Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 16:24:42

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 30 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2
Autor Wiadomość
PostWysłany: ndz, 21 października 2018 08:01:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Setlista wygląda na opowieść!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 października 2018 12:25:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 19 listopada 2004 15:47:56
Posty: 11811
Fajna, setlista. Zaskoczenie, to ten Psalm 8 na początek ;)

Super, że koncert się udał, zapytam tylko: jaki był skład? Bo to, że Budzy, Gero i Stiw to już trochę wiem, ale jak reszta składu? Były klawisze? Akordeon?

_________________
Więc dokąd, dokąd ta wędrówka
Posmutniał król i zadął w róg
Przeciwnik straszy, pielgrzym idzie
A pyta zawsze Bóg


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 października 2018 13:33:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Ale że co? Stiw grał na koncercie?!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 października 2018 17:04:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 14:34:22
Posty: 17234
Skąd: Poznań
Skład był taki:
Karol Nowacki - klawisz
Gero - bas
Beata - perkusja
Budzy - wokal i gitara akustyczna
Stiw - gitara akustyczna
Staś - gitara elektryczna

Myślę, że to był najlepszy koncert Budzegosolo, na którym byłem. Na pewno po części to efekt miejsca, w którym koncert się odbył - ów drewniany kiciński kościół. Ale nie tylko: widać było chemię i pozytywne fluidy w składzie. Setlista też fajnie dobrana do dnia (oczywiście była "Jesień"). I dobry wieczór spirytusamowęsa: Budzy był bardzo rozmowny ( 5 min. utwór, 5 min. gawędy... :) ) i wokalnie bez zarzutu.
Ów szeroki skład dał więcej "mięsa" utworom, dźwięki szybowały, zakręcały i unosiły się ku powale. Drewniana konstrukcja świątyni okazała się zaskakująco dobra akustycznie (myślałem, że dźwięk będzie za bardzo "wsiąkać" w ściany) a i nagłośnienie zostało zrobione tip-top. Czasem miałem tylko wrażenie, że za słabo słychać Karola, w "Cudach" choćby - ale to w sumie drobiazg.
Najlepszym punktem dla mnie było "Radio Rivendell", ale zaraz potem idą "Kazimierz przez Nałęczów" i "Cuda".

Kościół był pełen ludzi. Zaraz na wstępie patrzę - czy to Pietruszka?! No jak, przecież spędza weekend 500 km stąd... ale jednak - to on! I to z całą rodziną! Jest i Powsinoga! Usiadłem skromnie z boczku, ale Powsinoga wskazał mi doskonałe miejsce w pierwszym rzędzie - usiadłem więc bezczelnie przed władzami gminy i przed proboszczem, dobrze że później lafjoy się dosiadł. :mrgreen:
Po koncercie nie było tak przez chwilę jasne co dalej, Gero już prawie chciał od razu wracać - ale pokulało się to w inną stronę, Ewa wspomniała coś o szarlotce, zjawiła się Natalia, Budzy że "chodźcie chodźcie" i po chwili siedzieliśmy już wszyscy razem w domu parafialnym. Szarlotka była genialna! :bukiet:
A potem rozmowy, rozmowy... aż zrobiła się jedenasta prawie i trzeba było wracać.
Śfietny wieczór. :)

