Najpierw okoliczności.
Koncert odbył się wczoraj, czyli dwudziestego czwartego czerwca 2009 roku, w ramach Chrześcijańskich Dni Młodych, na starosądeckich błoniach, w pobliżu ołtarza papieskiego.
Ustawiono tam zadaszoną i trochę udekorowaną scenkę (dekoracja - kościotrup, szczykawka, para - ilustrować miała hasło "życie jest większe" czy jakoś tak, a nad wszystkim górowało oko). W pobliżu, na górce, stało trochę namiotów. Opatulone workami, i w ogóle było ich nie tak znów wiele, co wynikło z deszczów, chłodów,a zwłaszcza burz poprzednich dni. Dlatego też publiczność nie byłą zbyt liczna, a że dni młodych to też średnia oscylowała, jak mi się wydaje, około 16 - 17 lat. Organizatorzy na pewno spodziewali się większej frakwencji, o czym świadczyła cała infrastruktura z kiblami i prysznicami.
Popołudnie zrobiło się słoneczne, burzowe chmury rozproszyły się, dając miejsce błękitowi. Usiedliśmy sobie z kolegą (bo kolega jest od tego) na ławeczce i obserwowaliśmy sytuację. Wkoło pełno młodzieży, zespół się montuje (pogrywając jakieś nieczady
): Dr. Kmieta, Paweł, Frantz, Krzyżyk, Kuba i Budzy. Fajnie. To po kamelku
.
Sam koncert.
Miał się już ku początkowi, więc przesiedliśmy się na ..emerycką ławeczkę przed konsoletą (pozdro Kicha). Mrrry - ryff "Złej Krwi", pierwsza zwrotka, brzmi nieźle i nawet się poprawia (narastają gitary) i nagle
cisza
co się stało?
brak prądu!
Hm, hm - to co dalej?
Na szczęście po chwili zapaliły się lampy nad sceną i koncert potoczył się dalej... od spokojnej części "Złej Krwi".
A potem Pułkownik Kurtz - wiadomo co to za numer, dobry sam w sobie, ale kiedy doszło do tego
instrumentalnego brejka przed przyspieszeniem zrobiło się nagle ...! Budzy z pałeczką w ręce bębni Krzyżykowi po perkusji (dobrze że nie po głowie
), a drugą ręką zachęca Kmietę do pociągnięca tematu sola basowego. Uooo - to zażarło!
Dalej "Dom przy moście" i "Buraki, kapusta i sól". Strasznie fajne wersje, precyzyjne i swobodne i z fantazją. Zwłaszcza "Dom...", ta część instrumentalna rozwinięta zostałą improwizacją! Nie tylko instrumentalną ale też wokalną, SUPER!
A potem rąbnęły Popioły, podczas których Tomek straszył zgromadzoną pod sceną młodzież miną, gestem oraz głosem. Wtedy jeszcze uśmiechałem się pod nosem. Ale, tu może być miejsce żeby powiedzieć coś o grających. Do świetnych gitar się już przyzwyczaiłem, ale wciąż zaskakują mnie (i rozentuzjazmowują!) bębny Krzyżyka, te dynamiczne podkreślenia, kórych nie było w starych wersjach, w ogóle. A jeszcze bardziej ucieszyła mnie (świetnie nagłośniona) gra Kuby. CUDO! Z polotem, by nie rzec - w natchnieniu! A wszystko, jak już mówiłem, swobodnie i niezwykle przekonywująco. Świetnie!
Co do wokalisty. Wiadomo
. Ale najciekawsze wciąż było przed nami.
Gdy zaczął się "Zły porucznik" wiele się zmieniło na scenie. Wygląda na to, że wokalista oddał się jakiemuś transowi, i zaczął tak śpiewać... że za chwilę ja zacząłem się bać.
Zniszcz czego nie rozumiesz !, z uśmiechem, mój Boże... Do tego gest i elementy teatralne, o których wcześniej czytałem, ale nie wiedziałem, że są aż takie mocne! To się nadaje, moim zdaniem, na jakiś festiwal teatralny, a na pewno do (ale żeby było kompetentne!) sfilmowania. Powtarzany okrzyk
Przyjdź! z czapką naciągniętą na oczy... No po prostu
!
"Proces" jako jeden z moch ulubionych numerów z płyty, i "Statek burz": Tomek jako Godżilla, kroczy, wyszukuje, depta ...! a za chwilę japońskie fragmenty - to już jakieś szaleństwo, sprawdzałem czy szczęka jest na swoim miejscu. "Katedra", no nie da rady tego wszystkiego opisać.
Wiedziałem, że wiele można spodziewać się po "Przed prawem", ale nie wiedziałem, że to aż tak. Ten demon, ten człowiek - aż nie chce mi się o tym tu opowiadać, ale te teatralne środki ekspresji tu użyte są strasznie mocne. Naprawdę:
.
I to przełamanie, że pojawia się
ten, który wchodzi w śmierć, to jest po prostu niezwykły moment. I potem jeszcze "Anima".
Mi się strasznie podoba, że to jest właśnie taka kreacja, sztuka, jest w tym siła i wyzwanie. I pasuje do tego też, że Tomek w jednej chwili uciszał skandującą młodzież, a w innej przegonił pana, który wlazł na scenę podczas "Animy" i zastanawiał sięś co by tu naprawić. Tak ma być
.
Wołaj na cały głos!
Na tym skończyła się zasadnicza część koncertu.
Na bis wszedł jakiś zupełnie inny zespół. Zagrał dłuuugi, bluesowo - jazzowy numer, którego tytułu nie zapamiętałem, podczas którego można się było pobujać, posłuchać solówek, wokaliście udało się zaprosić do "jamowania" utworu publikę, no, tak było
.
A na zakończenie jeszcze "On jest tu" i "Niezwyciężony" z "pomyłkami" (bardzo fajnie!).
Ogólnie jestem megazadowolony z tego koncertu. I chętnie bym poszedł na następny. DZIĘKI!
ARMIA jest po prostu w świetnej formie
!