Ok, to chyba nadeszła moja kolej. Wprawdzie swoją 'recenzję' układam, przemyślam i trawię jakoś od czerwca ubiegłego roku, to jednak myślę, że co jakiś czas będę ją uzupełniać o nowe przemyślenia i odkrycia (tak jak np. dziś zostałam za
eureczona "Poza tym światem" (
) )
Rozpoczynamy podróż. Na początek utwór nieco lżejszego kalibru ale otwierający tematykę
tego co tu i tego co tam. Pociąg powoli rusza...
1. HALO HALO
Pierwsza zwrotka - to, co kiedys miało jakieś znaczenie teraz straciło swój sens, stało się bezużyteczne. Droga, cyrk, słoń.... ja?
Dalej, modlitwa już się nie wznosi, jest za słaba, jak wątły
dym co ściele się po ziemi. Ledwie słyszalny,
daleki głos - zupełne nic.
Czy jest tu ktoś? Czy ktoś mnie słyszy? Halo, halo, wołam! Ale w odpowiedzi słychać jedynie wtórujące echo. Teraz słychać też rozpaczliwe trąbienie słonia z 1-szej zwrotki - zaplątał się w pułapkę i niezgrabnie woła o pomoc.
Nagle jakaś zmiana - nie ma już ociężałego słonia, ani smutnego cyrku, jest za to
niebo nad dachami wioski, ziemia pod stopami dziecka, jest nawet
obraz, przy którym czujesz sie kochany. A to wszystko jest po drugiej stronie! Tak, jest już tam! A może... może wcale nie? Być może jest, a być może to wszystko to wszystko to tylko
złudzenie, fantazja i naiwne marzenie?
Rozpoczynający tę swoistą wędrówkę do
jądra ciemności duszy utwór kończy się znakiem zapytania. Nic już nie jest oczywiste.
2. ECHO
Tułam się tak jak On - 5 słów, tak mało, a jednak tak wiele. Przed oczami staje mi obraz wijącej się po przestrzeniach ziemskich duszy.
W tle niby to odgłosy radiostacji, niby... wysyłane w przestrzeń kosmiczną modlitwy, prośby, żale i pretensje. Teraz
tułam się przechodzi w
tułaj się.
No bo co? Niby dlaczego nie? W czym jesteś taki dobry, abyś mógł być spokojny, nie targany życiowymi i emocjonalnymi tułaczkami?. Skoro On się tułał, to tym bardziej Ciebie to nie ominie. W kolejnej zwrotce bardzo na plus jest echo, główna warstwa tekstowa wypowiadana normalnym głosem, wyraźnie, stanowczp, zdecydowanie, a zaraz pod nią druga wartstwa. Warstwa metafizyczna - przenikający do szpiku kości szept, niczym szepczący wiatr, ale wiadomo kto, a właściwie Kto za tym wiatrem stoi, bo po kosmiczno-tajemniczo-intrygujących cymbałach padają chyba najważniejsze dla mnie osobiście z całego utworu słowa:
gdy byłeś dzieckiem rozmawialem z tobą zawsze. I tu ten szept znika, zostaje jakby wessany sam przez siebie. Te ostatnie słowa są dla mnie nasiąknięte jakimś rodzajem tęsknoty, nostalgii;
rozmawiałem nie 'mówiłem', bo rozmowa polega na dialogu, nie na monologu, jaki ma miejscu teraz...
3. LUNA
Nasz pociąg staje na jakiejś stacji. Ty wybiegasz zdezorientowany i biegniesz, przed siebie, na skraj, i wołasz, wołasz cały świat, żeby Ci pomógł. Gubisz się w wąskich, słabo oświetlonych uliczkach, a tam -
Luna de Maria! Jest! Świeci! Daje ci jakieś nikłe światło nadziei. Te słowa,
Luna de Maria, jakże niesamowicie one brzmią! Taki cierpki, a jednak łagodny, samotny, obolały głos.
Jest jeszcze drugi sens jaki odnajduję w tej pierwszej zwrotce. Ty, tak ty - masz biec, choćby i na skraj świata i wołać wszystkich ludzi, napominać ich. Mówisz, że
to tylko ja, że jesteś właściwie nikim, dlaczego więc to ty masz biec? Nie nadajesz się do tego, a poza tym masz swoje życie, swoje plany, to wszystko... Ale to wszystko to tak naprawdę
nic, zupełnie nic, te wszystkie dni. Już biegłeś? Bez skutku? To nic! Biegnij jeszcze raz, wołaj jeszcze raz!
Ktoś już wcześniej wspominał, że to
ajajaj to jakby jęki zranionego, obolałego człowieka. Też tak to słyszę, widzę i czuję. Ajajaj i dalej ledwo słyszalne, ale jest! -
Luna de Maria!
