Pojechałam bez żadnego planu.Tomek wrzucił info na fejsa dwa dni przed spotkaniem. Ciężko znoszę listopad i chciałam pobyć trochę sama ze sobą, wyjść z domu nie mówiąc nikomu

pojeździć pociągami, pogodzić się z torami.
Książki nie czytałam, choć mam już do niej dostęp. Właściwie chciałam poznać Natalię, a ten klub w którym byłam rok temu na rekolekcjach z Tomkiem przyciąga, żeby do niego wrócić. Podają tam herbatę w kubku i uśmiechają się szczerze
Około siódmej albo później przyjechali Budzyńscy, Tom zaznaczył że jest dziś tylko kierowcą, ale gitarę przytaszczył

. Natalia stresowała się trochę, ja jeszcze bardziej, ludzi było sporo, dorośli i dzieci, Pietruszka z synem i pan basista.
Natalia opowiadała o dwóch swoich książkach i trochę o sobie. Gderliwy zakonnik z papierosem, cały dla innych, i kobieta o której nikt nic nie wie... Możliwe że przeczytam obie historie, gdy się przebiję przez hałdę którą mam w kolejce.
Tomek zagrał tren i shema izrael. Padło kilka pytań i opowieści z sali

. Gdybym czuła się lepiej, pewnie miałabym mokre oczy. Ale trzeba było lecieć na tramwaj. I to było najlepsze, że nie trzeba było więcej muzyki.Nawet puszczona po wszystkim z głośników Armia była już poza tym co się wydarzyło. To był wieczór słów, tych wypowiedzianych i tych przemilczanych.
Dzięki!