Ha, w sumie można i ogwiazdkować całość, czemu nie? Aaa, no już wiem, czemu nie. Całości się nie da, bo konkretniejsze pisanie o płytach, których samo brzmienie odrzuca mnie na tyle, że doszukiwanie się najlepszych fragmentów byłoby męką nieopisaną (tak jak nieopisane będą te trzy płyty, o których, jak pewnie można było się domyślić, wspominam w tych krótkich słowach), nosiłoby pewne znamiona nieuczciwości. Jaki jest best moment tych płyt już kiedyś pisałem i na tym poprzestanę. Zero gwiazdek.
Legenda *** 1/4
Najlepszy utwór: To, czego nigdy nie widziałem
Najgorszy utwór: Kochaj mnie
Najlepszy moment: dzwonki na koniec Opowieści
Jedyna płyta z tego pierwszego etapu istnienia zespołu, której mogę słuchać, a czasem nawet znajduję w tym przyjemność
Trzeba tylko pamiętać, żeby odruchowo nie wyłączyć podczas dwóch pierwszych kawałków. Generalnie zbyt rewelacyjnie nie jest, ale są błyski geniuszu, których na kolejnych płytach było tak wiele. Nigdy i Groźniak przewodzą stawce, nieco z tyłu Opowieść Zimowa, szacunek budzi też Legenda, do której bezwzględnej wielkości przekonać się jednak nie mogę. Gdyby do nagrania tej płyty użyto gitary elektrycznej, a nie odkurzacza, ocena byłaby znacznie wyższa. A tak, to te 3,25 trochę na wyrost - za to, co wyczuwalne, ale nie występujące w rzeczywistości.
Triodante ******
Najlepszy utwór: Miejsce pod Słońcem
Najgorszy utwór: Pieśń Przygodna
Najlepszy moment: ech, żeby to jeden... ale niech będzie przejście z fragmentu spokojnego do dynamicznego w Miejscu
Niewiele jest płyt na 6 gwiazdek. Dwie, może trzy. Triodante to najlepsza płyta z muzyką nieklasyczną, jaką miałem przyjemność poznać. Idealne dla mnie połączenie ciężaru i ekspresji riffów gitarowych z elementami, które na myśl przywodzą klasykę. I jednego i drugiego jest dokładnie tyle, ile potrzeba. Brak złych utworów. Pieśń Przygodna zaczyna się wprawdzie dopiero w połowie, ale za to tę drugą połowę ma znakomitą. A, no i na koniec dodam, że oczywiście wersja kasetowa jest zubożoną wersją całości. Te trzy numery, których na kasecie brakuje, dodają bardzo wiele i podnoszą wartość dzieła.
Duch ***** 1/2
Najlepszy utwór: On jest tu
Najgorszy utwór: Marność
Najlepszy moment: klawisze w Łapaczach Wiatru
Jak pisał Crazy - płyta o najlepszym najgorszym kawałku ze wszystkich płyt. Płyta, która wywołuje u mnie reakcje okołomistyczne, o co w moim przypadku łatwo nie jest. Właściwie com chciał rzec, rzekłem w wątku Duchowi poświęconemu. Nie ma 6 gwiazek, ale z tą oceną można się u mnie uplasować w pierwszej... może nawet piątce?
Droga *****
Najlepszy utwór: Dom przy moście
Najgorszy utwór: Radio NRD
Najlepszy moment: końcówka Adwentu
Płyta ta długo pozostawała u mnie w cieniu. Duch złapał od razu, Droga czekała na swój moment. Moment ten nadszedł dopiero po ukazaniu się PMK, który początkowo mi się spodobał do tego stopnia, że stwierdziłem, iż wprawdzie z Duchem i Triodante równać się nie może, to jednak jest to coś na poziomie Drogi. Posłuchałem więc Drogi i od tej pory takie herezje nie przychodzą mi do głowy. Bo wielka to jest płyta. Uwielbiam taki ciężar gitar. Dom przy Moście, Wspaniała Nowina, Adwent, Nino Łeno i Parowóz nr 8 to utwory z armijnej czołówki (choć w przypadku Armii czołówka ta ścisnąć się łatwo nie daje). Momentami poziom nieco siada, momentami trochę spójności może brakuje, ale wciąż jest to płyta więcej niż bardzo dobra.
Soul Side Story **** 1/2
Najlepszy utwór: Dom przy moście
Najgorszy utwór: Sheena is Punk Rocker
Najlepszy moment: instrumentalny środek Opowieści Zimowej
Nie lubię koncertówek, przede wszystkim za ich zwykle koncertową jakość. Co nie przeszkadza na koncercie, podczas słuchania dla samego słuchania już psuje efekt. Jak mam ochotę na brud, fałsze i niedociągnięcia, to zawsze pod ręką jest Szwagier Kolasa. SSS jest w tym znaczeniu mało koncertowy, a zarazem stanowi zbiór wielu świetnych kawałków z różnych płyt. No i te skrzypce - znakomity pomysł, może by tak powtórzyć?
Pocałunek Mongolskiego Księcia ***
Najlepszy utwór: Zjawy i ludzie
Najgorszy utwór: Pocałunek Mongolskiego Księcia
Najlepszy moment: zwolnienie w Sodomie
Gdy usłyszałem Nostalgię po raz pierwszy, stwierdziłem: no tak, zgodnie z oczekiwaniami, słabizna. Gdy kupiłem płytę: lepiej, niż się spodziewałem, ale nie powala. Po miesiącu: Armia trzyma poziom. Obecnie: Armia jednak nie utrzymała poziomu, wpadka typu Load Metalliki. Próbuję co jakiś czas i nie może znów zaskoczyć. Brzmi lepiej, niż Legenda, ale w porównaniu z nią nie ma za bardzo kandydatów do utworów wybitnych. No ok, miło jest sobie puścić Sodomę tak, żeby dom się trząsł, ale nie to świadczy o jakości muzyki. Taki sobie zbiór nienajgorszych piosenek. Do Śmierci w Wenecji też przekonać się nie mogę.
Ultima Thule **** 1/4
Najlepszy utwór: Zła krew
Najgorszy utwór: Echo
Najlepszy moment: smyczki w Złej Krwi
Płyta bardzo dobra. Nawet do takich Strzałów znikąd, które nie powinny mi się podobać, szybko się przyzwyczaiłem i uważam je za świetny kawałek (ach, to zwolnienie). Echo się do niczego nie nadaje, ale poza tym cały czas trzyma poziom. Zimna jest, to może czasem trochę przeszkadzać, ale bardzo w tym konsekwentna, co stanowi zaletę. Na tle ogólnego wrażenia, jakie budzą we mnie produkcje nu-gatunkowe-którego-Armia-nigdy-nie-grała, pozycja wybitna. Na tle wcześniejszych dokonań zespołu z gatunku bez przedrostka nu, bez rewelacji.
To moje drugie gwiazdkowanie zespołowe, a pierwsze, gdzie starałem się oceniać uniwersalnie. Gwiazdkując kiedyś-tam Metallicę nie przejmowałem się tym, jak te oceny będą się miały do osiągnięć innych zespołów, no i teraz trzeba będzie tamte oceny popodwyższać