O pierwszej części koncertu nie będe pisał, bo... byłem w nienajlepszym nastroju.
Ale kiedy zrozumiałem, że po przerwie zostanie rzeczywiście odegrane Triodante - nagle mój nastrój radykalnie się poprawił!! I wybaczyłem zespołowi to, co stało sie dla mnie oczywiste w momencie zagrania Jezeli nie poprzedzonego Zemstą - że mimo wygranego meczu nie usłyszę całej Legendy na koncercie.
(co jest kolejnym dowodem na to, że media kłamią!!!!! i onet i Metropol podawały, że zwyciężcy usłyszą całość swojej płyty)
I oczywiście, że chciałem usłyszeć całą Legendę, ale nie będę ukrywał - zawsze to powtarzałem - że znacznie bardziej chciałem usłyszeć CAŁE TRIODANTE!
I stało się! No, niby nie całe, ale to naprawdę detal. Gwoli ścisłości zabrakło:
- Nieruchomo, z wyjątkiem motywu waltorni odegranego bodaj czy nie na dwie waltornie? (super pomysł, śmietanka wyciągnięta z tego przydługiego utworu)
- środka Miejsca pod słońcem (szkoda, ale za to była to i tak wersja o wiele przewyższająca wszystkie, które słyszałem od niepamiętnych czasów, ponieważ zawierała właściwy początek i koniec!, wiolonczela oczywiście z klawiszy poszła
)
- Ciało i duch (dla mnie najsłabszy utwór z KANONICZNEJ wersji Trio, więc nie żałuję, zresztą o ile pamiętam również w czasach triodantowych unikali grania tego numeru)
- większości Piosenki liczb - ale była!!
wprawdzie z tych kroków, co je Budzy wyliczył, to katedry by raczej nie zbudował
- ale Piosenka liczb była reprezentowana i to po raz pierwszy odkąd pamiętam
- mniejszości Święta jaskółki - zagrali taką nieco tylko okrojoną wersję; czasem tam chyba coś szwankowało, ale z kolei niektóre fragmenty zabrzmiały wręcz rewelacyjnie! I to też był pierwszy raz, kiedy słsyzałem Jaskółkę na żywo (he he, a ktoś na manewrach powiedział, że grali Święto Jaszczurki, lol! )
Czyli tak naprawdę PRAWIE CAŁOŚĆ!
Było to zupełnie inne doświadczenie, niż przed np. 10 laty, tak jak zupełnie inny jest teraz zespół i jego koncerty. Nie było w tym zbyt dużo mistyki, za to więcej takiego surowego czadu. Bardzo mi się podobało, naprawdę.
Ale najbardziej podobało mi się to, co poszło na bis.
To było NIE DO WIARY, ale niby wyglądało, że Kmieta coś tam sobie brzdąka, stroi sie, czy jammuje i zaraz coś zacznie grać -- a tu nagle wyłoniła się z tego dobrze znanu linia niebieskiego basu, i dołączył Ślepy, potem Paweł, a potem już tylko
przychodza.........
i odchodzą.... - a Morelka nam mówi z Kacprem, że powinniśmy zacząć w szachy grać!
A ja normalnie nie wierzę i tak myślę sobie, czy to tak jako intro czy co, czy może sama część z wokalem - a tu proszę bardzo: Ślepokmiet! I jak to ślepokmiet, najpierw takie powoli i cicho granie, a stopniowo coraz bardziej dynamicznie i w zakończeniu total czad!!! (no, ja bardzo lubie Ślepokmieta, żeby nie było watpliwości to chyba mój ulubiony fragment tytułowego utworu). Ale wtedy dołączył Paweł i zagrali również jego część suity. Która jest moim drugim ulubionym fragmentem! (w jednym miejscu zabawnie to wyglądało, bo chyba bas z gitarą sie nie zgrał, rzeczywiście jakoś dysonansowo zabrzmiało i widziałem skonfudowane miny jakie Paweł z Kmietą wymieniali
; ale szybko odnaleźli swoje miejsce
). No i czas miał swoje miejsce, kot miał swoją kość - wrócili do głównego tematu.
Dla mnie - ukoronowanie wieczoru! Moment wręcz historyczny, bo to pierwsze wykonanie suity LIVE...
A na koniec chciałem powiedzieć, że wbrew pesymistycznym przewidywaniom, klub Punkt okazał się świetnym miejscem. MAŁA SALA!!!!!! Na to czekałem!
I akustyka jak najbardziej, było dobrze słychać każdy instrument, zupełnie sporadycznie coś się zlewało (nie to, co w Stodole, gdzie ja zawsze słyszę jeden wielki hałas
)
Banan wyjaśnił mi fachowo, że to kwestia ścian z cegły, która to cegła zapewnia dobra akustykę. Zapewne tak właśnie jest, skoro powiedział tak Banan
Zaloguj się
Zarejestruj się
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
