Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest sob, 04 maja 2024 13:15:03

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 106 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 05 lipca 2009 16:48:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
...w związku z tym że dzisiaj jest niedziela to i może trochę napiszę o niedzieli wojskowej...

Wariant A
Jesteś młodym żołnierzem to o niedzieli wolnej raczej zapomnij . Służbę przyjmiesz w sobotnie popołudnie by zdać ją w niedzielne popołudnie. To i masz po niedzieli... A więc tym wariantem się nie zajmujmy...

Wariant B
Jesteś "starym" twoja bateria nie została przydzielona do pełnienia wart i służb a więc możesz sobie odpoczywać...Albo odpoczywasz w domu na przepustce jednorazowej (P J) , jeżeli mieszkasz w mieście garnizonowym czyli takim, które terytorialnie należy do danego garnizonu możesz udac się na przepustkę stałą (...przepustki stałe dostawał każdy żołnierz , która uprawniała do wyjścia poza teren jednostki..moją zostawiłem sobie na pamiątkę z paroma innym gadżetami wojskowymi..) .Przepustka stała w zasadzie uprawniała do przebywania poza terenem jednostki od pobudki do capsztyku , jednakże w weekendy można ją było "przedłużac"czyli przebywać poza terenem jednostki od sobotniego popołudnia do niedzielnego wieczora...Wielu autoktonów z takiej możliwości korzystało.
Lepiej było przbywac na PJ-ce ponieważ żołnierz na takiej przepustce był "wyprowiantowany" co znaczy należał mu się ekwiwalent pieniężny za to czego nie zjadł a co mu było przeznaczone...Tak to można określić... 8)
Długość przepustki jednorazowej wyrażana była w godzinach , a najpopularniejszą miarą owej było 72 godziny..czyli 3 doby...
Zasadniczo raz w miesiącu można było z takiej skorzystać..Oczywiście pod pewnymi warunkami. Generalnie była ona (przepustka) formą wyróżnienia lub też widocznym znakiem tego że się nie podpadło...
"Podpadziochy" na przepustki jeździli bardzo rzadko..."Dziobaki" jeździli na przepustki bardzo często...
A więc sprawę przepustek mamy już za sobą...Istniało jeszcze coś takiego jak urlop nagrodowy. Jak sama nazwa mówi był on formą nagrody. Np. otrzymanie odznaki "Wzorowego Żołnierza" która stopniowana była odpowiednio odznakami : brązową , srebrną i złotą. Złotej odznaki nigdy nie widziałem natomiast odznaka srebrna i brązowa była w zasięgu żołnierzy ZSW. Ja dostałem odznakę brązową 8) co skutkowało urlopem nagrodowym w ilości 3(?) dni.

Niedziela w wojsku zaczynała się w zasadzie w sobotnie popołudnie. W sobotę zajęc jako takich nie było. Nie było także porannej zaprawy fizycznej w miejsce której podoficer dyżurny ogłaszał....trzepanie kocy!! :D
W sobotni wieczór jak już wszystko było porobione na "cacy" wojsko organizowało sobie czas wolny...Mogło byc to np. spożywanie alkoholu które jednak nie zdarzało się dość często, a w moim przypadku fakt ten przez całą ZSW zdarzył się może ze 6 razy nie licząc oczywiście spożywania piwa , które to było do kupienia w wojskowej "kantynie" ( kantyna to taki wojskowy cafe bar.. :wink: ) Mogło byc to też picie kawy i zajadanie się ciasteczkami ( nie wiem czym to było spowodowane ale każdy żołnierz odczuwał taki jakby brak cukru...Cukier krzepi! ) i gadanie o "dupie maryni" czyli o wszystkim i niczym.....

Obrazek

Po kawie gdy zbliżał się wieczór kolacja wiadomo. Po kolacji młodzi na "rejony" a starzy na świetlice na tv...Oglądało się przeważnie filmy z miejscowej wypożyczalni kaset VHS. Filmy te to głównie filmy akcji z cyklu ..zabili go i uciekł... :wink: Po filmach toaleta wieczorna , fajka na palarni i uderzenie w kimono...
Niedziela w wojsku była jedynym dniem gdzie podoficer nie ogłaszał typowej pobudki tzn. nie wrzeszczał a budzenie odbywało sie w bardzo ludzki sposób czyli po cichutku i delikatnie... Kto nie chciał nie musiał wyłazić z "wozu" ( wozem nazywano łózko wojskowe... :wink: )
Po pobudce i porannej toalecie wymarsz na śniadanie.
W Lesznie śniadanie to zestaw standardowy i bardzo bardzo smaczny....Brawa dla pana kwatermistrza :brawa: Grzana kiełbasa ,musztarda, chleb , masło i kawałek ciasta zwanego przez miejscowych plackiem oraz herbata. Za starych dobrych czasów tzn. jak ja byłem młodym żołnierzem , chłopakom którym nie chciało się iśc na niedzielne śniadanie cały zestaw standardowy w wojskowym termosie przynosiliśmy na baterię. Później ten dobry zwyczaj zanikł i to nie wiem dlaczego...
Po śniadaniu czas wolny czyli... róbta co chceta... :wink: Moje róbta co chceta , to ubranie się w mundur wojskowy i msza w leszczyńskim kościele...Po skończonej mszy małe jasne...ale na prawdę małe i powrót do koszar. "Wyjściówka" lądowała w szatni dresik wojskowy lądował na mym ciele a ciało moje lądowało na "wozie"! 8) ( za młodego nie wolno było się wylegiwać na wozie , chyba że za specjalnym pozwoleniem żołnierzy starszego rocznika , o które to zresztą nie było specjalnie trudno...) I tak do obiadku! Luzik pełny...
Obiad wiadomo...Kto chciał pójsc to szedł a kto nie chciał to nie szedł...
Po obiedzie dalej według scenariusza...róbta co chceta..
W ramach robta co chceta częstokroć chodziliśmy do klubu oficerskiego zjeśc coś smacznego a szczególnie słodkiego..np. lody!
Raz bylem z kolegą z sali na lodach..Marek zjadł 11 sztuk lodów takich na patyku..i to jeden za drugim :shock: Mówił że on w zasadzie lody je bardzo rzadko , ale jak już to właśnie kilkanaście jednorazowo.
Niedziela w jednostce w zasadzie był nudna...ale jak to mówią lepiej się dobrze nudzic niż np. zapieprzac . W godzinach wczesno-wieczornych żołnierze młodego rocznika "wskakiwali" na rejony, po których to podoficer zbierał chętną ekipę i wyruszal z nią na kolację...Niedzielna kolacja to także zestaw standardowy. Jajecznica z kiełbasą...Dziwna to była trochę jajecznica , ponieważ w recepturach wojskowych na wojskowa jajecznicę znajdowała się mąka...Jajecznica ta jakby w ustach rosła za sprawa tej mąki , ale ogólnie była zjadliwa...
Po kolacji zaczynały się powroty żołnierzy z przepustek. Ich uśmiechnięte twarze same mówiły za siebie....
Wkrótce capsztyk i powrót do tej całej przytłaczającej szarości...która to taka całkiem szara nie była...no powiedzmy że była lekko szara ...taka ciut ciut... :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 06 lipca 2009 21:43:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
WUKA70 pisze:
...nie będę pisał chronologicznie , bo nie sposób...