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 października 2018 20:07:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
PIĄTEK
Około 16.30 Stiw odbiera mnie spod Starego Browaru. Obaj jesteśmy po ciężkim dniu w pracy, a w dodatku trochę się nie zgraliśmy logistycznie i od tachania niby małego wzmaka basowego dosłownie leje mi się pot warzy. Dałbym ci jakiś ręcznik, ale nie mam. E tam. Jedziemy a w tle P.J.Harvey z magnetofonu kasetowego. Nie ma korków i trochę po 17 dojeżdżamy na próbę, niczym Tom na DVD gdzie kończy się cry, polną drogą z rozległymi polami po lewej. Gdy wchodzimy, reszta akurat kończy grać Biedny, chudy i zły - zamiast dzień dobry dośpiewuję harmonię w ostatniej zwrotce. Utwór się kończy i Budzy mówi: witajcie koledzy! Karol wyraźnie ucieszony, co dodaje mi otuchy, bo choć uczciwie ćwiczyłem, to jednak nie czuję się basistą, no i wiadomo... Gramy dwa kawałki i Tom musi jechać (jak się okaże później - odebrać jakąś nagrodę od Rycerzy Maltańskich), grali już od 15 i teraz Beata, Karol i Stasiek zagrają z nami jakby "drugą próbę". Oczywiście teraz ja śpiewam główne wokale, choć mniej udanie, bo mylą mi się teksty i często jak Rufus w Mikołajku muszę zamykać oczy i śpiewać lalala i - to jakoś lepiej siedzi - nanana. Niesamowicie dobrze wychodzi refren Kazimierza przez Nałęczów, jakoś tak świetlanie i uroczyście. Mimo że Beata wyraźnie zmęczona (podobno poprzedniego dnia jakiś niesamowity Tymoteusz w Skierniewicach był), humory bardzo dobre i dobrze się gra razem, jest też miejsce dla Stiwa, żeby opowiedział o swojej ksywce. Po odegraniu Trenu Beata krzyczy radośnie: koniec próby! Stiw musi teraz szybko wracać, żeby pokazać dokument o Bobie Marleyu i oczywiście zaprasza wszystkich. Karol mówi do mnie, że gdybym ja poszedł to on też by poszedł, mówię ci, ale ja muszę jeszcze poćwiczyć pamięć mięśniową na basie, no i przed radiem na gitarze. Wracamy we trójkę ze Staśkiem, tematy wyborcze i nie tylko. Piszę esa do Witka, a on odpisuje: będziesz miał jutro mocny dzień.

Oh yeah.

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 października 2018 21:39:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
SOBOTA
Po nieoczekiwanie kontrowersyjnym występie w radiu, gdzie śpiewałem numer Supergrass i okazał się zbyt po bandzie, humor przestał mi dopisywać i perspektywa dalszej części dnia zrobiła się cokolwiek upiorna. No ale powoli radość zaczyna budować się od nowa. Podjechaliśmy odświeżonym na tę uroczystą okazję samochodem Stiwa pod drewniany kościółek w Kicinie chwilkę przed czasem, ale pozostali nie dają na siebie długo czekać. Na pierwszy rzut oka sytuacja wydaje się poważna - jak my się wszyscy zmieścimy przy ołtarzu, tak żeby jeszcze nie przeszkodzić zbytnio w mszy ślubnej, która ma się odbyć między próbą a koncertem? Tom podejmuje ostre decyzje, ja na przykład będę stał w bocznej ławie przeznaczonej zwykle dla ministrantów (trochę tak jakby back to the roots, jeszcze przecież pamiętam jak przenieść mszał ;)) Kicha spokojnie wszystko podpina i nagle wszystko zaczyna toczyć się jakimś odświętnym trybem, no tak, przy tabernakulum pali się lampka. Jakoś nawet nie martwię się tym, że nie będę miał swojego odsłuchu do wokalu, nawet nieźle słyszę się w monitorze Toma. Próba mija gładko, uczymy się szybko dodatkowego Źródła, w którym poważam się śpiewać drugi głos na nananaj, pytam Toma, czy mogę, a on: tak, Gero, śpiewaj co chcesz!

Nagle wyrasta z niemi pytanie - co teraz, skoro do koncertu jeszcze trzy i pół godziny? Niby wszyscy chcą się rozjeżdżać, ale na tzw. probostwie zastajemy przygotowany dla nas poczęstunek, wszystkim jak na rozkaz rozświetlają się gęby, rożki marcepanowe! W końcu wychodzimy na zewnątrz i umawiamy się kiedy najpóźniej być. Ja mówię, że zostanę żeby się przejść po okolicy, Tom poleca mi drogędo pobliskiej Wierzenicy, gdzie czasem chodzi z kijkami. Wsiadając do samochodu krzyczy do mnie: Ger, tylko nie prze... (tu robi pauzę) ...marznij! Ja się śmieję i odkrzykuję - myślałem, że chcesz powiedzieć: "tylko nie prze..wróć się" :) Zostajemy w końcu sami we trójkę z Karolem i z Kichą i gadamy o mega poważnych sprawach - ostatnio przecież widzieliśmy się na zeszłym Luxfeście, kiedy było bardzo ciężko (Karol: modliłem się za Ciebie)... No idę na tę wycieczkę, bo zrobiła się już piąta.

