Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 16 kwietnia 2024 19:19:01

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 106 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 lipca 2009 16:51:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
..przeziębiony dziś jestem...
Na "szkole" w Grudziądzu zdarzyło mi sie raz korzystać z pomocy miejscowego....sanitariusza....Przeziębiłem się czułem się fatalnie , bo ani się położyć ani się gdzie schować...Normalnie na rejony....Ale moje samopoczucie się pogarszało więc postanowiłem cos z tyt zrobić. Udałem sie do pomocnika dowódcy plutonu w stopniu plutonowego z mym problemem i miałem nadzieje że "plutek" przynajmniej będzie mnie żałował.....mnie jako swojego żołnierza ,że powie ..chłopcze idz się połóż , bo marnie wyglądasz..Łudziłem się bardzo i to bardzo...Plutonowy ten "sukinkot" odprawił mnie słowami...A co mnie to obchodzi?..Jak się źle czujesz to se idz na izbę chorych i nie zawracaj mi gitary....
Plutonowy był uosobieniem tego z czym wojsko w owym czasie się kojarzyło..."trepisko"tępe bez szkoły....tak bez szkoły...dokładnie..."szczyl" młodszy ode mnie grał "dupnego" zawodowego wojskowego. Żeby awansować dalej musiał skończyć szkołę średnia wieczorową...Swoją edukację "uprawiał" wykorzystując żołnierzy ZSW i jakby był w mocy wysyłac ich w zastępstwie na zajęcia pewnie bez skrępowania by to uczynił. Mojego dobrego kumpla jako że kolega miał bardzo ładny charakter pisma "ubrał" w przepisywanie zeszytów... a potem przy najbliższej okazji podłożył mu swinę pozbawiając go możliwości wyjazdu do domu na przepustkę...No mówię wam skurczybyk pierwszego "sortu"...Ale co tam..trącał go pies nie o tym miałem pisać....
No i za "radą" plutonowego udałem się na izbę chorych..Izba chorych to był taki miejscowy szpital. Od godziny 7 do godziny 15 izbą chorych rządził lekarz wojskowy, zaś po godzinie 15 stanowisko swe przekazywał dyżurnemu izby chorych. Dyżurnym izby chorych był niejaki Kazik człowiek z Bieszczad z defektem mowy w postaci jąkania się...Kazik służbą był starszy od nas , a jak straszy to wiadomo że trzeba się było odnosic do niego z szacunkiem. Służba którą pełnił Kazik nie wymagała zbyt częstego używania aparatu mowy dlatego była dla niego w sam raz...
No i poszedłem do tego Kazika żeby zaradził cierpieniu...Pukam..puk..puk...,otwieram drzwi wchodzę do srodka a tam Kazik z jakimiś swoimi kumplami gra w karty...No to mówię...."Chory jestem i plutonowy przysłał mnie tutaj do was..." A Kazik na to.."Aaaaa ccco ci jee jeeest...? No to mówię " Gardło mnie boli i głowa i no i chyba gorączkę mam..." Kazimierz na to ...'Tooo ooo młooody zdeeejmuuj spoo oo oodnie i iii i kłaaaadż sięęę na łóóżżku uuu dooostaaaniesz zaaastrzyk...." No to ściągam te moje porcięta kładę się na łóżku z dupskiem gołym i tak sobie leżę.....A chłopaki którzy z Kazikiem grali w karty w przy stole i Kazik także leją ze mnie!!! :lol: :lol: ...Ja sobie dalej leżę i nie wiem co jest grane... Kaziki mówi do mnie...'Teee mło oo dy zaaak ładaj teee e spodnie i nieeee e rób wiochy...Cooo tyy yyy na przeziębieee eenie chceeesz zaaa strzyk dostac? :wink: no to wstałem, spodnie założyłem , twarz moja była pewnie purpurowa i ze wstydu i ze złości.
No i dał mi ten Kazik polopirynę a nie jakiś tam zastrzyk.. :wink: a że była to wieczorowa pora więc niedługo położyłem się spac a rankiem byłem jak nowo narodzony...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 23 lipca 2009 19:37:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
...liczy się "sztuka"...oraz inne absurdy określone przepisami wojskowymi..
W naszych garażach na obiekcie poza miastem znajdowało się ok.11 samochodów . Przepis wojskowy mówi, że samochody te są sprawne i gotowe do walki...a tak na serio to liczy się "sztuka"! :wink:
Przykładowo....Szef służby samochodowej zapowiedział się na kontrolę naszego taboru , pod kątem ...posiadania przez samochody akumulatorów... :wink:
Z każdego samochodu kazano wyciagnąc akumulatory i położyc przed pojazdem. Tak też uczyniliśmy...Jedna sztuka samochodu :arrow: akumulator sztuk jeden...
Kapitan przyszedł policzył ile jest akumulatorów, oczywiście wszystko się zgadzało. O stan techniczny nie pytał...
Prawda taka ,że sprawnych akumulatorów (tzn. takich sprawnych na 100% to nie było) było góra 6..Ale to nie byo istotne...11 samochodów :arrow: 11 akumulatorów ...stan się zgadza i to jest najważniejsze :wink:

