...ARMIA WARSZAWA 7 CZERWCA 2009
...dzień ten zaczął się dla mnie o godzinie 0.00...właśnie oglądałem w telewizji na TCM mój ulubiony film wszechczasów czyli "Pat Garett & Billy the Kid "...znam ten film na pamięć ,oglądałem go już kilkadziesiąt razy i w ogóle mi sie nie nudzi ..bo wiele moich ulubionych kiedyś filmów dziś zaczyna mnie nudzić na przykład niektóre Herzogi...ale pomyślałem ,że nie obejrzę do końca bo trza się dobrze wyspać bo jest koncert i o ósmej wstać. Niestety magia tego filmu sprawiła ,że poraz nie wiem który obejrzałem do końca ...była gdzieś tak 1.50..zgasiłem telewizor i położyłem się do łóżka. Przez cały poprzedni dzień miałem lekki ból gardła i z lekka pokasływałem. Do tego doszły zatoki jedna dziurka w nosie nieczynna druga do połowy ...no i czuję jak to świństwo spływa mi do gardła...
to nic dobrego nie wróży...Migdały mocno czerwone....BYLE NIE ANGINA !!! dla wokalisty to gorsze niż gryppa. W czasie oglądania filmu ssałem Strepsils mentol & eukaliptus -nos się lekko odtykał ale nie do końca , po 15 minutach był znowu zatkany ,smak też nienajlepszy. Przed pójściem do łóżka wziąłem jeszcze ehinaceę do ssania. Myslałem ,że dość szybko zasnę bo dzień był dość wyczerpujący dla mnie....niestety sen nie nadchodził ....postanowiłem wymieniać w pamięci nazwiska 100 koszykarzy NBA....to czasem skutkuje ..w okolicach studziesiątego....czułem ,że odpływam ,ale nagle złapał mnie bolesny kaszel i rozbudziłem sie na dobre....wstaję idę do kuchni -Natalia mówiła mi wczesniej abym zapodał sobie lekarstwo o nazwie Bioparox -jest to miejscowy antybiotyk na gardło i krtań...kurczę ...może jednak ? zapodaję więc i idę do łóżka.. do tego wszystkiego zaczeła mi dokuczać zgaga ....jest w pół do trzeciej przekładam się z boku na bok co wiąże się z jakimiś sensacjami brzusznymi, bardzo nieprzyjemnie się robi....zgaga potwornieje...znowu wstaję ....mdłości...no nie....rzig pierwszy...
...po rzigu zawsze jest jakaś ulga popijam i kładę sięł...teraz pewnie zasnę...jest trzecia...po półgodzinie walki wraca zgaga ,jest to już zgaga potwór...jedyna pozycja w jakiej moge wytrzymać to na wznak z dużym podgłówkiem....mdłości...brrrrr...nos zatkany całkowicie...odycham przez usta ale bardzo płytko bo przy głębszym oddechu zaraz zaczynam boleśnie kaszleć i nici ze snu....swita...Jezusie Synu Boży ulituj sie na de mną grzesznikiem....na dworze jasno....mdłości okrutne ....wstaję ..no nie....rzig dwa......może ulga ? ..a gdzie tam....godzina szósta.....wszystko na raz....do tej pory nie zmrużyłem oka...ósmej trza wstawać bo o dziewiątej przyjeżdża Waldemar z chłopakami. Mamy być w Warszawie już na czternastą bo telewizja musi zrobić ze mną wywiad o tej godzinie ( koncert ma być o 16.30) Olewam wywiad ...wysłam esemesa do Waldemara coby przyjechali o jedenastej....mam nadzieję ,że jakiś sen nadejdzie...Chciałbym tutaj powiedziec coś o pewnych uwarunkowaniach wokalistycznych .Oczywiście wobec oczywistych chorób i operacji...najgorsza angina...(rzigi w czasie koncertu da się wytrzymać ,jeszcze ze Ślepym na garach w czasie koncertu w Stalowej Woli musiałem trzy razy lecieć do garderoby ....całe szczęście była za sceną....podczas rzigania słyszałem nawet ciekawą improwizację jazzrockową w wykonaniu Banana i Popkorna
