Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest sob, 27 kwietnia 2024 09:54:33

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 608 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 ... 41  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 00:48:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 12:17:46
Posty: 4937
Skąd: Biadacz
natalia pisze:
znam tą płytę od momentu, kiedy grał tylko bas, perkusja i saksofony

No właśnie... Jedyne co mi przychodziło do głowy po pierwszym przesłuchaniu, to to, że miałem wrażenie że muzyka powstała w oparciu o sekcję rytmiczną, a obok tego jeszcze saksofony. Nawet miałem zamiar jutro coś na ten temat napisać i zapytać ile w tej intuicji jest prawdy... no więc nie pytam, bo juz nie muszę :)
Nawiasem mówiąc Justin Sullivan zawsze podkreśla, że muzyka New Model Army powstaje w ten sposób - od sekcji rytmicznej i jest z tego ekstremalnie dumny :)

pozdro...
KoT


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 00:59:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 19 listopada 2004 17:03:45
Posty: 524
Skąd: warsiawka
No to ja wam powiem: nie ma, że boli...
Rok czasu od kiedy się przeprowadziliśmy stał na regale sprzęt grający zapakowany w strecz, rok stał, dokładnie 12 miesięcy. I dziś rano go odpakowałem jedynie z tego powodu, ze chciałem w dobrym brzmieniu sobie posłuchać, przestrzenni, nie z kompa i nie na słuchawkach. Odpaliłem.
i poczułem, ze mi się wnętrzności rozjeżdżają w rożne strony, normalnie ta muzyka skojarzyła mi się z "Burzliwym Poniedziałkiem" w którym Sting grał własciciela klubu jazzowego - sprowadził free-jazzowa kapelę z polski na koncerty i oni musieli na jakimś raucie zastąpic filcharmoników, którzy mierli wypadek samochodowy. Zagrali tam dla ambasadorów i ich gosci z wyzszych sfer swoja wersję Stars and Stripes. Powiedzmy, że ja miałem taka sama mine jak właczyłem FREAKa jak oni, gdy usłyszeli hymn amerykański w wersji free-jazzowej.
Kiedy swego czasu do Polski przyjeżdżały kapele jazz-corowe (sabot, the Ex i inni) to na koncertach taka muzyka sprawdzała się wyśmienicie, już sobie ostrzę zęby na koncertowa wersje FREAKa, bo w domu po trzech kawałkach wpadła do pokoju zona krzycząc "weź to wyłącz, co to za muzyka, pojebało cie???"
No i to by było na tyle.
Ale to co niesamowite, to , ze ta płyta, tak trudna dla mnie w odbiorze, gdzieś tam jest, pobrzmiewa i nie zostawia w spokoju.. Muszę sobie posłuchać jak sam będę w domu, nie to, żebym był zachwycony, dla mnie muzycznym szczytem i ukoronowaniem twórczości był Der Prozess.
zastanawiałem się nawet co zrobi zespół po nagraniu tak doskonałej płyty. I widziałem tylko dwa wyjścia.
Albo pójdą za ciosem i nagrają coś stylistycznie do Procesu podobnego, albo rzuca na szale wszystko i wykonają taką woltę, że fanom spodnie spadną z wrażenia.
I spadły.
O przenajświętsza skrzynko narzędziowa, ta płyta jest większym szokiem niż Triodante po Legendzie....
A widziałem załogantów na koncertach Armii, którzy przyszli pogować do święta rewolucji i niezwyciężonego a dostawali w pysk wyludniaczem. I nie rozumieli.
Nie rozumieli i więcej nie przychodzili.
Ale powiem tak - może nie będę słuchał tej płyty do snu i nie będzie ona moją ulubioną pozycją w plejliście, ale muzycznie jest to pozycja nie do zlekceważenia. Na pewno spodobała by się takiemu Maleńczukowi, który szuka nagrań dżezz-rockowych z lat siedemdziesiątych.
Jak dla mnie ta pozycja po raz kolejny udowadnia, że Armia to nie jest zespół, który schlebia modom.
Trzeba mieć naprawdę dużo odwagi, jaja z brązu, żeby w tak krótkim czasie wydać dwie tak diametralnie różne stylistycznie płyty.
Normalnie myślałem, ze sie poleję ze smiechu jak sobie wyobraziłem miny kolesi, którzy kupili ta płytę po przecytaniu naklejki " Armia znowu z Robertem Brylewskim" i pomysleli, ze to Legenda Bis.
Jak by FREAKa puszczali w psychiatrykach przez radiowęzeł to by w krótkim czasie ubyło pensjonariuszy.
Tak myślę.
Howgh!

