Przeczytałem w sumie trzy książki Myśliwskiego. Najpierw, ponad 10 lat temu, kumpel pożyczył mi "Widnokrąg". Potem dostałem w prezencie od znajomej "Traktat o łuskaniu fasoli". I wreszcie ostatnio udało mi się pożyczyć w bibliotece "Kamień na kamieniu", o którym dawno słyszałem, że najlepszy. Próbowałem jeszcze czytać Dwór, ale jakoś nie szło i wrócił do biblioteki ledwie napoczęty.
"Kamień na kamieniu" to opowieść konkretnego człowieka, jego wspominanie. Mówi o życiu swoim i swojej rodziny - o życiu wiejskim, chłopskim w Polsce w dwudziestym wieku. Może wydać się to nieciekawe, książka zresztą zaczyna się tak, że czytelnik myśli sobie „acha, no właśnie, tego się spodziewałem” – bo pojawia się gwarowość, charakterystyczna szorstkość, szczypta takiej wiejskiej naiwności. Ale to wrażenie prędko ustępuje. Narracja mocno wciąga, czasem wyciska łzy, a po skończeniu lektury jakby wciąż pozostawała w czytelniku. Prowadzona jest trochę jak zwykłe opowiadanie – jeden temat przywołuje inny, i tak właśnie porządkuje się materia opowieści, chronologia jest na dalszym planie. Przez to, wydaje mi się, "Kamień na kamieniu" można by czytać wyrywkowo (tak jak mówiliśmy o "Soul Side Story") i traktować go jako zbiór opowieści. Ale wiadomo, że książka jest przede wszystkim całością, i jako taka okazuje się mieć swoją przemyślaną dramaturgię - sami na przykład odkrywamy moment kulminacyjny, a różne sprawy wyjaśniają się w trakcie lektury. Choć nie wszystkie. Bardzo jest to dobre.
Narrator ma na nazwisko Pietruszka - można zastanawiać się czy to bohater czy antybohater. Postać bardzo wyrazista: syn wiejskiej rodziny, w młodości niezły rozrabiaka, w czasie wojny partyzant. Po wojnie przez chwilę milicjant, a potem urzędnik gminny – ale w sumie zawsze oddzielny, kawaler, lecz o wyraźnej pozycji w społeczności. Już tu widać, że nie jest kreowany ani na biało, ani na czarno. Ma jednak jakąś wewnętrzną siłę, która stanowi
motor książki.
To jest chyba rzecz charakterystyczna dla Myśliwskiego, że bohaterowie jego powieści opowiadają o przeszłości. Tak jak w Traktacie…, gdzie w postaci gościa, który słucha kilka dni, przy łuskaniu, o życiu starego człowieka–narratora, dopatruję się osobiście samej śmierci. Mówi się przecież, że przed śmiercią człowiek przypomina sobie całe swoje życie. Tak jest też tu:
Szymek Pietruszka przedstawia historię swojej rodziny – dziadków, ojców i braci, ale głównie przecież swoją własną. Ale w tym wszystkim odbija się też obraz świata, takiego jakim on był, ale też przemian jakim ulegał. W pewnym sensie wciąż mamy do czynienia z dialektyką życia i śmierci. Coś jest, a potem umiera. Coś umiera, ale przecież jednak żyło, i jakie to było życie!
Głównym tematem książki, prócz samej opowieści, jest to, że Pietruszka buduje
grób. Chce go dokończyć, a nie może. Grób nie tylko dla siebie, ale też dla osób z najbliższej rodziny: matki, ojca, braci i ich żon. Tak jakby chciał ich wszystkich zgromadzić - wszystkich, których życie w różny sposób skutecznie porozdzielało. Przy okazji snuje opowieść, w której zamyka wszystkie ważne dla siebie rzeczy, to co było trudne, piękne, tragiczne, radosne.
Książka ma dziewięć rozdziałów. Po kolei: Cmentarz, Droga, Bracia, Ziemia, Matka, Płacz, Alleluja, Chleb,
Brama. Ale tytuły z tematyką rozdziałów związane są nie ewidentnie - niby luźno, ale często bardzo wymownie. Znaleźć w tym można elementy dobrej, poruszającej poezji. Z jednej strony najwięcej śmierci znajdziemy, paradoksalnie, w rozdziale Alleluja, a z drugiej liczbę rozdziałów można skojarzyć z miesiącami życia, jak to się mówi, pod sercem matki…
Intrygujący jest sam tytuł książki. Motto przynosi wyjaśnienie:
Kamień na kamieniu / Na kamieniu kamień / A na tym kamieniu / Jeszcze jeden kamień (z pieśni ludowej). Ale mówi się też, że z czegoś „nie pozostał kamień na kamieniu”, co też bardzo pasuje do opowieści o świecie, który odchodzi (cudowne są w książce fragmenty o tamtym świecie, którego już nie ma – o bitej drodze przez wieś, albo o tym jak brzmi deszcz kapiący na strzechę). Przychodzi też do głowy żydowski zwyczaj przynoszenia kamyków na groby.
PS. Zdecydowałem się zacząć wątek, żeby podzielić się tymi nieuporządkowanymi pierwszymi wrażeniami, ale mam nadzieję, że jakoś się on z czasem rozwinie
.
PPS. Zastanawiałem się komu szczególnie mógłbym polecić tę książkę - myślałem o Crazym, Pietruszce i Elrondzie. Bo Joon chyba czytała? A w sumie każdemu, bo jest to naprawdę świetna rzecz. Gdybym miał stworzyć ranking powojennych powieści, to ścisła czołówka. Może "Widnokrąg" byłby wyżej, ale nie koniecznie. Wydaje mi się, że Myśliwski prawdziwiej mówi o przeszłości niż podręczniki.