...ARMIA -NAŁĘCZÓW 16.MAJA 2009
...dzień zaczął się o godzinie ósmej trzydzieści od telefonu Franza :co ja robię bo on jest pod moim oknem i czy może napić się herbaty. Oczywiście ,że może ! Ale ja byłem jeszcze w łóżku z żoną swą i nie wiedziałem jeszcze co jest co ....prosiłem aby chwilę poczekał aby w tym czasie wstać i pościelić ...no i on usiadł biedny z tymi swoimi tatuażami na nogach i gitarą dżipson na murku pod moim oknem aż go Natalia w końcu zawołała. Waldemar przyjechał niezmiernie punktualnie o dziewiątej co oznaczało nerwowy pośpiech w sprawach osobistego biologicznego komfortu. Bardzo nie lubię jak ZMUSZAJĄ mnie do nagłego rannego wyjścia z domu bo to oznacza nieunikniony i przewlekły dyskomfort. Poza tym Krzyżyk zadzwonił domofonem i powiedział do Natalii,żebym jej opowiedział o nowo odkrytej w Sankt Petersburgu powieści Dostojewskiego "Zbrodnia Dedala" W samochodzie oprócz znakomitego Waldemara był tylko Krzyżyk -jako osoba muzyczna -bo reszta (Paweł ,Kmieta, Kuba i Edyta) jechali osobófką z Gniezna ( w przeddzień graliśmy tam koncert na "juwenaliach" w towarzystwie zespłu sado-maso ). Oznacza to niebywały komfort jazdy -miejsca leżące. Frantz natychmiast położył się z tyłu, ja w środku a Krzyżyk siedział na przedzie. Waldemar zaopatrzył automobil w sprzęt do słuchania CD i oglądania DVD. Puściliśmy sobie płytę Milesa Davisa -tutu ale szum jezdny sprawiał ,że dżezowe subtelności ginęły w szumie.Poza tym Krzyżyk powiedział ,że to go irytuje i on nie uważa. Puścił z kolei podstawę muzyczną obiecanej nowej słity Armii-czyli perkusję i bas oraz wokalowy pilot. To już podobało się wszystkim! Frantz powiedział z tyłu przez sen ,że to jakaś amagama. Furorę zrobiły uwagi wokalisty : "teraz kotły jakieś" albo" talerze ,talerze". Uzgodniliśmy ,że na początku czerwca nagrywamy dalej .....ja tam słyszę trąbkę nawet. Przy okazji zrobimy szybko -szast prast Nibru. W miejscowości Koluszki stanęlismy na stacji benzynowej ale krótko bo nie było klimatu. Poza tym zrobiło sie pochmurno i kropić zaczał deszcz. Rozmowa zeszła na to co robi nasz najnowszy techniczny Krzysiek (pielgrzym).Podobno właśnie jest gdzieś na terenie niemcarni i kieruje się dalej na zachód w kierunku Mount San Michael -na piechotę!!!! Następnie zaczeliśmy omawiać poważne sprawy damsko -męskie z wyrażnymi aluzjami do co poniektórych osób muzycznych. Wreszcie jedna z osób muzycznych zaproponowała włączyć DVD z konceru King Crimson w japoni.... Jest to tak totalna muzyka ,tak genialnie brzmiąca i wykonana w tak mistrzowski sposób ,że przez godzinę z hakiem siedzieliśmy w zupełnym milczeniuz rozdziawionymi gębami ...cicho się zrobiło w izbie wookoło, wiatr poruszył firanką...co prawda jeden z muzyków -ten co zawsze siedzi- do złudzęnia przypominał Cortezzę ! Tak więc ni i stad ni zowąd po sześciu godzinach dojechaliśmu do Nałęczowa. Powiem szczerze -skłamałbym gdybym nie powiedział ,że nie pada! Ale co tam po obejrzęniu tego King Crimson nabrałem tak wielkiej ochoty do grania ,że nawet się uśmiecham i obmyślam jakie robić miny !!!. Koncert ten był w ogóle dla mnie szczególny albowiem odbywał się na boisku szkolnym liceum plastycznego ,któregoż jestem absolwentem! Organizator -Leszek (kolega ze szkoły) czekał na nas od dawna i po szybkim zrzuceniu sprzętu prowadzi na obiad do jadłodajni. Tam zupa pomidorowa a na drugie schabowy. Wszyscy dostają swoje dania tylko Frantz wyrywa surówki...Zaraz po obiedzie położę się w samochodzie spać -pomyślałem -a oni niech się rozstawiają. Nic z tego! Jak tylko wszedłem do mojej szkoły ,gdzie w jednej z sal -zabawki miękkie-zrobiono nam garderobę- ogarnęło mnie takie nostalgiczne wzruszenie ,że o spaniu nie było mowy. Chodziłem po korytarzach i