Fengari pisze:
A brokatowa sukienka (zapomniałam dodać, że oczywiście w kolorze soczystych malin)?
..oooooo...sukienka z brokatem w kolorze malin spoko!
...Edward wyszedł z hotelu i udał się na najblższy przystanek komunikacji miejskiej który znajdował się niepodal biblioteki miejskiej i baru o marnej reputacji o nazwie "Przystanek" . W kiosku zlokalizowanym nieopodal przystanku kupił paczkę paierosów "Giewont" bez filtra , baterię płaską która służyła do zasilania przenośnego radiotelefonu oraz los loterii "Karolinka" . Papierosy i baterie włożył do swojej kurtki typu dżins wiadomej marki , a los loterii "Karolinka" rozpieczętował i swój rzekomy szczęśliwy numer sprawdził w wykazie numerów wygranych...
-
No i co Edziu....jak zwykle jajco......- rzekł do siebie.
Nieszczęśliwy los wyrzucił do kosza na śmieci i niezbyt szybkim krokiem udał się na przystanek. Najpierw zerknał na rozkład jazdy, a następnie na zegarek marki "Czajka"...Do przyjazdu autobusu linii 22 bis pozostało 35 minut w związku z tym Edward postanowił zajrzec do baru o określonej reputacji, niekoniecznie dobrej o nazwie "Przystanek"...
Przed barem trzymając się barierek pomalowanych w biało czerwone paski stało dwóch mężczyzn. Mężczyżni ci byli nieżle zawiani i zachowywali się dosyc agresywnie. Gdy Edward wchodził po stromych schodach jeden z nich zaczepił go...
-
Eeee..ty...papierosa masz?- rzekł
Edward odwrócił się i powiedział...
Mam
-
No to kopsnij szluga gościu bo jak nie to....
Tego specyficznego dosyc słowotoku nie zdążły kontynułowac, ponieważ Edward jednym ruchem prawej nogi wymierzył mu centralnie w mordę.
Gośc przelatując przez barierki pomalowane w bialo czerwone paski nakrył się nogami i nie dawał znaku życia. Jego towarzysz , gośc dosyc niski i gruby wnet pospieszył swemu kumplowi na ratunek....
-
Czesiu żyjesz...? - mówiąc te słowa szarpał Czesławem jak kłodą
Czesław zaczłą dawac pierwsze oznaki odzyskiwania świadomości w postaci sporej ilosci wyrzuconych wymiocin...
Edward beznamiętnie przygładał się tym żałosnym królom przedmieścia i rzekł...
-
Te kurdupel....spytaj Czesia czy jeszcze ma ochotę zapalic?
Kurdupel spocony troche ze strachu a trochę z wysiłku podniósł Czesława a potem głowę i rzekł....
- Przepraszam pana...wie pan...Czesio to dobry człowiek..tylko ta praca...no co prawda społecznie ale zawsze...no ta praca w ORMO...no ta praca to daje chlopu popalic, to i czasem w głowie mu się miesza..Już dzisiaj drugi raz mu życie ratuje...Wie pan ...byliśmy ostatnio w barze "Rogatka"...no i pod barem strzelanina była...No i jak strzelali to Czesławowi znowu się ten "ormowiec włączył". Mówię mu chłopie siedz na dupie i nie wychodż na zewnątrz , a ten swoje...Wrzeszczy "wpierioooood...." i wyskakuję przed bar....A tam...a tam jacyś dziwni ludzie...meżczyzna i kobieta. Ledwo co do nich podleciał i zaraz dostał centralnie z laczka...tak jak od pana..No i mierzą jeszcze do niego z pistoletu. No to sobie myślę...matko jedyna!..już po Czesławie...Ale na szczęście odstąpili....
Eł pogłaskał się po swej ogolonej do skóry głowie chwilę pomyślał i wszedł do baru...
- Jedno piwo proszę i pięcdziesiątkę "z kłoskiem" -rzekł
-
A co piwa?- spytała znudzona młoda bufetowa opierajac swą
głowę o łokcie i płaszcac swe atrbuty kobiecości o blat "szynkwasu"...
-
A co jest? - rzekł Eł
- "
Meduza", bigos , jajko w majonezie ,śledż w oleju , sałatka warzywna....ale zasadniczo odradzam panu konsumpcję -odpowiedział bufetowa.
-
No ale zamówic pan musi , bo walczymy o "Złotą Patelnię" ...rozumie pan - dodała
-
Rozumiem...to niech pani da "meduzę" - rzekł
Na stoliku barowym ,którego blat znajdował się na wysokości klatki piersiowej Edwarda i który nie był wyposażony w miejsca siedzące , Eł postawił kieliszek z wódką , gruby cieżki kufel z piwem konsystencji "siuśki" oraz porcelitowy talerzyk z wieprzową galaretą.
Pięcdziesiatkę przyjął do ogranizmu błyskawicznie, popił sporym łykiem piwa miejscowego browaru i zapalił papierosa. Jeszcze raz pomyślał o incydencie z "ormowcem" Czesławem , zrobił ostatniego sztacha papierosem marki "Giewnont" bez filtra i umiecił niedopalonego do końca papierosa w "meduzie". Czynnośc umieszczania niedopalonego peta w niskonsumowanej zakąsce powtarzał każdorazowo gdy odwiedzał miejscowe lokale o marnej reputacji. Wiedział że "nienaruszone "aczkolwiek zapłacone zakąski omijając kasę fiskalną zjawiskiem autorewersu trafiają do barowego menu i straszą swym jestestwem grożnie spogladając na swe potencjalne ofiary zza szyby lady chłodniczej. O procederze tym Edward doskonale wiedział. Nim zajął się pracą w "służbach" był etatowym pracownikiem miejscowego "Sanepid-u".
Edward zerknąl na zegarek i wyszedł z baru "Przystanek". Przed barem stali jeszcze kurdupel i Czesław.
Edward wyciągnął paczkę papierosów podszedł do nich .
Przyjaciel "ormowca" zrobił krok do tyłu i zasłonił twarz ręką.
Czesław natomiast nieświadomy niczego stał wyprostowany jak struna, a o zajściu z przed kilkudziesięciu minut świadczyło tylko spore limo oka prawego....
Edward rzekł...
-
No to jak ....zapalimy?
- Przepraszam pana ale ja nie palę... - odpowiedział Czesław
-
Masz rację chłopie...To niezdrowe..Oczy bolą od palenia...i porzygac się można - kończac swój wywód palec wskazujący skierował na zapaskudzone lakierki Czesława.
Czesław cały czas nieświadom zajścia z przed baru "Przystanek" stał nadal wyprostowany jak struna.
Edward uśmiechnąl się delikatnie i ruszył w stronę nadjezdżającego autobusu linii 22 bis. Autobus ten jechał w kierunku lotniska...
edit: Errata - nie można opierac głowę o łokcie ...ma byc
o dłonie