WUKA70 pisze:
P.S. To był ostatni złoty korytarz. Nasz zloty korytarz nie odbył się ze względów rzekł bym technicznych...( byliśmy pilnowani przez swie osoby w tym przez dowódcę baterii...)


Odcinek zatytułowany : wyjście do cywila
... z jednostki wypuszczono nas ok .godziny 17....
Rankiem wstaliśmy o godzinie 6:00 , kumaty podoficer zaintonował na bateryjnym sprzęcie wojskowy "hicior" zatytułowany "Godzina 5 minut 30."

...Godzina piąta minut trzydzieści
Kiedy pobudka zagrała
Grupa rezerwy szła do cywila
Niejedna panna płakała

Niejednej pannie żal się zrobiło
I serce z bólu zadrżało
Że jej kochanek szedł do cywila
A jej się dziecko zostało

Na dworcu głównym w mieście Lesznie
Wszystkie się panny zebrały
Z kamieniem w ręku z dzieckiem na ręku
Na rezerwistów czekały..

Lecz to nie honor dla rezerwisty
By na peronie z panną stac
Wszedł do pociągu...pierdolnął drzwiami
Tak się pożegnał z pannami... :D :lol:

Normalnie ten "utwór" jako cywil uważałem za szczyt kiczu , buractwa i co tam jeszcze...lecz pewnego kwietniowego dnia roku pańskiego 1994 darłem się wniebogłosy i powiem więcej przekaz tej pieśni :D mimo że nie był mi bliski z powodu swej treści która jako wzorowemu żołnierzowi była obca , "utwór" ten napawał mnie dumą podkreślając uroczystość dnia który to przyszło mi przeżywac...
Rankiem nie przebieraliśmy się w mundury...Każdy z nas....o pardonsik!..prawie każdy prócz żołnierzy tzw."dosługujących" przebrał się w "cywilki". Dosługę czyli w zasadzie karę w przypadku samowolnego przebywania poza koszarami , która to skutkowała przymusowym przebywaniem w koszarach do pełnego okresu służby czyli 18 miesięcy ...plus okres przebywania na samowolnym oddaleniu tzw "samowolki" odbywało dwóch moich kolegów..."Kempes" i "Maliniak" .Przykładowo...Żandarmeria skasowała szweja na samowolce o godzinie 17 , przeprowadzone "śledztwo" wykazało że żołnierz opuścił koszary o godzinie 15 , więc na samowolce przebywał 2 godziny.W związku z tym wyjście do cywila następowało np. ...o 2 w nocy!
Raz byłem świadkiem takiego wyjścia...Delikwent miał opuścić koszary w nocy. Przyszedł na baterię pułkownik kadrowiec by odprawic żołnierza do cywila , a ten urżnięty na cacy spał snem twardym i nie było sposobu go dobudzić! :lol: Został więc do rana , dostał odprawę czyli gotówkę i ruszył na miasto...Z Leszna był chłopak to i pewnie nie zabłądził....
Wracajac do tego uroczystego dnia....
Po "wypicowaniu się na wyjściowo" i skonsumowaniu śniadania zaczęliśmy biegac z obiegówką po jednostce...To trzeba było uzyskac wpis o zdaniu munduru , to o zdaniu ekwipunku, to o zdaniu broni...i takie tam rózne i inne pierdoły...Około południa był uroczysty apel na którym to wręczano wyróżniającym się żołnierzom tzn . pozytywnie się wyróżniającym :wink: listy gratulacyjne i pamiątkową nagrodę...Kiedyś tymi nagrodami były srebrne sygnety żołnierskie ,lecz kiedy ja wychodziłem do cywila gdzieś w miejscowej księgarni musieli chyba "czyścic" swe zasoby i wyróżniający się żołnierze dostali książkę...co ja mówię!...księgę o Polsce Walczącej, która chyba miała z "tysiącpińcset"stron ....Była ciężka i nieporęczna...Wiem co mówię ponieważ targałem tą nagrodę w mej brązowej "skajowej" torbie z miasta Leszna na Śląsk... 8)
Po uroczystym apelu uroczysty obiad w obecności dowództwa jednostki...Jakieś tam małe przemówionko o tym jacy to byliśmy wspaniali i takie tam ble ble ble....Po obiedzie "szlajaliśmy" się bez sensu w oczekiwaniu na wypłacenie "kasiory" która była formą odprawy...Jak na człowieka bez dochodu była to dosyć duża kwota. Wysokości kwoty nie pamiętam ale z założenia były to pieniądze które miały byc takim "startowym" dla człowiek który staje oko w oko z brutalnym i bezwzględnym światem cywilnym :wink:
Jednostkę jak już wcześniej wspomniałem opuszczaliśmy ok. godziny 17...Wcześniej "kadrowiec" straszył nas że musimy w dzień wyjścia skorzystać z darmowego przejazdu środkami komunikacji pasażerskiej ponieważ darmowy przejazd jest tylko ważny w dzień wyjścia....Strachy na lachy chłopie sobie pomyślałem... a poza tym co? Może mnie nie stac żeby sobie kupic bilet na pociąg do domu...???!!! A takiego wała!
No i na następny dzień , ponieważ w dniu wyjścia nie udałem się od razu do domu, kupiłem sobie bilet na pociąg pospieszny relacji Leszno- Katowice klasy 2 oczywiście...Mam go nawet jako pamiątkowy gadżet wojskowy...
Ale wracając do dnia w którym opuściłem koszary....
Szefa naszego poinformowaliśmy że wpadniemy do niego z małą wizytą i paroma butelkami alkoholu...Szef bardzo się ucieszył ale powiedział nam że ..."A bo wszyscy tak mowią...szefie , szefie wpadniemy do pana a jak przychodzi co do czego to nikogo nie ma i już..."My słów nie rzuciliśmy na wiatr ale o tym to troszeczkę pożniej....
....Chusty wojskowe...ło matko!
Dal mnie w parze z "pieśnią" wojskową zatytułowaną "Godzina 5 minut 30..." to był obraz najczystszej wody kiczu...I co?..No i mam taką chustę w szafie poskładaną w foliowej reklamówce i czasem do tej szafy i reklamówki zaglądam roniąc przy tym łzę która to łza jest objawem tęsknoty za latami ubiegłymi :D :lol: :D :lol: 8)....
A więc wychodzimy z "kasiorką" w kieszonce i odziani w te chusty... Za bramą "walimy" 18 pompek...każda za 1 miesiąc przebywania w woju i ruszamy na miasto. Plan jest taki..Najpierw wizyta w miejscowej pizzerii aby zjeść coś dobrego a następnie najazd na sklep spożywczo -monopolowy aby zakupić parę słoików rolmopsów i parę butelek alkoholu. Plan wykonywaliśmy na bieżąco. Drugą część planu to wizyta u szefa...
Szef otwierając nam drzwi bardzo się ucieszył a można powiedzieć że nawet się wzruszył...Szef mimo swej cholerycznej natury był człowiekiem dobrym i uczciwym ...Wojsko lubiło szefa a szef lubił swoje wojsko...
Do szefa wybraliśmy się bodajże w 6(?) osób....Po niezłej "bibce" nocowaliśmy u szefa....Rankiem lekko znietrzeżwieni wstaliśmy z....podłogi :wink: ( ..spanie na podłodze było świadome , ponieważ szef nie posiadał odpowiedniej ilości miejsc noclegowych) trochę się ogarnęliśmy i wyruszyliśmy w kierunku dworca. Swoją chustę w zasadzie od momentu zakończenia "ćwiczeń" pod bramą wojskową miałem schowaną dlatego wyglądałem jak zwykły człowiek nie wzbudzając emocji...Po dotarciu na dworzec pożegnaniu sie z kumplami kupnie biletu i zaopatrzeniu sie w kanapkę w postaci bułki udałem się do domu...
P.S. Po przybyciu do domu nie kultywowałem tradycji długotrwałego spożywania alkoholu...Ot ..przyjechałem do domu i byłem...
Jakiś czas później zostałem przez moich rodziców wygoniony do pracy :twisted: żeby darmozjadem nie zostać..I potem byłem już cywilem pełną gembą...
Czy to już koniec tych konfabulacji?...Bo ja wiem.... :roll:
Czy lud pragnie dalszych opowieści...? :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 06 lipca 2009 23:02:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 13 stycznia 2008 23:19:30
Posty: 4159
Skąd: Wrocław
Koniecznie, WUKA! Ja się wprawdzie nie odzywałem do tej pory, ale czytałem wszystko z zapartym tchem i mimo że sam nigdy przenigdy bym do woja nie poszedł, to czytało mi się to z wielką przyjemnością i naprawdę naprawdę szkoda by było, gdyby to miał być koniec opowieści.

