Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 23:40:10

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 470 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 28, 29, 30, 31, 32  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: pn, 09 maja 2016 05:53:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 22 czerwca 2012 17:32:35
Posty: 444
arasek pisze:
Miałem po prostu szczęście, że w tamtych latach można było nie zdawać matematyki. Gdyby nie to, prawdopodobnie nie zdałbym matury :brew_hmm:

A ja musiałem maturę z matematki zdawać. Specjalnie się nie uczyłem, bo pomijając fakt, że cały materiał ogarnąć było niemożliwością, to mieliśmy po godzinie dostać rozwiązania w kanapkach. Prze tą godzinę, rozwiązalem z nudów wszystkie zadania (3 lub 4) i wszystkie dobrze :). I to była moja najlepsza ocena z matury :D


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 09 maja 2016 07:56:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 14:34:22
Posty: 17234
Skąd: Poznań
Miszu pisze:
Prze tą godzinę, rozwiązalem z nudów wszystkie zadania (3 lub 4) i wszystkie dobrze :). I to była moja najlepsza ocena z matury :D


:lol: :brawa:

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 09 maja 2016 08:23:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 22 czerwca 2012 17:32:35
Posty: 444
Dzięki, ale mam wrażenie, jak patrzę na zadania córki, że wówczas było prościej. No i zdecydowanie mniej zadań.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 09 maja 2016 20:16:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Moja matura była zaledwie dwa lata temu, ale miło ją wspominam. Z polskiego miałem "Wesele" i "Potop" - wolę "Wesele" ale byłem jakiś zestresowany i temat wydał mi się zbyt mętny, więc wziąłem "Potop", trochę lałem wodę, wynik był dobry, ale bez szału. Matematyka - bardzo nie lubiłem się z tą panią, miałem dwóję na koniec, nie policzę ile razy słyszałem, że nie zostanę dopuszczony do matury. Inna sprawa, że całkowicie na to zasłużyłem, bo w pewnym momencie przyjąłem postawę eskapistyczną, znaczy przestałem pojawiać się na większości lekcji. Trochę samokształcenia, trochę konsultacji z kolegą z mat-fizu i wykręciłem 80%, co było drugim najlepszym wynikiem w klasie, lepszym niż u większości dziewczyn z piątkami na koniec, hehe ;). Angielski w ogóle nie zapisał się w mojej pamięci. Polski rozszerzony to moje szczęście. Na prezentację ustną z polskiego miałem temat "wizerunek miast w literaturze na przestrzeni wieków" (w moim i kilku wcześniejszych rocznikach, to wyglądało tak, że samemu wybierało się dużo wcześniej temat z listy, trzeba było napisać referat, wygłosić go z pamięci i odpowiedzieć na pytania komisji). Tymczasem na pisemnym polskim rozszerzonym temacik, o tym, jak przedstawione są miasta w "Sklepach Cynamonowych" i "Złym". Obie książki miałem obcykane, a ze względu na ustną maturę, dopiero co skończyłem je czytać po raz kolejny, więc totalny lajt, 90%. Matematyka rozszerzona - osiągnąłem założone minimum, i tak byłem w klasie z podstawą, a w ogóle to jakoś bardzo nie było mi to potrzebne, żeby dostać się na studia, więc okej. No i WOS. Przez cały rok nie mogłem się do tego zabrać. Chodziłem na dodatkowe zajęcia w szkole z WOSu (pozdrawiam pana od WOSu, był najfajniejszym lewakiem, jakiego znam, szacunek), ale nie przemogłem się, żeby być bardziej aktywnym, kilka razy otworzyłem książkę, porobiłem notatki, ale tuż przed maturą miałem pustkę w głowie. Tydzień przed maturami była pielgrzymka do Częstochowy ze szkoły. Uznałem, że skoro wyjeżdżamy o szóstej, to pewnie wszyscy będą spali, a ja sobie będę czytał książkę i jakoś sobie przez kilka godzin poukładam wszystko w głowie, taka nauka ostatniej szansy. Okazało się, że mój najlepszy kumpel z biochemu miał identyczny plan co do matury z biologii. Zamiast się uczyć, przegadaliśmy całą drogę. Osobna sprawa była taka, że matura z WOSu była w piątek - przez pięc dni mieliśmy codziennie matury (w środę dwie), a to była druga tego dnia. Pamiętam, że kiedy wchodziłem na tę salę, to (przez zmęczenie maturami) wszystko wydało mi się jakieś maksymalnie groteskowe i czułem się dość głupkowato. Napisałem bez stresu, spiny i w sumie dzięki wiedzy o polityce na poziomie awanturumowym i temu, że kilka razy do tej książki jednak zajrzałem, wykręciłem bardzo fajny wynik. Matury ustne to osobna historia. Były w następnych dwóch tygodniach i o ile ustny angielski był od razu na początku drugiego (brzuch mnie bolał, bo się zatrułem, ale było łatwo), o tyle ustny polski był tak późno, że co jakiś czas budziłem się w nocy i miałem atak paniki, że przegapiłem ustny polski, bo to niemożliwe, żeby był tak późno. Poszło jak chciałem, ale na sam koniec uświadomiłem sobie, że za cholerę nie pamiętam jak chciałem to wszystko zakończyć, więc uznałem, że wyimprowizuje jakieś zakończenie. Ta improwizacja strasznie się ciągnęła, ciągle nie miałem pomysłu jak to ładnie podsumować, każde przemyślane zdanie, które miało być ostatnim, jednak brzmiało kiepsko, więc coś dodawałem. W końcu urwałem to zupełnie przypadkowo, bo wydawało mi się, że panie są znudzone. A kiedy urwałem, panie się uśmiechnęły i zadały proste pytania. Matura to była spoko sprawa ;)