_________________
<"///><HOPE><\\\">


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 01:23:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
Natalia pisze:
this is my son, this is my daughter


tę linijkę od razu zapamiętałem :)


Ostatnio zmieniony ndz, 29 listopada 2009 01:31:40 przez antiwitek, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 01:27:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:39:35
Posty: 12221
Skąd: Nieznajowa/WarsawLove
wklejam tekst samego Merlina !!! :shock:

Cytat:
Armia
Freak!
Isound Labels 2oo9

W pierwszą środę grudnia spotkali się w klubie i była to ich pierwsza próba. Tego dnia powstała też koncepcja, żeby zrobić świąteczne kartki z napisem: – Ta karta jest znakiem naszego istnienia nawzajem. Mojego – że piszę, Twojego – że mam komu. Niech się święci – oto życzenie. A poza tym: Pozdrowienia dla pozostałych przy życiu. Pozdrowienia dla opuszczonych i samotnych. Napis ten oddaje nastrój porannej chwili tamtego czasu. Gdy wszystko owionięte Apokalipsą daje ci do zrozumienia, że zmienia się rzeczywistość na naszych oczach. Przyzwyczajeni do stałości poglądów, opinii, wartości, zaczęli tworzyć tradycję, odkrywając jej związki z tym, co niepospolite. Dzień wcześniej spotkali się na giełdzie płyt w Hybrydach i ustalili, że nie ma co odwlekać decyzji ani przenosić ją do świata marzeń i fantazji. Ostatecznie byli najlepsi w tamtym momencie . By w to uwierzyć, media miały czekać kolejne lat siedem. Tymczasem miałem wykład pt. Frazeologia: pleonazmy i tautologie. Po wykładzie, jak o tym było mówione, pojechałem do Hybryd na próbę. Południe było jak to w grudniu. Szaro, ciemno i ponuro. I my w tych katakumbach jakby w innym świecie. Dwie godziny zleciały jak trzaśnięcie bicza. Owo mgnienie oka miało jednak moc i siłę wspomnianych siedmiu lat. Dla pamięci owego momentu zostało zapisane: – Nauczyciel tak długo tłumaczył, aż sam zrozumiał. Fakt faktem, że musiało dojść do pewnych ustaleń. Dość na tym, że zaczęły się próby i przygotowania do nowego programu. Trzeba też było zobaczyć jak i co grają inni. Tegoż dnia wieczorem, w klubie Hybrydy, odbył się koncert, na którym zagrali Deuter i T. Love a po nich, w klimacie nieco odmiennym, Ferrum. Dzień wcześniej znaleźć możemy w kalendarzu taką oto sentencję: – Tworzę muzykę, w której mają szansę zaistnieć wszystkie brzmienia. Istotne jest poczucie czasu, który naznaczony jest przez narodziny, wzrost i śmierć – oto co myślę. [Joseph Hill]