Brawo, naprawdę dobry wątek! :brawa: :brawa:

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 06 lipca 2009 23:35:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 17:08:21
Posty: 6017
Skąd: przychodzi, tego nie wie nikt
Wuka, ciężko mi czasami czytać na bieżąco, ale jak dalej będzie tak ciekawie, to się nie zastanawiaj tylko pisz :)

_________________
www.dtrecords.pl - Dobry Towar Records (Spirit of 84, Malchus, cdn...)
www.backstageshop.pl - płyty, koszulki, książki, itd.

"Jak mamy tu coś zwojować skoro między jedną siatką, a drugą jest przerwa na piłkę?"


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 06 lipca 2009 23:36:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 20:29:43
Posty: 6699
WUKA70 pisze:
Czy lud pragnie dalszych opowieści...?

co lud ma w ogóle do gadania? :twisted:

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 lipca 2009 06:09:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
MAQ pisze:
WUKA70 napisał:
Czy lud pragnie dalszych opowieści...?

co lud ma w ogóle do gadania?

....a tzw."zbanowanie"? ...albo szczere i życzliwe"fakju" :lol:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 lipca 2009 07:40:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 14:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
dawaj, dawaj
nie czytałem jeszcze dwóch ostatnich odcinków ale to nie ma znaczenia :wink:

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 lipca 2009 08:37:29 
WUKA70 pisze:
księgę o Polsce Walczącej, która chyba miała z "tysiącpińcset"stron ...

Polska Walcząca Ślaskiego???

Cytat:
Czy lud pragnie dalszych opowieści...?

co za głupie pytanie? :D


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 lipca 2009 16:38:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
Karolina pisze:
WUKA70 napisał:
księgę o Polsce Walczącej, która chyba miała z "tysiącpińcset"stron ...

Polska Walcząca Ślaskiego???