Okazuje się, że ta droga z Kicina do Wierzenicy, to ten szlak kapliczek różańcowych, które kiedyś Powsinoga wklejał. Niby w to mi graj, bo zawsze byłem przecież pastoralny i różańcowy, ale ostatnio jakoś od dawna nie byłem na żadnej wycieczce, a niedawno byłem tak rozgoryczony niektórymi sprawami, że miałem pokusę wrzucenia różańca do Warty, więc muszę się w tym krajobrazie na nowo odnaleźć... Idzie mi nieźle, tym bardziej, że to może ostatni letnio-jesienny dzień w roku - trzy razy przelatują nade mną gęsi, za ostatnim razem jest już niemal zupełnie ciemno. Ja jednak jeszcze bardziej zwalniam, rzadko ma się aż taki komfort przygotowania do koncertu, więc niby robię ćwiczenia oddechowe - po zeszłotygodniowym Tymoteuszu na 50-tce Litzy jeszcze do końca nie wrócił mi pełny głos. Ale równocześnie mam pewną świadomość tego, że dzisiaj nie o wirtuozerię będzie chodziło. Jest już zupełnie ciemno i z daleka hipnotyzują mnie światła na kominach...

Na miejscu jest Kicha, zaraz przyjeżdża Beata, są jeszcze znajomi i pizza. W końcu jest cały skład. Z doświadczenia wiem, że zawsze cokolwiek może pójść źle, ale jakoś nie nawet nie potrafię się denerwować. Wręcz przeciwnie, nastroje są szampańskie - zastanawiamy się, co nie do końca zorientowani widzowie pomyślą w temacie tego, że to Stiw będzie najbardziej eksponowanym muzykiem na sc...ezbiterium. "Dlaczego Tomasz Budzyński dzisiaj tylko grał?" Wchodzimy do środka a tam wszystkie ławki zajęte. Aras w pierwszym rzędzie, to dodaje otuchy, jest i Pyrlandczyk. Powsinogę dostrzegłem dopiero w środku setu.

Zaczynamy od Psalmu 8, wchodzę z partią basową i jakoś lekko mi się gra, wszystko słyszę, wszystko stroi i nawet się nie mylę. Wchodzi zwrotka i toczy się bardzo uroczyście - to przecież numer 2TM2,3, którego nigdy wcześniej nie grałem, wiąże się z nim tyle odsłuchań, tyle wspomnień i tyle duchowych oparów... Czy w o l n o mi tutaj zaśpiewać harmonię, której nie ma w wersji płytowej? Jednak się odważam, na sam koniec utworu... Potem Radio Rivendell, to z kolei grało się już tyle razy... no ale na basie dopiero po raz trzeci... Utwory się leją i przecierają z zapowiedziami, a ja ze zdumieniem stwierdzam, że chyba gra mi się najlepiej w historii. Nie czekam na ulubione utwory, wszystkie są nagle ulubione i dzisiaj nie jest tak, że to Stacja Dęblin dostarcza mi największych uniesień. Jedyny trudny moment, to ten kiedy Tom omija zapisane na liście utwory Dom i Jesień... Dom urósł w moim rankingu do wielkich wysokości. Tutaj muszę przyznać, że na początku interpretowałem ten numer w pożałowania godny sposób: "jest już po koncercie i można iść..." i ten "dom", to miałem za uspokojenie w poznańskim Rivendell po trudach walki duchowej opisanej na kartach wcześniejszych utworów na płycie - dopiero wytłumaczenie Toma w Radocynie otworzyło mi oczy i serce na znaczenia tego numeru...