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 09 maja 2016 20:57:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9939
Uwierzycie, że ja kompletnie nie pamiętam, jaki temat miałam na maturze z polskiego?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 09 maja 2016 21:03:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 22 czerwca 2012 17:32:35
Posty: 444
Fengari pisze:
Uwierzycie, że ja kompletnie nie pamiętam, jaki temat miałam na maturze z polskiego?

Pewnie, że tak...


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 09 maja 2016 21:58:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Jak najbardziej uwierzę, ponieważ ja również nie pamiętam, choć wiem, że wplotłem do niego Budzego i Anthony'ego de Mello (których jednak w tamtym czasie umiałem wpleść do wszystkiego ;-)), a przecież intensywność wspomnień tamtych chwil mam nie mniejszą, niż opisał arasek - też pamiętam taki moment stania na korytarzu i w ogóle różne takie odczucia. Ale tematu nie pamiętam w ogóle.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 09 maja 2016 22:06:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 01 października 2007 21:19:21
Posty: 7606
Skąd: Kraków
No, ja w sumie też musiałem sobie sprawdzić, co pisałem na tej maturze... :D

_________________
Would you know my name, if I saw you in heaven ?

Mój kanał na YouTube, czyli klejenie modeli, ale nie tylko. :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 10 maja 2016 19:42:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 09:03:24
Posty: 17986
Fengari pisze:
Uwierzycie, że ja kompletnie nie pamiętam, jaki temat miałam na maturze z polskiego?

..ja tak mniej więcej..ale już raczej mniej , chociaż chyba gdzieś na UT zrobiłem wpis :)

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 10 maja 2016 21:22:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9939
Ja myślałam, że to coś takiego, co pamięta się całe życie i śni się po nocach, i tylko ja biję rekordy własnej sklerozy. :) Ale trochę mnie pocieszacie. :wink:
Ale ogólnie - mi się matura w pamięć zbyt mocno nie wbiła, nie pamiętam w ogóle co było na korytarzu, przed ani po pisemnych, co nieco mgliście przed ustnymi. Pamiętam, że na polskim siedziałam w pierwszej albo drugiej ławce, niektórzy mi współczuli, ale dla mnie to było super, bo po pierwsze polskim się w ogóle nie przejowałam, zresztą tu i tak nie byłoby czego i jak ściągać, a po drugie to oznaczało, że na matmie będę siedzieć na końcu, a to akurat przydało się i to bardzo. Współpracę międzyuczniowską, ba, nawet nauczycielsko - uczniowską (!) na matmie też pamiętam. I to wszystko.
Z ustnych najlepiej pamiętam geografię i to, jak rzeźbiłam odpowiedź na jedno pytanie (o to, gdzie na świecie są najważniejsze złoża czegoś tam,a więc rzecz kompletnie dla mnie niewyuczalna), a geograficzka, jedyna znająca temat osoba w komisji, litościwie kiwała głową i udawała, że to co mówię jest ok. :lol:


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 19 maja 2016 00:07:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 marca 2007 19:38:56
Posty: 1131
Skąd: Słupsk
Wiecie, na blokowiakach są piaskownice. Są różne, Czasem takie biedackie - niskie i płytkie.
Ta pod naszym blokiem była wypasiona. Chyba najlepsza jaką widziałam. Była duża, murowana, z obowiązkowymi ławeczkami na brzegach, które były również szerokie na 3 szczebelki albo i cztery. Była głęboka. Właściwie to była z zewnątrz wysoka, a w środki głęboka. Mniejsze dzieci musiały się do niej wdrapywać.
Super sprawą było dostarczenie świeżego piasku. Wywrotka wysypywała chyba cała przyczepę. Piasek był wilgotny i idealny do lepienia, a przede wszystkim było go tyle, że zakrywało cała piaskownicę. To chyba było najlepsze, bo można było się wdrapywać.
Mi sprawiało frajdę dokonywanie się do "ławeczki", żeby sprawdzić jak daleko, jak głęboko, czy ręką sięgnę,czy też za krótka..
Ile musiało tam być piasku?! ta piaskownica na prawdę była duża i wysoka.
A późnej.... Znowu było widać ściany zewnętrzne, a w środku można było się dokopać do dna, bez większego trudu.. Późnej znowu brakowało piasku.
Tylko Doktor Who mógłby wytłumaczyć dlaczego piasek z piaskownicy na Herbsta zniknął.

_________________
Polski ziemniak jest skarbnicą witaminy C


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 19 maja 2016 08:56:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 11:17:46
Posty: 4935
Skąd: Biadacz
jak już wróciłem do liceum za sprawą NMA i Pietruszki to jeszcze się tu wpiszę...

arasek pisze:
Miałem po prostu szczęście, że w tamtych latach można było nie zdawać matematyki.

Yeah !!!

U mnie było tak, że z polskiego byłem mistrzem pisania na wolny temat - pisałem dużo fajnie i z pazurem... pisałem praktycznie od razu na czysto i chciałem dostać szóstkę... szóstki nie dostałem bo zrobiłem orta i choć miałem papierek o dysortografii na 6 nie było szans... ale piąteczka była luzem, temat o jakichś ważnych pytaniach, więc załapali się i New Model Army i Jan Paweł II no i też coś z literatury :) siedziałem na dużej sali gimnastycznej w ostatnim rzędzie i głupio mi było oddać pracę jak ją napisałem więc pod koniec wyluzowany zajadałem kanapeczki z nieobranym ogórkiem, a potem wyszedłem godzinę przed czasem.

Z historii podszedł mi temat (chyba coś o wojnach XVII wiecznych) i napisałem najlepszą pracę z historii w życiu... szkoda tylko że nauczyciel tego nie wiedział - zmienił nam się w IV klasie i oceniał obiektywnie... dostałem więc czwórę i widmo ustnej matury na której trzeba było rzeczywiście sporo wiedzieć o wszystkich epokach łącznie tymi których nie zdążyłem nawet liznąć przed maturą pisemną mnie przytłoczyło... angielski był dla mnie banalny - piątka na ustnym... ale miesiąc uczenia się do ustnej z histy to był dla mnie horror... Na ustnym dostałem czwórę, chociaż po przeczytaniu 5 pytań miałem świadomość, że 2 z nich są zagadką... Uczenie się do ustnej matury było oczywiście przydatne, bo było zaledwie wstępem do fotograficznego wstęp do uczenia się do fotograficznego zapamiętywania tzw. czarnych grzbietów przed egzaminem na studia..

Po załatwieniu odpisów notarialnych świadectwa maturalnego dawałem do Opola, Krakowa, Katowic i Wrocławia... sukces tylko we Wrocławiu.. był test, a potem ustny... Na ustny wiózł mnie tata samochodem jakąś okrężną drogą, bo w nocy Opole poszło pod wodę... po udanym występie i szczęśliwym powrocie opłotkami zalało Wrocław... to już prawie 20 lat !

Tosisława pisze:
Wiecie, na blokowiakach są piaskownice.

hehe pod tym wspomnieniem mogę się podpisać w całości...

pozdro...
KoT


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 19 maja 2016 14:28:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
KoT pisze:
Uczenie się do ustnej matury było oczywiście przydatne, bo było zaledwie wstępem do fotograficznego wstęp do uczenia się do fotograficznego zapamiętywania tzw. czarnych grzbietów przed egzaminem na studia..


Ten fragment jest dla mnie trochę niejasny :) .

KoT pisze:
po udanym występie i szczęśliwym powrocie opłotkami zalało Wrocław... to już prawie 20 lat !


O, znaczy że byłem wtedy pierwszy raz w Radocynie! Doszliśmy na miejsce po kilku dniach w lesie, po przygodach z rwącą wodą na szlaku, a tu taki dzieciak opowiada: Opole nie istnieje, woda zalewa Wrocław. Dobrze, że tylko przesadzał, ale wtedy wrażenie było silne!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 20 maja 2016 07:58:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 11:17:46
Posty: 4935
Skąd: Biadacz
antiwitek pisze:
Ten fragment jest dla mnie trochę niejasny :) .