...tak..Jerzego Śląskiego.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 lipca 2009 17:53:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
...sprawy przykre....
Jak wcześniej wspomniałem podczas pobytu w Grudziądzkiej jednostce doszło do incydentu z uzyciem broni. Postrzelił się żołnierz zawodowy. Strzał w głowę na całe szczęście nie okazał się śmiertelny , ale o przyszłości tego nieszczęśnika niestety nic nie wiem...
W naszej leszczyńskiej jednostce a właściwie poza nią doszło także do incydentu. Młody żołnierz (taki jak ja ) z grupą swoich kolegów trafił na naszą baterię ze szkółki artleryjskiej w Skwierzynie. Chłopaki przyjechali w piątek(?) po południu i w zasadzie nic nie przemawiało za tym aby koniecznie musieli przebywać w jednostce , więc na polecenie jakiegoś oficera ci młodzi żołnierze dostali przepustki jednorazowe z opcją powrotu w poniedziałkowy poranek...Chłopaków tych była bodajże piątka (?)...Z przepustki nie wrócił jeden...Gdzieś w środku tygodnia w godzinach popołudniowych dowiedzieliśmy się że zaginiony żołnierz znajduje się w szpitalu...Powodem jego hospitalizacji była próba samobójcza lecz na szczęście nieskuteczna...Nieprzytomnego chłopaka znalazł ktoś z podróżnych pociągu w okolicach Krakowa....Nieprzytomnosc ta spowodowana była przedawkowaniem jakiś medykamentów...Cała ta sytuacja wyglądała bardzo poważnie. My chodziliśmy przygnębieni , a dowództwo jednostki przeprowadzało małe dochodzenie czy aby ów młodzieniec nie stał się ofiarą żołnierskiej "fali"....Hipoteza ta została wnet obalona , ponieważ żołnierz tan de facto nie miał kontaktu z żołnierzami starszego rocznika a jego desperacki czyn nie miał bezpośredniej przyczyny z tzw. stosunkami miedzyludzkimi w wojsku...
Trzeba powiedzieć że niektórzy młodzi ludzie mieli kłopoty z aklimatyzacją w wojsku...To nie było jakieś tam "maminsynstwo" . Po prostu młodzi ludzie częstokroć bardzo wrażliwi znajdowali się w miejscu w którym nie powinni się znajdować. Jak jeszcze starsi żołnierze byli w porządku to niedogodności służby wojskowej jakoś młody człowiek znosił . A jeżeli tzw. "dziadek" okazywał się strasznym skurwielem a tych skurwieli było do tego kilku ..to przecież tragedia dla takiego człowieka..
Ja miałem szczęście obcować z ludźmi dobrymi i serdecznymi , którzy krzywdy nikomu nie zrobili a nawet powiem że nam pomagali.
To w zasadzie dwa takie incydenty które dane mi było obserwowac...A był jeszcze jeden...ale to chyba zwykła ściema była.... Tak przynajmniej to wyglądało..
..Pewnego razu stoimy sobie na korytarzu przygotowujac się do wyjścia na obiad ...Okno mieliśmy za plecami..Wtem ktoś z szeregu mówi..: Ej, ..popatrzcie przez plac apelowy w naszym kierunku idzie marynarz! :shock: Cała nasza grupa wzięła to za niezły żart , ale kierowani ciekawością odwracamy głowy , a tu.......jak w pysk strzlił...faktycznie...Przez plac apelowy zmierza marynarz i kieruje się na naszą baterię...Byliśmy tym widokiem zdziwieni , ponieważ w okolicach Leszna nie było nawet porządnego zbiornika wodnego nie mówiąc już nawet o rzece to skąd wziął się ten marynarz...
Jak się okazało ów marynarz był mieszkańcem Leszna żonatym już mężczyzną i w związku z tym wybiegał sobie przeniesienie do leszczyńskiej jednostki....bo słyszał ze tam jest fajnie i pełen luzik! :lol:
Na dzień dobry został ubrany jak człowiek czyli w normalny mundur moro a nie w te ich " przedszkolne szaty" :wink: W godzinach popołudniowych chcąc wyjść na przepustkę niczym Ikar został sprowadzony na ziemię przyjmując służbę dyżurnego baterii ... Choc przecież Ikar sam spadł to w tym wypadku te gwałtowne spdanie odbyło się za przyczyną szefa baterii , który to był odpowiedzialny za przydzielanie wart i służb.....To tak profilaktycznie żeby w głowie nie za bardzo się wirowało... 8)
Marynarz coraz bardziej czuł się nieszczęśliwy za murami leszczyńskiej jednostki. Chłopak myślał że ze względu na to że jest blisko domu będzie mógł go odwiedzac codziennie...Jego tok myślowy był błędny..
Marynarz ( nie pamiętam nawet jego imienia ponieważ był z nami bardzo krótko..) jakos tak dziwnie wypytywał się o chłopaka który to z powodu próby samobójczej został posłany do cywila... :roll: Jak to się stało , dlaczego , czy w związku z tym spotkały go jakieś szykany....itp...
Mało o tej sprawie wiedzieliśmy więc nie mogliśmy na pytania marynarza odpowiedziec..... A pewnego popołudnia marynarz nie powrócił z przepustki...Sam zgłosil sie do szpitala powiadamiając lekarza dyżurnego że w akcie desperacji natykał się jakiś medykamentów...Ów młody człowiek został hospitalizowany a wkrótce po komisji lekarskiej która orzekła jego nieprzystosowanie do pełnienia służby wojskowej został posłany do cywila...I tym oto sposobem zakończył swoją karierę w wojsku.
P.S. Jakby była mozliwośc opuszczenia jednostki wojskowej przed terminem ustawowym żaden z nas nie zastanawiałby sie nawet chwili.
Przymusowa ZSW był jednym wielkim nieporozumieniem.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 lipca 2009 23:05:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
...do czego służył metr krawiecki?
Metr krawiecki służył po odpowiednim spreparowaniu czyli najpierw zmyciu jakimis chemikaliami...zmywaczem do paznokci 8) a następnie podzieleniu go na 100 części i zrobieniu na każdej cząsteczce małego nacięcia , do odliczania dni do wyjścia z wojska..poprzez odrywanie jednej z cząsteczek tego można rzec kalendzarza wojskowego...Rytuał ten przeprowadzało się po skonsumowanie obiadu i wrzuceniu tej "kalendarzowej karteczki" do pustego talerza...bo wiadomo od zawsze że ..."Obiad zjedzony..dzień zaliczony... :wink: Pierwszym kawałeczkiem był numer 100 i malejąco 99, 98 , 97..itd. "Fala" była schowana w skórzanym puzderku , które to żołnierze wykonywali wlasnoręcznie...Całość puzderka dyndała na rzemieniu....Istniał taki obyczaj że owe puzderko było przekazywane z "pokolenia" na "pokolenie" czyli z "dziadka" na "wnuczka"...jeżeli oczywiście ten drugi na to zasłużył..Ja dostałem owe puzderko od dziada mego i po skończeniu odliczania także przekazałem je żołnierzowi młodszego rocznika....
Po skonsumowaniu obiadu istnial także obyczaj walenia "niezbędnikiem" w stół i meldowania swojej cyfry..np. 59 MAŁO!!!...oczywiście przywilej ten przysługiwał żołnierzom od 100 dni w dół....Obyczaj ten był mało kultywowany ponieważ za takie zachowanie szło dostac od szefa w łeb...dosłownie... :wink:
Najbardziej ekstremalnym obyczajem kuchennym było rzucenie tacą z talerzami na stołówce przez żołnierzy którzy mieli 1 dzień do cywila z jednoczesnym głośnym okrzykiem...CYWIL!!!
Obyczaj ten był w zasadzie kultywowany przez wojskowych "ultrasów" którzy mieli wszystko i wszystkich (głównie żołnierzy zawodowych) w głębokim poważaniu...Rzut metalową tacą z zastawą stołową na posadzkę stołówki był karany do kary aresztu włącznie....A do ancla trafic na jeden dzień do wyjścia do cywila to była porażka...Wiec stąd ta rzadkość tego rytuału... :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 08 lipca 2009 19:49:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
....koty ale nie "falowe"....lasery ale nie świecące , trociny , pasta do podłóg koloru czerwonego i co tam jeszcze ...czyli młodzi na rejonach :wink:

