K.T.W.S.G. pisze:
Kiedyś jadałem ten syf na wyjazdach, ale jest to po prostu taka zgroza i trucizna, że wolałbym ssać pędy kosodrzewiny niż zjeść yumyuma
hehe
widziałem, że TAK WŁAŚNIE napiszesz w tym temacie. A wyobrażając sobie twój post, lubiałem sobie wizualizować, jak to w tym jeszcze roku siedzielismy sobie na kamieniu przed kolebą zajadając yum-yuma bądź też Wifona i - fakt, że z pewnym zdziwieniem - mówiłeś, że całkiem to nienajgorsze
K.T.W.S.G. pisze:
A ja kupiłem kilka dni temu ze 3 kilo buraków, sporo marchwi, pietruszek, cebul i selerów, zgromadziłem sporo ziół, świeżą natkę i rozmaryn, wyciagnąłem z szafy przywiezione z Polski suszone grzyby, pododawałem różne jeszcze inne rzeczy i zrobiłem wiadro mega-esencjonalnego barszczu. To jest zupa, a nie jakiś chemiczny syf!
oj Kacper! . wiadomo, że tak. ja też jestem z ciebie dumny. Nie wiem, jak inni, ale ja bym się nie posunął do stwierdzenia, że te wszystkie amore knore yum yum to są
zupy. Co nie znaczy, że w pewnych sytuacjach ich nie jadam.
Rozumiem, że dla osób, które tu pisały z takim zaangażowaniem omawiane produky zupo-podobne stanowią coś w rodzaju osiemdziesiony światowej kuchni. Ja przecież też nie stawiam w jednym rzędzie A-ha z Led Zeppelin, choć A-ha naprawde lubię.
Co nie zmienia faktu, że Careless Whisper jest lepsze niż wszystkie piosenki Breakoutu
Zaloguj się
Zarejestruj się
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
a więc to już wiemy. Ale jeszcze pozostaje tajemnicza "guma guar". 
) CAŁKOWICIE zgadzam się z Kacprem! 
.
