Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest pt, 29 marca 2024 15:19:55

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 12 ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: pt, 03 kwietnia 2020 08:46:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 14:34:22
Posty: 17234
Skąd: Poznań
W ogóle ktoś celnie zauważył, że prawie każdy z przedziału wiekowego 30-60 pamięta co robił w dniach: 11.09.2001, 2.04.2005, 10.04.2010.

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 03 kwietnia 2020 09:04:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Tak, z tym, że sam 2.04 to nie, tylko sam wieczór, a najważniejsze, to te dni po.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 03 kwietnia 2020 09:48:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7663
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
to prawda. Bardzo dokładnie.

11.09.2001: siedzę w domu (pamiętam nawet gdzie konkretnie, jaka jest pogoda, w co jestem ubrany i co mam na stole) tydzień po powrocie z Nowej Fundlandii (która stanie się już za chwilę wielkim lotniskowcem dla samolotów przed którymi została zamknięta strefa powietrzna USA). Robię jakieś tłumaczenie na komputerze, dzwonią rodzice, że płonie wieża WTC. Nie mam w domu telewizora, myślę że to wypadek. Za chwilę kolejna wiadomość. Wojna! Jadę do rodziców, przez następny dzień nie odchodzę od telewizji. Koniec świata.

2.04.2005: jestem w willi pod Białymstokiem na 29 urodzinach jednego z moich najlepszych kumpli. Piękny dzień najpierw, siedzimy w ogrodzie, pijemy wino, palimy, śpiewamy, walczymy na szable. Popołudniu: rozpoczyna się wielka feta, szykowana z rozmachem. Wieczór. Impreza rozkręca się coraz szybciej, gdy ktoś przynosi pierwsze złe wiadomości. Robi się coraz ciszej, ktoś włącza telewizor. Niektórzy wychodzą, niektórzy płaczą, większość milczy.

10.04.2010: jestem w domu, po spacerze z psem, szykuję się do śniadania, bo zaraz mamy jechać z synem na zajęcia "Uniwersytetu Dzieci" w siedzibie 3 programu Polskiego Radia. Dzwoni mama i mówi, żebym włączył telewizję, bo jest jakaś awaria samolotu prezydenckiego. Patrzę, widzę, że jest źle, ale ciągle jeszcze są informacje, że sporo osób przeżyło. Jedziemy na Myśliwiecką, włączam radio - coraz więcej alarmujących wiadomości, bliżej centrum zaczynają nas mijać samochody na sygnale. Podjeżdżamy pod Radio, informacja, że wszystko zamknięte. Co chwila ktoś telefonuje, wracamy do domu. Jeden wielki szok.

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 03 kwietnia 2020 10:42:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 14:34:22
Posty: 17234
Skąd: Poznań
11.09.2001 - jadę z pracy do rodziców, bo akurat przyjechał dziadek z Warszawy. Piękna pogoda późnego lata. Po drodze w radio słyszę o pierwszym wybuchu, na miejscu oglądamy na żywo. Widać jak samolot uderza w Wieżę, dziennikarz w studio nie ogarnia w tym chaosie i mówi "a tu widzimy moment uderzenia" - myśląc o zdarzeniu sprzed kilkunastu minut, tymczasem właśnie walnął drugi samolot! I wtedy już wiadomo, że to jeszcze poważniejsza sprawa.
2.04.2005 - wiadomo już, że z Janem Pawłem II jest źle. Piękna pogoda wczesnej wiosny. Jedziemy ze znajomymi na tereny poligonu w Biedrusku (drogą otwieraną tylko w weekendy). Oglądamy Pomnik Ofiar Faszyzmu, wchodzimy na pobliskie morenowe wzgórki. Na południu w późno popołudniowym słońcu lśni daleki Poznań. Nagle dzwonią stamtąd dzwony, jedne, drugie... Patrzymy po sobie:
-czy to już?
Ale wtedy jeszcze nie.
10.04.2010 - chcę iść wcześnie do sklepu, aby zdążyć przed meczem. Na odruchu włączam tv, jest dziewiąta z minutami. Informacje o katastrofie ale jeszcze enigmatyczne. Wychodzę, jest zimno i wietrznie. Gdy wracam już ujawnia się cały ogrom tragedii.