"Rejony" czyli dzień w dzień sprzatana bateria a i tak syf...no może nie syf ,ale przynajmniej brudno...Na parterze naszego budynku znajdował się kącik gospodarczy. W kąciku różnego rodzaju sprzęt sprzęt do walki z brudem...Podoficer nas młodych wyznaczył do sprzątania rejonów...Mówi...: Idźcie tam na dół do kącika i weźcie ze sobą wiadra , szmaty , miotłę , trociny które znajdują się w pojemniku i ..."lasery" :shock: Kurna sobie myślę...: szmaty , wiadra miotły , trociny też wiem do czego służą w wojsku..ale te "lasery"...no co to może byc...? Podświadomie uruchomiłem swoją wyobraźnię .....i już widzę jakieś świecące przedmioty :D zasadniczo służące do walki...no bo to przecież wojsko jest! :D Do kacika poszliśmy wszyscy wyznaczeni wraz z żołnierzami naszego rocznika którzy na baterii przebywali już od kilku miesięcy. Żołnierze ci przechodzili w leszczyńskiej jednostce okres unitarny ( ...zasadniczo okres ten trwał ok. 1,5 miesiąca a kończył się przysięgą wojskową) , po którym to bezpośredni trafili na pododdziały.
A więc schodzimy na dół do kącika pobieramy sprzęt...No tak....szmaty są , wiadra są , pojemnik z trocinami jest , miotła jest...a gdzie jest laser?
W kąciku pozostała szczotka ryżowa z długim "stylem"...która to okazała się laserem :D ...Pytam się : a dlaczego to urządzenie nazywane jest laserem?...A bo to jest tak...tłumaczy mi kolega z mojego rocznika żołnierz pażdziernikowej "unitarki"...bo to jest tak że musimy tak szybko zapierdalać że szczotka ma nam się świecic!!!! :lol:
"Koty"...Koty to te "ciciki" z koców wojskowych które to walały się pod żołnierskimi "wozami".....Koty zawsze były...Nawet jak się posprzątało ..góra dwie godziny i znowu się pojawiały...jak ta Hydra której to po ucięciu głowy wyrastały nowe , nasze wojskowe koty wracały w zdwojonej liczbie niczym wróg najgorszy! :wink: ...Szef pyta..."A pod łóżkami posprzataliście?.." ....No pewno szefie....rękę dałbym sobie obciąć jakby tam nie było posprzątane....No to szef zagląda pod łózko... a tam co?...No koty skurczybyki znów się "kulają"!!! No i na co ja bym był potrzebny wojsku...bez ręki! :wink:
Czerwona pasta do podłóg...Czerwona pasta do podłóg przechowywana była w oryginalnym opakowaniu czyli...w butelce od wódki! Tzn. przez producenta w ten sposób była konfekcjonowana 8) ...Pasta ta służyła do pastowania drewnianych podłóg w izbach żołnierskich które były koloru zbliżonego do koloru pasty...Pasta do podłóg była towarem deficytowym...Pasta do podłóg była także używana w innym celu przez żołnierzy ZSW..Była używana do pastowania butów... 8)
Każdorazowo szef baterii podczas wypłacania żołdu uczulał swe wojsko aby "wszystkiego nie wydawali w jednym miejscu" a inwestycja w pastę do butów będzie dobrą inwestycją...Wojsko nie zawsze jednak szefa słuchało...Żołd z reguły zostawał "wydawany w jednym miejscu" więc sugestie chorążego to jak przysłowiowy "groch o ścianę"...Zdarzało się że czerwona pasta do podóg nie zawsze był czerwona a bywała czasem brązowa i wtedy świetnie imitowała pastę do butów..Knąbrne wojsko przyzwyczaiło się do tego towaru zastępczego gdzie ów towar w zasadzie nie był już jej imitacją a stał się raczej jej odmianą...albo podróbką..He, he ..to tak jakby z płytami pirackimi :D Ale raz chłopaki przesadzili...
Pasta dostarczona przez pisarza bateryjnego...( pisarz prócz "pisania" zajmował się także takimi prozaicznymi rzeczami jak zaopatrzenie nas wojska w rózne prozaiczne rzeczy takie jak np. czerwona pasta do podłogi... ) była wyjątkowo czerwona..Chłopaki szybkim ruchem wojskowej szczoteczki do obuwia rozprowadzili po swych "opinaczach" ( opinacze to wojskowe buty) tę czerwoną maż ,po czym szczotką wojskową zwaną froterką doprowadzili swe opinacze do stanu połysku...
No i jaki efekt tego całego zabiegu..? A taki że chłopaki w swych czerwonych opinaczach wyglądali jak klauni cyrkowi żywcem wyjęci! :lol: A i od szefa opieprz dostali...i po łbie trochę! :wink:
Trociny?..Piękna sprawa!
Trociny po szorowaniu naszego białego korytarza wyłożonego karbowanymi płytkami zostawały wysypywane na ten korytarz i swoją suchością wciągały brudy "poszorowaniowe"...Zabieg ten był bardzo skuteczny...Warunek oczywiście to suchość trocin. Po wchłonięciu zanieczyszczeń trociny zamiatało się a nasz korytarz ,który był jakby częścią reprezentacyjną baterii , swą białością świecił wśród szarości a raczej "sraczkowatości" bateryjnych korytarzowych ścian... :wink:

P.S. Trociny służyły także w okresie zimowym do uszczelniania okien....
W okna o konstrukcji "skrzynkowej" (... okna podwójne) między skrzydło zewnętrzne a wewnętrzne poprzez górne "lufciki" wsypywało się trociny. Zabieg ten był naprawdę skuteczny...Jedyny minus.. ..zakaz otwierania okien w okresie zimowym...no bo przecież wszystko by się powysypywało.. :wink:"Trocinowanie" okien stosowało się na korytarzu. Nie stosowało się go w izbach żołnierskich ze względu na poranny obyczaj a nawet nakaz ...wietrzenia izb żołnierskich.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 10 lipca 2009 22:14:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
...bomby, miny, karabiny..
Bomby czyli rakiety i granaty....
Rzut granatem...
Rzut granatem na miejscowej rzutni poza miastem był nieobowiązkowy..Wiadomo poważna sprawa , to już nie przelewki.Jak ktoś dostał cykora to nie rzucał. Przed rzutem granatem udzielono nam instruktażu. Dowódca trochę żartobliwie nawiązywał do wojennych filmów produkcji radzieckiej i legendarnego wyrywania zawleczki ustami a następnie rzutu grantem z okrzykiem..urrraaaaaa! stanowczo odradzając taką procedurę uzbrojenia tej małej "bombki".
Granat RG 42 był prostym granatem....
http://pl.wikipedia.org/wiki/Granat_RG-42 więc do mało skomplikowanej rzutu granatem RG 42 stan osobowy naszej baterii zgłaszał się w ilości 100% wojska przebywającego na ćwiczeniach . Po wejściu do okopu w którym to przebywała już całość wojska oraz po udzieleniu instruktażu żołnierz po otrzymaniu udawał sie w miejsce z którego oddawał rzut. W tym miejscu przebywał jeden z zawodowych żołnierzy , który czuwał nad bezpieczeństwem rzucającego. Czynność "uzbrojenia"jak i rzutu granatem jak wcześniej wspomniałem była błaha..Wystarczyło wyrwac metalowe kółeczko czyli zawleczkę...(oczywiście nie ustami...) jednocześnie przytrzymując i dociskając do powierzchni granata taką metalową łopatkę no i z całych sił wyrzucic go przed siebie , zwracając szczególną uwagę aby ów granat nie wpadł do okopu w którym to siedziało wojsko naszej baterii...
Granat lądując na piachu robił... BUM!!!....a jego odłamki raziły gałazki drzew oraz metalową postac człowieka...prawdopodobnie wroga...
"Ciało" tego człowieka poprzez długotrwałe działanie niszczycielskiej siły granata było tak podziurawione że wyglądało niczym "durszlak"...."Durszlak" (po ślaśku) to cedzak...
Huk wybuchu granata był kiepski... W porównaniu do huku sylwestrowych petard to jak...pierdnięcie! :wink:..No moze nie tak do końca z tym pierdnięciem ale prezentowało się raczej kiepsko.
No ..nie powiem że nie czuliśmy emocji. Świadomość możliwości rozerwania naszych młodych ciał działała na naszą wyobraźnie powodując uwalnianie do naszego organizmu substancji zwaną adrenaliną...Koniec końców rannych i zabitych nie stwierdzono.

