Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest pt, 26 kwietnia 2024 21:20:29

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 580 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27 ... 39  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: wt, 14 lipca 2015 22:39:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 17:48:09
Posty: 6421
Dzień IV.
Wąsosz to wieś, która urzekła mnie od pierwszego ujrzenia czyli gdy przybiłem tam kajakiem kilka lat temu.
https://picasaweb.google.com/1073317221 ... directlink

Rano budzę się koło siódmej i czuję się jak w piekarniku. Nie zauważałem jak rozbijałem i namiot w słońcu. Jechać czy nie? Czuję się podle, do tego przeziębienie i krew z nosa. Do Częstochowy tylko 35 kilometrów. To że to mój cel po wczorajszym dniu to pewnik. Temperatura i wiatr zrobiły swoje, tym bardziej, że dziś podobnie. Zostawiam namiot i jadę do wsi. Kupuję śniadanie i słoiczek na obiad. Potem do przystani kajakowej

Obrazek

i na kalwarię. Wszystkie prace wykończone i prezentują się godnie /kilka lat temu zaczynali prace/. Jestem pod dużym wrażeniem i trochę zazdroszczę jako sołtys, że gmina rozumie wielkość tej małej wsi.
Kalwaria - http://www.kalwaria-wasosz.pl

Obrazek

pomnik i cmentarz - Gloria Victis
http://groby.radaopwim.gov.pl/grob/7471 ... 015013.jpg

Obrazek

prawdopodobnie tu pochowano mjr. Hubala
więcej tu szczególnych miejsc i jakoś czuć genius loci tego miejsca.

Podbudowany wracam do namiotu. Postanawiam jechać popołudniu. Śniadanko, karimata w cień, książeczka /Singer „Certyfikat”/ i słodkie lenistwo.

Obrazek

Nie wiem jaka była temperatura ale bardzo wysoka – ziemia parzyła stopy. Kilka razy wchodzę do rzeki.
HEJ!
Obrazek

widok obozowiska ze środka rzeki

Obrazek

wody mniej więcej po kolana, siedzenie w rzece w czasie upału bezcenne

Pora na obiad. Stawiam słoik na piasku i po godzinie podgrzane i gotowe he he.

Obrazek

Czas ruszać. Nie wiem czy więcej wody wlałem w siebie czy na siebie. W każdym razie koszulka schła w kwadrans. Bezdrożami na Jasną Górę. Mimo wskazówek tubylców gubię się w lesie. Nic to gdzieś wyjeżdżam. Asfaltami już pewnie. Na rogatkach Częstochowy łapię gumę. Mimo początkowej rozpaczy i paniki nie mogło się stać w lepszym miejscu. Środek wsi i w cieniu. Jednak sprawnie udaje się zmiana dętki. Gdy kończę i myję ręce z pobliskiego domu wychodzi mężczyzna z ofertą pomocy. Mam klucze i warsztat – mogę pomóc powiada. Serdecznie kilka razy dziękuję /efekt czytania Singera gdzie bohater kilkukrotnie dziękował za podzelowanie butów/. W sumie jestem bardzo wzruszony tym gestem. Wjeżdżam do Częstochowy.

Obrazek

tym razem wyciągam aparat

Tempo spada tak, że pieszy by wyprzedził chyba.
Na klasztorny szczyt podprowadzam.
Mimo wolnych miejsc /dzięki kochana Zakonnico z hal noclegowych!/ decyduję się na namiot.
Jest 20-sta. Słońce zmęczone swą aktywnością chyli się.
Rozbijam namiot po przeciwnej stronie pomnika niż wszyscy. Dzięki temu rano a nie teraz będę miał cień.
Foto z godziny 6 dnia następnego.
Obrazek
Po 21 idę do klasztoru. Naprzeciw wylewa się tłum ludzi z Apelu Jasnogórskiego. Gdy wchodzę do kaplicy ikona odsłonięta /jakieś czuwanie/. Klękam przed Czarną Madonną i jej Synem. Jak dobrze, że tu jestem.

