Wreszcie mam chwile skrobnąć.
Nazwa płyty „Osobliwości” kojarzy mi się z kunstkamerami - gabinetami osobliwości z dawnych czasów z kolekcjami odmieńców, przyrodniczych anomalii i wybryków natury, a więc osobnikami z którymi w procesie rozwoju coś poszło nie tak.
Płyta opisuje kondycję współczesnej kultury czy w ogóle świata prowadząc słuchacza po kolejnych eksponatach w gabinecie osobliwości. Co gorsza te eksponaty-anomalie to nie jakieś gatunki wymierające i rzadko występujący odmieńcy, ale wręcz przeciwnie, gatunki pleniące się zdrowo i zuchwale rosnące w siłę jakby chciały dokonać takiego „twista” i do gabinetu osobliwości wtrącić normalność.
Anomalie dotyczą nie tylko sztuki, wokół której głośno krążą muchy i fotoreporterzy trzaskający migawkami, sztuki fekalii, moczu i zwłok, jaką nas częstują spece od kultury masowej. Te poronione płody sztuki wędrują do muzeów – taka na przykład „artystka” Kiki Smith ma nawet swoją podstronę na stronie MOMA - Museum of Modern Art. Wśród jej „dorobku” są takie „perełki” jak rzeźba nagiej kobiety idącej na czworakach której między nogami ciągnie się kilkumetrowy ślad kału
, inna rzeźba przybliża nam tak zwaną piss art czyli sztukę oddawania moczu. Rzeźby tej pani są jednak kameralne w ludzkiej skali, w przeciwieństwie do kilkunastometrowego gówna dmuchanego w realistycznym kolorze przed szwajcarskim Centrum Paula Klee. Tak tak, to jedno z wielu dzieł wybitnego „artysty” Paula McCarthy'ego. Im większy artysta tym dzieło większe.
Takie anomalie pomału przestają szokować, więc żeby zwrócić uwagę bywalców muzeów na siebie nowi artyści tworzą nowe jeszcze bardziej odmieńcze trendy. Właściciel galerii i pomysłodawca światowych wystaw niemiecki artysta urodzony w okupowanej Polsce Gunter von Hagens dba aby jego dzieła były przygotowywane bardzo starannie, obdziera ze skóry, maceruje je w mrożonym acetonie by usunąć tłuszcz, a potem pompuje pod dużym ciśnieniem żywice polimerowe. W końcowym etapie obróbki dzieła patroszy, rozpruwa i wystawia na widok publiczny, bo cieszą się one dużym wzięciem i dają temu „artyście” ogromne dochody - na świecie jego objazdowe muzeum podziwiało już 25 milionów ludzi. Kolejne museo barbari, trzaskają aparaty , bzykaja muchy pomiędzy dziełami sztuki, chociaż podejrzewam, ze na takich eksponantach to mucha ani nie siada ani nie kuca. Zastanawiające skąd tak duże wzięcie, 25 milionów ludzi - taka liczba robi wrażenie. Po co tak tłumy walą drzwiami i oknami? A może chcą oswoić to czego się boją - śmierć? To ona jest źródłem wszelkich lęków jak mówią znawcy. Przecież nie strzepną jej, wiec może jakoś by ją oswoić, żeby się nie bać, kiedy przyjdzie Nieznana i Potężna, nie uznająca próśb o odroczenie. W szklanych gablotach profesora Hagensa można bezpiecznie zaglądnąć jej w oczy nim Ona zajrzy Tobie.