...rakiety...Rakieta popularnie zwana "strzałą" czyli rakieta odpalana z.... ramienia. Takie małe cacko o skutecznosci razenia 100%....
Pewnego pięknego lata baterie startowe wyruszyły na poligon do miejscowości Wicko Pomorskie (?) w ilości kilkuset żołnierzy aby wystrzelic rakietę typu "strzała" w ilości.....sztuk 1! 8)
Ćwiczenia poligonowe 69 pułku Artylerii Przeciwlotniczej i Rakietowej zakończyły się sukcesem , a wystrzelona rakieta trafiła w cel czyli worek wleczony na linie przez samolot imitujący cel...
Sukces wyjazdu poligonowego został ogłoszony na poniedziałkowym "spędzie" pułku , a dzielny żołnierz który trafił w rzeczony cel został nagrodzony urlopem w ilości 3 dni!
Na wyposażeniu pułku znajdowało się kilkadziesiąt rakiet produkcji radzieckiej ale o tym napiszę kiedyś szerzej....

...miny...
Miny w zasadzie widziałem tylko na wojskowych planszach ...oraz rzekłbym w postaci atrap...!
Pewnego razu ćwiczyliśmy przejazd kolumny po terenie zaminowanym. Miny na drodze naszego przejazdu sprytnie maskował sierżant Marian. Sierżant Marian chcąc dodatkowo stworzyć nam namiastkę sytuacji realnego pola walki schowany w pobliskich krzakach "napierdalał" nam pod koła samochodów petardy których to huk niektórych nawet przestraszył...Mnie nie było straszno ponieważ zostałem wcześniej ostrzeżony przez żołnierza który to przechodził juz raz tą nibywojnę :lol: ....
P.S. Przez atrapy min przejechaliśmy i to dosłownie...Nasz bateria niechybnie zostałaby wysadzona w powietrze a nasze młode ciała porozrzucało by pewnie po okolicy....pod warunkiem że owe miny były by prawdziwe... :wink:

..karabiny...
Już kiedyś wspomniałem, że strzelec był ze mnie kiepski.
Podczas przebywania w leszczyńskiej jednostce dosyc często jeździliśmy na strzelania. Strzelań nie wykonywało się do tarczy a do postaci znajdujących się na odległości 100 czy 150 metrów...Nie pamiętam...
Strzelanie nr 2 , bo taką nazwę nosiło to strzelanie serią....pięciu nabojów! 8) do dwóch celów...Generalnie strzelanie nr 2 to strzelanie do 3 celów ale wobec oszczędności poczynionych w wojsku okrojono nam je do wspomnianych wcześniej dwóch...Strzelanie to wykonywało się w pozycji leżącej. Rażony "metalowy wróg" po trafieniu go składał się ...można powiedzieć jak kręgiel ( ..dwa kręgle liczba mnoga....jeden kręgiel liczba pojedyncza ?) i jak ten kręgiel po zakończeniu strzelania został podnoszony przez automat którym to sterował żołnierz służby zasadniczej znajdujący się w wieżyczce obserwacyjnej...pod warunkiem oczywiście jezeli cel został trafiony...chociaż .....chociaż...nie zawsze... :wink: oj nie! :)
A co jak żołnierz nie umie strzelac a na wieżyczce "zasiada" kumpel z "fali"?... A żołnierz chce "wykonac" strzelanie tzn. zaliczyć je i nie kieruje się absolutnie jakąś ambicją a raczej chęcią posiadania "świętego spokoju" czyli osiągnięcia statusu żołnierza którego poziom wyszkolenia strzeleckiego predysponuje go do uniknięcia szykan żołnierzy służby zawodowej? Ano kolega z wieżyczki takiemu delikwentowi przed podniesieniem figur strzeleckich , będąc pewnym że jego kumpel "strzela Panu Bogu w okno" czyli po prostu w nie nie trafia........poprzez odpowiedni guziczek opuszcza te figury imitując ich "strącenie" :lol: .
Moja skromna osoba raz nieświadomie została poddana także takim praktykom , co zresztą później na mnie się zemściło....
Normalnie jak zwykle po komendzie..."Na rubież otwarcia ognia naprzód!" prę na ową z świadomością niewykonania strzelania....Biegnę kładę się na glebę podpinam magazynek do "kałacha" mierzę do tych metalowych wrogów.......srutututututututuupach!!!!...patrzę a wróg kładzie się pod naporem mojej salwy. Zdziwiony wstaję...podam na glebę, przy następnym stanowisku i znowu....srututututututupach!!!!...patrzę oczęta przecieram a figurka pada na ziemie....Wstaję z ziemi pod okiem kierownika strzelania rozładowuję broń i jestem niezmiernie zdziwiony otrzymuję słowa pochwały..."widzisz żołnierz ..jak chcesz to możesz...."Jestem nawet dumny z siebie...Pierwszy raz ze strzelania nie dostałem pały! Dostałem ocenę bardzo dobrą...Dla młodego wojska jestem wzorem do naśladowania...No tak...Do czasu...Miłe złego początki...
Na następnym strzelaniu nie było już kolesia który to sprytnie aczkolwiek wbrew mojej woli czyli mej nieswiadomości "pokładł" strzelnicze figurki....Efekt...Ocena niedostateczna...Uznany zostałem za człowieka złośliwego, a jako stary żołnierz co to jest krnąbrny i nie daję przykładu młodemu wojsku zostałem ubrany w maskę "pegaz" czyli przeciwgazową i paradowałem w tej masce do konca strzelania....A ja tego na prawdę nie zrobiłem złośliwie....Strzelec ze mnie był jak z koziej dupy "rajzentasza" :D
P.S. Za złośliwego człowieka uznany został także mój kolega Tomek to i rażniej we dwójkę było paradowac w maskach typu "pegaz".


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 11 lipca 2009 15:05:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
.......ALARM Alarm To dziki tłum to wielki szum
ALARM Alarm I słowa lecą jak kamieni
ALARM Alarm Ja chowam się tak jak szczur
ALARM Alarm Kto nie chce iść ten ginie......