Czy obierki "kartoflane" określone są przepisami? ..Oczywiście! W wojsku wszystko jest określone przepisami.... :lol:

..Nie będę teraz strzelał cyframi , bo nie pamiętam ...Pewne wartości przyjmę jako przykładowe.

W miesiącu kwietniu (przykładowo) obierki z kartofli nie mogą przekroczyc
30%(przykładowo) ich masy....Nie ważne jest że połowa kartofli nadaje się od razu na śmietnik...Przepis wojskowy nie przewiduje "ponadnormatywnego gnicia ziemniaków". On to gnicie wyklucza absolutnie! No i tak...
Kiedyś nasza bateria w ramach służby pododdziału alarmowego przebywała na tradycyjnym obieraku..."Jarzynki" pognite były niemiłosiernie . Z ziemniakami było najgorzej. Odzyskaliśmy co było do odzyskania , a gdy szef kuchni odwiedził nas po kolacji , kosze z obierkami wydały mu sie dziwnie pełne...Dyżurnemu stołówki nakazał zważenie obierek...Waga obierek przekraczała ich "normatywnośc" , w związku z tym szef baterii na prośbę szefa kuchni obciążył nas przy okazji wypłacanego żołdu kwotą "ponadnormatywnego zużycia ziemniaków". Było tego po ok. 1 złoty na "łeb" ( przyjmując obowiązującą jednostkę monetarną ). Tak było z wieloma rzeczami...Przepis jest święty...realia to były tak troszeczkę na boku....


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 24 lipca 2009 21:55:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
...wojskowa "obcinka"...
.."Ja kot szaro-bury z kitą zadartą do góry proszę szanownej fali o przetrzepanie mi skóry" :D
..Było cuś takiego... :wink: Obrzęd "obcinki" odbywał się w ......nie powiem gdzie.. 8) Nie odbywał się w izbie żołnierskiej a w jednym z pomieszczeń piwnicy...Kandydat do obcięcia kity był informowany wcześniej i propozycja ta padająca z ust żołnierzy starszego rocznika była dla kandydata wyróżnieniem...Tak....to było coś! Bo to jakby takie wtajemniczenie...Patrz!..teraz jesteś jednym z nas!....
Jak wcześniej wspomniałem ten rodzaj wyróżnienia mógł nie dotyczyć wszystkich żołnierzy....Jak "młody" był krnąbrny , leniwy , fałszywy , niekoleżeński i taki byle jaki nie miał szans wkupic się do ferajny....
Ja gdzieś po dziewięciu miesiącach służby z ust żołnierzy starszego rocznika usłyszałem słowa..:..No młody szykuj się...Kupuj wódke a jak będziesz gotowy daj znac....No i kupiłem...Ile tej wódki było to nie pamiętam, ale zapewne nie były to tylko dwie butelki ponieważ następnego dnia po ogłoszeniu pobudki czułem się ..no wcale sie nie czułem..Byłem "napruty" na 102! :wink:
Jeśli chodzi o sam obrzęd...
Z zakupionym alkoholem w pidżamie po capsztyku zgłosiłem się w umówione miejsce..Cykora miałem niewąskiego...Udałem się tam samiuśki samiusieńki....Zapukałem do drzwi kazano wejśc...Wchodzę.. tam stoję te moje "dziady" w sile czterech....No i czego chcesz żołnierzu?...rzekli....Na to ja odpowiadam słowami formułki zacytowanej powyżej...tej o kocie szaro- burym... :wink: No to każą się kłaść na taboretach imitujących ławeczkę....Głowa w poduszce zęby zaciśnięte ...no i czekam na te razy wymierzane pasiorem wojskowym....
No i jak mi przywalili!!!!! He , he , he...delikatnie, że delikatniej już chyba nie szło! :wink: A dlaczego nie wiem....Chyba za zasługi... :lol:
No a potem to już żeśmy ten alkohol spożyli , oficjalnie przeszliśmy na ty i w ten oto sposób nabyłem pewnych praw , które młodemu żołnierzowi nie przysługiwały....a więc....

