W zeszłym roku (właściwie w 2022, w Sylwestra), pisząc książkowe podsumowanie roku 2022, napisałem:
Cytat:
Ja obecnie czytam dwie książki na raz, tak wyszło, obie zapowiadają się na wybitne, ale to zobaczymy w przyszłorocznym spisie (mowa o: Toni Morrison - Beloved oraz Romain Gary - Życie przed sobą), na razie jeszcze do skończenia ich zostało trochę czasu i chyba muszę się skupić na jednej).
Skupiłem się najpierw na Beloved i co tu dużo mówić - podobnie jak w ubiegłym roku (wówczas był to Hrabal i Zbyt głośna samotność) tak się złożyło, że moją książką roku zostaje powieść przeczytana jaka pierwsza. Zajęła mi ono sporo czasu, bo materiał jest językowo niełatwy, a treściowo wstrząsający, do tego czytanie po angielsku jednak mnie spowalnia. 25 stycznia napisałem:
Cytat:
kończę Toni Morrison - Beloved i jest to jakiś totalny total. OK, czytam w oryginale, ale akurat tutaj myślę, że dobre tłumaczenie bardzo niewiele uszczknie. Tematyka niewolniczo-postniewolnicza i jej potraktowanie, to jedno, ale ta narracja . . . W zasadzie mogę dziś powiedzieć, że szansa, że to nie będzie moja książka roku kształtuje się na poziomie pięć procent...
Bez wahania zatem:
Moja książka roku:Toni Morrison - Beloved - nie będę drugi raz pocił się, żeby opisać to, z czym już się zmagałem, więc jeszcze jeden autocytat (God bless fora internetowe):
Cytat:
Nie umiem tego opisać, ale sposób napisania tej historii to jest rzecz niesłychana, to jak wątki tam się przenikają, nieoczekiwanie wypływają jeden z drugiego (raczej z dziesiątego), jak coś, co gdzieś tam zadzwoniło, po wielu stronach nagle wybrzmiewa pełnym głosem, jak teraźniejszość i przeszłość niezauważalnie przechodzą jedna w drugą... To bogactwo postaci, z ich całym spektrum (i to w obrębie jednej osoby), od ciemnoty i niezrozumienia, po najgłębsze pokłady człowieczeństwa. W dyskusji o prozie vs. nonfiction o coś takiego mi właśnie chodzi - w żadnym razie żaden dokument na poruszane tu tematy nie może po prostu sięgnąć głębin tego, co robi tu Toni Morrison, bo to jest jak z poezją: kilka słów ujmuje istotę rzeczy.
Prosto do topu wszechczasów.
wyróżnienia:
Eugene Ionesco - Nosorożec / Nowy lokator / Morderca nie do wynajęcia - ze szczególnym uwzględnieniem finałowego aktu tego ostatniego (!!) - opary absurdu i abstrakcyjne formy, które jednocześnie sięgają rzeczy bardzo istotnych; w wielu rocznikach to byłaby książka roku i to bardzo mocna!
No i cytowany już powyżej:
Romain Gary - Życie przed sobą - wszystko, co proza oferuje najlepszego, zaczyna się o tyle, o ile, ale im dalej w las, tym bardziej ci bohaterowie stają się częścią ciebie. Wielka literatura po raz trzeci.
I
wyróżnienie specjalne, dla powtórki, ale zobaczonej innymi oczyma, bo czytanej na głos dzieciom przez wiele wieczorów i tygodni:
Isaac Bashevis Singer - Opowiadania dla dzieci - nie wiem, czy przy całej mojej wielkiej sympatii dla tego pisarza, właśnie te Opowiadanie nie są dla mnie jego numerem jeden. Te zimowe Chanuki!!!
Wśród pozycji poniższych będę wytłuszczał te, które najbardziej ocierają się o wybitność lub były dla mnie szczególnie ważne. Podzielę je, nieco kulawo, na:
książki czytane po angielsku:
Frances Hodgson Burnett - The Secret Garden - może nie wybitna, bo jednak mocno jednowymiarowa, ale przeczytana w oryginale (zresztą po raz pierwszy w życiu - nigdy wcześniej się nie złożyło) ujawnia, dlaczego jest w pełni zasłużonym klasykiem; język z Yorkshire - przecudowny!
Tennesee Williams - Glass Menagerie - nieźle odjechany dramat, choć przy Ionesco to jednak lajcik
Roald Dahl - B.F.G. - jakoś nie mam po drodze z Dahlem, niby nieźle się czyta, ale zawsze coś mi nie gra
The Vile Victorians - pierwsza książka z serii Strrraszna historia, którą przeczytałem po angielsku - jak cała seria, bardzo przyjemne i pouczające!
