Rejestracja: pt, 24 grudnia 2004 15:34:22 Posty: 17459 Skąd: Poznań
|
Zacząłem kiedyś coś pisać o Muminkach w Listopadzie, nie skończyłem i póki co tego nie uporządkuję. Ale szkoda mi tego co powstało, więc wklejam: Paradoksem jest, że oni wszyscy się tam spotykają, mimo że jest to ostatnią rzeczą jakiej by sobie życzyli. Włóczykij wraca po swoje pięć taktów, przekonany że spędzi jeszcze kilka dni w opustoszałej Dolinie, znajdzie muzykę (w ciszy i spokoju) i zawróci na południe. Homka pcha tam nieokreślona tęsknota za rodzinnym ciepłem, choć Muminków na oczy nawet nie widział. Mimbla, lekko traktująca zapewne kalendarz, myśli ze Rodzina jest na miejscu i chce tylko odwiedzić siostrę. Paszczak, nękany swoimi niezrealizowanymi ambicjami, chciałby po prostu zażyć chwilowego azylu, przestać o mich myśleć. Wuj Truj realizuje swoistą "rewolucję godnościową" - i marzy o wygrzewaniu się nad potokiem w Dolinie, w której nikt nie będzie go traktował jak dziecko. Wreszcie dla Filifionki Dolina to ucieczka przed narosłymi fobiami, miejsce w którym mogłaby zacząć niejako żyć na nowo. Ale wszyscy oni jeśli już chcą się z kimś spotkać to tylko z Muminkami ("nie chce widzieć żadnych Mimbli, zwłaszcza jej" - myśli Fili). I oczywiście spotkają się tam wszyscy i to będzie tak jakby do tego pustego domu wjechały cztery pojazdy opancerzone, poruszając się chaotycznie w kilku kierunkach. Zderzenia muszą być nieuchronne. Włóczykij i Mimbla początkowo próbują się od tego separować, ale i oni zostaną w to wszystko wciągnięci. Dramatyczna scena przed namiotem pokazuje, że i Włóczykij stał się w pewnym momencie bezradny: „Muszę do nich wyjść - myślał Włóczykij. - To wszystko jest bez sensu. Po co tu w ogóle wracałem, co ja mam z nimi wspólnego, oni nie mają pojęcia o muzyce”. Przewrócił się na plecy, położył na brzuchu, zakopał nos w śpiwór. Lecz cokolwiek robił, oni wciąż zjawiali się w jego namiocie, cały czas w nim byli, Paszczak ze swymi niespokojnymi oczami, Filifionka płacząca na łóżku i Homek, który tylko milczał wpatrzony w ziemię, i stary, całkiem skołowany Wuj Truj...
U Mimbli idzie to łagodniej, dzięki naturalnej pozie chłodnego obserwatora ("Mimbla pachniała miętówkami" - zauważa Homek, czyli: chłód i neutralność, Paszczak pachniał mu starym papierem i niepokojem a Filifionka strachem). Ale w końcu cała szóstka musi jakoś ułożyć sobie ten miesiąc życia w Dolinie. W ogóle wyłaniają się tu pewne stronnictwa. Mimbla i Włóczykij - od razu wiadomo, że mogliby iść ze sobą do łóżka (tzn. do śpiwora Włóczykija ). Nadają na tak podobnych falach, że nie muszą ze sobą rozmawiać. W namiocie (albo obok) Włóczykija, który pociąga swoim luzackim autorytetem zjawiają się po kolei wszyscy - ale nie Mimbla. Ona nie potrzebuje od niego rad. Owszem - on jest bardziej introwertyczny, ona bardziej towarzyska ale to podobne w gruncie rzeczy dusze, które można by podsumować hasłem "Żyj i daj żyć innym". Czy są tacy idealni wobec tego? No nie - obojgu ewidentnie brakuje pewnej empatii, wczucia się w czyjeś strachy i zmartwienia. Włóczykij stara się innych programowo nie dopuszczać zbyt głęboko w swój świat, Mimbla cyt. "kłopotom innych przyglądała się z rozbawionym zdziwieniem". Drugie stronnictwo - "mieszczańskie" czyli Filifionka i Paszczak. Filifionka i Paszczak oczywiście też powinni iść ze sobą do łóżka. Obojgu doprawdy dobrze by to zrobiło, choć pewnie powtórzyliby to tylko dwa, trzy razy a potem staliby się straszliwie kłócącym się i nad wyraz trwałym małżeństwem (jak "Straszni mieszczanie" z wiersza Tuwima). Oboje przywiązani do form, do zwyczajów, oboje z potrzebą dominacji (choć inaczej wyrażaną). Oboje z wyrywającą się z serca potrzebą zmiany w swoim życiu, które albo właśnie kruszy im się pod stopami (Fili) albo staje się bezproduktywną drogą bez perspektyw (Paszczak) - a jednocześnie bardzo dumni. Filifionka z kompleksem odrzucenia, co ukazuje ten fragment:
Zeszła bardzo powoli na dół. A oni tam siedzieli na werandzie i popijali kawę. Spojrzała na nich. Zobaczyła bezkształtny kapelusz Wuja Truja, rozczochraną głowę Homka, mocny kark Paszczaka, trochę zaczerwieniony od porannego chłodu; siedzieli tam wszyscy, a włosy Mimbli były, ach, mój Boże, takie piękne! - i naraz ogarnęło ją wielkie zmęczenie. Pomyślała: „Oni mnie wcale nie lubią”.