zaglądałem do pustych sal ....do ubikacji....najbardziej pragnąłem wejść do pracowni malarstwa aby sprawdzić czy pachnie tak samo... Gwałtownie otworzyłem drzwi i........??????......pachnie dokładnie tak jak 26 lat temu , cudowna mieszanina terpentyny , oleju lnianego i farb ...ze łzami w oczach udałem się do męskiej ubikacji, która teraz nie wiedzieć czemu jest damska ale dla mnie jest męska. Ale ,ale ! słyszę ,że dojechała reszta osób muzycznych i słychac jakieś dudnienie nawet .Idę posłuchać próby.....niestety dżwięk jest tak beznadziejny ,że załamuje mnie to całkowicie....sprzęt który nam postawiono (na oko wyglądał niezgorzej) gra tak fatalnie ,że można nim nagłośnić co najwyżej dyskotekę w pobliskim Kurowie a i to nie wiem... ( muszę tu powiedzieć ,że jeszcze brzmią mi w uszach mega perfekcyjne dokonania zespołu King Crimson) i dochodzę do straszliwego wniosku ,że chyba w takich warunkach to nie ma co grać Procesu ! W dodatku ciągle pada deszczyk majowy a na boisku robi się błoto. Okropny dyskomfort psychiczny i biologiczny pogłębia się. Nie zrobię żadnej miny! Powoli zaczynają zjawiać się znajomi....koledzy ze szkoły ,absolwenci, forumowicze ....zaczynam dwoić się a nawet dziesięcioić....okazuje się ,że kolega z klasy jest teraz dyrektorem mojej szkoły a inny kolega szkolny- burmistrzem Nałęczowa......zjawiają się moi profesorowie od malarstwa....szczególnie wzrusza mnie obecność profesora Paszko ,który wziął ze sobą składane krzesełko i chce robić mi portret! Mówi ,że maluje teraz tylko wiejskie babcie... inny profesor zaprasza mnie natychmiast na wino ! zaczynam się dwudziestoić .Widzę ,że przyjechał Erkej z załogą, Smoki , Mofy....Miki z żoną.... Cortezza ....zaraz mamy grać! W garderobie przed koncertem najważniejszym tematem są czopki glicerynowe.... może masz ? ale co gramy ? nie wiem ....na pewno NIE PROZESS!!! No dobra i tak wszystko stracone ( ale ten King Crimson gra!)...zacznijmy....hmmmmm.....okna ! Publika raczej zadowolona...no to szlagiery.....wreszcie przypomniało mi się ,że mój głos jest słaby i proszę odpowiednio nagłośnić...Popioły strasznie zażarły ( na scenie to wszystko jakoś brzmi) no to.....Zły porucznik i reszta! Wygłaszam przemówienie i na bis gramy tryptyk. Po koncercie w garderobie -zabawki miękkie- rozmowy z dwudziestoma osobami naraz ,niektórych nie widziałem ze 30 lat! Właściciel firmy OBUCH szczyci sie w tym czasie najpiękniejszym polskim winylem .Mój wzrok co rusz przykuwa szereg sexownych maszyn do szycia....łucznik...a raczej łuczniczka pozwala się dotknąć ... Słuchajcie ! jeszcze raz muszę przejść się po szkolnym korytarzu i jedziemy do hotellu. W ogóle Nałęczów obrośnięty jest niezwykle bujną przyrodą...mam wrażenie jakby to miasteczko znajdowało sie w jakiejś dżungli ,tropikalnym deszczowym lesie. Idziemy jeszcze na imprezę ,na którą gorąco zapraszają dyrektor ,burmistrz i inni....jestem zadowolony bo w knajpce znajduje się wiele koleżanek i kolegów ze szkoły ...a nawet profesor Paszko ,który chce mi zrobić zdjęcie a potem karykaturę -pokazuje mi nawet świerzo narysowanego burmistrza w kształcie larwy. Robię minę "złego porucznika" (do aparatu) i zamawiam tosty i fasolkę po bretońsku. Miłe rozmowy o starych czasach ,muzyka w tle dobra (new model army) i choć obrażam się na nieobecnego Klamana to jednak jestem szczęśliwy i sentymentalnie powracam do hotellu. Ale doo takiej windy nigdy nie wejdę .. Przy dźwiękach słowika kładę się spać......nie boję się niczego -przecież każdy wie ,gdy zagrozi ci coś złego oni będą bronić cię......mam tu na myśli dwa szpitale kardiologiczne ,które są w Nałęczowie... tak... to mnie wyraźnie uspokaja....Budzę się rano z pieśnią na ustach: piejo kury piejo ni majo koguta...