Dystans ok. 35 km 4 godziny w trasie, pierwsza awaria.

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 16 lipca 2015 22:18:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 17:48:09
Posty: 6421
Poza czasem czyli Jasna Góra czyli półmetek czyli czas na małą refleksję.
Jak pisałem nie miałem zamiaru tu być, ale Bóg chciał inaczej. Przyjechałem nastroszony jak jeżozwierz. Te dewocyjne tłumy, przemysł pielgrzymkowy nie nie to nie dla mnie. Jednak w czasie drogi trudne warunki czyli słońce i wiatr ustawiły mnie, że jest to nie fajny wyjazd tylko pielgrzymka. Nie wspominałem chyba, ale w ostatni dzień asfalt kleił się do opon do tego stopnia, że tarł o błotniki. Pragnienie miejsca świętego sprawiło, że tu dotarłem.
Przed IKONĄ odczułem ten fragment Ewangelii o dotknięciu skrawka szaty. Tak po to tu przybyłem.
Jeszcze diabeł szarpał. Po wieczornej modlitwie wracam do namiotu. Ze zdziwieniem słyszę, że tuż obok grajek organista ma swoją metę pod krzakami z dwa metry od mojego namiotu. Cholerka, żul nie mógł inaczej wybrać noclegu? Pewnie będzie chrapał, sikał. Siedzę jak bomba zegarowa. A tu gość ma wielką butlę wody i w oddalonym miejscu czyni oblucje. Idę w obchód okolicy. Gdy wracam i włażę wreszcie do namiotu słyszę chrapanie sprawiedliwego. Wkładam stopery w uszy i życzę mu, a może sobie dobrej nocy.
Rano wstaję, grajka nie ma. Jest 6:10, zaspałem na pierwszą mszę. Pakuję się. Kim sąsiad był, że GO źle osądziłem? Kwadrans przed siódmą odjeżdżam i mam niezły ubaw. Reszta towarzystwa namiotowego z drugiej strony pomnika w pełnym słońcu leży na zewnątrz namiotów łapiąc powietrze jak ryby wyrzucone z wody. Rower z bagażem zostawiam za tabliczką przejścia nie ma, na zapleczu klasztornej kuchni.
Msza w kaplicy przed Ikoną. Więcej klęczę niż stoję – to miejsce tak ma. W czasie komunii obchodzę na klęczkach ołtarz. Głębokie wzruszenie. Tylu ludzi, każdy ze swoją biedą, każdy chce pocieszenia i uzdrowienia. Ja też. Nie mogę przystąpić do Stołu. Po mszy nogi zaprowadzają mnie do konfesjonału. Dobre pojednanie. Podejmuję decyzję, że wracam do domu tak jak przyjechałem
o własnych siłach czyli dalsza część PIELGRZYMKI.
By nie było zbyt patetycznie to przyznam się, że wieczorem z bagaży wyciągnąłem dętkę, która mnie zawiodła na rogatkach Częstochowy i pomyślałem czy nie dać jej jako mojego wotum. Jednak w pokorze uznałem, że ze zbyt mało szlachetnego kruszczu jest.
Obrazek

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 17 lipca 2015 22:59:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 31 maja 2007 23:28:36
Posty: 1068
Skąd: W-wa
Dzięki za relację :)
Chętnie bym się dorzucił do wątku, ale brak czasu skutecznie to uniemożliwia, może w długie zimowe wieczory :) W maju i czerwcu każdą wolną chwilę spędziłem na rowerze, warto było, nowe miejsca, nowe doznania - tylko sprzęt muszę zmienić, bo się wyeksploatował.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 18 lipca 2015 22:20:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 17:48:09
Posty: 6421
Antonio pisze:
Chętnie bym się dorzucił do wątku, ale brak czasu skutecznie to uniemożliwia


Też mam trochę zajęć, ale ta pisanina powoduje, że znów jestem w drodze i wszystko w głowie się znów dzieje co jest dla mnie bardzo fajne, nie wiem czy też dla czytających?