Nie znając jeszcze określenia hard–core, próbowali jakoś po swojemu nazwać tę muzykę. Nim wrócili do klasycznych terminów był w użyciu punkedellos, żeby nie utożsamiać się z nazwą wówczas funkcjonującego zespołu Punkedellic. Taką muzykę grała Armia z założenia. Freak [frik] jest więc powrotem do korzeni i do takiej tradycji, która po części pozostaje tajemnicą.
Jest tak, że niektóre rzeczy się wie bezwiednie i nie wiadomo skąd. Jak użyć głosu, by rezonował z powietrzem wypełniającym przestrzeń dźwięku. I jak się w tym odnaleźć potem. Bo mogą być kłopoty z powrotem w to, co przedtem. Inny czas wywiera presję na wewnętrzny rezonans.
Ostatecznie każdy ma własną wersję. Ważne, co jest przedtem. Ostatecznie gine to tylko kamyk, mieszczący się dłoni. Semen po łacinie to również ziarno. Stąd miejsce to też seminarium. Można więc dziś powiedzieć, że pracowaliśmy seminaryjną metodą, choć wtedy nikt tak tego nie nazywał. Dość na tym, że każdy skądś przybywał do tego miejsca, gdzie uczestniczył, rzec by można, w jego życiu. Paradoksem było, że każdy był poniekąd asocjalny. Mając pewne, właściwe i szczególne asocjacje, jest w osobistej, personalnej relacji, do tego, co niewidzialne i w sposób anonimowy wywiera wpływ niewidoczny, lecz nie do końca. Czy to wspólnota, czy utopia, czy tylko komunikacja, na poziomie informacji następuje unifikacja. Każdy przybywa skąd–inąd i mimo to jakby pochodził z jednej rodziny, z jednego plemienia jakiegoś odległego, dawnego rytu, którego potrzeba poszukiwań przywiodła nas do tego miejsca. Wszystkich razem i każdego z osobna. To tylko jeden z powodów, że praca postępowała w indywidualnym rytmie. Czasem trudno było uczestniczyć nawet w wybranych zajęciach. I gdyby nie zapiski, notatki, partytury i plany, nic by nie zostało z marzeń i zamiarów. Teraz to one wcielają się w rolę medium i zaraz po tym wcieleniu dążą do owładnięcia pamięci. Biorę do ręki kamyk i wywołuję obrazy dostępne projekcji. Jest to równie realne i nie mniej rzeczywiste, niż projekcje mediów podległych sztucznej inteligencji. Wystarczy porównać czas potrzebny informacji, by mogła dotrzeć z wieścią o muzyce. Anonimowe założenie jest takie, że może się podobać. I to wystarczy, by informować. Pomnik trwalszy niźli w spiżu ryty to wtedy nie tylko okrzyki i wrzaski, ale jak i dawniej, poezja i brzmienie głosu. Celem i zadaniem stało się poszukiwanie możliwości stworzenia luki w informacyjnym szumie. Takie też było założenie przy realizacji Legendy. Ale to już trochę później.
Najpierw było seminarium źródeł i korzeni. Poszukiwania. Poza gust i upodobania. Pierwsza prezentacja poza własnym miejscem odbyła się w Krakowie. Publiczność nie wiedziała jak reagować na energię płynącą ze sceny. Zmartwiała, rzec by można, nie wiedząc jak się zachować wobec owładającego dźwięku. Ilość interferencji przekraczała zdolności percepcji. Potrzebna jeszcze była fantazja i wyobraźnia by poczynała się Bajka. Samoistnie niejako powstawała luka. Dość na tym, że po jakimś czasie do jednej z redakcji nadszedł list od słuchaczki, piszącej w zachwycie, że odkąd przeczytała teksty to kapela podoba jej się jeszcze bardziej zajebiściej. Dziś powoli wraca ta moda na wiodące słowa, powtarzane jak mantra w nieustannym mamrotaniu, jak refren przeboju i reklamówka najnowszej nowości czy nowinki. Gdy pośród nich zjawia się myśl, następuje luka w informacyjnym szumie. Wiedział już o tym Mickiewicz, improwizując w obcych sobie językach. A że wirował przy tym i głos zestrajał z brzmieniem i klimatem muzyki użytej do wtóru, to Bajka kolejna, pełna fabuł, wątków i dygresji, podczas gdy tutaj próbujemy się skupić na początku samym, ledwo żywym bo prawie zapomnianym. Na owym arhaj, oj i arche, z którego jedni wywodzą zmienność a inni anarchię z herezją, co sprawia, że każdy widzi to inaczej.
Opowie o tym seminarium po reaktywacji. Inicjowanej przez pytanie jeszcze nie zadane a przecież to samo, co kiedyś. Pytanie o początek i o stosowane wtedy metody. Bo że ewoluowały to oczywistość innego rodzaju, na przemian z momentami przemiany. W rezultacie mamy do czynienia z kilkoma lukami w drodze do zjednoczenia. Są one jak plamy lśniące na gładkiej powierzchni. Jak liści poruszenie w bezwietrznej przestrzeni. Jeszcze nie dźwięk, ale brzmienie, poprzedzające samą muzykę. Oddech przed słowem. I mowa. Przedtem i potem, albo odwrotnie. Jedno z założeń głosi, że są to osobne drogi, pełne wolności i autonomii. Są też zasady, że jedno wyznajemy a inne wykluczamy. Takie to były początki.