Ta przenikliwa, świdrująca ucho i serce trąbka, barwa głosu, falsety, linia basu (!), ogólny niepokój i smutek...
Minęło już ładnych parę miesięcy od mojego pierwszego zachwytu tą piosenką (piosenka - jak to słowo banalnie i groteskowo brzmi w odniesieniu do tego co właśnie rozbrzmiewa w moich uszach), a jednak nadal efekt jest ten sam - zachwyt i niepojęte zdziwienie, że kilka dźwięków i zwykłych słów może aż tak bardzo dotknąć, sięgnąć otchłani, gdzie już chyba nie dochodzi światło Luny, znaleźć serce i je ścisnąć, schwytać i choć na chwilę ożywić...
4. DZIEŃ BEZ DUCHÓW
Czasem zdarza się taki dzień, kiedy na chwilę zapomina się o
duchach, o upiorach duszy i umysłu.
Godziny-gadziny śpią! Tak, jedziemy dalej! Pociąg rusza do
tam i tu. Tempo sprawia wrażenie pośpiechu, ucieczki - oby tylko zdążyć nim duchy powrócą! I nagle uświadamiasz sobie -
I love you, I NEED you!. To dzień bez duchów, więc
zatańczmy znów! Znów znajdujesz siłę aby móc się cieszyć, chcesz tańczyć z radości i znów wołasz
I love you, I need you!
Kolumna ognia i dymu słup - owszem, te gadziny cie gonią, pędzą na ognistych rydwanach, wydaje się, że zaraz cię dopadną, nie widzisz ucieczki i nagle - jest! Ta kolumna ognia i słup dymu przeprowadzą cię przez twoje Morze Czerwone!
W zasadzie na tle całego albumu ten utwór się wyróżnia dość szybkim tempem no i wolnością od
duchów.
I to zagadkowe
ktoś wola nas na koniec...
5. UFO
Bębny! Tamburyno! Gitara! Hipnotyzuje mnie ten utwór. Lekko przygłuszony wokal sprawia wrażenie jakby był zamknięty w jakiejś kapsule samotnie błąkającej się w kosmosie. Ok 1:58 ten sam głos słychać jakby z jakiegoś radioodbiornika znajdującego się na pokładzie statku kosmicznego.
Niepojęta to sprawa, ale przy wciagającym rytmie przeszkadzajek i niesamowitym, przejmującym wokalu brwi samoczynnie układaja mi się w taki sposób, jakby chciały wymusić jakąś łzę. Ale nic z tego, ufo jest czułe i rozbrzmiewa zbyt głęboko, głęboko wewnątrz, bez szans na logiczne wytłumaczenie dlaczego jest tak przejmujące.
6. NA NIEBIE CIĄGŁY RUCH
Mijają się dni - jeden obok drugiego, jeden do drugiego podobny. Chmury pędzą i zmieniają swój kształt. Dni niby podobne jeden do drugiego, ale te chmury pokazują, że jednak wszystko się zmienia i nic nie pozostaje takim, jakim było. Druga zwrotka w jakiś dziwny sposób jest mi bliska, nie potrafię jej roztłumaczyć samej sobie, ale w pewien sposób czuję ją na płaszczyźnie niewerbalnej. Cały czas wpatruję się w nic, myślę, że coś tam jest, coś więcej, ale to tylko zwyczajne
nic.
Oddech co zna imię twoje -
No i początkowe
może lepiej mnie nie słuchaj. Jak to prawdziwie brzmi... Znów slychać 'piki', szumy i cymbały. Znów w przestrzeń są wysyłane modlitwy i przekleństwa. A ja? Moich 'pików' i szumów lepiej nie słuchaj...
7. SERCE
Z poprzedniego utworu w 'Serce' wprowadzają nas nieco enigmatyczne dźwieki gitary. Te dźwięki jakby pochylają się nad losem człowieka, którego jęk słyszymy już na początku utworu. W tym momecie muszę zaznaczyć, że tekst sam w sobie jest dla mnie niezwykle piękny. To niebywałe, że w tak małej liczbie słów można umieścić tak wiele znaczeń, skojarzeń, obrazów. Do tego wszystkiego ten nostalgiczny, uśpiony, kojący zielenią obraz, którego zdjęcie jest zamieszczone w książeczce obok tekstu. Być może znalazł się tam zupełnie przypadkeim, ale myślę, ze to własnie TAM, to tam jest to
miejsce nad rzeką, do którego ucieka moje serce...
