK ani Ultima Thule nie siedzą zbyt często w moim odtwarzaczu. Na Ultima Thule zespół sięga w rejony, które zdaje się wcześniej nie były przezeń penetrowane - podroż w poszukiwaniu nowych środków wyrazy wydaje się być zakończona, i PMK I (szczególnie) Ultima pozostawiają nas w stanie dziwnego napięcia i oczekiwania - czym na nowej płycie zespół nas zaskoczy. Płyty, rzekłbym "lżejsze" w odbiorze. Niejako w tle powstają dwie solowe płyty Tomka, które moim zdaniem nie pozostaną na jego przemyślenia co znajdzie swe odbicie po pierwsze a w tekstach na Der Prozess a także w drugim i trzecim planie dźwiękowym płyty.
Der Prozess - ukoronowanie drogi jaką zespół na przestrzeni tych 29 lat przebył. Co szczególnie cieszy można z czystym sumieniem powiedzieć, ze nigdy nie dał dupy z typowo merkantylnych względów. Oparł sie rożnym modom i wpływom (nikt tak pięknie nie zagrał reggae w wersji czadowej jak na Sodomie i Gomorze!) - pozostał nie tylko wierny swemu stylowi ale co ważniejsze miał czelność i odwagę poszukiwać tak skrojonego wdzianka, które nie będzie uwierało i nie będzie zwisało, a które w pełni odda jego wewnętrzne piękno. Dostajemy do rąk kolejny koncept-album, który mimo, iż dotyka przekazu obecnego już na Drodze i Duchu - to jednak nie tak łopatologicznie i nie tak naiwnie podanego. I w tej muzyce i w tych tekstach słychac (jak i na Lunie) to brzemię lat i czuc ten sok, jaki mysli potrafia wycisnąć z mózgu, gdy sie patrzy wstecz na swoje życie, na kondycje człowieczeństwa z perspektywy lat i doświadczeń. Możliwe, ze jest to najlepszy materiał jaki ten zespół nagrał, możliwe jest tez, ze w ślad za procesem pójda nowe, równie głębokie dzieła. Ja tam chylę czoła - mnie ta płyta moze nie powaliła z nóg, ale poziom komunikacji jaki nastąpił pomiędzy moimi przemyśleniami i doświadczeniami, jasność odczytu zawartego w płycie a podanego nie wprost przekazu nie pozostawiają mnie obojętnym. To jest płyta, do której z chęcią wracam i do której na pewno z przyjemnością wracał będę. Tak jak *888* Tymka było dla mnie najlepszą płytą tego zespołu (ze względu na jednoznacznie punkowo-hardcorowe granie do którego moim zdaniem najlepiej pasowały dobrane teksty - a perła w koronie tej płyty uznaje monolityczne Słowo - reszta to przeboje) tak Der Prozess jest ciezka jak kamień, który odwala sie od grobu. Legenda to było latanie na skrzydłach, zapierajacy dech w piersi zachwyt nad wolnoscia i radosciż zycia - przeczucie demona, który jest wrogiem. Na Procesie demon jest zdemaskowany - obnażone sa jego działania, sposób w jaki pogrywa sobie z człowiekiem. Ten czad, ta muzyka ostra jest jakby wyrazem człowieka szamoczącego sie w uscisku demona - demon kpi ze słabej istoty - ale jest dla niego nadzieja - i to jest moim zdaniem główna myśl, osnowa tego Albumu. Tak jak u Kafki nie było nadziei (człowiek jak zwierzę zarzynany po bezsensownym procesie) tak tutaj proces ów jest przełamany. Piękne, dojrzałe i pouczające dzieło. mam nadzieje, ze taka była intencja twórcza - żeby dać ludziom nadzieje, ze nie są sami i ze nie stoją na z góry skazanej pozycji. Wiemy o zachwycie Tomka na d Beckettem - jego "Rien a fair" - nic się nie da zrobić wydaje się tu być zupełnie przełamane...
uff, ale pojechałem, ale o tym właśnie myślałem dzisiaj wracając z pracy i słuchając Prozesu w zatłoczonym metrze a potem nie mniej zatłoczonym 522. I znowu, jak za czasów Legendy, która wyciskała łzy z moich oczu, czułem, ze jestem gdzieś zupełnie indziej a nie w zatłoczonych środkach masowego rażenia. Właśnie dlatego uważam ta płytę za tak ważna w dorobku zespołu.