Ta muzyka jest moja, niezależnie od gustów i upodobań. To jest moja muzyka, co słuchać i widać. I o czym można przeczytać.

Może nawet czekałem na tę płytę przez całe poprzednie życie. Czekałem dłużej niż ktokolwiek, choć niewiele pamiętam z owych oczekiwań. I czasem myślę, że taka właśnie miała być Legenda, ale coś nie wyszło. I nie dziwota, bo nie wyobrażam sobie takiej muzyki w tamtych czasach, choć do dzisiejszej wizji filmu czy video–clipu można użyć dowolnie archiwaliów i dokumentów, z odległych nawet czasów i epok.

Można by rzec, że Freak to suita orkiestrowa. Spełnienie marzeń wielu z nas i realizacja zamierzeń, tkwiących u źródeł projektu, znanego potem jako zespół Armia [Anti–Armia]. Powrót do korzeni i zwrot ku przyszłości. Rówieśnicy jeszcze nie narodzonych oraz rówieśnicy zmarłych poprzedników i przodków dają świadectwo obecności, przywołując tych, których tu nie ma, by razem z nimi śpiewać.
Gdy muzyka staje się echem śpiewu w śpiewającym – pieśń jest osobą.
Gdy widzi eneagram, może słyszeć muzykę gwiazd i symfonię świata.

Utwór Breakout przywodzi na myśl skojarzenia z American Woman Goes Who, gdzie riff komponuje się harmonicznie i doskonale się miksuje z tymi wszystkimi interludiami, którym bym powstawiał osobne znaczniki, gdyby to ode mnie zależało. Jeszcze wyraźniejsze jest to w Green, gdzie dramaturgia utworu przypomina parateatralną etiudę. Również utwór tytułowy i ostatni, Other Side, szczególnie w partiach chórów, przenoszą nas, jeśli nie w epokę antyku to przynajmniej w klasyczne struktury.

W dawnych czasach muzyka taka była znana jako fussion. Polskie słowo fuzja nie trafiło wtedy do obiegu między inne terminy muzyczne. Twierdzono, że określenie jazz–rock jest uniwersalne a fuzja za bardzo tchnie militaryzmem. Minęło ćwierć wieku i niektóre słowa umarły. W nowej epoce fuzja nie jest już kojarzona ze strzelbą a słowo strzelba wymawiane jest często jako szczerba. Skojarzenia z Armią są zatem o tyle oczywiste co i odległe. Bo kto dziś słucha fussion? Nikt nie musi, mając do dyspozycji fuzję Armii z przekazem, jaki zda się być zaniechany w nowych czasach. Choćby i z tego powodu, że czym innym jest już dziś ekologia. Dawni ekolodzy głosili, że muzyki trzeba słuchać w ciszy. Dziś o samej ekologii jest głośniej niż o innych pomysłach, wpisanych w tę samą tradycję i od czasu do czasu dających znać o sobie.

Zadziwiająca jest konsekwencja wierności muzyce, przekraczającej granice uwarunkowań, gustów i upodobań. Bo choć zasadniczo nie wnosi ona do świata nic nowego, wcielając w życie pradawne, odwieczne idee, niemniej wprowadza porządek odmienny i obcy Starożytnym, oparty na innej wiedzy i technologii. Dość na tym, że dawniej powszechny obowiązek wojskowy był zaszczytny a w nowej epoce stał się bardziej dobrowolny, osobisty, indywidualny, zawodowy a poniekąd i naukowy. Dowiedziono już bowiem niejednokrotnie, że to, co powszechne i potoczne, później lub wcześniej przekracza zwykły poziom percepcji i zbiorowej komunikacji. O wiele łatwiej to zobaczyć mając do dyspozycji metodę o tyle pewną co i niewyraźną. W oparciu o nią można dowodzić materialnego charakteru muzyki, co bynajmniej nie pozbawia jej szeroko pojętej duchowości oraz możliwości interpretacji w kategoriach wartości etycznych i moralnych. Związek muzyki ze środowiskiem, choćby miało ono stanowić minimalną niszę kulturową, jest ważniejszy niż społeczne i socjalne relacje. Szczególnie w czasach, gdy kulturowy obieg nie jest w stanie zapełnić luk istniejących w informacyjnym szumie. Gdy źródła i korzenie naszej wiedzy i wiary zastąpiły zmiany i wykluczenie. Co było stałe zostało poruszone. Wirujące skała jest dziś symbolem nie tylko Góry przychodzącej do Proroka, ale i świata wychodzącego naprzeciw ku człowiekowi. Człowiek wiedziony potrzebą poszukiwań podąża za miejscem, gdzie czuć się może jak u siebie, zdrowo i bezpiecznie. A najwięcej takich enklaw ma w muzyce. Jej związek z medytacją od zawsze fascynował i poruszał umysły nie tylko badaczy. Wykluczając muzykę z teatru sprawił Grot, że było dokąd i do czego wracać. Stąd powstało przeświadczenie, że poznanie jest kwestią czynienia i toczy się dwutorowo. A ponadto, że potrzeby to korzenie naszej natury.

