W świąteczny poranek w końcu - do trzech razy sztuka (wcześniej dwa razy zasnąłem) - doczytałem wywiad z Rafałem Mazurem. Tzn. doczytałem... wywiad jest krótki, ale nic z niego nie rozumiem. Wibrujące alikwoty, konsonanse, trytony, jeszcze bardziej wibrujące dyskursywne paradygmaty, amplitudy i, zaraz, jak im było, o: epifenomeny! Na pięciu stronach tekstu jest więcej trudnych wyrazów niż u Kanta, ale czy coś z tego wynika?
Jedyny autentycznie ciekawy dla mnie moment to ten, w którym dochodzicie do stwierdzenia, że skoro jakiś tam koncert uznałeś za beznadziejny, to jest to też Twoja wina, ponieważ słuchanie nie jest czynnością bierną, lecz w zależności od tego, jak słuchasz (gość by pewnie powiedział: jak wibrujesz), tak odbierasz. No więc jestem skłonny uznać, że fakt, że ja wynurzenia tego gościa uważam za beznadziejne, to też może być sprawa mojego odbioru

Mam jednak pytanie dość mało wibrujące, ale jakby podstawowe: kto to w ogóle jest? Jedyny hint mam taki (dzięki ilustracji, bardzo fajnej, jak zwykle), że ma dużą brodę i gra smyczkiem na wiolonczeli czy czymś innym w tym stylu. W wywiadzie jest mnóstwo filozji, ale nie ma słowa o tym, na czym pan gra (pewnie jest to bez znaczenia w myśl filozofii chińskiej), można domyślić się, że jednak jest to nie tylko filozof, lecz i muzyk, ponieważ byłeś na jakimś jego koncercie i coś mówi o improwizowani. I o możliwości grania jednego dźwięku przez godzinę.
Zajrzałem na bloga z nadzieją, że może będzie odnośnik do jakiegoś nagrania, ale nie było.
Wpisałem go w youtuba, ale wyskoczyło mi dużo jakichś zenów, z tym, że przecież Rafałów Mazurów może być tysiąc.