Zastanawiam się kiedy właściwie pojawił się ten pomysł, żeby coś pisać o Legendzie. Pewnie jeszcze pod koniec lat 90. zaczęły zbierać mi się różne rzeczy w głowie, że Tischner na wykładzie przedstawił misterium tremendum, tak jakby mówił o Opowieści zimowej, albo czytałem Mitologię Słowian i uderzyła mnie legenda o wiosennym uwolnieniu wód. Potem to się samo zaczęło nakręcać, bo inspirując się Budzym i Armią, sięgałem po różne książki, a znajdując w nich wątki, pasujące mi do Legendy, oznaczałem je na marginesie literą A - potem łatwiej było mi je odnajdywać.
Kilka lat później wiedziałem, że coś z tym trzeba będzie zrobić. Choć poukładanie wszystkiego, co mnie interesowało, w jakąś sensowną całość zajęło mi dużo czasu. Była to męka - z jednej strony lenistwo i inne słabości, a z drugiej jednak wewnętrzny ogień, chęć wyrzucenia tego z siebie. Nie pamiętam dokładnie, ale sprawę zamknąłem chyba zakładając bloga z całością, w 2012 lub na początku 2013.
Oczywiście prędko zacząłem wstydzić się słabości tego tekstu, choć miałem też poczucie jego wartości. Zastanawiałem się nad odnowieniem, ale lata mijały i nie bardzo kwapiłem się do pracy. Trudno wrócić do czegoś takiego. Był nawet taki wieczór, że Gero pytał mnie o Legendę i długo esemesowaliśmy, a ja przekonywałem go do swej wizji tej płyty. Pomyślałem, że... a jednak nie. Ale jakoś wiosną czy przed wakacjami tego roku zadzwonił do mnie Budzy, pytając, czy można by użyć tego tekstu w jubileuszowej reedycji Legendy... Jasne! Sugerował pośpiech, więc nie przeciągałem - zostawiłem sobie z dwa dni na retusze, eliminacje i zmiany. I taką wg mnie lepiej przyswajalną edycję wysłałem Tomowi. Po kilku miesiącach pani z Metal Mindu pytała czy jeszcze coś bym chciał zmienić. Tu zrobiłem błąd, bo trzeba było jeszcze przejrzeć po czasie - może wyeliminowałbym literówki i inne takie, a tymczasem one trafiły do ostatecznej wersji, za co ze skruchą przepraszam.
Być może należałoby to w ogóle zrobić inaczej. Rozwodnić, pisać bardziej kawa na ławę, nadać całości bardziej zgrabną i harmonijną formę, która sprzyjałaby czytelnikowi. Ale tak się nie stało. Gdy teraz czytałem ten tekst - po czasie to już trochę jak cudzy - to zaskoczyła mnie jego maniacka intensywność. I nawet pod koniec, gdy brakuje trochę sił - niestety autorowi - to wjeżdżają jakieś pojechane wątki, typu odwrócony czas we śnie. To wydaje mi się nawet zabawne. Ale mimo tych różnych słabości i niedociągnięć, jednak czuję się zadowolony.
Brak przypisów (jam nie winien!) może spowodować, że jeden fragment - ociera się o plagiat (opis romantyzmu z podręcznika epok literackich), ale mam nadzieję, że nikt mi tego nie wywlecze
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
.