Crazy pisze:
następny
Droga trafiła do mnie dość przypadkiem. Mało muzyczne to były dla mnie czasy, a jeżeli chodzi o samą Armię to Duch u mnie wyjątkowo długo trzymał więc Drogę znalazłem zupełnie przypadkiem w sklepie jako nowość, nie wiedząc wcześniej, że w ogóle w tym czasie ma wyjść coś nowego. Oczywiście totalnym zaskoczeniem była okładka. Kolory, liczne nawiązania do motywów z dzieciństwa/młodości. No i w końcu sama muzyka.
Dom ****3/4 - bardzo dobry numer, idealny na początek. Pamiętam, że spodobał mi się od samego początku. Jeszcze riff trochę w stylu Ducha, na którym spokojnie mógłby się znaleźć i może rzecywiście (jaki pisze Budyń) zabrzmiałby jeszcze potężniej. Ale najlepszy utwór Armii, nawet na tej płycie to to nie jest, pomimo opinii co poniektórych
Smoki **** - też utwór jeszcze muzycznie mocno Duchowy dla mnie, choć może bardziej jednostajny i mniej ciekawy. Ale zwłaszcza na początku bardzo mi się podobał. Teraz trochę mi się opatrzył choć podejrzewam, że jakby dobrze zabrzmiał na koncercie to mógłby znów dużo zyskać.
Jestem smutny **** - kolejny jeszcze mocny, Popkornowy (?) riff, czyli coś z Ducha + kompletnie nowy, 'inny niż zwykle' tekst. Bardzo udany z resztą. Tak juz było w Smokach i to kolejna odsłona. Jak zauważył Miki fajna motoryka zwrotek. Ale ja nic jakiegoś specjalnego tu nie znajduję.
Wspaniała nowina *** - słabszy zdecydowanie fragment, nie wiem co tu takiego cudnego widzicie. Ale uściślijmy słabszy w przypadku Armii znaczy z reguły dobry rockowy utwór, dobry znaczy bardzo dobry itp. Więc tu jest OK ale nic więcej.
Adwent ****** - przyznaję się od razu, że jestem fanem tego utworu od samego początku. A oryginał DCD też znałem lata wcześniej i nie przeszkadza mi to twierdzić, że wykorzystanie tu tego fragmentu jest doskonałe i tylko wzbogaca i tak rewelacyjny utwór. Best moment płyty. Tylko zawsze żałuję tego wyciszenia na koniec. Dla mnie mogłoby to jeszcze trochę potrwać.*
Buraki ****1/2 – utwór który w początkowych latach mijał mnie zupełnie niezauważony i raczej należał do słabszych momentów. Tu chyba bardzo pomogły koncerty, bo i utwór dobrze na nich wypada a i obecny jest regularnie. Best moment to zdecydowanie pierwsze szybkie wejście.
Radio NRD ***1/2 – trochę jak Smoki, na początku należał do ulubionych ale jakoś mi się opatrzył i teraz mało do niego wracam
Kfinto *****1/2 – drugi best moment płyty, może nie jest to tak 'obiektywnie' wybitny utwór jak przykładowo Adwent ale mi się po prostu bardzo podoba. Bardzo lekko sobie płynie, czuć w nim taką zwiewność, ulotność chwili, co jak dla mnie wspaniale koresponduje z tekstem. Bo na Drodze widzę czasami pewien rozjazd pomiędzy bajkowatością tekstów a ciętymi, jeszcze Duchowymi riffami. Tutaj współbrzmi mi to chyba najlepiej.
Nino Łeno **1/2 – tu w pełni się zgadzam z Crazym. Nic nie widzę w tym kawałku. Przynajmniej muzycznie, bo tekst to co innego. Nuda panie … jedynie takie przejście i quasi solo Pokorna w trzeciej minucie mi się podobają. No i końcóweczka ciekawa bo inna.
Najduchy i ćmy **1/2 – patrz wyżej, bo ocena musi być podobna. To w sumie utwory przy których stwierdzam, że to nie jest jednak dobra płyta Armii. Bo początek OK potem nawet jak jest słabiej to krótko i zaraz wraca zachwyt i znów wydaje mi się, że coś za niską tę płytę oceniam. A potem te dwa utwory i wszystko wraca na swoje miejsce.
Parowóz ***** - no i znowu dobry numer, którzy sporo zyskał z czasem, bo jakoś na początku go nie dostrzegłem. I bardzo dobrze mu się przysłużył ostatni koncert w Stodole. Oj więcej takich niespodzianek na kolejnych koncertach proszę. I wspaniały koniec.
Jezus Chrystus jest Panem *** - rozczarowanie, w kontekście z reguły rewelacyjnych zakończeń płyt, gdzie ostatnie utwory były dla mnie best momentami całości (Triodante czy Duch) to tu jest niestety tylko nieźle. Trochę mało. Podoba mi się tylko ostatnie wybrzmienie, takie legendowe z lekka.
Niestety utwór ten wpływa również na odbiór przez mnie całej płyty, która pomimo kilku rewelacyjnych momentów zbyt bardzo mi się rozłazi. Jak na Armię to zbyt dużo tu ewidentnie słabszych utworów. Nie jest to może taka sinusoida jak na PMK, gdzie amplituda wahań czasami uniemożliwia mi spokojne przesłuchanie całości ale i tak bywało lepiej. Taka płyta rozdarta między zadziornością Ducha a klimatycznością Tańca Szkieletów i eklektycznością PMK.
Co bym chciał bardzo podkreślić to duży postęp w wokalu, który tutaj śpiewa a nie skanduje teksty. Pamiętam, że mnie to bardzo uderzyło podczas pierwszych przesłuchań i jest na pewno atutem tej płyty.
* [offtop] ogólnie wolę jak utwór się kończy bo muzycy przestają grać/śpiewać niż dlatego, że ktoś się bawił potencjometrem. [/offtop]