W minionym ćwierćwieczu przez szeregi fanów Armii przetoczyły się trzy pokolenia słuchaczy. Jest faktem znamiennym, że każdy krąg odbiorców miał inne preferencje, priorytety i principia. W nowej epoce słuchający Armii nie tworzą już środowiska myśli ni wspólnoty uczuć. Na to przyjdzie poczekać kolejne lat siedem. Tymczasem dotychczasowi słuchacze stają przed nie lada wyzwaniem. To, co dotąd się podobało, nie ma sensu ni racji w świetle nowych dokonań. Kto, tak jak ja, zapomniał wszystko i próbuje na nowo rozpoznać się w różnych wersjach historii, może spróbować. Lecz będą to tak przeraźliwie nieliczni, jakimi i my byliśmy na początku.
@udioMara

_________________
ja herez ja herez
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 01:49:24 

Rejestracja:
wt, 03 lutego 2009 20:09:49
Posty: 46
mocny w gębie pisze:
Normalnie myślałem, ze sie poleję ze smiechu jak sobie wyobraziłem miny kolesi, którzy kupili ta płytę po przecytaniu naklejki " Armia znowu z Robertem Brylewskim" i pomysleli, ze to Legenda Bis.


:lol: mam podobnie... Jedno jest pewne - płyta nie wszystkim podejdzie... Może nawet znajdą się tacy, którzy krzykną "zdrada". Dla mnie FREAK to kwintesencja armijnej poetyki przy użyciu nietypowych środków artystycznych - że dokonam parafrazy samego siebie ;) Słucham tej płyty 3-ci dzień: w drodze do sklepu, PODCZAS ODKURZANIA (słuchawki "przekrzyczały" odkurzacz), w pracy, w domu... Pamiętam taką "fazę" miałem po Legendzie, Trio i Duchu, kiedy po 14 razy dziennie jednego utworu potrafiłem słuchać... Ten rok jest dla mnie muzycznie wyjątkowy - wyszło sporo bdb płyt, które eksploatuję, ale żadnej z taką częstotliwością, jak FREAKA...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 01:58:46 

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:31:23
Posty: 3413
W piątek, w pięknym miejscu, przy dobrej strawie, w przemiłej atmosferze ciepłej rozmowy, rzekłem metafizyczno - kulinarnie do ulubionego Współbiesiadnika: "to jest tak, jakbyście wszystko, co było dotąd, przyprawili najwyższego gatunku szafranem..."

Smak Freaka jest dla mnie nie do opisania. Zwrot w estetyce, jaki się dokonał na tej płycie, wyszedł naprzeciw mojej wewnętrznej ewolucji, ta muzyka nakreśliła wysublimowanym ornamentem i nowymi barwami to, co od dawna gra w mojej duszy, czego nie umiem wyrazić, ale umiem z radością rozpoznać...

Spodziewałem się kilka miesięcy temu, że "Der Prozess" może się okazać wspaniałym ukoronowaniem twórczości Armii, że zespół stanie za jakiś czas w sytuacji trudnego wyboru, co dalej... Drzwi do nowego wymiaru otworzyły się jednak nieoczekiwanie szybko, a po drugiej stronie w wielkiej obfitości objawiło się wszystko to, co było dotąd zawarte między wierszami...

.........................