Powrót dzień 1.
O 8:30 zjazd z Jasnej Góry. Na rogatkach szybki hotdog na śniadanie. Pierwotnie planuję dojechać do Wąsosza czyli noclegu nad rzeką, tam przeczekać największy gorąc i dalej jak najdalej. Ale tylny wiaterek i puste drogi zmieniają decyzję. Dziś niedziela brak tirów czyli jadę głównymi drogami. Jedzie się fantastycznie, jakbym cały ciężar zostawił w sanktuarium.

W jednym ze sklepów robię drobne zakupy, a tam na półce różne podroby w galarecie w słoikach. Aras by zwariował! były nawet ozory. Kupuję żołądki ze względu na cenę. Cała trasa bez żurku, ale podroby to dopiero. W pobliskim Działoszynie ze smaikem zajadam w parku na ławce.

Obrazek

Mam upatrzonych kilka punktów nad rzekami ale dopiero o pierwszej zatrzymuję się w ostatnim styku z Wartą. Kupuję słoiczek na obiad. Mały zakątek nad wodą, schładzam się, słoik stawiam w słońcu i kładę pod drzewem. Trochę czytam, trochę przysypiam, trochę kąpię. Żar. Zjadam ciepły, a jakże, posiłek.

Obrazek

Obrazek

15:3o znów w trasę. Powolne nawijanie kilometrów, troszkę większy ruch ale spoko. Za Wieluniem odbijam już na boczne drogi. Czuję się jak w Ameryce długie proste po horyzont, same pola, rozpalony asfalt i pustka. Myślę sobie, że tam gdzie będzie fajne miejsce to staję i nocuję, nieważne czy za pół czy za trzy godziny. Tak w połowie tego limitu wjeżdżam do Parcic, gdzie na skraju wsi park dworski z ruiną pałacu.

Obrazek

Obrazek


Dojeżdżam jeszcze do kościoła i centrum wsi. Tam przed drewnianym domkiem starszy mężczyzna oparty o płot. Pytam o nocleg, mówi, że w tym parku, ale grzeczność wymaga /!/ by spytać właściciela, który mieszka naprzeciw. Grzecznie wywołuję i pytam gospodarza /lokalny bisnesmen, firma transportowa/. Gość patrzy i pyta skąd dokąd i dlaczego się tak męczę. Mówię, że z Jasnej za grzechy. Czyje? Swoje. Uśmiecha się, nie ma sprawy, u sąsiadki można po wodę, powinno być spokojnie, nie za blisko ruiny by cegła na głowę... No więc jadę rozbijam, robię zdjęcia, przypinam rower do drzewa i ponieważ dopiero 19-sta na wieś.

Obrazek

Idę niespiesznie, klika bardzo starych drewnianych domów, ale też zadbanych, dzieci mówią mi dzień dobry. Dochodzę do sklepu. Dziękuję doradcy od noclegu, który sączy piwo na ławce, też kupuję i śączę. Miejscowi przychodzą, w końcu koniec dnia, trzeba omówić to i tamto, witają się także ze mną podając rękę. A to Polska właśnie. Kupuję jeszcze 5 litrową butlę wody i lekko powracam do bazy. Robie sobie prysznic z tej butli. Woda ma idealną temperaturę lekko niższą niż 36,6. Bardzo szczęśliwy kładę się spać.
Przejechane ok 90 km, niecałe 9 godzin w trasie z 2 i pół godzinną sjestą południową. Jedyny dzień kiedy nie zgubiłem drogi.

