Ostatnio parsknąłem śmiechem przy czytaniu autobiografii Milesa.
Cytat:
Ta podróż do Kalifornii to było coś. Ja i Mingus kłóciliśmy się przez całą drogę, a Max był słabym mediatorem. Rozpoczęliśmy tę dyskusję o białych i Mingusowi po prostu odbiło. W tamtych czasach Mingus na śmierć nienawidził białych, nie mógł znieść niczego białego, zwłaszcza białego faceta. W sprawach seksu mogła mu się podobać biała dziewczyna albo orientalna, ale sympatia dla białej dziewczyny nie przeszkadzała mu w antypatii do białych amerykańskich mężczyzn, takich jakich nazywają WASP. Potem wszczęliśmy dyskusję, Max, Mingus i ja, o zwierzętach. Było to po tym, jak Mingus mówił, że biali to nic innego, tylko bestie. Potem Mingus chce pogadać o prawdziwych, żywych zwierzętach, więc mówi: „Gdybyś zobaczył jakieś zwierzę, a jedziesz swoim nowym autem, a to zwierzę jest na ulicy, czy skręciłbyś, aby go nie przejechać, i rozbiłbyś auto, czy próbowałbyś się zatrzymać, czy po prostu byś je walnął? Co byś zrobił?” Max mówi: „Cóż, walnąłbym sukinsyna, co miałbym zrobić, zatrzymać się i zrobić rozpierduchę, jeśli jakieś auto byłoby za mną, i rozwalić swój nowy wóz?” A Mingus mu na to — „No widzisz, kombinujesz tak samo jak biali, tak właśnie myśli biały. On także walnąłby to biedne zwierzę, byłoby mu wszystko jedno, czy je zabił, czy nie. A ja, ja raczej rozwaliłbym swoje auto, niżbym zabił małe, bezbronne stworzenie”. Oto jak gawędziliśmy przez całą drogę do Kalifornii.
[...]
Gdy dotarliśmy do Kalifornii, wszyscy byliśmy wykończeni, więc zostawiliśmy Mingusa, a ja i Max poszliśmy do jego pokoju w hotelu. Max grał w Lighthouse w Hermosa Beach, o krok od oceanu. Pewnego dnia Max pożyczył Mingusowi samochód, a on urwał mu koło. Możesz sobie wyobrazić, jak go rozwalił. Wpadł na hydrant przeciwpożarowy, usiłując ominąć jakiegoś kota. Stary, myślałem, że umrę ze śmiechu, bo był to ten sam numer, o którym rozmawialiśmy po drodze. Ale Max wkurzył się jak sukinsyn, stary, no i znowu zaczęli.