Na szybko i na gorąco -
Nie wiem jak było w Uchu, pewnie głośno, za to z Wiatraka Armia zrobiła niezły młyn. Zmieliło mnie w pył!
Już od przeczytania setlisty z Gdyni nie mogłam się doczekać na to, czego chyba jeszcze nie słyszałam live - Bóg jest miłością i Pieknoręki. Już pierwsze pięć utworów z Toni pięknie zagrało w naszym mieście, gdzie susza wołała już o pomstę do nieba. A potem jeszcze mix Ducha, Legendy, Drogi i niezwyciężony statek burz !!! Jedyny normalny klub muzyczny w naszym mieście (nie licząc dostojnego jak PRL domu muzyki i tańca) zdominowany jest przez koncerty na które nie poszłabym nawet z nudów, a tu proszę - Armia! w kwietniu ! Co oznaczało po prostu powiedzieć że zaraz wracam i wsiąść w tramwaj

do dzielnicy - widmo, gdzie na miejscu starych górniczych osiedli leci autostrada (nasz lokalny pisarz mieszkał jako dziecko w tych okolicach i opisał je w książce o Cholonku, miał jednak klasę [choć jest starym wariatem] i chcąc zobaczyć na starość swój dom przyleciał z wysp kanaryjskich i dowiedział się że domu nie ma , na co powiedział tylko: nic nie szkodzi).
Za klubem jest palarnia pod parasolami. Można stamtąd popatrzeć w oczy samochodów płynących w obłędzie przez pustynię.
Co do koncertu - absolutna bomba 10/ 10 w skali makro i mikrokosmicznej. Szczególne podziękowania dla skontuzjowanego Frantza i prze- (

okropne słowo, nie wymyślę dziś innego) -sympatycznego Darka. Tom - jesteś jak najlepsze wino!!! Wielkie dziięki dla całej ekipy!
Dobrze było spotkać się z Pietruszką i z Robin Hoodem. Prawdopodobnie dał on z siebie wszystko

...ale co z Godzillą? I gdzie był Wuka???
Tyle na razie na szybko. Jak zwykle jestem w pracy.