- zaleganie na "wozie"
- popuszczenie na "opinaczach" jednej dziurki ( paski w wojskowym bucie)
- palenie papierosów w izbie żołnierskiej
- noszenie cywilnych skarpetek i...majciochów :lol:
- niekwalifikowanie się do "rejonów" jeżeli takiej potrzeby nie było
- noszenie rąk w kieszeniach 8)
- noszenie na pasku wojskowym parcianym tzw. bojówki szt 1 oczywiście!
(bojówka to taka sprzączka parciana zakończona metalowym kółeczkiem)
- przydział do lepszych służb...do gorszych szli nieobcięci...
- mozliwośc wyzywania czyli rugania żołnierzy starszych służbą a nie objętych obrzędem "obcinki"....Żołnierze ci nazywani byli ...Stefanami... :wink:
...w przyszłości...zrobienie sobie chusty wojskowej 8)

P.S. Żołnierz "obcięty" na wniosek swoich kompanów mógł byc pozbawiony wszystkich przywilejów... Wniosek musiał byc "zaakceptowany" przez króla fali..Królem fali był żołnierz ,który najwięcej dni przesiedział w "anclu"

Śmieszne to wszystko , prawda? :wink: Ja to traktowałem raczej w formie folkloru...tak żeby człowiek się za bardzo nie nudził i do głowy nie dostał...
Więcej krwi napsuli mi żołnierze zawodowi niż te moje "najgorsze dziady"....W porządku to byli chłopaki!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 26 lipca 2009 18:37:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
...uwaga post zedytowany...się mi "nadusiło" za wcześnie


...tężyzna fizyczna czyli na "wuef" marsz...


...wiadomo że wojsko musi byc odpowiednio przygotowane pod względem fizycznym żeby skutecznie działac na polu walki...A żeby np. ...uciekać ,żołnierz musi wyrobic w sobie kondycję potrzebną do skutecznego odwrotu z pola walki...No bo jak inaczej wytłumaczyć konkurencję lekkoatletyczną pod tytułem ..."Bieg na 3 km z bronią ?" :wink: Broń przewieszona przez plecy a nie w pozycji bojowej z założonym bagnetem i okrzykiem urrrraaaaaaa!....jak nic pachnie to odwrotem na odległość... :wink:
Bieg na 3 km z bronią był raczej znienawidzony przez wojsko. Jeżeli patrząc pod kątem częstotliwości konkurencja ta o ile zdarzała się sporadycznie w mieście Grudziądzu , tak w mieście Lesznie była jakby sztandarową czynnością ilością równą wojskowych kąpieli czyli raz w tygodniu...
Bieg na 3 km z bronią był obwarowany pewnymi parametrami....
...Strój...
Strojem tym był mundur moro, opinacze...oraz czapka moro , która żołnierz na starcie musiał posiadac a po przebiegnięciu linii startu mógł sciągnąc z głowy i odrzucić gdzieś na bok...Nie wiem po co manewr z czapką , ale pewnie chodziło o ujednolicenie "stroju sportowego" ...bo wiadomo nie od dawna że ..." w wojsku ....chujowo , ale jednakowo" :lol:
No broń oczywiście.."Przepasana" przez plecy jak torba turystyczna , niby nie cięzka , ale z każdym metrem pokonywanej trasy stawała się balastem niemiłosiernym...Broni nie można było jednak odrzucić jak czapki żołnierskiej... 8)


...Czas......czas , czas ciągle goni nas...