Nie mogę też przemilczeć słów
tak rozpadał bezgranicznie się ten śnieg - zimno, duchowa pustka, zamieć, w której nie widać zupełnie nic, nawet jakiego kolwiek sensu, śnieżna pustynia uczuć.
W kolejnej zwrotce moje serce ma zaśpiewać od nowa, ale do tego prowadza jedynie słowa ze zwrotki 3eciej -
umieraj moje serce z kamienia - bardzo mocne, bardzo prawdziwe, bardzo moje. Strasznie podoba mi się też fragment
niech rozlegnie się, popłynie moja krew.
Rezlegnie! Coś, co w moim mniemaniu odnosi sięraczej do dźwięku niż do materii, a tutaj rozlec ma się moja krew! Świetne zestawienie słów.
Kolejne, prawdziwe do bólu słowa
niech nadejdzie godzina, co się nie zapomina / niech się stanie tylko to, co ma sie stać - w moim odczuciu tą godziną jest godzina śmierci, już na nic innego się nie czeka. Czasem chce się czekać już tylko na Nią... Te słowa mają swoją kontynuajcę w "Poza tym światem", gdzie ta godzina, ta pora nie jest czymś, co zwala z nóg, sieje strach i panikę, nie, Ona urzeka...
W refrenie słychac delikatne, pojedyncze prześwity słońca, ale to jeszcze nie ta stacja...
8. TREN
Moment płyty, który swego czasu był dla mnie niekwestionowanym sednem, kwintesencją 'Luny'. Samotny muzyk stojąc nocą na dachu, wygrywa na trąbce melodię swojego znękanego, połamanego życia. Rozpoczyna się utwór właściwy. Skromne klawisze niczym spadający jesienny liść, a potem tworzące tło, jakby księżycową mistyczną poświatę.
Rozpoczyna sie spowiedź życia biblijnego Jeremiasza. Ale czy tylko? Z jednej strony widzimy, a właściwie słyszymy proroka, który nie zgadza sie z wolą Pana, z poleconą mu misją głoszenia. Usiłuje zapomnieć o swym darze i o Tym, który mu go powierzył. Z drugiej jednak strony jest to zwykły człowiek, który zostawszy uwiedzionym przez Pana zaczyna w Niego wierzyć. Długo z Nim walczył, opierał się, uciekał gdzie się tylko da. Ale On z niego nie zrezygnował. Nie był bierny, nie czekał aż człowiek Go zapragnie, bo to mogłoby nigdy nie nastapić. Zawalczył o niego tak, jak ojciec walczy o błądzące i raniące samo siebie dziecko. Teraz jest przy nim
nocą i dniem. Jest delikatny jak
letni deszcz ale też potężny jak burza. Człowiek postanawia zapomnieć o Bogu, zbyt wielu krzywd doświadcza od ludzi, wszędzie tylko
przemoc, przemoc, ciemiężenie. Jak ma dalej o Nim myśleć, skoro mówiąc o Nim napotyka jedynie na kpiny i zniewagi. Przeklina dzień swych narodzin. Czy może być dla rodzica coś gorszego, niż usłyszeć z ust ukochanego dziecka, że żałuje ono, że w ogóle się urodziło? Jednak w jego sercu wciąż
pali się ogień, niepojęty ogień, który trawi jego wnętrze, przeszywa duszę i siega aż do kości. Tak jak do kości sięga prosty, ale nad miarę prawdziwy refren tej
pieśni umarłych...
dopisek: nie dają mi też spokoju interpretacje:
kiedy mówię muszę krzyczeć - to tak bardzo boli! zostaw mnie w spokoju, nie walcz już ze mną, mam Cię dość!
przemoc, ciemiężenie - to Ty mnie ciemiężysz! jestem jak kukła na scenie teatru życia, w którym za sznurki pociąga siła pozbawiona uczuć, zrozumienia, współczucia.
Twoje słowo jest kpiną i zniewagą dla mnie - bawisz się mną! kazesz mi robić coś, z czym wiesz, że sobie nie poradzę, kpisz ze mnie, ciągle poniżasz pokazując przy tym swoją wielkość...
9. UMIERAJ
I tu mam pewien problem. Bo z jednej strony On kaze mi umierać, slyszy jęk i płacz, ale mówi, że warto! -
aby żyć!
Ja zwlekam, mówię, że
jeszcze nie dziś,
jestem już zmęczony tym ciągłem umieraniem, jestem za słaba,
nie mam już sił.
Ale z drugiej strony to ja chcę umierać! Jestem zmęczona czekaniem, tym co
tu. On mówi, że nie,
jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz.
Nie bój się iść bo
będę tam gdzie ty! Pomogę Ci w tym twoim umieraniu, aby naprwdę żyć. To jedyna droga.
dopisek: koncertowo wpaniale podkreślone umieRAJ!