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 03 kwietnia 2020 11:19:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Okazyjna ciekawostka jest taka, że za każdym razem byłem akurat "w swoim domu", ale były to trzy zupełnie różne miejsca. Mieszkanie Rodziców, w którym się wychowałem, wynajmowane mieszkanie w Poznaniu, pierwsze własne mieszkanie w Poznaniu.

11.09.2001 - mam wakacje przed ostatnim rokiem studiów, siedzę u Rodziców. Jakiś taki zimny, wietrzny dzień, siedzę w domu, czytam książkę, radio i telewizja wyłączone, telefonu komórkowego jeszcze nie mam. Wczesnym popołudniem do pokoju wchodzi Mama, chcąc obejrzeć - pamiętam dokładnie - Klan. Włącza telewizor, a tam zamiast Klanu...

2.04.2005 - od wczoraj rano wiadomo, że z Papieżem jest już bardzo źle. Prima Aprilis mija - w domu, pracy, mediach - tak poważnie, jak nigdy przedtem. Kolega Grzesiek odkłada urodziny od 1.03, przekładał je ze trzy razy. Tym razem - 02.04 - miał być już ostateczny termin, kiedy to impreza MUSI się odbyć, ale rano pisze maila, że oczywiście znów odwołuje. Nie pamiętam, co potem robię w ciągu dnia, ale wieczorem przychodzi z wizytą małżeństwo Przyjaciół. Siedzimy, pijemy herbatę, gadamy, trochę przygaszeni. Nagle zaczynają bić dzwony. W pierwszym momencie patrzymy na siebie z przestrachem i każdy na pewno myśli, że to już, ale próbuję szukać racjonalnego powodu: - Nieee, pewnie dzwony biją, bo pełna godzina, pewnie 22:00 już. - Tak? - pyta Michał - Codziennie o 22:00 te dzwony tak walą głośno w środku osiedla?

10.04.2010 - zwlekam się z łóżka i powoli zabieram się do przygotowania śniadania, aż tu przychodzi sms od Weroniki: "Słyszałeś że podobno Kaczyński nie żyje?". Włączam telewizor. To dopiero moment pierwszych, niejasnych i sprzecznych, doniesień.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 11 kwietnia 2020 10:06:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
11.09.2001 - jestem bardzo świeżutkim i bardzo młodziutkim lektorem szkoły angielskiego Helen Doron dla małych dzieci (wtedy jeszcze powszechnie patrzono na nas jak na wariatów), przychodzę na popołudniowe lekcje pokazowe do centrum zabaw dla dzieci Hulakula - wariactwo na całego, dzieci piszczą, animatorzy urodzin gadają jakieś bzdury do mikrofonów, horror dla każdego normalnego człowieka. Tylko dziwnie, bo rodzice siedzą skupieni wokół telewizora (skąd się tam wziął?). Coś słyszę, że wojna w Ameryce...? Jaka wojna, gdzie jest mój misio, którym mam się witać z dziećmi, coś tam dymi widzę na ekranie, ale chwila, żebym nie pomerdał tekstu piosenki "one two three who do I see"...

2.04.2005 - znajomi zostawili u nas dziecko na nocowanie, mała Agatka ma nie wiem, dwa latka czy coś, trzeba ją nosić i przytulać, i tak nosząc i przytulając oglądamy doniesienia w telewizji... Potem Agatka zasnęła i wieczorem udało mi się pójść do naszego kościoła na trochę.

10.04.2010 - dzwoni mój tata, pyta, czy słyszałem, nic nie słyszałem, mówi, żebym koniecznie włączył telewizor, bo... /kilka brzydkich wyrazów/... wszyscy nie żyją. Włączam, Jan Pospieszalski i Antoni Macierewicz przed ekranem na smoleńskim polu odmawiają Ojcze nasz (pewnie to było nie od razu, ale to najlepiej zapamiętałem).