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 18 lipca 2015 22:49:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 15:34:22
Posty: 17263
Skąd: Poznań
Powsinogo, to jest dla mnie prawdopodobnie rela całego lata (prawdopodobnie bo pewnie jeszcze antiwitek coś napisze i Fen... a to też znamienici podróżnicy :) )
W każdym razie - wielki szacun, co za wyprawa! Jak wiesz nie mam nic przeciwko upałom, ale jechać po 80-90 kilometrów w te dni przez wielkopolskie pola i łąki... to jest dla mnie jakiś mega-wyczyn.
A ile ciekawych miejsc i sytuacji po drodze - świetnie się czyta!

Ps. I te podroby! 8-)

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 19 lipca 2015 12:06:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17992
arasek pisze:
Też mam trochę zajęć, ale ta pisanina powoduje, że znów jestem w drodze i wszystko w głowie się znów dzieje co jest dla mnie bardzo fajne, nie wiem czy też dla czytających?

.. :) jak nie jak tak!

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 22 lipca 2015 22:53:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 17:48:09
Posty: 6421
dzięki Panowie moja próżność została nakarmiona 8-)
Dzień przed uff... ostatni czyli masakra wiatrowa i górzysta Wielkopolska

Dobrze się spało w dworskim parku. Budzę się i ze zdziwieniem stwierdzam, że to już po siódmej. Jadę rowerem do sklepu po zestaw śniadaniowy: buła, twarożek i pomidor. Wracam i śniadam w moim apartamencie pod lipą.

Obrazek

Cały namiot obsypany lipowym złotem. Gdy zwijam się zaczyna wiać i nie tak jakbym chciał oraz na tyle mocno, że namiot łopoce no i trochę się męczę. Już wiem, że w najlepszym wypadku boczny, ale raczej w twarz. Pierwsze kilkanaście kilometrów ok tym bardziej, że temperatura duuuuużo niższa. Potem już coraz gorzej. Duży wysiłek, słabe tempo, kilometry stoją w miejscu. Przy wyjeździe z jednej z wsi źle skręcam i ładuję się w leśne piaszczyste dukty. Opatrznościowo spotykam dziewczynę z mamą zbierające jagody. Wskazówki są dość mgliste i wyjeżdżam w innym miejscu niż chcę /ale wyjeżdżam he he/, potem na własne życzenie mylę kolejny raz drogę. W rezultacie muszę z 5 kilometrów jechać ruchliwą drogą nie dość, że pod górkę to i pod porywisty wiatr. Około czwartej zdobywam Mikstat i przerwa na obiad. Znów małomiasteczkowy fastfooooooood, bo zwykłej zupy, pierogów czy mielonego nie uświadczysz. W sumie po 7 godzinach walki z wiatrem mam stępioną wrażliwość i zapiekane talarki z kebabem wrzucam na ruszt. Znów pod wiatr i pod górkę z dodatkowym ciężarem w brzuchu, momentami podprowadzam.

Obrazek

Widoki w Kotłowie, że ho ho ale nie mam siły otworzyć sakw by wyjąć aparat i uwiecznić.
foto z netu

Obrazek

Zjeżdżam z dużej górki i stoję w miejscu – taki wiatr. Byle do Ostrowa tam pociąg do domu takie czarne myśli. W międzyczasie dzwonię do żony i dowiaduję się, że wiaatrrrr ma cichnąć.
Dojeżdżam z wielkim trudem do ostrowskiego rynku i wg wskazówek wyjeżdżam Raszkowską w kierunku Raszkowa. Mijam fajne knajpki ale klucha z Mikstatu leży jak kamień w żołaju więc nie mam ochoty. Nieopatrznie pytam o drogę i babiszon mi źle wskazuje. Mam takie przeczucie bo za mocno odbijam, ale wierzę, że jednak ok. Znów pytam tym razem, młode małżeństwo. Dziewczyna rzeczowa, bierze mapę konkret wskazówki tym razem mam pewność, że wie o czym mówi. Tyle, że jestem po drugiej stronie miasta. Jadę, na rogatkach pętla autobusowa. Kierowca zawodowiec potwierdza to co dziewczyna. Piękną ścieżką rowerową wydostaję się jakoś z Ostrowa. W chwili wątpliwości pytam znów i kilka osób dyskutując mi pomaga. Sytuacja powtarza się raz jeszcze. Gość na rowerze sam się zatrzymuje i wyprowadza na dobrą drogę, żegnając mocnym uściskiem dłoni. Warto było pobłądzić, żeby przekonać się o serdeczności Wielkopolan z Ostrowa. Bardzo powoli nawijam kilometry, wiatr faktycznie cichnie. W sumie udaje się odjechać na 20 km. W Ligocie mówię dość, zjeżdżam na zarośnięty plac zabaw obok kościoła,

