kiedyś lista musi być, teraz kilka uwag drobnych:
* koncertówki żondzom!
*
Soul Side Story dla mnie trzy razy lepsza od Exodusu, bo: 1) słychać interakcję z publiką, 2) słychać koncertową fantazję w wykonaniach utworów, a nie samo odgrywanie, 3) słychać żywioł! (chyba jednak muzycy w lepszej formie zrobili swoje)
*
Song Remains The Same jest jedną z dwóch moich ulubionych koncertówek i jedną z bardzo niewielu płyt na SZEŚĆ... ale dla mnie to bardziej misterium, niż koncert; typową koncertówką (wspaniałą!) jest
How The West Was Won
* drugą, jak nie najbardziej ulubioną (też na SZEŚĆ) jest Simon & Garfunkel
Live in Central Park, ale o tym to kiedyś może, jakaś apologia czy coś... znam i kocham każdy dźwięk tej płyty!!! (nawet tych słabych piosenek, których tam jest kilka, ale co z tego)
* nie lubię koncertówek Doorsów; chyba żadna nigdy dla mnie nie wydobyła nawet części tego, co lubię w tym moim prawie że ulubionym zespole
* są koncertówki, które w zupełnie cudowny sposób oddają atmosferę koncertu, zwłaszcza interakcje z publicznością...
Live Killers Queenu to mój typ pierwszy; ale też u nas mieliśmy takie coś:
Hey Live! A także -
101 Depeche Mode
* są koncertówki, które są wulkanem energii i tam już nawet publiczności nie musi być słychać (chociaż zawsze słychać, bo energia i jej się udziela) - pierwsze skojarzenie:
Under a Blood Red Sky U2
* są koncertówki, które dają nieskończone pole do popisu zespołowi i zespół wykorzystuje to w sposób idealny, tworząc rzeczy niesamowicie porywające... pierwszy typ:
Undead zespołu Ten Years After, i inne ich nagrania koncertowe też (np. oni nagrali coś, co się nazywa "oficjalny bootleg" - wydane w 1973!); dalej: John Mayall
Jazz-Blues Fusion; wreszcie - koncertowe fragmenty
Moonflower Santany (total
)
tutaj też trzeba by wymienić
Made in Japan
* lubię też koncerty Unplugged, o ile konwencja została w nich wykorzystana twórczo - samo odgrywanie w złagodzonym instrumentarium owszem daje czasem bardzo ładne efekty (vide Nirvana), ale brakuje w tym iskry; najlepszy Unplugged:
Bjork!
Wszystkie
Lives wypisane kursywą to dla mnie pięć gwiazdek, czyli tak naprawdę album doskonały. Z tego się zrobi listę, chyba żebym o czymś był zapomniał...
Zaloguj się
Zarejestruj się
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
) - zapomniałem - najlepsza płyta Nosowskiej. Pierwsza 5tka. Bjorkowy anplagd też extra - ale nie wyszedł na płycie... Za to za najgorszy uważa występ zespołu Pearl Jam.
aaa i chodzi jemu 
o MTV anplagd czy akustyczny koncert wydany ze dwa ? trzy ? lata temu .. ?
.
)