Kazuo Ishiguro - Never Let Me Go - nie aż tak poruszające, jak poprzednie dwie, które czytałem, ale bez wątpienia świetne; po drodze dużo momentów, które każą myśleć, że zawiewa lekką popeliną, a jednak w ostatniej części to wszystko zaczyna mieć sens i tworzy ten głęboko poruszający, smutny obraz
inne powieści:
Mark Haddon - Dziwny przypadek psa nocną porą - bardzo oryginalny i poruszający wgląd w obraz świata w głowie człowieka całkiem
innego. I sekwencja podróży pociągiem i metrem, która bez wątpienia może aspirować do miana wybitnej literatury.
Ladislav Grosman - Sklep przy głównej ulicy - nieco dziwny i jak dla mnie mało komunikatywny obraz Żydów w faszystowskiej Słowacji, ale jednak - ciekawe
Marek Hłasko - Piękni dwudziestoletni - nie ukrywam, że wkurzyła mnie ta książka i nie mam ochoty do niej wracać
Tomasz Samojlik - Bercia i Orson - o dziwo czytane nie dzieciom, lecz sobie (syn Marcin po raz pierwszy wcielił się w świętego Mikołaja i trafił w dziesiątkę!) - typowy Samojlik, zwierzaki łażą po lesie, gadają i kombinują, może trochę za proste, ale bardzo fajne
Arkadij i Borys Strugaccy - Fale tłumią wiatr - heh, "nieco dziwne i mało komunikatywne"? Z pewnością też - to klasyczna fantastyka naukowa napisana w formie zbioru dokumentów (yy?), które mają stworzyć obraz pewnej osoby... no i to się jednak udaje!
komiksy,
tym razem same powiedzmy, "dziecięce", choć biorę w cudzysłów, bo czytałem sam i dla siebie, wszystkei trzy z dużą przyjemnością:
Boguś Janiszewski, Max Skorwider - O, choroba - zwierzałem się kiedyś, że miewałem problemy z tym tekstem (przepsychologizowanie?), ale jednak całościowo na duże TAK
Benjamin Renner - Wielki zły lis - przynajmniej równie dobre, co Księga straszliwej niegrzeczności, i choć mamy Lisa zamiast Wilczusia, komiks zamiast powieści i w ogóle nie ma żadnych związków, to jednak widzę znaczne pokrewieństwo
Stan Sakai - Usagi Yojimbo. Początek - to jest prawdziwa rewelacja, wszysto tam gra jak z nut: tło samurajskiej Japonii świetnie zarysowane, poszczególne historie są super wciągające, bardzo lubię powracające tematy i bohaterów, zwierzęcy bohaterowie wbrew obawom sprawdzają się w stu procentach, no i te rysunki pełne najrozmaitszych szczegółów!
książki związane z górami:
Rafał Malczewski - Narkotyk gór. Nowele tatrzańskie - choć napisane skrajnie przepoetyzowanym i momentami dziwnie archaizującym językiem, doskonale ujmuje atmosferę wycieczek górskich i schronisk sprzed wieku, a przede wszystkim wykazuje się szeskpirowskim wręcz wyczuciem psychologii ludzkiej, gdy w grę wchodzi zazdrość...
Beata Sabała-Zielińska - TOPR. Żeby inni mogli przeżyć - treściowo bardzo ciekawe, a nawet powiedziałbym: pożyteczne; językowo dla mnie raczej nieznośne, ale mam coraz wyraźniejszy odrzut wobec dziennikarskiego języka w literaturze, do czego zaraz wrócę...
nędzarne resztki jakiegoś non-fiction:
... Katarzyna Boni - Ganbare! Warsztaty umierania - treściowo wręcz wybitnie ciekawe.
Ale niestety.
Językowo dla mnie trudne.
O bardzo ważnych sprawach. Z ogromną wrażliwością.
Ale po co tyle rónoważników zdań, każde w osobny akapicie?
Albert Kwiatkowski - Bah bah. Iran dla dociekliwych - z przeznaczeniem dla dzieci, więc bez trudnych tematów polityczno-religijnych, za to naprawdę dużo ciekawych rzeczy o kulturze tego bardzo mnie interesującego kraju.
I na koniec dziwoląg, który nie bardzo wiadomo, jak zakwalifikować:
Haruki Murakami - Moje ukochane T-shirty - urocze mówienie o niczym.
Tyle - ilościowo znacznie mniej, niż w zeszłym roku, ale jakościowo uważam, że trafiłem wyśmienicie. W przeciwieństwie do zeszłego roku niemal nie było też książek, które odkładałem, bo mnie nie zainteresowało / coś nie pykło. Tylko jedna...
Jorge Luis Borges - Alef - bo jakoś nie znalazłem kontaktu mentalnego z tymi opowiastkami, nie kleiło mi się to w nic. Żona mówi jednak, że świetne, więc podejrzewam, że wrócę, a może najpierw zabiorę się za nieprzeczytane nigdy Fikcje?