Nie na darmo bohater Dżumy urzędnik Grand przez całe życie pracował nad pierwszym zdaniem swojej nigdy nie napisanej powieści:
W piękny poranek majowy wytworna amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi alejami Lasku Bulońskiego...
Może szkoda, że nie napisał nigdy drugiego zdania
, ale miał facet rację, że nad pierwszym zdaniem warto posiedzieć, bo od niego bardzo wiele zależy.
Akurat Dżuma nie zaczyna się w sposób szczególnie charakterystyczny. Ma za to jedno z najlepszych ostatnich zdań, jakie kiedykolwiek czytałem:
Wiedział bowiem to, czego nie wiedział ten radosny tłum i co można przeczytać w książkach: że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście.
To jedno z tych niesamowitych zdań, które cytowałbym tu i tam, gdybym miał lepszą pamięć - niestety za każdym razem, gdy już się nauczę na pamięć, to znów zapominam...
Dobra, ale miało być o początkach
Oto moje podium:
1.
Karol May - Winnetou
Czy wiesz, szanowny czytelniku, co to jest "greenhorn", określenie wysoce złośliwe i uchybiające?
"Green" znaczy "zielony", "horn" - róg, rożek. Greenhorn to "zielony", a więc niedojrzały, niedoświadczony człowiek, który musi ostrożnie wysuwać naprzód różki, jeżeli nie chce narazić się na niebezpieczeństwo kpin, słowem - żółtodziób...
I tak dalej, i tak dalej, bo ten pierwszy akapit to ledwie wstęp do wręcz genialnej litanii o greenhornie, który na przykład
zapisuje sobie na kartce 800 indiańskich wyrazów, ale spotkawszy pierwszego czerwonoskórego przekonuje się, że zapiski te wysłał w ostatnim liście do domu, a list schował do kieszeni
, a również
bierze ślady dzikiego indyka za trop niedźwiedzi, zaś lekki sportowy jacht za parowiec z rzeki Mississipi;
ponadto
wlecze ze sobą na prerię gąbkę wielkości dyni i dziesięć funtów szarego mydła, zabiera w dodatku kompas, który już na trzeci dzień wskazuje wszystkie możliwe kierunki z wyjątkiem północy,
co zaś najbardziej bulwersujące,
greenhorn wstydzi się położyć swoje brudne buty na kolanach towarzysza podróży, a gdy pije rosół, to nie chlipie jak konający bawół
Tak to sobie wesoło leci, aż do pięknego zwieńczenia:
Greenhorn to właśnie greenhorn. Ja sam byłem greenhornem.
Nie mam więcej pytań
2.
Kafka - Proces
Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany.
Tym razem tylko jedno zdanie, ale... co za wstęp! Ani pół zbędnego słowa, tylko od razu do rzeczy, od razu z mocą i grozą - przy tym z taką kafkowską bezosobową grozą, ktoś doniósł, ktoś aresztował, machina działa z pełną skutecznością, choć nikt nie rozumie, dlaczego coś się dzieje. Od razu wiemy, że Józef K. jest niewinny, a jednak od razu czujemy też, że jest w poważnych tarapatach.
Właściwie to pierwsze zdanie streszcza główne wątki powieści, a co gorsza daje przeczucie, że zakończenie wcale nie będzie pocieszające.
3.
Mickiewicz - Pan Tadeusz
Litwo, Ojczyzno moja, Ty jesteś jak zdrowie
ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie
kto Cię stracił
Piękno tej inwokacji może czasem ulega zapomnieniu na skutek przesytu szkolnego, ale jednak kiedy da się mu czas, to świeci pełnym blaskiem i też od pierwszych słów ukazuje, co w Panu Tadeuszu będzie najważniejsze: tęsknota, zachwyt nad ojczystym krajem, podszyta smutkiem miłość do tego kraju, piękno i rozmach. Mimo wszystko cieszę się, że kazali mi się tego uczyć na pamięć (oczywiście zapomniałem
).
Przy okazji - uwielbiam umiejscowienie Inwokacji na końcu, a nie na początku filmu Wajdy. Bardzo odważny manewr, pod prąd klasyce, ale właśnie dzięki temu pozwolił mi na dostrzeżenie na nowo piękna tego tekstu.
Obok tego podium coś wspaniałego, co się nie liczy, bo to początek drugiego rozdziału - ale w sumie mogło by się liczyć, bo jednak jest to rozpoczęcie zupełnie osobnego wątku (no może nie tak zupełnie...):
W białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika posuwistym krokiem kawalerzysty wczesnym rankiem czternastego dnia wiosennego miesiaca nisan pod krytą kolumnadą łączącą oba skrzydła pałacu Heroda Wielkiego wyszedł prokurator Judei Poncjusz Piłat.
Total
(też nigdy nie byłem w stanie nauczyć się tego na pamięć)
No ale ale. Nie ma co ukrywać, że inspiracją do stworzenia tego wątku, który wszak wcale nie był uwzględniony w wątku "tego nie napisałem" i pomysł nań powstał dopiero dziś rano, był początek książki, którą właśnie dziś przed śniadaniem rozpocząłem. Brzmi on tak:
Ryknęła krowa.
Jej ciepły, nabrzmiały uczuciem głos poniósł się łagodnie przez ciszę poranka i bez przeszkód osiągnął poddasze dużego, starego domu na wzgórzu.
Okno na poddasze było szeroko otwarte i tęskna krowia wypowiedź wpłynęła tam na lekkim podmuchu wiatru. Mały pokoik zalany słońcem wypełniało smaczne posapywanie śpiących dzieci.
Nie wiem, jak Wam się podoba, ale ja się absolutnie zachwyciłem, i natychmiast zapragnąłem znaleźć się na tym poddaszu i usłyszeć tę krowę