...UWAGA BATERIA.....NA BATERII TECHNICZNEJ OGŁASZAM ALARM Z WYJŚCIEM DO ZAPASOWEGO REJONU ALARMOWEGO...
KIERUJĄCY ALARMEM DO MNIE... RESZTA PRZYGOTOWAC SIĘ DO WYMARSZU...
...w każdym miesiącu zaplanowane były dni gotowości bojowej. Były to z reguły 3 dni , gdzie na 100% sakramentalne słowa podoficera przytoczone wyżej padały i to czasami dziennie..W żargonie wojskowym alarmy te zwano ..."kondonem"... właściwie nie wiedzieć czemu...
Podoficer stosował określoną procedurę.Gdy nie było osoby kierującej alarmem to on stawał się taką osobą...
W biurku podoficera znajdowała się instrukcja do kierowania alarmem...I tak na przykład padały następujące komendy..."Pierwsza drużyna pierwszego plutonu pobiera plecaki , ....druga drużyna pierwszego plutonu pobiera broń ,.... pierwsza drużyna drugiego plutonu zwija koce...
Wszystko w zasadzie szło sprawnie a to ze względu na dużą częstotliwośc tych "kondonów"....tzn. żołnierz wyszkolony to żołnierz "niezamotany". Po wykonaniu wszystkich czynności wojsko grupowało się przed budynkiem baterii po komendzie "Do pojazdu" z całą swoją graciarnią pakowało się na "Stara" i wyruszało do obiektu zlokalizowanego poza Lesznem w miejscowości Wyciążkowo...( mam nadzieję że nie czytają tej mojej pisaniny szpiedzy jacyś bo kryminał i sąd wojskowy spotkał by mnie jak nic... 8) ..kula w łeb..)
Na baterii pozostawał tylko jej szef ze swym pomocnikiem czyli pisarzem i czasami jeden kierowca żeby szefa i jego pomocnika pisarza przywieźć na teren ćwiczeń...
Ja oprócz standardowego wyposażenia żołnierza w postaci plecaka wraz z zrolowanym na nim kocem przymocowanym do plecaka skórzanymi "trokami"oraz karabinu "kałasznikowa" na alarmowo-wojennym wyposażeniu miałem jeszcze RG Ppanc...popularną "rg rurę"( Reczny Granatnik Przeciwpancerny)
Obrazek

..."rg rura" była oczywiście nieuzbrojona czyli bez tego zielonego pocisku...Trochę była mało poręczna :wink: ponieważ w naszym trzyosobowym dźwigu oprócz mnie kolegi oraz dowódcy drużyny w stopniu plutonowego musiał się znalezc nasz cały ekwipunek.
Kolega mój dodatkowo był wyposażony w skrzynkę nabojów do "kałacha"....Z tej "rg rury" oczywiście nie strzelaliśmy, tak samo jak nie ruszaliśmy nabojów zabranych przez mojego kolegę...
Ja ten mój granatnik nazywałem "Rumcajsówą" ( to od Rumcajsa z Żacholeckiego lasu...) ponieważ tył granatnika w kształcie lejka przypominał mi broń którą posługiwał się Rumcajs z tą różnicą że "rumcajsowy lejek" był lufą broni a mój był miejscem w którym to gazy wystrzelonego pocisku umiejętnie zostały wypychane na zewnątrz...
[img]http://ultimathule.nor.pl/foto/images[8].jpg[/img]
...wracając do tematu. Po przyjechaniu na nasz obiekt po komendzie"Z pojazdu" biegiem z tymi naszymi gratami udawaliśmy się do garaży w których to znajdował się nas sprzęt jeżdzacy , a który to musieliśmy wyprowadzić....
Obrazek

...z tym wyprowadzaniem sprzętu to było różnie...Jeżeli zbliżały się dni gotowości bojowej to wiadomo..sprzęt był sprawny...A jeżeli alarm został ogłoszony znienacka?....To kicha i kaszana proszę państwa.
Raz zdarzyło nam się brac udział w niezaplanowanym alarmie...Z garażów wyjechały nie wszystkie samochody...po drodze padły następne maszyny 8) No i wróciliśmy na jednostkę do zajęc z których nas wyrwano czyli ja konkretnie obierać ziemniaki i warzywa na tradycyjnym "obieraku".
Nasza bateria zajmowała się przygotowaniem rakiet przed podaniem ich do baterii startowych.....Wyrzutnie startowe to dopiero była super sprawa! To był sprzęt dla prawdziwych mężczyzn! :D
Obrazek
...niestety nigdy nie było mi dane przejechać się tym cackiem...nawet jako pasażer...
W następnym odcinku spróbuję opisac egzamin roczny , który przechodziły wszystkie baterie..zwany powszechnie paniką! :wink: oraz dlaczego nas żołnierzy BT nazywano ..."beduinami"...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 12 lipca 2009 12:31:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17995
WUKA70 pisze:
W następnym odcinku spróbuję opisac egzamin roczny , który przechodziły wszystkie baterie..

...egzamin roczny przypadł nam latem...Noc roku pańskiego 1993 była bardzo ciepła...
Tak ...to był egzamin nocny...Dni poprzedzające egzamin upłynęły nam na "szlifowaniu formy" a więc jeden alarmik...drugi alarmik , pogadanki , straszenia oraz prośby.. Z jednej strony egzamin był sprawdzeniem wyszkolenia wojska , a z drugiej strony sprawdzeniem umiejętności kadry w szkoleniu żołnierzy...Nie powiem żeby nam nie zależało na dobrym wyniku , bo wiadomo ...dobry wyniki to święty spokój...Zadowolony oficer to spokojny oficer..a spokojny oficer to nieopierdolony żołnierz..... A raczej nikt nie lubi jak na niego "mordę się drze" więc jak wcześniej wspomniałem pozytywny wynik ( skala jak w szkole wyniki od oceny niedostatecznej do oceny bardzo dobrej) był w interesie obopólnym..
Egzamin rozpoczęty alarmem na baterii rozpoczął się jeszcze "po jasnoku" czyli za dnia , którego to jednak godziny były już policzone...
Po zabraniu całego "majdanu" wsiedliśmy na samochód marki "Star" i udaliśmy się na nasz wojskowy obiekt...Pojazdy przygotowane wcześniej przez nas czekały na swych jeżdżców zwarte i gotowe w wojskowych garażach. Wszystko przygotowane było na "cacy"czyli zapięte na ostatni guzik ..nawet a lekkim naddatkiem tzn. do przesady..... Gdyby regulamin wojskowy przewidywał mozliwośc założenia nam skrzydeł jakie to przyodziewała polska husaria , z takowymi skrzydłami chociaż to pewno niewygodne i w zasadzie niemożliwe do wykonania, zasiadalibybyśmy w tych naszych stalowych zabawkach.. :wink: ...Atmosfera tej "prawiewojny" udzielała się wszystkim wokoło...
...Wojskowa kolumna samochodów w sile 7(?) wyruszyła w kierunku zapasowego rejonu alarmowego zlokalizowanego nieopodal wyciążkowskiego obiektu...Po dotarciu na miejsce rozpoczęła się "wojna". Tzw. "rozwijanie baterii" czyli sprawdzenie jej w warunkach bojowych odbywało się na czas...Rozwinięcie naszej baterii polegało na "podaniu" rakiet do baterii startowych ...Aby rakiety zostały "podane"należało wykonac szereg czynności . I tak w kolejności...
- mym 13 tonowym cackiem w miejscu określanym jako stanowisko numer 1 zdjęcie z samochodu marki "Ził" "pakietu namiotowego" (...he , he...tak sobie go teraz nazwałem.. :wink: ) w skład którego to wchodził : namiot (bynajmniej nie do zamieszkania) , agregat prądotwórczy, aparatura kontrolno- pomiarowa ,świder (jakby ćwiczenia odbywały się zimą gdzie gleba jest zmrożona aby postawic stelaż namiotu trza by było wiercic w niej niechybnie..)
Wspomniany wcześniej namiot to dosyć pokaźnej wielkości brezentowa "budowla" w której to odbywały się główne czynności przygotowania rakiet...Ale o tym troszeczkę później..