Obrazek

Naprzeciw dom sołtysa. Pytam czy można, nie ma sprawy. Rozbijam namiot, a tu co chwila młodzież na rowerach. Widać budzę zaufanie bo sami zaczepiają. A skąd, tak pod namiotem, bliżej natury... Sympatyczne te rozmowy, bo okazuje się, że za dwa dni Poznańska Piesza Pielgrzymka tu się zatrzymuje. Niektórzy z nich przyjmują na nocleg pielgrzymów /wyjaśniam, że nasza pielgrzymka idzie bez namiotów, śpią po domach, szkołach i remizach/. Jeszcze mały obchód wsi i gdy ciemnieje do namiotu. Ledwie się kładę a tu słyszę głosy męskiej ekipy. Gdy widzą namiot stają i słyszę, że są zdziwieni jego widokiem. Na niech się wyśpi, ale gdzie my biedaki się podziejemy? O mało nie wybucham śmiechem. Chwilę gadają i stwierdzają, że nawet dobrze bo wcześniej w domu i się wyśpią. Odgłos przybijanych piątek i poklepywania po plecach i cisza. Dziękuję, szacun Panowie za to, że uszanowaliście moje zmęczenie. Kocham te swojskie klimaty – dobranoc. To był barzo ciężki dzień.
Przeżyłem dzięki temu filmikowi i piosence, który w głowie się odtwarzał
https://www.youtube.com/watch?v=qca91HpAlLQ


ok 110 km ponad 11 godzin w zasadzie z jedną 20 minutową przerwą i nieskończenie wieloma krótkimi minutewkami

wysłane z hp mini bez tapalaptaka ale z jednym komarem na czole, cholerka zaczyna robić się wcześniej ciemno

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 22 lipca 2015 23:31:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 10 kwietnia 2011 18:14:16
Posty: 6967
:-D

Wysłane z mojego E2105 przy użyciu Tapatalka


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 23 lipca 2015 18:26:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 17:48:09
Posty: 6421
wczoraj nie mogłem znaleźć takiego
obrazka z wiatrem, który mi towarzyszył tego dnia - dziś wpadł w me ręce włala - tak było :? klik

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 23 lipca 2015 21:15:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17992
:) ..brawo!

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 24 lipca 2015 23:02:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 17:38:41
Posty: 9990
Powsinogo, szacun za całą tą wyprawę! Niesamowite! :D


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 24 lipca 2015 23:09:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 17:48:09
Posty: 6421
Dzień ostatni czyli wisienka na torcie /może lekko przypieczona/.

Już po 6-tej pobudka samoistna. Jakieś wewnętrzne przynaglenie, żeby dziś być w domu. Śniadanko na ławce... która wkrótce zniknęła.

Obrazek

Chłop przyjechał traktorem i rzekł, że zabiera i przeprasza. Wrzucił na przyczepkę i pojechał. Teraz dopiero moi wieczorni znajomi będą zdumionymi biedakami. Rekordowo wcześnie ruszam bo już o 7:30 asfalt ucieka spod kół. Wiaterek za plecami – cudo. Zaprawdę szybka jazda. Po raz pierwszy używam najmocniejszego przełożenia czyli max z przodu mini z tył. Szuuuum guuuum. Powiadam wam, że wiatr rządzi i dziś Bóg się zlitował. Moment i Lutynia. Patrzę na mapę i zbaczam by zobaczyć kościół. To przez Iwaszkiewicza i jego młyny. Tych nie znajduję natomiast taką tabliczkę.