Gdy jednak - ufff! - gramy to na "bis", dodaję harmonię do wersu "wysmukła muzo moich dni". Spotkało mnie wielkie szczęście, że mogę wykonywać muzykę, której jestem tak wielkim fanem. W Jesieni czuję przemożne zaproszenie do wyśpiewania tej bananowej melodyjki, robię to falsetem, ale w dość znacznym oddaleniu od mikrofonu, żeby ktoś usłyszał to jeno w mgnieniu... A Tom mówi: Gero! Minęło długich trzynaście lat (cooooo???!!!) od momentu tego błogosławionego, katastrofalnego koncertu w Kroto, któremu zawdzięczam wyleczenie mnie z pychy i amatorskiego samouwielbienia - tam też (na Zostaw to), Tom krzyknął: Gero solo! , a ja ledwie miałem siłę wybijać akordy, teraz za to idę sobie w górę gryfu i wycinam nieplanowaną solówkę - nie jest mistrzostwem świata, ale przecież nie o to chodzi. Ile razy człowiek musi wracać do tego samego - nie o to chodzi jak wypadniesz? Czuję, że wiele osób na widowni rozumie te sprawy lepiej niż ja, dlatego ten koncert jest taki niebiański. No i Źródło i niestety już koniec.

Teraz bym najchętniej posiedział sam ze sobą i ochłonął, ale tutaj tyle sympatycznych osób - Powsinoga wytrąca mi argumenty z rąk proponując podwózkę, chętnie przystaję i po pomocy w uprzątnięciu chwalebnego placu boju zasiadam koło Natalii przy stole i ucinamy sobie pogawędkę jak za dawnych lat, podczas gdy Tom opowiada o nowym projekcie Stutthof (patrz dział Koncerty). Dostaję od Ewy Pietruszkowej kawałek szarlotki, od Karola płytę jego nowego zespołu Rock and Fire, a od wszystkich zebranych tyle dobra, że może starczy aż do końca dnia. Uprzedzając fakty - tak się dokładnie staje. Nagle jak na komendę wszyscy się zrywają i - liturgicznie - Dzień Bez Duchów przechodzi w fazę ukrytą. Powsinoga - kolejna dobra rozmowa - podwozi mnie aż pod sam dom, gdzie od kilku dni straszą wystawione do wywózki okna z popalonej kuchni.

To był wieczór armijny i ponadarmijny. Forumowy i ponadforumowy. Dobrze znane mi osoby, utwory, sprawy i poczynania okazały mi się w jakimś nowym, no właśnie świetle. Może ktoś był i tego nie widział, ja piszę za siebie. Przepraszam za pięknoduchostwo, ale dla mnie to był mega ważny dzień. Dziękuję wszystkim za wsparcie.

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Ostatnio zmieniony pn, 22 października 2018 00:13:45 przez Gero, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 października 2018 23:22:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 19 listopada 2004 15:47:56
Posty: 11811
Gero pisze:
dopiero wytłumaczenie Toma w Radocynie otworzyło mi oczy i serce na znaczenia tego numeru...

Tej, ale ja doskonale pamiętam Twoją (?- zawsze myślałem, że Twoją!!) ripostę, że skoro kupiłeś płytę, to możesz ją interpretować po swojemu ;)
(choć argument, że "a ja to napisałem" był równie mocny :) )

...przepraszam za ten flashback... :D

_________________
Więc dokąd, dokąd ta wędrówka
Posmutniał król i zadął w róg
Przeciwnik straszy, pielgrzym idzie
A pyta zawsze Bóg


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 25 października 2018 10:02:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 16:48:09
Posty: 6421
phpBB [video]

https://www.facebook.com/jarek.murek/vi ... 992701875/
:D

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 25 października 2018 20:45:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 16:48:09
Posty: 6421
To będzie post o działaniu Boga. Już mówię o co chodzi.

Przez 6 lat mędziłem jak namolna wdowa z Biblii, aby w cyklu Noc Kościołów Drewnianych Puszczy Zielonki wystąpił Budzy solo, a nawet 2Tm2,3. Porażka, za porażką. Był Antkowiak zakazany owoc, bracia Kaczmarek przechodzący mutację. Wiosną było już blisko, ale mój poczciwy ksiądz zablokował i przeforsował Eleni Zorbę. Porzuciłem nadzieję, aż tu ni z tego i owego info, że 20 października Tomasz będzie w sąsiednim Kicinie. Dzwonię do urzędu gminy by dopytać co i jak. No wójt Czerwonaka jest fanem /no wiem przecież sprowadził Maleo z zespołem, ktory też grał w Kicinie/ i dorzucił grosza, będzie trzech muzyków, ale nie będzie wystawy, ani pokazu multimedialnego. Troche żałuję, bo choć wiem, że taka wystawa wymaga pracy i zabiegów to wyobrażałem sobie tę wspaniałą przestrzeń sakralno-drewniano-malarską, będącą wynikiem obcowania z obrazami w drewnianym kościele. Proszę o wydrukowanie plakatów, które odbieram i wywieszam w kilku miejscach no i oczywiście dzielę się na forum, żeby nie było że tajno-podziemny koncert był i nikt nic.