- następnie mym 13 tonowcem podjechanie do stanowiska numer dwa i z samochodu marki "Star" zdjęcie z jego paki wózków transportowych służących do przemieszczenia rakiet do namiotu...
Także na stanowisku numer dwa odbywała się czynnosc zdjęcia rakiet które znajdowały sie w pojemnikach w kształcie długaśnego cygara z samochodu marki "Ził" zwanego potocznie "jamnikiem"...A dlaczego zwany był jamnikiem? Ponieważ był to samochód o niskim zawieszeniu oraz dosyć pokaźnej długości...
..Dobra.... Po opisaniu szeregu czynności , które były konieczne aby bateria mogła rozwinac swoje skrzydła wróćmy do naszej "wojny"...
Całość egzaminu kontrolowała zapowiedziana wcześniej komisja z okręgu wojskowego , która to nie dotarła jednak na czas. Wiedzieliśmy że panowie "kontrolerzy" są na terenie leszczyńskiej jednostki i z jej dowództwem mają się zjawic lada chwila... W związku z tym chociaż była to standardowa czynnosc wystawiony został posterunek obrony-ochrony w ilości 1 sztuki żołnierza od strony z której przewidywany był atak na naszą baterię ...czyli od strony gruntowej drogi wlotowej ,przewidywanego miejsca pojawienia się samochodu marki "ułaz" z szanowną komisją i nie mniej szanownym dowództwem pułku... :wink: Posterunek ten zabezpieczył kolega Mariusz..Kolega Mariusz jako fachowiec branży budowlano-stolarskiej był prawie etatowym człowiekiem WAK (Wojskowa Administracja Koszar) niemiłosiernie wykorzystywanym przez ludzi określanych mianem "trep" przy pracach związanych z jego umiejętnościami. Głownie były to remonty prywatnych mieszkań za państwowe pieniądze...bo jak można inaczej nazwać wykorzystywanie żołnierza za którego czas przebywania w wojsku płaci państwo... :? Na dodatek Mariusz za swoja "posługę" nie zobaczył ani złotówki... :!:..No ale wróćmy do naszej wojny...
Gdy rakiety z pojemników zlokalizowanych na "jamniku" zostały wyjęte i ułożone na metalowy wózek z dyszlem i zaciągnięte przez chłopaków do namiotu a tam przez pluton przygotowania ( elaboracji rakiet) zostały przygotowane na posterunku Mariusza pojawił się wojskowy "gazik"...Mariusz regulaminowo zatrzymał przybyszów żadając podania hasła...Hasło zostało podane (..he, he ...nie pamiętam jego treści...ale one zawsze było takie same! :lol: ) i panowie rozpierzchli się po terenie naszych cwiczen...Najpierw skontrolowano nasze stanowisko numer 2...powiem że zarzutów nie było....Następnie komisja udała się do namiotu.Chodzili, oglądali , pytali się wojska co i jak i nie powiem ....poziom wyszkolenia wojska oceniali w samych superlatywach....Do czasu... :wink: Gdy pierwsza z rakiet miała opuścić namiot celem podania jej na STZ ( STZ ..samochód transportowo -załadowczy marki "Ził", który posiadał na sobie małe urządzenie dźwigowe w związku z tym sam "na siebie" ładował rakiety) oficer kontrolujący podszedł do wózka na którym znajdowała się rakieta i delikatnie dotknął statecznika rakiety ( stateczniki to te lotki z tyłu rakiety ) ....który to nieprzykręcony ruchem powolnym "pierdyknął" na ziemie! :idea: Ojojoj!....zawyło dowództwo...Ojojoj!...zawyli żołnierze...
W tym oto momencie nagle zostały zakończone ćwiczenia z jedynie możliwą oceną...czyli tzw. "pałą"!
Bateria zaczęła zwijac swój "majdan" a w nagrodę nie pojechaliśmy na teren jednostki kwaterując się na wyciążkowskim obiekcie , gdzie miejscem naszego spoczynku były wojskowe garaże...
Rankiem zostaliśmy obudzeni i strasznie zrugani przez zastępcę dowódcy naszej baterii... "Konik" wypowiedział słowa , które pamiętam do dziś i które zmusiły mnie do głębokiej refleksji...Powiedział mniej więcej tak...
"Jeżeli by to były warunki typowo wojenne za takie coś dostalibyście ode mnie kulę w łeb! :shock: "...A ja sobie pomyślałem..."Człowieku głupi..zanim wyciągnąłbyś z kabury tę swoją pukawkę i próbowałbyś mierzyc z zamiarem ugodzenia kulą któregoś z nas poległbyś niechybnie jak w amerykańskim "łesternie" w pojedynku nierównym ...bo nas ze trzydziestka tu jest..." :twisted: I powiem więcej...Tego typu myśli przeszły nie tylko przez moją biedną głowę...Bo twoim zasranym obowiązkiem żołnierzyno marna jest czuwanie nad prawidłowością czynności które to musiała wykonac bateria....a nie kręcić sie w kółko i pieprzyc o "dupie maryni"....
Rankiem jeszcze raz pozwolono nam powtórzyć "nocne" cwiczenia , za które otrzymaliśmy ocenę 4 czyli dobrą...I tak koniec końców bateria została oceniona w sposób zadowalający dowództwo baterii , dowództwo pułku....ale nie nas... głownie z powodu skandalicznego zachowania kapitana "Konika"
Edit:
...Kolega Mariusz , który to sprawnie i regulaminowo zatrzymał egzaminacyjną komisję został nagrodzony 3 dniowym urlopem...: za wzorowe pełnienie służby na powierzonym posterunku..I nawiasem mówiąc fucha mu się trafił , bo całe jego egzaminowanie ograniczyło się do zatrzymania komisji ...a potem to już normalnie...czyli "tnięcie komara" w pobliskich krzakach , bo jak wcześniej wspomniałem .....letnia noc roku pańskiego 1993 była bardzo ciepła... :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 106 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 265 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group