Obrazek

Natomiast potem dopełniam tradycji i gubię drogę. No bo kto, kto mógł przypuszczać by tu odbić w prawo?

Obrazek

Dzięki zbłądzeniu przejeżdżam obok wiatraka robiącego prąd. Gdy jego cień machał mi po drodze pomyślałem o szaleństwie don Kichota, sam byłem bliski stanu ataku.
Dojeżdżam gdzieś i pytam listonosza zesłanego przez niebosa. A tam, nazad, i tam i tam. Ufff... Kotlin cóż, że lekko naokoło. Wbijam na dobry ślad i od tej pory jak po szynach do domu. Błogosławieństwo wiatru mnie niesie. Dzięki Boże, widocznie wczoraj, ktoś inny potrzebował powiewów w drugą stronę bardziej. Kręcę lekko i o zgrozo nie słuchając listonosza jadę swoją wymyśloną trasą. W pewnym momencie droga pokrywa się z tą co jechałem do Częstochowy. Fajne uczucie znajomości. Jednak porzucam znajomy szlak chcąc skrócić drogę i jadę na przeprawę promową przez Wartę. Miejscowi utwierdzają mnie, że nie ma problemu. Pięknie pustymi i bocznymi drogami docieram do Pogorzelicy. Plan by posiedzieć czekając na prom nie wypala, bo ten akurat odbija i czeka na mnie. Siedzę na ławeczce i przenoszę się w czasie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spokój, prąd rzeki, z jednej strony na drugą, z drugiej na pierwszą, i znów na drugą. Jak różaniec. Jest taki wątek na UT co chciałbym robić? No to odpowiedź gotowa. Chcę pływać promem w te i wewte.
Potem znanymi drogami. Jestem przynajmniej trzy godziny wcześniej niż planowałem W Miłosławiu czyli przed porą obiadową czyli pita inaczej jeszcze zamknięta /patrz dzień I/. Kupuję dwa galarciki u lokalnego rzeźnika z zamiarem spożycia w ładnym miejscu.
Euforia tylnego wiatru powoduje, że lekceważę smarowanie filtrami. W pewnym momencie czuję, że pieczą przedramiona. Za późno, spaliłem się. Słońce w zenicie daje popalić. Zamiast głowy polewam ręce co kilka chwil, ulga. Dojeżdżam do Giecza wspominanego przez Gala Anonima.

Obrazek

Obrazek

Zjadam com kupił i trochę kręcę się po grodzie. Żar z nieba i spalone ręce powodują odwlekanie wyjazdu. Kryzys. Wreszcie ruszam pokonując niemoc. Jakoś idzie. Znajome widoki dodają sił. Znajome kierunkowskazy dodają sił. O 18-stej kończę podróż głaszcząc koty. Jestem w domu po siedmiu dniach w drodze.

ok. 120 km tylko 10 godzin
spalony ale nie zmęczony zbytnio

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 25 lipca 2015 06:48:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17992
..pięknie piszesz. Pracować na promie? Piękna rzecz! To praca porównywalna z pracą dróżnika.
Nieżle obładowany rower :) 120 kilometrów solo i takim bagażem..? Chyba bym odpadł.. :)
Brawo Powsinogo! :D

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 28 lipca 2015 17:13:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 17:48:09
Posty: 6421
Takie tam podsumowanie.

Podzieliłem się relacją z liderem Niniwa Team o. Tomaszem Maniurą, dziękując za to, że zarazili mnie młodością i radością oraz chęcią do wyprawy. Otrzymałem miłą odpowiedź

„Dzięki wielkie. Bogu dzięki za dany Ci czas, za zdrowie i za rower. Bóg
jest wielki”
.
Obrazek
Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ przez Niniwę pojawiło się w mojej głowie inne myślenie o drodze. Streszczę tak: „żeby dojechać trzeba jechać” he he. Do tej pory to tak jakoś leniwie i melancholijnie. Nieważne ile kilometrów, ważne żeby bezdrożami, polami.