I fakt, że koncert doszedł do skutku to był pierwszy cud. Po koncercie podeszłem do Wójta Czerwonaka i podziękowałem, a na następny dzień okazało się, że to był ostatni wieczór pełnienia przez niego funkcji ponieważ przegrał wybory.

Sobotę rezerwuję dla forum i koncertu. Mam taką cichą nadzieję, że jednak ktoś przyjedzie zza miedzy jednak żadnych sygnałów do kroścet prawie nie ma;). A marzył się jesienny forumowy spacer drogą tajemnic różańcowych przez śródpolną drogę. Pół godziny przed koncertem wsiadam więc niepocieszony w volvowoza i z prędkością pieszego przy otwartch oknach podążam w/w drogą do Kicina. Wiatr chłodzi rozgrzaną głowę i myśli, jest wyciszenie. Po drodze w światłach reflektorów mijam znajome sylwetki sąsiadów, którzy idą z różańcami.

Pod kościołem spotykam organizatorki z Puszczy Zielonki i rzeczowo dyskutujemy o nowych szlakach dO Dabrówki Kościelnej z różnych miejscowości /niebieski kwadrat z literą M zwieńczoną krzyżem/. Jak taki spotkacie to dojdziecie do tego sanktuarium :). Samochody zjeżdżają, więc wbijam do kościoła i zajmuję miejsce w drugiej ławce, bo wiecie z pierwszej można wylądować na zapleczu ;) znaczy w kruchcie. Po chwili pojawia się arasek, więc jest dobrze. Zajmuje słabe miejsce, więc znając kościół proponuję mu inne co jest dobre i się bardzo cieszę, bo ja mam takie sobie jak się okazuje, ponieważ zespół skrył się w kolektorskich lawkach pod ścianą, więc widzę tylko ich profile. Generalnie trochę śmiesznie to ustawienie wyszło. Reflektorki były kościelne i ustawione jak do mszy. Budzy, Gero, Karol i Stach są po jednej stronie w cieniu, jak jakaś banda, a Beata /burza włosów/ i Stiw w pełnym świetle jak anioły /mieli miejscówkę tam gdzie pulpit lektora i ołtarz więc doskonale oświetleni/. I to kolejny szok. Co za zespół. Nie trzech, ale sześciu muzyków! To dla mnie kolejny cud, dzięki Budzy!

Od pierwszej sekundy moc. Nie ma rozgrzewki, nie ma to tamto. Wiemy po co tu jesteśmy i dlaczego. Hej Boże! Psalm 8 ustawia cały koncert, Radio Rivendell rozgrzewa do białości. Jaki dźwięk, jaka akustyka, jaka selektywność /ha poznałem już ten termin ;)/. Momentalne skojarzenie z koncertem w LuxArenie, ale tu jeszcze lepiej. Jakby ścianom świątyni się podobało i oddawały dżwięki wzmocnione mistyką stuleci. Ta początkowa moc skojarzyła mi się z wysiłkiem ostrego podejścia na grań, czy połoninę. Potem już było spokojnie i pięknie jak na przyklad w Pieninkach lub na Caryńskiej. Tomasz zabrał nas na wędrówkę skąd mogliśmy podziwiać przestrzeń i krajobrazy jego dzieciństwa i młodości. Właśnie tak. Spodziewałem się egzystencjalnej Luny a otrzymałem nostalgiczną opowieść. Witt rozszyfrował setlistę idealnie, zanim sobie zdałem o tym sprawę. I to była dobra opowieść, która była mi bardzo bliska. Szczególnie ta o bieganiu po dworze /czy raczej mówiąc po krakowsku po polu/ aż do nocy, kiedy okno w pralni jeszcze się świeci... Choć jak obuchem dostałem też to zdanie "nie wolno wracać do miejsc dzieciństwa" co momentalnie skojarzyło mi się z postami Gera i araska z lipca tego roku o Ziemi Kłodzkiej, bo ta konfrontacja bywa jednak bolesna. W każdym razie opowieść trwała, dialogi z księdzem, dużo uśmiechów i wreszcie TREN. I tu jestem w stanie zgodzić się z Budzym, że jest autorem tekstow a nie poetą. Jakby co to dla mnie jednak jest poetą.
Oczywiście Tren byłby znakomitym zakonczeniem, ale mądrość wie, że trzeba wrócić do codzienności zejść z tej grani w doliny. I bisowe utwory dały tę wiarę w codzienność czyli Dom Żródło. Zeszliśmy powoli na ziemię. Tak więc setlista to kolejny Boży dar.