Były trzy przedziały czasowe w których żołnierz musiał się zmieścić. Były trzy(?) progi czasowe i trzy oceny...Bardzo dobra , dostateczna i niedostateczna...
Żeby otrzymać ocenę bardzo dobrą żołnierz musiał pokonać trasę w czasie nie dłuższym jak 9(?) minut , zaś ocenę dostateczną można było uzyskac przemierzając trasę w czasie mniejszym jak 12(?) minut...
(Asekuruję się tutaj pytajnikiem ....tolerancja w wyżej wymienionych czasach to 30 sekund )
Ja z tegoż biegu po morderczej walce na dystansie otrzymywałem ocenę dostateczną...Wtedy wydawało mi się że jestem słaby w tej konkurencji jednkże patrząc przez pryzmat czasu życzyłbym dzisiaj sobie takiego wyniku...
Tak ...byli żołnierze którzy przebiegali dystans na ocenę bardzo dobrą ale były to wyjątki...
Był taki jeden o pseudonimie "Bokser", żołnierz młodszego rocznika niezwykle odporny fizycznie. Pewnego razu wykonał bieg na ocenę bardzo dobrą dublując nas niemiłosiernie męczących się na dystansie....My po przebiegnięciu mety prawie żywi byliśmy świadkami pochwał kapitana "Konika" pod adresem "Boksera"....."Konik" mówił..." No żołnierz wyśmienicie...bardzo dobrze...a wy reszta uczcie się od niego"....."Bokser" podjarany pochwałami kapitana odzywa się do niego takimi słowami..."O..panie kapitanie .....ja to bym mógł zejść z tego czasu jeszcze ze 2 minuty...." Nim słowa jego przestały dzwięczec na placu apelowym czyli naszej arenie tych lekkoatletycznych zmagań "Bokser" kątem oka zobaczył nas a konkretnie wyraz naszych twarzy , które mimo tego że milczały mówiły jednak bardzo wyraźnie...." ...Bokser...jeszcze jedno słowo a se chłopak przejebiesz... :lol: :wink: "
"Bokser" był bardzo pojętnym chłopakiem i już więcej tego rodzaju deklaracji nie wygłaszał.... 8)
Były w leszczyńskiej jednostce regularne "wuefy"...bardzo śmieszne ale o tym to może następnym razem.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 29 lipca 2009 20:59:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
WUKA70 pisze:
Były w leszczyńskiej jednostce regularne "wuefy"...bardzo śmieszne ale o tym to może następnym razem.

..tak ..były ..normalnie na sali gimnastycznej. 30 chłopa w dresikach co to ich namiastkę ma niejaki Kiepski Ferdynand w postaci spodni..Jak było ciepło to zamiast bluzy dresowej zakładaliśmy białą koszulkę...I zamiast na tych "wuefach" normalnie jak cywilizowani ludzie pograc w futbol kazano nam robic dziwne rzeczy..Podciąganie się na drażku , albo wchodzenie po linie pod sufit...Z tym wchodzeniem po linie to przypomina mi się scena z filmu "Grzeszny żywot Franciszka Buły"..Bardzo fajny film o Śląsku okresu międzywojennego , taka tragikomedia..Mój najnajnajulubieńszy film o "hanysach"..No ale wracając do tego Francika..Na odbywającym się festynie młody Francik wchodzi na słup na którego to czubku znajduje się trunek...szampan czy też wino...Nikt tam nie umie wejść tylko Francik...U nas było podobnie..Większość nie wchodziła , a ci którzy docierali pod sufit miejscowej sali gimnastycznej niestety nie znajdowali tam ani szampana , ani wina...piwa nawet jednego! :wink: Co najwyżej spotykała ich pochwała żołnierza zawodowego prowadzącego zajęcia....
Jaja to się zaczynały jak kazano nam na komendę ..."Samoobronę ćwicz!" cwiczyc ją....tzn. próbować...Bo to jest tak.....Jak ktoś za młodu regularnie się nie lał ,to i o bitce nie wie nic, a jego ruchy członkami górnymi czyli rękami w takiej walce wyglądają co najmniej groteskowo :D
No i miałem do tych ćwiczeń samoobrony kolegi Artura...Artur za młodu na pewno się nie lał....Nie chcąc robic mu przykrości i narazić go na śmiech ogólny oraz pozbawiac go na starcie autorytetu wśród kadry wojskowej jako że kolega Artur postanowił zostać "terminatorem" czyli żołnierzem służby nadterminowej postanowiłem mu w tych wszystkich rzutach ciałem mym przez bark i przez biodro pomóc...Z materaca rozłożonego na sali gimnastycznej normalnie chłopak by mną nie" rzucił" w związku z tym jak Artur ponadludzkim wysiłkiem próbował wyrwac mnie z tego materaca ja tak delikatnie odbijałem się od niego imitując wyrwanie po czym wskakiwałem mu na plecy , a potem to już razem padaliśmy na ten materac z tym że ja byłem między Arturem a materacem czyli tak jak powinno byc...
Całej tej "szopce" przyglądał się żołnierz zawodowy i mówi mi żebym nie świrował tylko normalnie walczył i nie dał się tak łatwo pokonać..Ja oczywiście zaprzeczałem, a na rozkaz żeby powtórzyć to samo ćwiczenie robiłem te pady pod Arturem seryjnie ale chyba mało przekonywujaco w związku z tym oficer machnął na nas ręką odszedł...
Ogólnie ćwiczenia te wyglądały bardzo komicznie i to u większości par zgromadzonych na pułkowej sali gimnastycznej....
Gołym okiem było widać że chłopaki nie posiadają doświadczenia z cywila słowem nie lali się za młodu... :wink:
W zasadzie kontakty ze sportem na poziomie swojej satysfakcji czyli z własnej i nie przymuszonej woli miewałem bardzo rzadko...
Parę razy graliśmy w piłkę nożną raz w piłke ręczną...to jeszcze na "szkółce" w Grudziadzu i parę razy w Lesznie w ping - ponga.. Z tym ping-pongiem to taka trochę śmieszna sprawa...
Stół do ping-ponga znajdował się na stryszku 2 baterii startowej. Z chłopakami z 2 bat.st. mieszkaliśmy na jednym pietrze a dzieliła nas tylko taka metalowa krata z siatki w której znajdowały się drzwi w związku z tym żyliśmy z sobą jak dobrzy sąsiedzi to i między nami były bardzo dobre stosunki koleżeńskie...Jak już wcześniej wspomniałem koledzy mieli stół do "pingla" więc chłopaki nie robili problemów jak chcieliśmy sobie pograc..Podchodząc do stołu miałem lekkie obawy co do mojej formy ponieważ rakietkę do tenisa wcześnie trzymałem dobrych parę lat do tyłu....No i zaczęliśmy odbijac piłeczkę i ku mojemu zdziwieniu i zaskoczeniu licznie przybyłej widowni "napierdalałem" prawie jak Forest Gump! :D ....wszystkie piłeczki "waliłem" z backhandu że aż miło :wink:


P.S. Do dzisiaj nie umiem inaczej uderzac tej małej celuloidowej piłeczki...
W ping-ponga ostatni raz grałem chyba ze 7 lat do tyłu....Oczywiście uderzając piłkę w wiadomy sposób 8) Kumpel tylko mi mówił ..: Ej ...nie graj jak baba! .....i złośliwie posyłał mi piłeczki w miejsce z którego ni jak mego backhandu nie umiałem zastosować.... :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 30 lipca 2009 00:36:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 17:08:21
Posty: 6017
Skąd: przychodzi, tego nie wie nikt
WUKA70 pisze:
P.S. Do dzisiaj nie umiem inaczej uderzac tej małej celuloidowej piłeczki...

To ciekawe, ja na przykład bardzo długo umiałem tylko z forehandu, a backhandu nauczyłem się po wielu latach...
Ale ping-pong to świetna gra! Rzadko grywam, ale jakąś smykałkę do tego mam.

_________________
www.dtrecords.pl - Dobry Towar Records (Spirit of 84, Malchus, cdn...)
www.backstageshop.pl - płyty, koszulki, książki, itd.

"Jak mamy tu coś zwojować skoro między jedną siatką, a drugą jest przerwa na piłkę?"


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 02 sierpnia 2009 12:25:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
...turystyka i rozrywka...No to najpierw turystyka...

Pewnego dnia zaproponowano nam (..zaproponowano..cóż za niewłaściwe określenie..trzeba było i już!) wycieczkę do pobliskich zakładów przemysłu tytoniowego zlokalizowanych w pobliskim (pobliskim Lesznu) Kościanie.
Nie wiem co kierowało "organizatorami"tej eskapady... Jaki był cel tej wycieczki zupełnie nie wiem. Może w ramach ZSW musieliśmy zaliczyć punkt planu szkolenia w postaci wycieczki turystyczno-krajoznawczej i automatycznie wojskowy "kaowiec" mógł odfajkować ten przykry dla siebie obowiązek.
Gdy zjawiliśmy się w Poznańskich Zakładach Przemysłu Tytoniowego zostaliśmy zebrani "do kupy" i poinformowani co nam wolno a co nie...

Nie wolno było..:
Nie wolno nam było wkłądac rączek w tryby maszynerii żeby nie uledz wypadkowi
Nie wolno było nam brac papierosów których paczki były obanderolowane akcyzą .
Nie wolno nam było brac cygar ponieważ ich produkcja która odbywała się ręcznie była zbyt kosztowna.

Wolno było...
Brac papierosy w każdej postaci jednakże w granicach zdrowego rozsądku...
Zadawać pytania panu który nas oprowadzał po Kościańskiej fabryce...
Śmiać się , dziwic się , zachwycac się , robic w związku z tym duże oczy i otworem gębowym robic tzw. karpia...