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 12 kwietnia 2020 00:55:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 01 października 2007 21:19:21
Posty: 7608
Skąd: Kraków
11 września 2001 roku wróciłem ze szkoły, z drugiej klasy gimnazjum, którą co tylko zacząłem; kończyłem jakoś koło 15:20, i wróciłem do domu gdzieś 15 minut później, czyli w okolicy ataku na Pentagon. Ani ja, ani moi rodzice nie wiedzieliśmy o tym, co się dzieje. Dowiedzieliśmy się dopiero z "Panoramy" o 16:00. Początkowo myślałem, że to jakaś formacja wojskowa wleciała w wieże. Z "Teleexpressu" godzinę później dotarło do nas, że obie wieże się zawaliły. Musieliśmy coś kupić dla mnie do szkoły i pojechaliśmy z mamą do "Allkaufa" kawałek od nas. Pamiętam tłum ludzi stojących przed telewizorem i oglądających to, co się stało. Oczywiście doskonale to zapamiętałem, miałem lekki katar, ale jakoś mnie to wtedy nie ruszało, z jakiegoś wstrząsu skreśliłem obie wieże WTC w książce o architekturze, którą miałem w domu. Niebieskie niebo w ich tle do dzisiaj kojarzy mi się z Ameryką i Manhattanem (notabene, przez to kojarzy mi się też z placem targowym o tej samej nazwie, który mamy w pobliżu, ale to już inna historia).

Śmierć Papieża pamiętam oczywiście, też bardzo dobrze - już 1 kwietnia, jak wróciłem ze szkoły, zdaliśmy sobie sprawę z powagi sytuacji (znowu "Teleexpress"). Byliśmy na Mszy Świętej u Dominikanów. Następnego dnia jeszcze w szkole mieliśmy jakieś występy artystyczne ("skoro Papież nie umarł"...) a wieczorem po wyłączeniu telewizora usłyszałem, że dzwony dzwonią i domyśliliśmy się, co się stało. Pamiętam, jak szedłem włączyć telewizor i nagle poczułem, jak uginają się pode mną nogi...
Najbardziej niezwykły był 3 kwietnia, kiedy miałem wrażenie końca świata - byliśmy z klasą z liceum pod Kurią Metropolitarną w Krakowie na Mszy Świętej i potem ruszyliśmy na Błonia. Na Błoniach ludzie szli, ktoś się przewrócił, wstał i poszedł dalej, przed siebie; przypomniał mi się pamiętnik Mirona Białoszewskiego, ten fragment, w którym pisał, jak ludzie wychodzą z Warszawy po Powstaniu, co wyglądało jak zbieranie się na Sąd Ostateczny, no i taka myśl, że może to już?

O 21:37, dobę po śmierci Papieża, staliśmy tam ze świeczkami w rękach, bardziej krzycząc niż śpiewając piosenki oazowe, wszyscy, wierzący, niewierzący, niedowierzający; i w godzinę śmierci Jana Pawła II podnieśliśmy świeczki w górę; nad głowami ludzi pojawiły się języki ognia; popatrzyłem szybko w górę, aby zobaczyć Ducha Świętego, który na nas zstępuje i zobaczyłem na środku ciemnego nieba lecącą samotną gołębicę. Widok który został ze mną na zawsze.

10 kwietnia 2010 kończyłem licencjat, część zasadniczą, i miałem zawieźć go do promotora. Jako, że musiałem się streszczać, nawet nie włączyłem telefonu, ani nie patrzyłem do internetu. Przez mniej więcej dwie godziny byłem zupełnie nieświadomy tego, co się dzieje. W końcu napisałem, co miałem napisać, wydrukowałem, co miałem wydrukować i pojechałem na uczelnię. Przystanek od "mojego" przystanku przypomniałem sobie o telefonie, włączyłem i od razu przyszedł SMS od mojego przyjaciela z liceum: "Wygląda na to, że prezydent nie żyje, módlmy się". Kompletnie nie zrozumiałem, o co chodzi, ale sprawdziłem na pasku w telewizji tramwajowo - autobusowej (na szczęście jechałem nowoczesnym "Bombardierem", gdzie takowa była). Szok. Na uczelni jeszcze większy, bo na poprzednim zjeździe mówiłem o ryzyku katastrofy w specpułku. Potem jeszcze była Msza Święta na Wawelu. Bardzo piękna pogoda wtedy była, ale to piękno jakoś wypalało, zamiast budować. Jak bardzo piękna tkanina, która przyłożona do rany ociera ją.