Teraz miałem cel /a nawet kilka/ i ograniczenie czasowe max 7 dni. Z tego wynikał zakładany dystans około 100 km dziennie. Tak się naczytałem relacji z wyprawy na Syberię, że dystans 150 km wydawał się spoko /ich rekord to chyba 320 km/. Oczywiście życie zweryfikowało. Wystarczył niekorzystny wiatr i trochę górek i sił ubywałoooo…a kilometry stały w miejscu.

Dlatego w pewnym momencie pojawiło się słowo pielgrzymka. Obcy jest mi wyczyn czyli rekord kilometrów, szybkości, czasu, odległości. Natomiast poniesienie trudu by osiągnąć cel już pasuje. Było to dla mnie nowe doświadczenie. Dlatego choćby wybór asfaltu jako nawierzchni sprzyjającej, a nawet głównej drogi jako przybliżającej do celu. Ta wyprawa była pielgrzymką i jeśli miałbym powtórzyć to tylko w tej formie bo to jest wartość. Przełamywanie własnych słabości, zachcianek czy pomysłów. Tak chłopie jesteś na drugim miejscu. Dlatego ten wyjazd zostanie na zawsze w sercu.
Wiele razy w czasie drogi wspominałem sobie obrazki z wyprawy na Syberię i pomagało jak było ciężej, natomiast to czego brakowało, a może zamieniłbym samotność /która bardzo pasowała/ to podróż z kapłanem i możliwość mszy w różnych okolicznościach przyrody.


Natomiast planuję sobie Kresy Zachodnie czyli od Zielonej Góry do Kotliny Kłodzkiej i tu będzie mix. Czyli krążenie bezdrożowo-leniwo-kulturowo-architektoniczne z pokonaniem określonego dystansu w ciągu dnia jednak.


Z rzeczy praktycznych.
Chcę zainwestować w dwie rzeczy:
1/ wygodne siodełko /dopasowane i nie zza wąskie/, w tej wyprawie pokrowiec żelowy bardzo pomocny, choć nie idealny
2/ lemondki czyli podpórki do rąk montowane na kierownicy /niestety chyba dłonie ucierpiały najbardziej, drętwienie, a nawet niedowład kciuków, nie mogłem docisnąć manetek przerzutek/
Obrazek
Chyba też gacie rowerowe se kupię, choć budzą mój estetyczny protest. Postaram się też zapewne o lepsze mapy. Drogowe są zbyt niedokładne i potrafią zmylić. Tylko jeden dzień nie zabłądziłem. Po powrocie gdy przeglądałem w sklepie fajne turystyczne mapy, to widziałem ile niepotrzebnie się szamotałem i nakładałem drogi. Choć z drugiej strony była przygoda, niepewność i adrenalina he he. Na GPS i internet się nie zdecyduję, bo straciłbym prostotę i pierwotność wędrówki.
Nie zrezygnuję też z namiotu bo daje wolność noclegu oraz darmowość.
Podstawa bezstresowości to dwie dętki zapasowe. :wink:

Piękne jest odkrywanie Polski na rowerze. Wiele, wiele pustych lokalnych dróg /naprawdę nie wiedziałem, że aż tyle pustych przestrzeni/. Trzeba tylko z daleka trzymać się od miast. I nie bać się używać hamulców by zatrzymać przed ciekawym obiektem lub zboczyć z drogi by odwiedzić kościółek na uboczu. To jest dla mnie zawsze esencja. :D
pozdrower
Powsinoga

P.S. nie wiem czy wyprawa się liczy, bo nie zjadłem żurku, choć rozpaczliwie szukałem :?

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 28 lipca 2015 21:19:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17992
Powsinoga pisze:
Takie tam podsumowanie.

..dzięki! :) Ekstra!

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 580 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27 ... 39  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 163 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group