"Wycieczkę" po zakładach rozpoczęliśmy od miejsca do którego trafiały wybrakowane papierosy...Były tam kosze a w nich znajdowały się dziwaczne fajeczki o ponadgabarytowych rozmiarach taki np. półmetrowe papieroski których maszyna nie przecięła , papierosy bez filtrów..(papieros inwalida) , papierosy porozrywane w czasie próby zapakowania ich w paczki...Jaka była reakcja wojska na wizytę w tej powiedzmy "tytoniowej złomiarni"...? Reakcja była jedna słuszna i właściwa... Z wojskowych panterek (kurtek ) wyciągnęliśmy reklamówki napełniając je po brzegi... 8) Działaliśmy na zasadzie ....." trza brac , bo pewnie zaraz nas stąd wywalą i zostaniemy bez niczego ..a przecież palic się chce..." :wink:
Dżentelmen który nas oprowadzał kontem oka namierzał nas i w głowie korygował sobie już dalszy plan wycieczki...
Po opuszczeniu "złomiarni" udaliśmy się na produkcję, a konkretnie do miejsca w którym ta produkcja się zaczynała....
Papieros zanim jego toksyczne substancje osiądą w płucach palacza powodując nieodwracalne (..no moze nie tak do końca.. :wink: ) skutki na jego zdrowiu musi zostać wyprodukowany...."Farsz" papierosa to tytoń...
Do pomieszczenia zwanego suszarnią w którym to wypłukane już liście tytoniu jechały sobie taśmociągiem a następnie trafiały do obróbki termicznej weszliśmy szybciutko... ..i jeszcze szybciej opuściliśmy to pomieszczenie a to ze względu na intensywny zapach wydobywający się z suszących się liści...Fuuuuuuj...Zapach ten określiłbym słowem...smród!
Proces technologiczny zapoczątkowany suszeniem tytoniu kontynuowany jest dalej...Z suszarni "farsz" trafia do maszynki która go mieli... Z "młynka" tytoń trafia do maszynki w której znajdują się bibułki papierosów , a tam już sprytna maszynka wciska ten "farsz" do środka bibułek zakończonych filtrem.. Ot i papierosek już gotów....Następnie gotowe już fajeczki trafiają do pudełek , które zostawały obanderolowane
znakami akcyzy...
Trasa naszej wycieczki jak się później okazało skończyła się w miejscu gdzie papierosy juz popakowane w odpowiednie pudełka czekały na znaki akcyzy...Reakcja wojska na fakt znalezienia się w miejscu gdzie papierosy nabierały ostatniego szlifu czyli znajdowały się w pięknych kolorowych pudełkach była jedna i właściwa....Uprzednio zgromadzone papierosy "złomowane" zostały porzucone , a wojsko w sposób łapczywy i wręcz chamski jak jacyś dzicy ludzie zaczęło gromadzić w kieszeniach odzieży wojskowej te piękne i pełne kolorowe pudełka... Były to papierosy o nazwie "Mars"...Znów działaliśmy na zasadzie...." Trza brac i już bo pewnie zaraz nas stąd wywalą....." Nasze działania jak się okazało były słuszne....Pan oprowadzający z planu wycieczki widząc nasze zachowanie wykreślił punkt pt. " Wizyta w ręcznej wytwórni cygar"...i pewnie miał rację... Komicznie wyglądało by wojsko kręcące się po terenie jednostki z cygarami w ustach :D
P.S. Przez paręnaście dni żołnierze zapalali się papierosami marki
"Mars"... A jak juz to wojsko wypaliło wszystkie marsy , to wróciło do ulubionej marki czyli papierosów o nazwie "Mocne"...
Bo przecież było wiadomo że "Marsy " to syf...ale darowanemu papierosowi się w filter nie patrzy... :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 02 sierpnia 2009 18:06:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
...rozrywka...
W zasadzie wojsko jako instytucja nie dbało o potrzeby duchowe swych podopiecznych..Kompletnie...
Oooooo... dwa razy zorganizowało dyskotekę....Śmiesznie to wszystko wyglądało...Jedna dyskoteka została zorganizowana w Grudziądzu. Najpierw szukano ochotników , a następnie wśród tych ochotników przeprowadzano losowanie. Ja jako zajadły przeciwnik tego rodzaju rozrywki jako ochotnik nie stawałem...a to może i nie dobrze...Aha ..i żeby nie było..Była to normalna dyskoteka damsko-męska ,gdzie za damy robiły dziewczęta z jednej z Grudziądzkich szkół prawdopodobnie z klasy typowo żeńskiej...Strojem obowiązującym mężczyzn na dyskotece był minikomplet dyskotekowy w postaci : półtrampki kolor granatowy , skarpety kolor zielony , spodnie z munduru wyjściowego o takiej samej barwie jak skarpety oraz oliwkowa koszula. Aby spodnie w tych pląsach nie pospadały zostały przytrzymywane przez szelki wojskowe koloru szarego...Powtarzalnośc tego stroju sprawiała że widok ogólny młodzieży udającej się na pląsy do miejscowej hali sportowej był co najmiej dziwny. No może nie dziwny męskiej części uczestników ,ale żeńskiej to już na pewno. Na dyskotece nie spożywano napojów alkoholowych, spożywano za to "oranżadę" w szklanych butelkach o pojemności 0,33 litra. Dobre i to. Dyskoteka podobno się udała o czym świadczyły rozpromienione twarze wracającej z niej uczestników.
Drugą dyskotekę zorganizowano w leszczyńskiej jednostce. Różniła się ona od swojej poprzedniczki w sposób zasadniczy. "Oranżadę" w szklanych butelkach o pojemności 0,33 litra zastąpiła wódka także w szklanych butelkach lecz o zwiększonej pojemności. Jako zajadły wróg tego rodzaju rozrywki ble...ble..ble...Słowem nie byłem na tej potańcówce, a to dlatego że byłem akurat na przepustce w domu. Jakbym był na terenie jednostki prawdopodobnie uczestniczyłbym w tym żenującym przedstawieniu okraszanym sporą ilością napojów alkoholowych..Pewnikiem by tak było.... 8)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 04 sierpnia 2009 19:36:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
..odcinek milion pięćset trzy osiemset ..czyli ostatni...