Prócz anomalii w sztuce płyta pokazuje też anomalie zachowań i postaw ludzkich, zadając pytania istotne: co to jest miłość, kim jestem, z czym się utożsamiam. Czy kocham siebie aż do negacji Boga -
amor sui usque ad contemptum Dei, czy może, co jest trudne dla mojego ego, kocham Boga aż do negacji siebie -
amor Dei usque contemptum sui. Konkluzja jest gorzka, bo dzisiejszy człowiek pytany o słowo miłość coraz częściej macha lekceważąco ręką cedząc przez zęby lekceważąco „takie to to”, „takie to tam”. Prawdziwe Wartości tracą na wartości. Nie tylko miłość ale i życie ludzkie. Spowszedniało nam zabijanie – miałem kogoś przebić na wylot jeszcze raz – morderstwo staje się czymś normalnym jak wyplucie pestki z wiśni. Ale skoro nie ma Źródła wartości, nie ma też wartości. Człowiek jest sam. Profesor Richard Dawkins bardzo usilnie popularyzuje maluczkim tę wiedzę ze człowiek jest sam. Profesor nie jest ateistą, ale jest antyteistą, czyli zwalcza cudzą religijność i nie ustaje w uświadamianiu innym ich urojeń. Bo człowiek jest sam. Widziałem na witrynach naszych księgarń jego prometejskie dzieło o religijnych urojeniach mające oświecić nierozumnych. Nawiasem mówiąc Profesor angażuje się również w ruch Projekt Wielka Małpa, nawet walczy o prawa dla hominidów, naszych braci i sióstr małpokształtnych. Być może, że w zapale uświadamiania innych naczelnych biega nawet po dżunglach wykrzykując małpom hasła wolności, równości i braterstwa.
Skoro człowiek jest sam i dzięki licznym szczęśliwym zbiegom okoliczności na jednej z miliardów planet wyewoluowała go niejaka natura to nie należy niczego od niego wymagać. Jak w Bestiarium, jest po prostu częścią natury, odgania muchy, pożera, kopuluje, no nic się nie wskóra. Podobno Ozzy Osbourne chciał jednak coś wskórać, ale zarówno biedny nietoperzyk jak i gołąbek swą słodką krwią mocno zakręciły mu w nozdrzach ... tak że nie wskórał.
Uff, jak dobrze w końcu wyjść z gabinetu osobliwości współczesnego świata.
Jakiś ciężki kryzys tożsamości przeżywa współczesny człowiek. Odkąd odciął się od nadprzyrodzoności to nie ma korzeni. Nie ma w co ich zapuścić. Powstał przez jakiś przypadek. Wmówił sobie, że jest jedynie zaawansowanym ewolucyjnie małpokształtnym naczelnym i że jest sam.
A przecież ma własne nowe imię zapisane na odwrocie białego kamyka. Ma Przyjaciela z dzieciństwa, z dzieciństwa kiedy może jeszcze wierzył. Kiedy świat nie wmówił mu jeszcze, że jego Przyjaciel jest urojony. Ten świat zwraca uwagę na to co piękne zewnętrznie, a nie na to co wewnątrz.
„Za to ja trzeciego dnia dam ci piękne konie dwa
Dam ci jeszcze i trzeciego tylko bardzo malutkiego
Chociaż będzie miał dwa garby, nie oddawaj go za skarby!
On w potrzebie zawsze, wszędzie, Przyjacielem tobie będzie.”
Najlepszy Twój Przyjaciel, w potrzebie, zawsze, wszędzie. Nie jest urojony, pomaga Ci zawsze, kiedy tylko Go potrzebujesz jak w bajce Jerszowa. Wio Garbusku!
Wio jak najdalej od tych osobliwości, degeneratów pozbawionych moralności jak Mlicki, Żdżarski i Olga w sztuce „Dla szczęścia” Przybyszewskiego:
“A cóż mnie sumienie obchodzi! Chcę szczęścia! chcę żyć”. Od patologicznych osobliwości trzeba uciec, ale jak? Czy rzucanie się na tapczan a potem do rzeki jak Helena jest rozwiązaniem?
Tylko Konik Garbusek i nieskończona dal. Dal krainy, gdzie wszystko jest jak dawniej piękne, proste, prawdziwe. Gdzie postać z dzieciństwa gąska Balbinka nie dynda. Gdzie nie spłyca się ważnych wartości, gdzie ciemni wojownicy z toporkiem nie zamachują się na muszle. Muszle to symbole rzeczy i wartości ze świata głębi, muszle nie pływają po powierzchni jak śmiecie. Położone na oczy i usta – (podobnie kiedyś czynili Żydzi wg Księgi Powtórzonego Prawa (Pwt 6,8) – zasłaniają natarczywie napływające do oczu śmiecie z powierzchni.
To bardzo dobra płyta, bardzo mnie cieszy, że powstała i że mówi o rzeczach ważnych i trudnych. O pseudowartościach i o wartościach prawdziwych i głębokich. O truciźnie i odtrutce. Warto takie płyty robić i warto takich płyt słuchać.
Dziękuję, Elrond.