w zgięciu nawet przeszła mi myśl ,że mógłby to ktoś kurczę nagrać)...ale wracając do tematu- oprócz tych oczywistych oczywistości najgorsza rzeczą dla wokalisty jest BRAK SNU ! o dociąganiu do wyższych tonów nie ma mowy,a głos drży jak u Michała Bajora... Jest w pół do ósmej...budzę Natalię z prośba aby mi kupiła coś na tę potworną zgagę , nowy termometr , który w między czasie złamałem i coca colę ...bo herbata którą popijam nie działa. Jest niedzielny poranek i apteka na osiedlu zamknięta ,trzeba jechac taksówką. W czasie jak Natalia wychodzi z domu rzig trzeci....Natalia wraca z utęsknioną coca colą !!!! I TO POMAGA!!!. Jak zwykle zresztą! Twierdzę ,że najlepsze lekarstwo na dolegliwości brzuchowe to zimna coca -cola. Tabletki na zgagę : ranigast i malox nie do końca skuteczne. Leżę w pozycji na wznak i próbuję jakoś zasnąć. Całe szczęście gorączki nie mam. Po tej koli trochę się uspokaja i jakieś pięciominutowe majaki zaczynają sie pojawiać ..ale kaszel i wszystko od nowa...różne myśli nachodza mnie ...może odwołać koncert ?...ale może mi przejdzie ? Jedenasta godzina - przyjeżdżają koledzy ,zapraszam ich wszystkich do domu...leżę w pościeli a oni siedzą...rozmowa o tym szto dziełat ? oni mówią ,żebym sam zdecydował...decyduję się zadzwonić do Gera z myślą ,że możę by pojechał z nami jako pomoc w chórkach albo gdyby w czasie występu zrobiło mi się słabo to może by i coś sam pociągnął...przypominam ,że w karierze zespołu Armia odbył się JEDEN koncert be ze mnie...było to w Radomiu w roku 1994 )...Morella mówi ,że Gero jest w kościele i wróci za pół godziny. Z wielką pomocą coca -coli dochodzę do wniosku ,że może mi przejdzie ..a niby czemu nie ? na oczach kolegów ostatni pomiar temperatury ciała nowym termometrem - 36 i pięć . no to jedziemy. Natalia pyta się czy jechać ze mną ..no jasne ,że jechać! Przed wyjściem z domu jeszcze dzwonię do Gero ...mówię mu o co chodzi i żeby był za PIĘĆ MINUT na przystanku koło ceglanej szkoły. Gero SPOKOJNYM GŁOSEM mówi ,że będzie.....Zabieram czarny sweter , czarną kurtkę, dwie czarne czapki,ciśnieniomierz, nowy termometr, pyralgin, nospę, asirynę, inchalator, captopril, Validol, isoptin SR120, sylimarol, główkę od zepsutego mikrofonu shure SM 58 bo cały mikrofon gdzieś zgubiłem. W samochodzie już leci video z zesłorocznej światowej trasy Iron Maiden ...SKRIMING FORRR MIII MEXIKO.....
dość głośno....rajm tu di enszynt marinaaaaaaaaaaaa....Krzyżyk w trzecim niebie....