I Paszczak, klasyczny "niespełniony dyrektor", robiący dobrą minę do złych gier i oszukujący otoczenie (i siebie samego) jaki to z niego żeglarz. "Terapia" dolinowa w sumie odniesie pewien sukces. Oboje będą próbowali stać się kimś innym niż są - Filifionka udając Mamę Muminka i próbując nieudolnie matkować Toftowi, Paszczak snując wizje wieczorów w domku na drzewie z Tatą Muminka. To się oczywiście nie powodzi, ale w końcu odchodzą mając swoje strachy trochę przepracowane. Sprzątanie i gotowanie może nie będzie już takim groteskowo sztywnym obowiązkiem u Filifionki. A Paszczak , po dramatycznym rejsie z Włóczykijem, wie że doprawdy może bez wielkich szkód odpuścić ze swej polityki wizerunkowej, że tak się współcześnie wyrażę.
Kiedy już był na drugim końcu mostu, Toft dogonił go i zapytał: - Co zrobisz z łodzią?
- Z łodzią? - powtórzył Paszczak. - Ach tak, oczywiście, z łodzią. - Zastanawiał się przez chwilę, a potem powiedział: - Poczekam, aż znajdzie się ktoś odpowiedni.
- Ktoś, kto marzy, żeby żeglować? - Toft chciał wiedzieć dokładnie.
- Wcale nie - odparł Paszczak. - Ktoś, kto potrzebuje łodzi.
I wreszcie dwójka outsiderów - Wuj Truj i Homek Toft. Też moim zdaniem dobrani nieprzypadkowo - młody i stary i też nieprzypadkowo (jak Włóczykij i Mimbla) nie zamieniają ze sobą ani słowa. I ciekawe odwrócenie ról - to starość pragnie tu wolności! Wuj Truj chce móc zapominać, pić koniak i łowić ryby! Precz z krewnymi, którzy chcą mu dawkować lekarstwa i mówią do niego głośno, bo na pewno jest głuchy. W Dolinie Wuj męczy się - bo przecież Filifionka i Paszczak są dokładnie jak oni - ale w końcu, paradoksalnie dzięki swoim starczym urojeniom "spotyka" kogoś jeszcze starszego ("przodka" w lustrze) i może spokojnie zapaść w sen zimowy. Za to Toft ma tej wolności aż za dużo. Nikogo przecież nie obchodzi jak mu się żyje w łodzi Paszczaka. Dlatego jego narastający bunt i zdumiewające go samego czucie "własnego ognia" są właściwie biciem jego serca do Rodziny. Najprostsze słowa, które tam padają - on chce mieć Mamę. Najpierw jako symbol, jako jakiś obraz raju. Rzeczowa Mimbla burzy mu ten obraz, co powoduje wściekłość Homka, ale na samym końcu okazuje się że miała rację. I po tych swoich przemyśleniach Homek - niczym biblijny ostatni, który jest pierwszy - wydaje się być największym wygranym całej historii. On nie musi donikąd wracać, już wiadomo gdzie będzie jego dom.
I ciekawa triada: Włóczykij i Mimbla widzą wszystko szerzej niż inni, ale dosyć płytko. To pozwala im unieść się poza zwykłe emocje panujące w Dolinie (choć raz Włóczykijowi puściły nerwy, wiadomo kiedy). Paszczak i Filifionka widzą z kolei wszystko jakby we fragmentach, nie potrafią objąć rzeczywistości w pewien kontekst, nawias. Ale w chwilach gniewu lub frustracji sięgają głęboko w siebie ("Wiesz, tak mnie mdliło, że chciałem tylko umrzeć, i cały czas się bałem!"; „Co mnie takiego napadło? Nie byłam przecież niczym innym, jak tylko ogromną, szarą kulą kurzu... I dlaczego?”). Wreszcie Wuj Truj i Homek - oni z kolei widzą to do czego inni nie mają dostępu. Homek ze swoim Stworem, ze świata ni to realnego ni wyobrażonego, Wuj Truj ze swoim przodkiem w szafie, z którym odbywa nocne dysputy. Coś co takiej Mimbli nie jest potrzebne, a Filifionka zwyczajnie by wyśmiała.
_________________ czasy mamy jakieś dziwne głupcy wszystko ogołocą chciałoby się kogoś kopnąć kogoś kopnąć - ale po co
|
|