10. WIOSNA NA WYGNANIU
O, to jest chyba najczęściej przeze mnie przełączany (początkowo) utwór. Jest w nim takie nagromadzenie, skumulowanie zła, że jego uważne słuchanie wcale nie przychodzi lekko.
Pierwsze piszczące dźwięki gitary oraz dalsze wejście reszty instrumentów kreuje mi taki oto obraz: zupełne pustkowie, na ktorym nie ma nawet wiatru, nad brunatną od krwii ziemią, po niebie rownież w
kolorze mięsa lata jakiś dziwny ptak - sępo-pterodaktylo-mewa - to jego odgłosy imituje gitara. Stoję na tym pustkowiu, a mój pociąg (ostatnia szansa ucieczki) odjeżdża beze mnie. Zostaję z krążącą nade mną (jak nad padliną) istotą nie z tego świata. Wszystko dookoła niemal
ocieka krwią, lepi się od niej, w powietrzu czuć odór zgnilizny. No
dlaczego mi nie odpowiadasz?! Jestem tu sama! Miało być pięknie, niebiesko, przyjemnie, a jest zupelnie na odwrót! To na tym polega życie? Wiara? Nie ma wiosny, nie ma życia, jest tylko cierpienie, okropieńśtwa i
wędrówka dusz z kąta w kąt - w ciagłym poszukiwaniu skrawka niebieskości.
Znów dojeżdżam tu - po raz kolejny trafiam w to samo 'miejsce', za którymś razem jednak pojawia się delikatny promień slońca (tu jaśniejąc wchodzi głos Gera) i daje jakąś namiastkę nadziei, że ta wędrówka dusz dokądś zaprowadzi...
11. POZA TYM ŚWIATEM
Modlitwa o śmierć. Powtarzam ją szeptem tak, żeby nie przestraszyć samj siebie ale też dlategp, bo nie mam już sił wołać.
Niech przyjdzie, niech nie zwleka pora, co nas urzeka. Niech wreszcie przyjdzie! I nagle w 30 sekundzie z ciszy tępego bólu wyłania się Ona. Wcześniej słychać jak krązy gdzieś nade mną; gdzieś na tym świecie.
Rozpoczyna się najprawdziwszy
danse macabre. Śmierć toczy walkę z życiem, szarpie się z nim, obraca, się, wiruje na suchej ziemi, gdzie dookoła nie ma nic.
I wtedy w 1:33, gdy słychać szum morza kości śmierc zwycięża. Teraz tańczy ze mną. Nagle uświadamiam sobie, że
I love you, I need you! I want YOU! Przez dławiące gardło łzy krzyczę, i dopiero teraz zaczynam to rozumieć -
I love you!
Podczas gdy
na tym świecie na polu walki pozostaje echo gorzkiej modlitwy, w tle slychać jak dusza jest unoszona w górę. Bez fanfar, wspanialych anielskich chórów, ale przy skromnym akompaniamencie pojedynczych dźwiękow fortepianu. Tak mało, a jednak tak wiele dla obolałej, wystraszonej duszy. To tak jakby te dźwięki ocierały jej ciężkie łzy i delikatnie gładząc ją po głowie mówiły, że teraz juz będzie dobrze.
12. DOM
Jaka zmiana! Nie ma juz ciemności, zimna, ale ciepło i wołające światło. To jakby przebudzenie się ze straszliwego snu.
Jest już po i można iść - i to jest piękne! Krew, kolor mięsa i przeraźliwy chłód ziemi zostają zastąpione przez
wilgotny nos, oddech pól, pachnący dym.
Przeciągam sią z długiego snu. Przeciągam - wiadomo, po śnie, ale też ZE snu, tj. z jednej strony na drugą! Ze strony nocy, ciemności na stronę światła.
Zostań ze mną, nie odchodź, nie jest jak prośba bezbronnego dziecka: już nigdy mnie, człowieka, nie zostawiaj samego!
Przekraczam próg drzwi, zza których jaśnieje niewypowiedzianie piękne, ciepłe światło.
I ta melodia Debussy'ego! Jak dopisek wygrawerowany pod historią życia, jest materializacją pełni poznania.
Nie wiem, czy Luny powinno słuchać się po 30tce, 15tce czy 50tce. Wiem tylko, że na pewno jest to płyta niebezpieczna, jak każda podróż w głąb siebie, w głąb swojego własnego jądra ciemności. Mimo to bardzo się cieszę, że jest, bo jest to muzka niezwykle piękna, zagadkowa, z wieloma dnami i mozliwościami interpretacji.
ja, Inverness dziękuję za jej powstanie.