Ale też niezmiernie ważne, że koncert był zagrany na wielkim przyjacielskim luzie. Zapewne jest tak jak napisał Gero, że Światło z tabernakulum sprawiało, że wszyscy byliśmy wspólnotą. Cud!

Pietruszków zobaczyłem dopiero na bisie i dobrze bo bym o niczym innym nie myślał, tylko o tym, że niech się to skończy bym mógł się przywitać. Jak ja się ucieszyłem z tej szaleńczej wizyty! Cud setek kilometrów!

Przejmujemy salkę parafialną, sprzątamy po befor party pewnego zespołu he he. Gospodarz ks. Sikora znosi naczynia, a Pietruszka i arasek zmywają, więc trochę gadanka jak to w kuchni. Ewa upiekła szarlotkę, jest kawa i herbata można usiąść przy stole i pobyć razem. After zdominowany poważną tematyką związaną z najnowszym projektem Budzego Stutthof. Trochę szkoda, że nie o Puszczy i wędrówkach na co liczyłem. W każdym razie pewno siedzielibyśmy do północy, ale pietruszkowa Irenka wykazała się rozsądkiem i dała sygnał do spania.

Powrót z Gerem do Poznania bardzo pozytywnie nastraja i udawadnia, że o forum nic nie wiem i nic nie rozumiem, ale jest mi z tym dobrze. Wiecie taki forumowo-wioskowy głupek :)

Następnego dnia rano spotykam się jeszcze przed Mszą św. w Owińskach z Pietruszkami. Jak się dobrze z nimi gada, jak ze starymi znajomymi. I ten czas zostanie w mym sercu. I to był też cud.

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 25 października 2018 21:34:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9939
Niesamowity jest w ogóle ołtarz tego kościoła, niespotykany i totalnie nie z tej ziemi!
I dziękuję Wam za te piękne rele!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 26 października 2018 21:11:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 16:48:09
Posty: 6421
Gero pisze:
Tom opowiada o nowym projekcie Stutthof


Pietruszka mówił o tej modlitwie
phpBB [video]

ale wyleciało mi z głowy o jakim utworze mówił Budzy, pamiętacie może?

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 28 października 2018 11:23:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 09:03:24
Posty: 17986
..dzięki Powsinogo! :D

