Żeby nie było że się nie zdarzyło, dokładam swój groszek.
Koncert w Bielsku- Białej odbył się 4.06.23
W klubie o dziwnej nazwie rudeboy byłam ostatnio 10 lat temu, na Armii takowóż. Albo się on zmniejszył, albo ja urosłam - jakby nie było klubik malutki, a żeby tam wejść trzeba pokonać dookoła całą kamienicę.
Mały i podły, ale dość przytulny. Jeśli ktoś lubi stare rudery bez tynku, z sufitem na wyciągnięcie ręki to zapraszam.
Stworzyło to klaustrofobiczny klimat oraz wrażenie tłumu a nawet zgniotu. Zachęcający, niezmiennie wzruszający witraż armijny bliziutko od wejścia, zamiast saportu z taśmy dead can dance, kolejny powrót.
Zespół wszedł szybko i zaczęło się. Na początkowy instrumental podeszłam sobie blisko i stanęłam w nieświadomości że za moment mogę oberwać w łeb. Lekkomyślny poeto, niebezpiecznie śnić...
Od pierwszego riffu Legendy zrobiło się wariacko pod sceną. Nie powiem, widziałam już pogo, byłam raz nawet na punk- rock festiwalu w czerwione- leszczynach
ale już dawno nie widziałam żeby pięciu gości odstawiło taką napierdalankę i rozgoniło resztę słuchaczy pod ściany!
Bielszczanie stęsknieni widać i wyposzczeni, zwłaszcza tych jedenastu co mikroskopijny lokal roznieśli w boisko.
Trochę zdziwiłam się że piwo daje się tam w szkle, bo taki szał ze szklankami w rękach i rozpryskiwaniem tego piwa po nawierzchni to przede wszystkim marnotrawstwo, po drugie rozrzutność, a także chyba zagrożenie życia.
No ale może przesadzam, bo ofiar śmiertelnych z tego co wiem nie było.
Było za to na tyle sympatycznie, że gdzieś w okolicach Nie ja (który jest moim ulubionym kawałkiem z tej płyty) wycofałam się trochę pomiędzy ludzi którzy przyszli nz koncert po prostu posłuchać muzyki. Wydawało mi się najpierw że muzycy są trochę zmęczeni graniem dzień po dniu, jednak rozkręcili się szybko i cała Legenda przeleciała jak boski wiatr. Oczywiście czekałam najbardziej na część drugą, tak niejednoznaczną i dezorientującą dla części słuchaczy. Choć trzeba przyznać, ci z przodu trzymali się mocno do końca.
Uwaga druga - Piosenka po nic! Cieszę się że grają Ducha, a w wydaniu koncertowym można poczuć pełnię tego i przestrzeń tego utworu. Zaraz potem - Inaczej niż zwykle. Wspaniale wykonane! Tom długo wybierał komu oddać mikrofon na ostatnie słowa - i tu nie zauważyłam kto tego dostąpił? Czy nie ten kto najbardziej rozebrany toczył się po metrażach? Bo raczej nie ten kto znieważył przesłanie dla Brylewskiego, taką mam nadzieję. Lecz Budzy szybko go uciszył I unieszkodliwił
Co tam jeszcze? Sen nocy letniej! Jedna z tych niespodziewanych chwil mistycznych, gdy można zamknąć oczy i poczuć że cofa się czas. A on się potem zawiesza i płynie dalej jak meandry rzeki występującej z brzegów.
Trzecie wyjście- Jestem drzewo i Aquirre!!!
Wszyscy zadowoleni, wyciągają się ręce spod sceny, gdzie wita je lub żegna uśmiechnięty znów Tom. W tej pogodnej jak obłęd atmosferze kończymy z soul side story.
Ściskam antologię i nową koszulkę, milczę i całą drogę powrotną wpatruję się w spaktakl na niebie. Zakręcone wielokrotnie ronda przywracają mi równowagę i radość.
To jest to! No nie, to to? Tak, to jest to
Ps. Wrzeszczeli HOHO HOO jeszcze zanim im Kuba 3 bajki zagrał