natalia pisze:
wiem, że elsea miałaby tu coś do napisania
opóźnienie straszliwe, przepraszam.
Będzie przynudnawy wpis ogólnoharcerski
Idee i te wszystkie - niezainteresowanych zapraszam na sam dół, do uwag praktycznych
14 stycznia 1995 roku, na wieży koscioła św Anny w Warszawie złożyłam Zobowiązanie Instruktorskie.
Jeden z ważniejszych dni w moim życiu, ukoronowanie wielkiej pracy i wysiłku, radość spełnienia i docenienia. A także niepewność, bo słowa roty są poważne
Przyjmuję obowiązki instruktorki Związku Harcerstwa Polskiego. Jestem świadoma odpowiedzialności harcerskiego wychowawcy i opiekuna. Będę dbać o dobre imię harcerstwa, przestrzegać Statutu ZHP, pracować nad sobą, pogłębiać swoją wiedzę i umiejętności. Wychowam swego następcę. Powierzonej przez Związek Harcerstwa Polskiego służby nie opuszczę samowolnie.Bycie harcerzem to przede wszystkim Służba.
To sedno i sens, i jeśli w którymś momencie się tego nie poczuje i nie przyjmie do siebie, nie było się harcerzem.
Znam osobę, która odmówiła złożenia Zobowiązania, bo powiedziała, że nie czuje sie na siłach, że to jak ślub, że zbyt trudne i zbyt "ostateczne".
Bo rzeczywiscie tak jest.
Wśród moich znajomych przeważa opinia, że w gruncie rzeczy końcówka roty brzmi "nie opuszczę aż do śmierci" - trochę żart, a trochę nie, bo po pierwsze od zawsze wpajano mi, że jeśli zaszłaby taka potrzeba, po prostu idzie się i ginie, jeśli "taka wola", a po drugie - już nie jestem harcerką, instruktorką, a jednak jestem, co widać w wielu moich działaniach i słowach.
Służba to od któregoś momentu świadomy (a wcześniej tylko implikowany) motor wszelkich działań harcerzy i zuchów.
Służba innym, służba ojczyźnie, służba sobie, dla niektórych pojawia się jeszcze służba Bogu.
Tacy harcerze "z przekonania" zawsze wzruszeniem ramion zbywają uwagi o "bawiących się harcerzykach". Bo każde harcerskie działanie musi mieć sens i zakorzenienie w służbie. Co podchody do tego mają? Mają i to dużo - żeby przeprowadzić dobrą grę, trzeba się sporo nauczyć, żeby doprowadzić do wygranej (lub chociaż zminimalizować porażkę) nieraz trzeba się poświęcić dla innych a czasem nagle i niespodziewanie inni poświęcają coś dla ciebie. Trzeba też nauczyć sie brać. W pewnym momencie harcerskiej drogi okazuje się, że najtrudniejsza jest służba sobie i samodyscyplina. Bo twój opiekun rozmawia z tobą i pyta: "jak wyszedł rajd?" - odpowiadasz - "świetnie!", on pyta: "a jak klasówka z historii?" - odpowiadasz "no, poszło, 3+", "a kiedy ostatni raz byłaś na spacerze z mamą?" - .... Harcerstwo obejmuje całość życia, czasem trudno to wszystko opanować. Ale - nie jest się samemu.
To wszystko okropnie powaznie zabrzmiało (tak to sobie wymysliłam
) ale czy harcerze kojarzą się ze smutnymi osobami w ciszy i udręce doskonalącymi swe przymioty duchowe?
No, mi na pewno nie.
Harcerstwo do tego dokłada zabawę i dbałośc o formę pracy. Ma być ciekawie, życiowo i jak się da, to wesoło.
Byłam na 17 obozach (każdy, łącznie z zuchowymi trwał minimum 3 i pół tygodnia; kiedy byłam starsza, jeździłam na kwaterki, czasem wychodziło ponad 30 dni w lesie... ech... chlip), kilku zimowiskach, nie mam pojęcia ilu biwakach i wędrówkach.
Harcerstwo nauczyło mnie ruchu i tego specyficznego sposobu chodzenia - jak się spotkamy piechotą na szosie, to zobaczycie o co chodzi
, nauczyło mnie orientacji w przestrzeni i tego, że w którymś momecie odkryłam, że umiałabym zbudować drewniany dom (tzn sił bym pewnie nie miała, ale konstrukcja...)! Umiem opatrywać rany, bawić się z dziećmi i znam sporo piosenek... Same plusy!