Podjeżdżamy na przysanek przy szkole ceglanej...nadbiega Gero. Jedziemy. Mam miejsce leżące bo wszyscy mój stan rozumieją. Rozkład jest taki: z przodu Waldemar -kierowca ,Kmieta -bas, drugi rząd : Budzy -voc (leżące z nogami na kolanach Nalalii) Natalia - literatura piękna, trzeci rząd : Gero -voc,gitara, Krzyżyk -perkusja, Franc -gitara. Jest mi całkiem nieżle....Swarzędz- nieźle, Września - łapią nas , mandat 100zł -zdrowotnie nieźle. Konin -nawet przysypiam..nieźle
,Gero słucha na słuchawkach der Prozessu i mówi ,że to jest świetne.....Stryków...no nieźle...chyba nawet spałem. Zjeżdżamy z autostrady. Coś mnie zaczyna mdlić....hmmm...może jakoś dotrwam. Mdli coraz bardziej . Przed Sochaczewem zatrzymujemy się na stacji...niestety mam odruch wymiotny...próbuję się wyrzygać ale nie mam czym. Od rana nic nie jadłem. Te próby przynoszą jednak lelkką ulgę, tak jak zakupiona kola i herbatniki. Nawet jem te herbatniki oraz kanapkę z serem od Krzyżyka. Niestety nawet kola straciła swą cudowną moc i zaczynam się czuć coraz gorzej. Przed Warszawą gdzieś na wysokości Błonia proszę o zatrzymanie w celu zwymiotowania... stoimy w polu szczerym a ja próbuję ....ale nic z tego nie wychodzi ...mdłości potworne. Nic z tego ..jedziemy....czuję jak powoli zaczyna mnie rozbierac jakaś gorączka. Na wysokości Ołtarzewa oficjalny pomiar 38 i trzy. Źle mi. Biorę dwa pyralginy.W stolycy mimo ,że niedziela jakieś potworne korki (wilanowska).Dojeżdżamy ...na ulicy Klimczaka zagradza nam drogę młody policjant. Domaga się wejściówki na wjazd pod scenę...mówimy ,że nie mamy bo właśnie dopiero co przyjechaliśmy to jak mamy mieć. On tego nie rozumie i nie wpuszcza. Nie mam siły na mówienie co dopiero na śpiewanie...
Nadbiega młoda menadżerka zespołu i tajemniczymi słowami przekonuje młodzika ,że to ten zespoł Armia właśnie. Okolica to jeden wielki teren budowy wielkiej świątyni. Architektonicznie nie wzbudza mojego zachwytu ..innych też nie . Ale jedno można powiedzieć -będzie duża...chłopaki idą się rozkładać....mówię do Gera ,że prawdopodobnie nie dam rady i czy on nie zaspiewał za mnie. Gero SPOKOJNYM GŁOSEM mówi,że spróbuje . Chłopaki na razie nic nie mówią. Leżę w samochodzie i słyszę dobiegający ze sceny znajpomy głos ! Tak to Darek Malejonek w roli konferansjera mówi ,że zaraz wystapi Armia z Tomaszem Budzyńskim ! Ich ostatnia płyta der Prozess jest świetna i na pewno ją zagrają !!!!!! tymczasem wypatrujemy wszędzie jakiegoś lekarza...na tego typu imprezach zawsze stoi gdzieś jakaś karetka pogotowia w krzakach...no i wypatrzyłem ją gdzieś w oddali wśród cegieł i pustaków. Edyta poszła tam i przyprowadziła obsługę tej karetki. Byli to ratownicy medyczni (lekarza nie było) młoda ratowniczka ,młody ratownik i stary wyga z wyblakłą kropką dod okiem. Stary wyga ,po rozmowie ze mną stwierdza ,że nie posiadają żadnego cudownego lekarstwa na postawienie mnie na nogi....
ale moga mi dać zastrzyk przeciw mdłościom....hmmmm...poddaję się młodej medycznej ratowniczce i czekam co będzie. Czuję się dalej źle....chłopaki już ustawili się na scenie. Mówię do Gera aby zaczynali....jak mi sie poprawi (mam jakąś resztkę nadziei ) to go zmienię w końcówce. Gero podejmuje się tej misji. Natalia jest obok i nie wierzy własnym oczom i uszom. Leżę w Waldobusie i słyszę jak zaczyna się Groźniak...wchodzi Gero ...no daje radę
Obok Waldobusa przechodzi Maleo i dostrzega mnie bo drzwi są otwarce ...jego mina mówi wszystko....jest w małym szoku...ze sceny płyną dźwięki Buraków ,kapusty i soli....słychać oklaski.....Maleo nie może wyjść ze zdumienia...w końcu dochodzi do wniosku,że i on mógłby mieć MIEĆ TAKIEGO ZASTĘPCĘ !
Słyszę jak leci Tryptyk, On jest tu...Gero pozwala sobie na fajne interpretacje....Poza prawem. Rewella ! Koncert jest krótki ale to chyba zrozumiałe w tej sytuacji. Na zapleczu wiele osób przechodzi obok otwartego Waldobusa i przygląda mi się dziwnie. Chłopaki kończą ....słychać oklaski!