No i tak by to w skrócie u mnie wyglądało.

PS: a może warto by wydzielić ten temat do osobnego wątku?

_________________
Would you know my name, if I saw you in heaven ?

Mój kanał na YouTube, czyli klejenie modeli, ale nie tylko. :wink:


Ostatnio zmieniony czw, 16 kwietnia 2020 08:45:47 przez jpl, łącznie zmieniany 6 razy

Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 12 kwietnia 2020 08:05:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7663
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
jpl pisze:
No i tak by to w skrócie u mnie wyglądało.


Dzięki!!

jpl pisze:
PS: a może warto by wydzielić ten temat do osobnego wątku?


Zdecydowanie tak

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 12 kwietnia 2020 08:17:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Zrobione. Jak ktoś ma mądry pomysł na tytuł - zapraszam.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 30 kwietnia 2020 10:52:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
11.09.2001: Leniwe popołudnie. Wakacje dobiegają końca. Kampanii wrześniowej nie miałem, więc siedzę w domu i się obijam - gadam przez mIRC o jakich pierdołach na kanale #punks (a jakże!). Dochodzi 15-sta. Nagle ktoś wbija na ten kanał i wrzeszczy, że był jakiś wypadek lotniczy w Nowym Jorku i jedna z wież WTC się pali. Jako student MELu jestem żywo zainteresowany, więc szybko włączam jakiś kanał informacyjny. Tam już przekaz na żywo. Jakiś amerykański dziennikarz mając w tle WTC informuje co to był za lot, skąd leciał, dokąd etc... i wtedy drugi samolot wali w południową wieże. Dziennikarz wykrzykuje tylko "oh my god!", a ja zaliczam największy reset w życiu. I już nikt nie mówi o wypadku. Kiedy półtorej godziny później do domu wróciła moja mama zastała mnie siedzącego przy komputerze, ustawionym tak, żebym mógł jednym okiem śledzić wiadomości w telewizorze w jednym pokoju, a drugim okiem śledzić newsy na TV w salonie. Oczywiście trzecim okiem (jak pan Kleks) czytałem bieżące informacje w necie. Mama przychodzi akurat w momencie, kiedy wali się północna wieża (południowa zwaliła się wcześniej).
Wieczorem szybkie wyjście na miasto. Umówiliśmy się ze znajomymi w kantynie oficerskiej, która była koło naszego wydziału. Zwykle wchodziliśmy tam bez problemu. Teraz już się nie dało. Cały teren obstawiony uzbrojonymi wartownikami. Na przystankach i stacjach metra rozdawali darmowe, nadzwyczajne wydania gazet. Powrót do domu i znów przed telewizor.

2.04.2005: Ślub koleżanki z liceum w kościele na Saskiej Kępie. Skromny, bez hucznego wesela, tylko z obiadem dla najbliższej rodziny. Dlatego ze spotkanymi znajomymi ze szkoły postanawiamy pójść wspólnie po uroczystości do jakiegoś lokalu, żeby pogadać i powspominać. Dotarliśmy na Mokotów. Do restauracji urządzonej w jednej z rogatek przy pl. Uni. Ponieważ kilka dobrych lat się nie widzieliśmy to posiadówka przeciągnęła się do wieczora. Tuż przed 22 wszystkim obecnym na raz zaczynają się uaktywniać telefony, jedni dostają sms-y, do innych dzwoni ktoś z rodziny, albo znajomi. Już wiadomo. Jakoś nie chce nam się dłużej siedzieć. Żegnamy się i rozchodzimy do domów. Kiedy jesteśmy już na ulicy słyszymy jak zaczynają walić dzwony w kościele Najświętszego Zbawiciela. I we wszystkich innych.

