arasek pisze:
okres uspokojenia w atmosferze w średnich szerokościach półkuli północnej
Ładnie nam się to przedłużyło na paździor, Tu już są konieczne do spełnienia pewne warunki - głęboki niż na zachód od Wysp Brytyjskich i silny wyż z centrum najlepiej nad Ukrainą albo Rumunią. Wyż, niczym wielka kopuła stanowi blokadę dla niżu, który bezsilnie pozostaje w miejscu, względnie nurkuje nad Morze Śródziemne (ostatnio doprawdy lepiej mieszkać w słonecznej Warszawie niż w deszczowym Tunisie) albo wzbija się po obrzeżach wyżu nad Półwysep Skandynawski (co na przyzwyczajonych do pogodowego sywu Norwegach pewnie nie robi większego wrażenia).
Nad Polskę napływa wówczas ciepłe powietrze zwrotnikowo-kontynentalne zaciągane znad południowych Bałkanów, Turcji a bardzo rzadko nawet Iranu i Jordanii.
Rozmyślałem sobie o tej pięknej sytuacji barycznej idąc dziś z sądu aleją złotych drzew, omiataną promieniami słońca, co jakiś czas tylko chwilowo blednącego gdy na drodze tej gwiazdy pojawił się jakiś wrzecionowaty cirrus. Dwa razy pomarańczowy liść wylądował mi wprost na ryju, co tylko zwiększyło moje zadowolenie.
Oczywiście nie może to trwać wiecznie. Mechanizm
złej zmiany ma swoje źródło daleko nad Atlantykiem. Ów okres uspokojenia i niewielkich kontrastów termicznych dobiega właśnie końca. Nad północnym Atlantykiem ten kontrast z dnia na dzień rośnie - z południa wędrują masy ciepła
poprzez Kanary i Azory, na północy od Jan Mayen i Grenlandii napiera już konkretny chłód. Na tym kontraście tworzą się zaburzenia, latem często dość anemiczne, od października coraz lepiej odżywione paliwem wspomnianego kontrastu. Te zaburzenia to nic innego tylko niże - od listopada to już regularne łańcuszki sztormowych (według naszych bałtyckich norm) układów niskiego ciśnienia. Póki co jeszcze omijają trzon Europy, ale utorują sobie w końcu drogę, nie ma wuja w mieście. I zaczną się listopadowe szarugi.