marcela pisze:
„Droga” , Cormac McCarthy
Ta książka przypomniała mi klasyczny, arystotelesowski cel sztuki. Katharsis.
„Droga” to we mnie wywołała. Cieszę się, że nie oddałam jej w połowie do antykwariatu. Działa bardzo silnie na emocje – relacja ojciec-syn; i na wyobraźnię – jakby bezludne obrazy Hoppera przemalować na czarno-szaro.
Czekałam z wytęsknieniem na zakończenie. Tchnie mądrością i nadzieją. To właśnie te finalne obrazy przesłoniły popiół i szarość ciągnące się przez większość fabuły – na szczęście! Jestem na etapie rozkodowywania ostatniego akapitu. Kluczowego?
Opisy krajobrazu - poetycki język, jak obsydian.
McCarthy to moje osobiste odkrycie literackie – podejrzewam, że roku. Upłynie jednak sporo czasu, zanim sięgnę po coś następnego. Może „Suttree”?
Pierwotnie chciałam zacząć tego posta zdaniem: „to nie jest książka dla wrażliwych ludzi”, ale dochodzę do wniosku, że właśnie jest.
Przeczytałem. Pięknie to napisałaś i pod wszystkim się podpiszę. Zdecydowanie dla wrażliwych, tylko może nie o wrażliwych żołądkach
Zresztą czy ja wiem? - te okropności (które na filmie - nie wiem zresztą jak to zrobili, nie widziałem - mogłyby być naturalistycznie nie do wytrzymania) są z jednej strony pokazane z jakiegoś (poetyckiego? apokaliptycznego?) oddalenia, a z drugiej pokazane przede wszystkim przez pryzmat tego, jak ojciec próbuje uchronić syna przed czym się da (!). I tym samym nas też trochę chroni, przynajmniej przed dosłowną obrzydliwością. W ogóle wszystko w tej powieści jest dla mnie przez pryzmat relacji ojca i syna, ona jest tu najważniejsza i dominująca nawet nad popiołem, szarością, błotem na drodze i strachem przed złymi ludźmi.