10.04.2010: Miesiąc wcześniej zmarła moja babcia. Dlatego tej soboty moi rodzice i ja mieliśmy umówione spotkanie z kamieniarzem w Pyrach w sprawie zamówienia dla niej nagrobka. Byliśmy umówieni na 9-tą rano. Z SND do Pyr niedaleko, więc wyruszyliśmy spod bloku jakoś za kwadrans 9-ta. Zwykle w samochodzie słucham płyt, ale ponieważ tym razem żadnej nie zabrałem, a w schowku pustka, to włączam radio. Nie pamiętam już jaką stację. Tójkę? Nieważne. Ważne, że słyszę tylko jakieś histeryczne głosy. Jeden płacze, a drugi powtarza "o Boże! o Boże!". "Co to ma być? Happening jakiś? Matysiakowie się wyrwali spod kontroli?" - myślę sobie. No nic, nie tego szukałem w radio. Przełączam. Na drugiej stacji podobna sytuacja. I na trzeciej. Nie wiem co się dzieje, ale już wiem, ze to nie Matysiakowie. Dopiero chyba na czwartej stacji udaje mi się złapać głos, który próbując się opanować, podaje informację, jaką właśnie otrzymano. Mowa jest o "awarii samolotu". Nie wiem jeszcze jakiego, ale szybka przebieżka po innych stacjach wyjaśnia o jaki samolot chodzi. I że słowo "awaria" nie jest tu na miejscu. Dzwonię do rodziców, żeby włączyli radio w swoim samochodzie i do Sylwii, która została w domu, żeby natychmiast włączyła telewizor. Szybko załatwiamy sprawę na cmentarzu i wracamy do domu. W domu Sylwia rozkręciła już chyba wszystkie możliwe kanały informacyjne - radio, TV, internet i znajomi z mediów na telefonie. Już wiadomo, że nikt nie przeżył. Przypomina mi się 13.12.1981, 11.09.2001 i 2.04.2005. Dochodzę do wniosku, ze ja już mam dosyć historycznych dat.

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 16 czerwca 2020 08:02:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 18:55:19
Posty: 3093
Skąd: Poznań
11.09.2001. Chyba wtorek. Wróciłem z zajęć (trasa Bałuty - Stare Polesie), odpaliłem telewizor, wyłączyłem głos, położyłem się spać. Po jakimś czasie wstałem, myślę: ale kretyński film nadają w tym TV - wyłączyłem. Zjadłem coś, wsiadłem na rower, podjechałem na Retkinię do znajomej po Biblię i słyszę, że coś się stało w USA. Mówię, że widziałem ale myślałem, że to film. Jadę kawałek osiedla dalej na przygotowanie do liturgii. Dzwonię domofonem, odbiera kumpel i mówi: słyszałeś? Babilon płonie! Każę mu się zamknąć. Wchodzę, wszyscy zgromadzeni wokół telewizora. Chwila oddechu, modlitwa, zaczynamy czytać Pismo. Mi otwiera się 18 rozdział Apokalipsy:
<<"Biada, biada, wielka stolico, Babilonie, stolico potężna! Bo w jednej godzinie sąd na ciebie przyszedł!" A kupcy ziemi płaczą i żalą się nad nią, bo ich towaru nikt już nie kupuje (...)>> i dalej:
<<Kupcy tych [towarów], którzy wzbogacili się na niej, staną z daleka ze strachu przed jej katuszami, płacząc i żaląc się, w słowach: "Biada, biada, wielka stolico, odziana w bisior, purpurę i szkarłat, cała zdobna w złoto, drogi kamień i perłę, bo w jednej godzinie przepadło tak wielkie bogactwo!" A każdy sternik i każdy żeglarz przybrzeżny, i marynarze, i wszyscy, co pracują na morzu, stanęli z daleka i patrząc na dym jej pożaru, tak wołali: "Jakież jest miasto podobne do stolicy?">>
Do dzisiaj mam ciarki na samo wspomnienie, i naprawdę jakiś czas musiałem sobie klarować, że to było szaleństwo i/lub efekt pewnych procesów społeczno-politycznych a nie kara za grzechy dla występnych (patrz wieża w Siloam)