Rozsmakowuję się w nowej płycie, jak pewnie w milczeniu wielu innych odbiorców, ale tylko co jakiś czas pozwalam sobie na wyrażanie tutaj patetycznych zachwytów, które mogą u niektórych wzbudzać pobłażliwy uśmiech, ale tylko tak potrafię wyrazić swoje głębokie oczarowanie nową płytą Armii...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 02:43:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:33:35
Posty: 4884
ja jeszcze chciałem bardziej tradycyjnie:

HOME*****
Doktor Doktor pewnie stąpa i daje oparcie saksofonom, które spiralnymi ruchami zakręcają ku górze, jak baletnice. Przepiękna gitara lekko po prawej (Paweł?) i najbardziej miękki wokal w historii zespołu, jak gdyby nagrywany w kuchni, albo nad wodą, żeby nie spłoszyć ryb słuchaczy, tylko zanęcić, chodźcie ze mną na zewnątrz do domu. Zmienił się ten bas od czasów Drogi, teraz brzmi jeszcze twardziej, ale też bardziej chrupko. Nie ma łomotu, jest perswazja, nawet w mocniejszym fragmencie guess I am ready to see, zmiana akordu i Krzyżyk urywa się ze smyczy, już wydaje się że druga zwrotka ma nadejść, ale jeszcze tuż przed nią gwałtowne ruchy bębnów jak gdyby bił się po kolanach pięścią w radosnym paroksyzmie, teraz już na pewno druga zwrotka, tym razem świetna gitara jak sądzę Frantza przygniata utwór do bardziej ziemi i znowu na jej tle ta przepiękna druga... Druga zwrotka, tym razem wydaje się jak by Krzyżyk grał TYLKO talerzami, poprzeczne akcenty od niechcenia, znowu delikatne przekonywanie wokalu, choć też przynaglające dokrzykiwanie, nie ma co się bać przecież, znowu przełamanie tonacji i otwierają się przestrzenie i Krzyżyk szaleje na tomach (czy Tom równocześnie trzyma rękę na krzyżyku? Nie mówi o tym za dużo tej płycie, więc można mniemać, że...) utwór nagle staje w miejscu na chwilę i wchodzi na scenę gitarzysta w okularach (brylach), tylko że nie gra na niej tylko nią targa w różne strony nienatarczywie, saksy nie wytrzymują, Krzyżyk dołącza z szalonymi podziałami, uff, trzecia zwrotka, Frantz miejscami wcina się po lewej z zagrywkami jak ze starej Armii, ale nie ma tak dobrze baby, harmonie dążą do oktawy, znowu przełamanie, w pewnym momencie świetne dźwięki saksofonów tak jakby Marek grał na nich slidem od gitary, znowu atak perkusji już nikogo nie dziwi.

Świetny numer na otwarcie, mieszają się tutaj zupełnie przeciwstawne estetyki (a przy tym jeszcze pomiędzy dźwiękami te świsty z Ultimy), mi nie przeszkadzają, choć rozumiem że innym mogą, mamy w sumie tutaj do czynienia z pewną polifonią stylistyczną, która na razie wybija umysł z utartych szlaków by później ułożyć się w całość z resztą elementów. BEST MOMENT: jednak gitara krajobrazowa (ale wszyscy świetni!)

YOU KNOW I AM **** i ¾
Ten utwór, pomimo różnych temp wydaje się posiadać bardziej klarowną estetykę i wyraźną linię narracyjną, i w tym numerze słowa wydają się być najbardziej podporządkowane muzyce i prawie bez znaczenia, ale ostatnie słowo (nie ujęte w książeczce) przewraca owe hipotezy na bok. Niby wystepują elementy „starej Armii” (waltornia i wiatr), ale w kontekście tych saksofonów wyglądają jak przewrócone do góry nogami i jeszcze wierzgające nogami. Najmniej przyjemny utwór na płycie, odczytuję go jako kubeł(ek) zimnej wody – nie da się pobiec tam gdzie by się chciao (i duch), za saksofonami. Trzeba znaleźć inną drogę, prawdziwą. Cóż za przedziwny dialog trzech gitar pod koniec – to jest dla mnie BEST MOMENT, ale waltornia też.