!!!! Gero dał radę!!!!!!!!!! Uratował koncert!!! Ja w takim stanie na scenę bym nie wyszedł. Ta niesłychana odwaga zasługuje na mega szacunek. Myślę ,że mało kto podjął by się czegoś takiego BEZ ŻADNEJ PRÓBY !!! Gero bracie -WIELKIE DZIĘKI DLA CIEBIE OD ZESPOŁU ARMIA
!!!!!! Po koncercie Maleo dochodzi do jeszcze szerszych wniosków -aby założyć - I ON TO ZROBI ! bazę zastępców. Zrywamy się szybko bo chciałbym jednak jak najszybciej wrócić do domu..niekwestionowany bohater dnia mówi ,że zostaje bo chce zobaczyć Grzesia...dosiądają się : Kicha -akustyk i Paweł -gitara..już nie ma leżących...a co poniektórzy zaczynają się też źle poczuwać...mój wirus zaczyna rzucać się na innych. Termometr idzie w ruch. Ale spoko ..Franc -37,2 Natalia 37. Boję się czy w takich warunkach (pełny bus ) dotrwam do Poznania.....ale tabletki i zastrzyk zaczynają działać temperatura wyraźnie spadła i nie mam mdłości...nawet bym coś zjadł...inni też...szczególnie Kmieta chce jeść i nawet z głodu wypija resztę żołądkówki gorzkiej czystej ,którą posiadała w swojej torebce Natalia albowiem poprzedniego dnia będąc na turnieju rycerskim w Lądzie zjadła surowe mięso (karkówka) i trzeba było jakoś ratować życie. Ratunek nadszedł od strony miejscowego gieesu .... była to wstrząsająco ciepła żołądkówka gorzka czysta. Zatrzymujemy się w najlepszym barze na trasie Warszawa -Poznań w lasku przed Domaniewicami. Choć nie wiem czy mogę, rzucam się na pyszny żurek i...co mi tam- smakowitą swieżą..... karkówkę....Natalia też się rzuca (pyszny żurek )....ale karkówka jej nie chce podejść choć jest pyszna. Ja to rozumiem. ZŁE ,SUROWE ,STRASZLIWE MIĘSO! (a żołądkówka w żołądku Kmiety)
Długo przypatruję się karkówce i dochodzę do wniosku ,że ma ona wygląd skóry Godzilli. Po jedzeniu do auta i znowu : SKRIMING FORRR MI SANTAGO !!!!!!!
Paweł i Krzyżyk w siódmym niebie. Czuję się całkiem nieźle. Rajm on di enszyn marinaaaaaaa ...oglądamy cały ( bardzo dobry) koncert na DVD .Natalia stwierdza ,że fani ajronów na całym świecie są tacy sami. No ten zastrzyk ciągle działa ! Temperatury tez nie mam. Ladne widoki na przeciwko -piękny zachód. Po ajronach Franc proponuje DVD Talking Heads -sławny "Stop making sense"....z trzeciego rzędu pomruki niezadowolenia. Drugi rząd bardzo zadowolony. Nie muszę mówić ,że muza jest świetna a obrazek jeszcze świetniejszy. Siedzący w pierwszym rzędzie doktór Kmieta wpada w trans. Z rzeciego rzędu dochodzi głos ,że to wcale nie gruwi..
...Komu nie gruwi temu nie gruwi...
Na stacyi benzynowej za Wrześnią to już nawet tańce przed Waldobusem ( tak gruwi)
Muzyka sprawia ,że nogi same sie rwio. Wykonuję nawet któtki układ taneczny z obsmarkaną chusteczką do nosa (podpatrzyłem to kiedyś oglądając w telewizji zawody w gimnastyce artystycznej kobiet ). Do Poznania wracamy zaraz przed północą. BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI ZA WSZYSTKO !!!!Zastrzyk działa ,specjalnie dwa razy żegnam się z Krzyżykiem (ręce które leczą).....Dobranoc męszczyzno , już czas na sen.