Chyba najważniejszy problem jaki się tu pojawił to "działanie na komendę", "zabawa na komendę" - Crazy ładnie napisał o piłce nożnej, wypowiadali się też inni. Ale nie ma co ściemniać - niektórzy się do organizacji tego typu nie nadają. Nic na siłę! Jeśli komuś przeszkadza swoisty rygor i konieczność wykonywania komend - niech nie idzie do harcerstwa, choćby najładniejsza koleżanka tam była!
(no, najfajniejszy kolega...)
Zawsze mówiłam, ze pacyfizm to dobra idea, ale nie dla mnie, nie dla kogoś, kto przez kilkanaście lat był w organizacji paramilitarnej. Oczywiście, że poradziłabym sobie w wojsku. Umiem wzorowo zasłać prycz
Jest tak, że dowódców trzeba słuchać, a czasem się ma głupiego dowódcę. A czasem się ma głupiego kierownika działu. Harcerstwo daje sposoby na to, jak sobie z taką sytuacją radzić. Roztacza też dość poważną kontrolę nad komendantami poszczególnych jednostek - zawsze jest ktoś, z kim można porozmawiać. A poza tym, przygotowuje do ról przywódczych - oczywiście nie każdego, ale harcerstwo na tym wyższym poziomie to jak studia na zarządzaniu...
No dobra, chyba pora kończyć o teorii
1. oddzielenie dzieci od rodziców na obozie
Różnie może być - nikt tego nie przewidzi; zawsze zdarzają się dni płaczu i tęsknoty, nie wiadomo natomiast, co po nich? Powrót do radości w zabawie, czy depresja?
To jednak NIE jest obóz karny
i można z niego wyjechać, choć przeważnie nie warto, bo potem to się robiło jeszcze to i to i tamto i było super! A młodsze dzieci uczą się samodzielności i to jest fajne! Potem je tylko trzeba domyć...
aaa - ja na pierwszy obóz (na miesiąc) pojechałam jak miałam 8 lat. Pamiętam, że "budowałam stołówkę" - znaczy się podawałam gwoździe - do dziś to żywe, bardzo sypatyczne wspomnienie
2.
ceigrektezet pisze:
ja tam bym wolał zostać wodzem dla dziewczynek
oj, za takie coś, to w mordę!
Ha ha ha
i hi hi hi
Tylko, że to jest to samo, o czym tu pisano - ci nieprawdziwi harcerze, dokładnie tacy sami jak różni niefajni księża, przez których się potem opowiada dziwne historyjki...
Oczywiście "harcerz pije i pali, byle go nie załapali" albo "harcerz z harcerką starają się o zucha" - no, mi się trochę słabo robi, szczerze mówiąc. Bo to zabawne, ale tylko do pewnego momentu. A kiedy, Cytzu, przypadkiem trafi ci się, że Twoje dziecko zachce pojechać na obóz...
Z tego, co pisze Natalia, druhny, z którymi ma pojechać Nina są w porządku i sądzę, że wiedzą, co robią.
3.
Bartek Z. pisze:
z biegania po lesie w grze terenowej z fajną fabułą można mieć dużo frajdy!
dobre słowa!! Jakiś czas temu zapanowała moda na RPGi i LARPy - fajne są, nie przeczę! Tylko wiecie co... ja to robiłam już w latach osiemdziesiątych J Nazywało się to po prostu grą...
4. jedzenie
Bartek Z. pisze:
nigdzie indziej nie smakowała mi tak konserwa turystyczna jak na biwakach harcerskich!
prawda znów! Choć musze przyjąć, że są tacy, którym jedzenie obozowe nigdy nie będzie smakować - Natalio, to niestety też trzeba wziąć pod uwagę. Ja zawsze mogłam jeść wszystko, ale są dzieci, które tej kuchni nie trawią. Pozostaje tylko sprawdzić
Inną sprawą, że służba w kuchni jest jedną z cięższych i jednocześnie satysfakcjonujących w ogóle. Wychowanie przez duże W. Za to ile się można naśpiewać przy obieraniu ziemniaków!?
To tyle. Strasznie dużo słów... :/
Ale mogło być jeszcze więcej