BREAK OUT *****
Uderzenie gitar tutaj jak pięścią w stół, albo gwoździem w ziemię, za to gitara po prawej wyrywa się na wolność. Akordeon tonuje i wyznacza granicę między światem zewnętrznym i wewnętrznym. Pierwszy refren będę musiał odsłuchiwać w pokorze. Druga zwrotka tekstu bardzo soundropsowa, bo akurat zadzwonił Krzyżyk i mogłem ją szypko buchnąć pod ławką. Cieszę się z nienachalnego trójgłosu w drugim refrenie. Dobry, twórczy niepokój, znowu wspaniała gitara po prawej ale też saksofon, jakież opowieści cudowne jego, Krzyżyk w nietypowych poszukiwaniach, robi się aż niebezpiecznie, out! out! in! in! nie wiem jeszcze gdzie, który pomaga, który przeszkadza, wokalista wydaje się wiedzieć. BEST MOMENT: saksofon po drugiej zwrotce ale (prawie) wszyscy świetni.

GROT THE ENGINE DRIVER *****

Mój ulubiony tekst na płycie. (Połączyła ich miłość do pociągóch). Dużo się używało słowa apocalyptic w odniesieniu do Armii, ale ten numer jest najbardziej z nich wszystkich apokaliptyczny. Widzę jak ten pociąg pędzi w powietrzu i nie ma w tym nic dziwnego, tak musi być. Świetny bas. Dwa kluczowe momenty spośród wielu BEST: Krzyżyk ośmielający się przeszkodzić Budzemu w śpiewaniu drugiej linijki i - przede wszystkim – ten świst przed trzecią zwrotką. No i ride (pociągiem!) to the cross, być może najlepsza linijka Armii ever (dobra, wiem że tylko dla mnie, no i co) (ja zaproponowałem oczywiście run from the cross, taki ze mnie kryptopoganini). I znowu te saksofony z innej bajki wręcz musiały.

GREEN ***** (!)
Stary dobry psychodeliczny patent z bębnami od tyłu, jak ta rzecz do odsysania wody. I wchodzi ta kojąca melodia, prosto pod górę, ale nie za słodko (czy można iść słodko pod górę?) Nie są to miłe słowa w zwrotce, ale przecież na pocieszenie trzeba zasłużyć cierpieniem i nadzieja jest lepsza niż plaża. Jaki piękny melizmat na goone! Oczywiście w tym momencie Armia (to niebywałe) najbardziej zbliżyła się w swej historii do The Moody Blues (spokojnie everybody, wciąż dzielą ich Niemcy i Francja), bo jest to piosenka o nadziei, ale takiej niełatwej i przez to prawdziwej. Już przez część piosenkową prześwituje słońce, ale najlepsze zaczyna się gdy piosenka się kończy. Nie spodziewałem się. Nie spodziewałem się. All right. All right right right right right. Krzyżyk nie odchodź. Ale z tym dobitnym zakończeniem perkusyjnym przybywa mruczący Czarodziej Merlin i potem studnia zapomnienia pośrodku zielonej polany. Nie mogę aż uwierzyć temu szczęściu.Wielkie dzięki. BEST MOMENT: okaryna.

FREAK*****
Wszystko jest poezją, wszystko jest łaską, wszystko jest cudowne (because everything is dying). BEST MOMENT: nie mogę pominąć i wokalu, i „gadającej” gitary Pawła, i niespokojnego akordeonu po pierwszej zwrotce, i tamburynu od tyłu i przełamania tekstowego i schowanej po prawej waltorni i świstów z Ultimy. Wszystko na swoim miejscu.

IN THE LAND OF AFTERNOON **** i 1/4
Tu nie było mi łatwo – na początku miał *** i pnie się (drzew) w górę powoli, ale nic nie naciągam. Tym razem saksofonom mówię „hm”, za to gitary, każda zagrywka to inne drzewo (jedno wyraźnie w okularach). Saksofony za to jak ptaki. BEST MOMENT to jak się można było spodziewać wtedy gdy niespodziewanie numer zaczyna biec, chociaż „telepatyczna waltornia” też pogłębia zaparty dech.

