Krótka historia dwóch lotów:
Lot Katowice-Rzym:
Po włączeniu silników i zapięciu pasów, samolot rusza. Przed samym startem kapitan ogłasza, że zanim wystartujemy, muszą zostać oczyszczone skrzydła. Podjeżdżają specjalne auta i zaczyna się procedura.
Po oczyszczeniu skrzydeł, kapitan podaje komunikat, że musimy wracać na miejsce parkingowe, gdyż zauważono wyciek jakiegoś płynu.
Samolot powraca pod terminal. Po ok. 45 min. kapitan podaje wiadomość, że nie była to poważna usterka.
Obsługa naziemna samolotu nie zamknęła jakiejś klapy od wody.
W głowie zabrzmiały słowa:
arasek pisze:
stosunkowo dużo przyczyn tkwi w nieprawdopodobnej wręcz indolencji, niedbalstwie i omylności ludzkiej.
Wracamy na pas startowy, ponownie trzeba przeprowadzić oczyszczenie skrzydeł. Wszystko przebiega sprawnie i wylatujemy.
Alpy wyglądają bajecznie:
Powrót:
Lot Rzym-Katowice.
Odprawa zaczyna się o 6.00. Wszystko przebiega sprawnie. Podczas kontroli szybki test na wykluczenie posiadania narkotyków w gipsie Agnieszki. Wsiadamy do samolotu. Bagaże zapakowane. Ludzie zajmują miejsca, zapinają pasy i nagle...
kapitan ogłasza, że ten samolot nie poleci do Katowic tylko do Bukaresztu.
Za ok. 10 min. podaje informację, że samolot, którym mieliśmy lecieć, to nie jest ten, w którym siedzimy. A nasz samolot wylądował na drugim lotnisku (Fiumicino).
Obsługa prosi o wyjście z samolotu i odebranie bagaży. Na lotnisku miał się ktoś nami zająć...
Ludzie wychodzą, odbierają bagaże. Po ok. 30 min. podchodzi ktoś z lotniska i informuje nas, że będą podstawione autobusy, które dowiozą nas na drugie lotnisko i samolot nie wystartuje dopóki wszyscy pasażerowie nie wsiądą.
Czekamy na autobusy, trwa to wszystko już ponad 1,5 godz. Podchodzi obsługa i informuje, że przyjechał autobus. Prowadzą nas wszystkich na parking. Stoją 3 autobusy. Jak się później okazało, 2 z nich, były zwykłymi autobusami, które kursowały na trasie Ciampino-Roma Termini.
Do 1 autobusu wsiadło 49 osób. My niestety nie załapaliśmy się, a do 2 pozostałych nie wsiedliśmy, gdyż były płatne, a nie posiadaliśmy już przy sobie tylu pieniędzy. Część ludzi jednak wsiadła i jak się później okazało...nie zdążyli na lot.
Kolejne autobusy miały dojechać i zabrać pozostałych pasażerów…miały. W między czasie zaczął w Rzymie padać śnieg, pierwszy od 26 lat. Ale dosyć szybko topniał. Niestety lotnisko zostało sparaliżowane. Wszystkie loty zaczęły być odwoływane. Poza naszym. Przynajmniej tak było wyświetlone na tablicy lotów.
Duża grupa osób, a wraz z nimi ja i Agnieszka, czekaliśmy na autobus. Czekaliśmy 1 godz., 2 godz., 3 godz. i nic… W informacji lotniska, brak informacji. Do przebukowania ustawiła się kolejka z 10 samolotów. A my nadal nie wiedzieliśmy co robić. Na lotnisku nam podają, że samolot czeka, a autobus jedzie. Na drugim lotnisku, że samolotu takiego nie ma, ludzie dzwonią do Polski, ale przedstawiciel przewoźnika nic nie wie. Każą kontaktować się z przedstawicielem na lotnisku, wszystko ok, ale takiego nie ma. Na drugim lotnisku chyba też nie, bo słuchawka w telefonie mówi: nie ma takiego numeru. Informacje internetowe z Polski są takie, że samolot wyleciał. Nie wiadomo co robić. Nie można przebukować biletu, bo wg lotniska samolot czeka, wg drugiego lotniska wyleciał. Totalny chaos. Za chwilę dostajemy informację, że był autobus, ale ludzie nie chcieli wsiadać. Za chwilę znowu, że samolot jednak czeka i wystartuje o 17.40.
Na szczęście wracają świetni ludzie. Jeden ksiądz zbiera wszystkich, którzy zostali, w jedną grupę. Próbujemy uzyskać jakieś informacje, niestety wszystko bezskutecznie. Obsługa lotniska, która miała się nami zająć już dawno zniknęła. Trwało to wszystko już 8 godzin. W końcu Agnieszka mówi, że nic tak nie wskóramy, że trzeba uderzyć w największy dzwon. Idziemy do dyrekcji lotniska. Ksiądz, który zebrał nas wszystkich, bardzo dobrze zna włoski. Opowiada o tym, jak zostaliśmy wykołowani, że nie wiemy co robić. Z żartem mówi, że rozpalimy ognisko i będziemy tutaj grillować kiełbaski. Włosi z naszego lotu są porywczy, atakują obsługę lotniska. Robi się kłótnia. Ludzie z innych samolotów także zaczynają być zniecierpliwieni. Przyjeżdżają karabinierzy i muszą stać przy punkcie informacji, aby utrzymać porządek.
Dyrektorka (?) lotniska bierze sprawy w swoje ręce. Zapewniają nam jedzenie na lotnisku, załatwiają hotele, załatwiają bilet na najbliższy lot. Na szczęście wszystko kończy się szczęśliwie, a my nocujemy w luksusowym hotelu i wracamy następnego dnia. Choć przy odprawie, pani służbistka miała pretensje do Agnieszki, że nie może wejść na pokład z gipsem bez orzeczenia lekarza. Takie jednak posiadała, ale pani służbistka powiedziała, że ona tego nie rozumie. Po krótkiej kłótni jednak wydaje kartę pokładową.
Tak naprawdę nie wiadomo kto zawalił. Z jednej strony przewoźnik, choć pewnie to też nie jego wina, że samolot wylądował na drugim lotnisku, ale czy można wyprosić pasażerów z samolotu, kosztem innych pasażerów? Potem pewnie zawaliło lotnisko, że nie było autobusów.
Jak się okazało, nasz samolot wyleciał o godzinie 13. Odleciały nim osoby, które załapały się na jedyny autobus. Osoby z drugiego autobusu (kursowego) dojechały z przesiadkami, ale nie dostały się do samolotu, bo było już po odprawie.
Z przygodami, ale też z bardzo fajnymi ludźmi, zarówno Polakami, jak i Włochami.
A o samym pobycie w Rzymie jeszcze napiszę.
A na zdjęciu resztki śniegu w okolicach Rzymu
latanie jest wspaniałe
aha, dodam jeszcze, że na lotnisku spędziliśmy 13 godzin, od 6.00 do 19.00