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 28 października 2018 20:04:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
... jak się zaczęło, gdzie był początek drogi, jakie prawdy musiały zostać odsłonięte, aby zasłonić tę lichość moją, która żałuje już w chwili pisania tego, że pisze, w chwili mówienia, że mówi... jak to się w końcu stało?...że krzyknąłem; - Hej! szczurrry pokładowe, które się rusza ze mną w dal?! - Dokąd? - z szeptu głos się odzywa, z wszeptu jest on cały... - ...doookąd?... dookąd?
- Jaki ładny plakat! - mówię.
- Ładny.
- Kościółek majaczy?
- Majaczy.
- Jedziesz?!
- Jadę.
Więc Kazik zdecydował się. Ewa:.. a dokąd?...a tam... oj wy...oj wy.... a może z nami? a daleko? a ze 200... no i? ... jedziesz?... rozum mówi, że nie, ale serce... serce też mówi, ...Na serce nie ma rady. Plany serc są niepodobne do niczego. Jaki bagażnik je pomieści? Wierzcie, żaden. Ale bagażnik musiał pomieścić moją niewdzięczność, którą musiałem zabrać ze sobą. Sam nie wiedziałem z czego bardziej się cieszę, czy z tego, że posłucham najwspanialszych piosenek, jakie mogę sobie wyobrazić, czy, że zobaczę ludzi, którzy są mi drodzy - ten znów o piniądzach!...- czy z tego, że to całą rodziną - rodzina ach rodzina - ... ale, powiem otwarcie: przeżywamy nasz czas łaski! Ha!
...daleko jeszcze?... no niedaleko... te dwieście kilometrów, co okazały się pięćsetką minęły jak sto... może każdy z nas wziął na siebie część tej drogi, jak w sztafecie łaski jest fajnie, jak warto w niej być... ech....zamieszkamy sobie w starym sadzie, niedaleko miłe miejsce....odrobinę zmęczony kładę się w psalm...ale nie mogę zasnąć...jest jakoś późno...jedźmy... jedźmy już... więc czy to te drzwi? uchylamy i jak to w drewnianych kościołach wszyscy stajemy się drzewem... zapach - nasz, kolory - nasze, woda - nasza, krzyż - nasz.... jestem tak wzruszony, że mógłbym zacząć celebrować jakiś obrzęd, całe szczęście nie muszę, bo znikąd pojawia się twarz Araska, a może nawet Powsinogi, którego nie znam, ale coś mi mówi, że jest...są też muzycy... kochani MUZYCY... czy można zahipnotyzować śpiącego?... czy można?.. już nie wiem....ale są ustawieni naturalnie, ale brakuje mi czegoś, w tej ich naturalności... przez pierwsze momenty, nie jestem pewien, czy uda się im tak być ... - jak to nazwać? - na czas, skleić się w całość, a potem niczym lawina - och! awalansz! awalansz! - zabrać nas wszystkich, którzy przyszli ze sobą... zgnieść w siebie, tą siłom nie z tej ziemi, nie do kończ z tych piosenek, z tego piękna co jest, ale moło go ciągle...czegoś mi brakuje, choć skład można nazwać imponująco zaskakującym... wszystko mi wyjaśnia ... no kto... kto dla mnie najważniejszy w tej chwili w tym zespole??? kto dźwiga filing w palcach i pokazuje go słuchaczom, mówiąc: mammam...mam...tam...tam...taram...mam ups mam....???? GERO! - gdybyś nie wstał wtedy z tego miejsca, gdyby nie uniosła Cię ta siła co zjawia się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd, ale wiadomo po co!... to wszystko mogłoby wygląć jakoś oklaple.... ale Tyś dźwignął gruwi... i poczułem, że jestem Twój! - wybacz, że tak osobiście, ale nie mogę inaczej- to był dla mnie Twój koncert... jakżeś gruwił...!!! - nie zapomnę....oj nie zapomnę..... a kim był ten drugi? ten obok Was?... no? KAROL!!!!!... nawet jeśli niektóre dźwięki uciekały w nieobecność, Jego twarz jaśniała takim blaskiem, że byłem pewien, że on sprawuje jakieś muzyczne dziękczynienie! widziałżem i wiem co mówię! udzieliło mi się ono w swojej całej szczodrości, w tej sile szumów i muzycznych kropli, których Karol jest delikatnym ojcem... coś pięknego!!!!! A dalej... dalej Beata grając z serca swej delikatności nie zagłuszała prawie nikogo - choć później sugerowano, że to ze zmęczenia po koncercie 2Tm 2,3 - ja wiem swoje.... Stiw i Stasiek tworzą swoje soul side story, w którym Tomek prowadzi narracje, monologi, dialogi, snuje przypowieści, przez śmiech i łzy... żartobliwie i śmiertelnie poważnie......ten czas mija jak chwila, jak w przedsionku nieba....


... spotkanie po... gadam, czego nie chcę, a przemilczam to, co pragnąłem Wam powiedzieć. Kocham Was!
To było coś! Czas łaski, łaski to czassss.....

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 29 października 2018 12:32:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 14:34:22
Posty: 17234
Skąd: Poznań
Dzięki za ten wpis, Pietruszko! :)

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 29 października 2018 15:44:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 16:48:09
Posty: 6421
Tak bardzo się cieszę z tych wpisów, codziennie je czytam przed snem i śnię kolorowo. :)
To co czekamy jeszcze na Stiwa?

Pietruszka pisze:
- Jaki ładny plakat! - mówię.

coś się da zrobić

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 30 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 20 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group