Z przyjemnością jaką daje wspominanie liceum wyjaśnię...
Otóż w tzw. moich czasach egzaminy wstępne na studia prawnicze w znakomitej większości sprowadzały się do testów z historii... Jakoś musieli ludzi odsiewać, bo na jedno miejsce z reguły było ponad 10 osób (we Wro pamiętam, że 13)... testy z historii sprowadzały sie tymczasem do zestawów 70-100 pytań układanych na podstawie wciąż popularnych podręczników tzw. czarnych grzbietów:
ObrazekObrazek
Poziom testów był wyśrubowany i trzeba było się uczyć absolutnie wszystkiego łącznie z podpisami pod obrazkami i mapkami :roll: w tej konkurencji prym wiodły Katowice - tam rok przed moim egzaminem padło kultowe pytanie o to z ilu kości mamuta składała się chatka myśliwska... odpowiedź była właśnie w podpisie pod obrazkiem w książce z pierwszej klasy... na moim egzamie w Kato też były takie kwiatki ale szczegółów już nie pamiętam...
Po przejściu testu - uzyskaniu iluśtam punktów był jeszcze dla takich szczęściarzy egzamin ustny... Ja dałem radę tylko we Wrocku...
Ciekawie było na Jagiellonce gdzie egzamin był zupełnie inny - zamiast testu praca pisemna 5 esejów... masakra... na egzamin trafiłem na jakąś małą salkę na Św Anny koło rynku (większość ludzi pisała po różnych wielkich halach wykładowych na Polibudzie czy AGH) i było bardzo miło - okazało się, że pilnujący znają się z piszącymi i z nimi swobodnie konwersują... mnie nikt tam nie znał :)

antiwitek pisze:
O, znaczy że byłem wtedy pierwszy raz w Radocynie!

Najdłuższe wakacje w życiu ! Bez kampanii wrześniowej, z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku i potrzeby wyszumienia/odpoczynku ! Ja na przełomie lipca i sierpnia pokonałem z przyjacielem trasę Ustrzyki Górne - Łapsze Wyżne szlakiem granicznym - jedno wielkie błoto i gubienie szlaku jak tylko schodził z pasa granicznego... żeby dojechać w Bieszczady trzeba było jechać pociągiem przez Kluczbork, bo trasa Wrocław-Katowice była jeszcze nieprzejezdna... jak już doszliśmy w te Tatry to byłem taki rozchodzony, że Orlą Perć machnąłem w parę godzin - pierwszym PKS-em dotarłem do Kuźnic, trasę przechodziłem od Przełęczy Krzyżne do Kasprowego, a o 17 jadłem pierogi w barze mlecznym na dole Krupówek :D

pozdro...
KoT


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 20 maja 2016 09:51:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 marca 2007 19:38:56
Posty: 1131
Skąd: Słupsk
Ale, że co, to było lato 1997?

Jak już mówimy o powodziach, to w 1998 byłam pierwszy raz na kolonii. 10 dni w Jelczu. Zapamiętałam nazwę, bo tam robiono porady firmy Jelcz.
10 osób ze Słupska podpielo się pod kolonię Rodzin Nazaretanskich z Warszawy. Jak mi to mama znalazła to nie mam pojęcia, ale kolonia była straszna.
Co prawda znałam cześć tych ludzi ze Słupska,ale pamiętam, ale to nie ratowało sytuacji.

Kolonia była w pałacu jakimś. Warszawa przyjechała autokarami i zamieszkała w tym pałacu. My, dostałysmy przydział w takim domku obok, powiedzmy, że odbierałam to jako domek dla służby, bo tam nim mieszkał ogrodnik, tam była kuchnia i jakieś pomieszczenia gospodarcze.
Mieszkałam w pokoju gdzie śmierdzialo, a na ścianie było wyraźnie widzać gdzie sięgała woda. Linia chyba była powyżej mojej głowy.
W dniu wyjazdu, organizatorzy kazali nam się dość wcześnie wymeldować. Pociąg był ok 22, my już za rana pojechaliśmy do Wrocławia. Pierwszy raz w upalnym Wrocławiu. Trochę chodziliśmy, ale większość czasu siedzieliśmy na dworcu... Gdzie jakiś bezdomny wymiotowal obok nas.
Pamiętam, że chwilę przed kolonią, ktoś powiedział mi, że jak się pójdzie do McDonalda i poprosi o wodę to dadzą ją za darmo. I się sprawdziło. Dali tyle wody ile się chciało. I to gazowanej..
Tyle moich wspomnień ok. Powodziowych.

_________________
Polski ziemniak jest skarbnicą witaminy C


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 470 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 28, 29, 30, 31, 32  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 44 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group