..jako że sezon ogórkowy ma się ku końcowi czas zakonczyc to katowanie pamięci swej...

"Jestem za a nawet przeciw"
..Po co to całe wojsko?...Bo kto nie był w w wojsku ten nie jest prawdziwym mężczyzną :hahaha:
Jakbym nie musiał tam iśc to pewnie bym nie poszedł...
Jakbym tak na śmierć nie chciał "pojśc w kamasze"...to pewnie bym nie poszedł.....

Plusy dodatnie i plusy ujemne....

Najpierw plusy ujemne.... czyli rzeczy niedobre ...

1. Stosunki miedzyludzkie na linii kadra - żołnierze służby zasadniczej...
Traktowanie tych drugich jak parobków folwarcznych. Kadrę taką śmiało mozna określic mianem trep..Teraz trepów jest pewnie mniej a śmiem pokusić się o stwierdzenie że zlikwidowanie "armii amatorów" ukróciło bezpowrotnie proceder "chłopa pańszczyżnianego"...

2. Powszechnośc służby wojskowej na zasadzie przymusu...
Patrząc ma wojsko pod kątem swej skuteczności..."Z niewolnika nie ma pracownika"..nołkoments...

3. Długość szkolenia....
Jakby podejmować te wszystkie bzdurne rzeczy którymi nie powinien zajmować się żołnierz to służbę wojskową już wtedy śmiało można by skrócić o połowę...

4. Brak należytej opieki medycznej , gdzie w niektórych przypadkach kończyło się to jak najbardziej tragicznie czyli zejściem...

5. Brak szacunku dla człowieka...
Ze strony trepów ( nie wszyscy żołnierze zawodowi byli trepami...znałem tych "nietrepów" co najmniej pięciu...co wcale nie jest taką małą liczbą) w stosunku do żołnierzy ZSW

6. I na zakończenie...Przymus....Przymus...Przymus....

...plusy dodatnie...

1. Możliwość nabycia kwalifikacji które w cywilu moga się przydać...
Argument taki trochę "z dupy"...często zresztą używany aby w jakiś tam sposób młodemu człowiekowi na którego i tak "zagięło się parol" wytłumaczyć że mimo tego że i tak cię mamy i nic nam nie zrobisz my jako matka ojczyzna dbając o ciebie dajemy ci możliwość aby po wyjściu do cywila móc zostać operatorem koparki......a nie uczyc historii durnej młodzieży z której i tak nic nie będzie bo to tumoki niemiłosierne...A i zarobek na koparce lepszy jak na uniwersytecie przecież...... :lol: (żeby nie było nieporozumień nie mówie tu o sobie...)

2.Poznawanie nowych ludzi... :hahaha:
Niby się poznaje...Ale poznaje się tych co się chce poznac i tych których nie chce się poznac...
Owszem..znam ludzi którym mogę podac rękę ...ale zam takich którym mogę co najwyżej podac nogę...jak mawiał klasyk :wink:


...czy uważam okres służby wojskowej za zmarnowany okres życia...?

Chyba nie... Nazwałbym go co najwyżej epizodem
Teraz chyba znacznie więcej tego czasu marnuję , którego zostało mi ok.

....milion pięcset trzy dziewięćset....jak sobie wyliczyłem , czyli tyle co z górki..małej?...wielkiej?...tego nie wie nikt.

...a więc...


" Chroń ojczyznę Panie Boże bo pan Wojtek już nie może"

...dziękuję Państwu i życzę pomyślności w życiu....