THE OTHER SIDE **** i ½
Znowu krzyżują się różne stylistyki jak tory, najbliżej mi do slide’u Frantza, ale i saksofona przegryzę. Świetne plany wokali, ten z daleka, ten spod spodu, jeden dopowiada, drugi doszeptuje, trzeci domrukuje... Druga zwrotka, pierwsza linijka i po niej (BEST MOMENT) gitarzysta w okularach robi tak karkołomne salto, że do nie mogę wyjść z podziwu. W drugim refrenie slide świetnie dopełnia faktury. Potem już nawet przemawia w zastępstwie gdy narrator zdecydował się opuścić tę krainę i tylko potem dopowie coś z offu, albo numerka szczęśliwego podeśle – w międzyczasie jeszcze kolejne wtrącenie saksofonu, raz nawet w bardziej tradycyjnej harmonii. I zaraz na środku polnej drogi zostaje tylko Robert Brylewski jakby w dostojnym czarnozielonym przebraniu stracha na wróble (tego z pierwszej płyty Pink Floyd)... Niesamowita partia!!! Kto by się spodziewał że ostatnie słowo wokalne na nowej płycie Armii będzie wypowiedziane w takiej niskiej, pełnej i przede wszystkim pewnej harmonii (to trójgłos jest? trógłos w dół? taka niemoja ta harmonia, że aż nie mogę jej rozwikłać, w każdym razie podziw, Podziw). I jeszcze saksofony tańczą trzymając się za rękę. Płyta totalna.

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 11:27:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 17 marca 2008 11:20:50
Posty: 1289
Skąd: Frysztak
Ja dopiero zaczynam słuchać tej płyty. Rzeczywiście to jest coś zupełnie innego. Najepszy moment na plycie to dla mnie GREEN!!! - ten utwór jest piękny, magiczny od początku do końca. Poza tym bardzo podobają mi się partie akordeonu i waltorni (szkoda, że jej tak malo). Natomiast najbardziej nie podobają mi się "te piszczące" instrumenty - (nie powiem jakie bo się nie znam).

Po przesłuchaniu próbek ze strony "w moich oczach" bylem bardzo przestraszony. Teraz z każdym następnym odsłuchem jest coraz lepiej ale np. "Home" mi się chyba nigdy nie spodoba (chociaż nigdy nie mów nigdy :) )

_________________
po co ta wrogość do siebie, to co w Tobie prawdziwe jest piękne


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 12:02:58 
natalia pisze:
ma posmak wolności.


dokładnie tak. jest to najbardziej moja płyta Armii.


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 16:21:19 

Rejestracja:
pn, 09 listopada 2009 16:58:09
Posty: 36
Płyta bardzo dobra i ambitna, jednak zupełnie nie moje klimaty. Mimo wszystko wolę der Prozess i tamtejszą stylistykę muzyczną.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 17:37:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 04 grudnia 2004 20:50:09
Posty: 2005
Skąd: zNienacka
Bizkit pisze:
Płyta bardzo dobra i ambitna, jednak zupełnie nie moje klimaty. Mimo wszystko wolę der Prozess i tamtejszą stylistykę muzyczną.

Dojrzejesz, dojrzejesz, hihihi.

_________________
wiecznie wątpiący- gatunek ginący


Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą. Z dalszych
eksperymentów zrezygnował.

Mark Twain


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 17:44:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 17 marca 2008 11:20:50
Posty: 1289
Skąd: Frysztak
Bialy_Kruk pisze:
Bizkit napisał:
Płyta bardzo dobra i ambitna, jednak zupełnie nie moje klimaty. Mimo wszystko wolę der Prozess i tamtejszą stylistykę muzyczną.


Dojrzejesz, dojrzejesz, hihihi.


Jam młody jest więc też żywię się tym iż dojrzeję :P ...Z każdym odsłuchem coraz bardziej się przyzwyczajam niemniej jednak łatwiej było by mi zaakceptować Freak'a gdyby go nagrał zespół w takim samym składzie ale pod inną nazwą :)

_________________
po co ta wrogość do siebie, to co w Tobie prawdziwe jest piękne


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 18:27:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 14:09:14
Posty: 4702
Otworzcie swe umysly i przelamcie myslowe schematy, ludzie ! :wink:

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 18:36:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 16:53:29
Posty: 14865
Skąd: wieś
Jaki utwór powstał w czerwcu, czyli który był tym pierwszym nagranym?

Jak Tobie Gero z tym podpisem "Armia are" (może zbyt osobiste?)?

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 29 listopada 2009 18:39:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Gravi pisze:
Jaki utwór powstał w czerwcu, czyli który był tym pierwszym nagranym?

...pierwsze były : amagama i other side........a ostatni :freak

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 608 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 ... 41  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 185 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group