2.04.2005. Dzień wcześniej w Zapiecku grali Dubska. Dowodem na to jest wywiad na bosko.pl. I niby wszystko w porządku, ale co jakiś czas wynurzenie na powierzchnie i nasłuch radio za barem (koncertownia w piwnicy). Koncert zakończony, grzecznie do domu etc. W piątek wpada kolega, jemy śledzie, palimy papierosy i świeczkę, żeby wyciągała dym i zbieramy się na miasto. Jest późno, zbliża się 22. Mniej niż w połowie drogi między domem a knajpą (Żeligowskiego między 6 sierpnia a Cepelią) odzywają się dzwony. Nie odczytaliśmy ich w ogóle. Wchodzimy do knajpy a tam zamiast dancehall'u stypa. Barman i deejay mówią co jest, siadamy z wściekłym psem i piwem ale sączenie nie idzie specjalnie. Przychodzą jeszcze z dwie znajome osoby, rozmawiamy. Z pobliskiej (starej) Dekompresji ściągają goci (wydaje mi się, że grał wtedy Clan of Xymox ale trudno mi to zweryfikować - internet podaje inne daty) i także toczą spokojne rozmowy o tym co to znaczy, o tym kim był papież. Pamiętam moje zaskoczenie tym co słyszałem z ust "czarnej braci", poziom i szacunek zamiast stereotypowych szkalunku i pogardy.

10.04.2010. Dzień wcześniej obchodziliśmy 4 urodziny Bimba Sound (ekipa grająca z płyt, w której wypuszczał je m.in. znany z wcześniejszych wersji forum Acid). Dotarłem do mieszkania, zaległem i o poranku jeden ze współlokatorów wchodzi do pokoju i mówi, że rozbił się samolot z prezydentem. Przez pijany sen coś mamroczę i przewracam na drugi bok. Późnym popołudniem dochodzę do siebie, odpalam kompa, czytam serwisy i nie wierzę. Zaczynam myśleć co to może znaczyć.

Mam wrażenie, że każde z tych wydarzeń miałem już okazję opisywać czy na tym, czy na reggenetowym forum. Ale znaleźć nie mogę, więc powtarzam.

_________________
Blaszony
Każde zwierzę koi dotyk.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 16 czerwca 2020 21:53:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 01 października 2007 21:19:21
Posty: 7608
Skąd: Kraków
zasada pisze:
<<"Biada, biada, wielka stolico, Babilonie, stolico potężna! Bo w jednej godzinie sąd na ciebie przyszedł!" A kupcy ziemi płaczą i żalą się nad nią, bo ich towaru nikt już nie kupuje (...)>> i dalej:
<<Kupcy tych [towarów], którzy wzbogacili się na niej, staną z daleka ze strachu przed jej katuszami, płacząc i żaląc się, w słowach: "Biada, biada, wielka stolico, odziana w bisior, purpurę i szkarłat, cała zdobna w złoto, drogi kamień i perłę, bo w jednej godzinie przepadło tak wielkie bogactwo!" A każdy sternik i każdy żeglarz przybrzeżny, i marynarze, i wszyscy, co pracują na morzu, stanęli z daleka i patrząc na dym jej pożaru, tak wołali: "Jakież jest miasto podobne do stolicy?">>
Do dzisiaj mam ciarki na samo wspomnienie, i naprawdę jakiś czas musiałem sobie klarować, że to było szaleństwo i/lub efekt pewnych procesów społeczno-politycznych a nie kara za grzechy dla występnych (patrz wieża w Siloam)


Jej, ja miałem bardzo podobne skojarzenia! I nawet to zwróciło moją uwagę, że z gruzów World Trade Center uratowano według jednej z wersji, które znam, 18 żywych osób i to byli jedyni ludzie, którzy przeżyli zawalenie się wież (nie licząc rzecz jasna, tych, którzy wydostali się wcześniej). Aczkolwiek spotkałem się też z wersją o 23 osobach i chyba też z innymi liczbami.

_________________
Would you know my name, if I saw you in heaven ?

Mój kanał na YouTube, czyli klejenie modeli, ale nie tylko. :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 12 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 72 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group