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 04 sierpnia 2009 22:54:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 15:34:22
Posty: 17252
Skąd: Poznań
WUKA, nie bądź wiśnia - na pewno jeszcze coś pamiętasz! To jeden z moich ulubionych wątków (w woju nie byłem, więc to wszystko czyta mi się bardzo świeżo). :)

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 04 sierpnia 2009 23:19:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
.... :shock: to już koniec ? to może jakąś nastąpna powieść ?

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 05 sierpnia 2009 19:43:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 17:38:41
Posty: 9979
WUKA, no właśnie... to naprawdę już koniec? Szkoda. :(


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 05 sierpnia 2009 22:09:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
arasek pisze:
WUKA, nie bądź wiśnia - na pewno jeszcze coś pamiętasz! To jeden z moich ulubionych wątków (w woju nie byłem, więc to wszystko czyta mi się bardzo świeżo).


elrond pisze:
to już koniec ? to może jakąś nastąpna powieść ?


Fengari pisze:
WUKA, no właśnie... to naprawdę już koniec? Szkoda.

..no i co ja mam z Wami dzieci drogie.....jak mawiała przedszkolanka.. :D
Musiałbym zebrac się do kupy i cos tam jeszcze napisać...oczywiście na wyrażna prośbę czytelników...
Dziękuję za słowa otuchy... :wink:

A więc...to było tak.....

Tylko nie dziś ponieważ teraz wróciłem do domu , a w pracy byłem od 3:30 czyli jeszcze nocą ciemniutką zacząłem pracę...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 sierpnia 2009 18:24:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17991
..opowiadanie o tym jak to Tadka chcieli oskubać koledzy podczas gry w karcięta...
Był żołd..wiadomo. Jedni piją kawę "kurturarnie" w wojskowej klubo-kawiarni zwanej kantyną inni ci co kawy nie piją pija alkohol na mieście.
Tadek kawy nie lubił więc poszedł na miasto...Przyszedł z miasta lekko znietrzeżwiony , ale nie na tyle by położyc się spac , ale na tyle by dac sie naciągnąć na grę w karcięta.....Pokerek na pieniądze...
W związku z tym że nie chciał wszystkiego przegrac powierzył mi swoje pieniądze, a dając mi parę banknotów rzekł tymi słowy...:..."jakbym przyszedł do ciebie po pieniądze to przypadkiem mi ich nie dawaj"...Mówię.. dobra ..nie ma problemu...No i poszedł ten nasz Tadek na oskubanie pewne , a że przeciwnik był trzeźwy i to w sile dwóch osób cwaniaków bateryjnych gotowych oskubać Tadeusza bez żadnych skrupułów ,jego nierówny pojedynek z przeciwnikiem który niewątpliwie był w zmowie uważałem z góry za przegrany...
Nie minęło chwil wiele , a Tadzik zmierza w moja stronę i rzecze tymi słowy..."..ej...no daj mi stówę (100 tysięcy czyli dziesięć złotych obecnie..)..Mówię mu.."..ale Tadek mówiłeś..." No mówiłem mówiłem ale daj mi"- rzekł Tadek...No to dałem stówkę i czekałem na dalszy rozwój sytuacji...Długo się nie naczekałem...Tadek przyszedł kolejny raz z podobną prośbą. Pokręciłem głową i dałem Tadkowi kolejny banknot...
No i sobie pomyślałem...Oj biedny i głupi ten Tadek , jego cwani i niegodziwi przeciwnicy na pewno zacierają ręce i cieszą się niczym rasowi szulerzy z łatwej wygranej...
Z mymi myślami długo nie pozostałem samotny..Wnet zjawił się Tadzik....I odzywam się tymi słowy... "No co Tadek już po karciętach albo chcesz ostatnią stówkę?" ...Na me śmiałe słowa Tadek rzekł..."Nie nie już żadnych pieniędzy dzisiaj od ciebie nie wezmę...A tutaj masz trzy stówki..jedną moją i dwie od moich przeciwników" 8)
Tadek jeszcze dwukrotnie przynosił mi pieniądze pozbawiając swych cwanych przeciwników calusieńkiego żołdu.... :lol:
P.S. Tadek był w cywilu mieszkańcem Ostrowa Wielkopolskiego i zażartym kibicem drużyny żużlowej toruńskich Aniołów...Jego wielkim hobby był sen...Nie miał z nim nigdy kłopotów . Był "sennym zawodowcem". Książki by o tym można pisać... :D


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 sierpnia 2009 20:01:44 
Wuka!! więcej, więcej! jestem fanką Twoich opowieści :D a to jeden z moich ulubionych wątków na forum


Na górę
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 106 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group