"To czego nigdy nie widziałem" od zawsze był moim utworem z czołówki "Legendy". Kiedy poznawałem tę płytę jako nastolatek, był też pierwszym utworem z niej (oprócz "Niezwyciężonego"), który bardzo szybko i mocno wrył mi się w pamięć: pamiętam taki moment jak byłem po jednym z pierwszych odsłuchów tego albumu i chodziła mi głowie część "NIGDY! nigdy nie widziałem. NIGDY! nigdy nie widziałem." i myślałem "kurde, z czego to jest? aaa, to ta Armia, której dzisiaj słuchałem". Uważam też, że "To czego nigdy nie widziałem" i "Dla każdej samotnej godziny" to prawdopodobnie najlepsze zakończenie zarówno płyty, jak i koncertów w historii Armii.
Położenie "To czego nigdy nie widziałem" na płycie jest idealne. Już pomijam fakt, że - co wszyscy wiemy - jak świetnie "Nigdy" sprawdza się w połączeniu z następnym utworem, ale zauważmy przecież jak świetnie brzmi jego wejście po "Trzech Bajkach" i wietrze. Zawsze kiedy utwór już się zaczynał, a zaczyna się - co wszyscy wiemy - z pełnej petardy, to miałem wrażenie, że oto zaczyna się jakieś DECYDUJĄCE STARCIE, ABSOLUTNA KUMULACJA TEGO ALBUMU i teraz wszystko się rozegra. Ciarki. Jak w filmie, tylko rzadko w filmach następują aż tak poruszające mnie kumulacje. No i pierwsza linijka "Aniołowie powoli wracają do nieba". Już ta wizja jest mocna! Zawsze wyobrażałem to sobie (tak instynktownie): coś tu się na dole stało złego i oni musieli bezzwłocznie zainterweniować, udało się, ale nie jest wesoło, bo przecież "jesteśmy sami, jesteśmy mordercami".
Refren jednak niesie nadzieję. Ta wzięta z Cohena, chociaż w oryginale wykorzystana w innym kontekście, wizja tego, który buduje swój mały dom pośrodku jałowej ziemi zawsze mnie poruszała. Ktoś mógłby powiedzieć, że co, buduje pośrodku jałowej ziemi, czyli nic mu tam nie wyjdzie, ale ja zawsze raczej uważałem te linijkę za pokrzepiającą. Postrzegam tę postać trochę jak duchowego brata bohatera "Podróży na wschód": tamten jedzie na wschód, chociaż nie ma go wcale, mówili znawcy, ten buduje dom pośrodku jałowej ziemi i też ci sami znawcy mogliby powiedzieć coś sceptycznego o sensie tego działania. Ale on nie chce nic, on się nie zawaha i chcę wierzyć, że mu się uda.
Ciekawe też, że w tekście tym powraca ptak i wieża z "Opowieści Zimowej". Jak myślicie: czy to jest konkretnie ten sam ptak i wieża? Czy to celowa autoreferencja Budzego? A może jednak przypadek, tak mu pasowało i nie należy nadinterpretować? Swoją drogą, mam podejrzenia, że to jednak w "Nigdy" ptak i wieża pojawiły się najpierw - w Jarocinie w 1989 roku zagrali przedpremierowo znaczną część "Legendy" ale akurat "Okien" tam nie było. No ale zawsze mogli grać na próbach, a Budzy mógł mieć ten tekst w jakimś notatniku.
Reszta tekstu jest dla mnie trudniejsza, trudno mi może ją analizować, ale na takim podstawowym poziomie, jak to mawia Budzy, rozmowy dusz niesamowicie to do mnie trafia. Wszystkie te wizje są sugestywne, tak, że stają przed oczami. A szczególnie więc podkładam ten ogień, dla ciebie znak, co było stworzone zniszczonym być może. Mocna sprawa! Jaka determinacja, romantyzm, pewien radykalizm - to wszystko niesamowicie pasuje mi do wizji 'Nigdy" jako Wielkiego Finału Legendy. A "Dla każdej samotnej godziny" jest jego naturalnym dopełnieniem. Po tych wszystkich mocnych scenach, pozostaje gitara, Merlin i deszcz.
Uwielbiam też instrumentalne części tego utworu. To jest coś szczególnie cenię sobie w "Legendzie" - kiedy następuje część instrumentalna w utworze (ot, także w tytułowym czy ten moment w "Oknach", kiedy świat stoi na krawędzi), to nie ma jakichś solówek czy innych przesadnych popisów. Jest ZESPÓŁ, który gra jak w zegarku. Wszystkie te fragmenty trzech utworów, które wymieniłem, wydają się być wprost znakomicie wymyślone i opracowane pod względem dramaturgicznym. Tam nie ma przypadkowych nut, przypadkowych zwrotów akcji - chociaż nieprzypadkowe zwroty akcji oczywiście już są. Przy czym część instrumentalna "To czego nigdy nie widziałem" jest najbardziej szaleńcza - od tego może się zakręcić w głowie. No i poraża mnie, że Brylu grając w większości popularne powerchordy (chociaż w "Nigdy" są także jego melodie), wciąż pozostaje niesamowicie plastyczny i daleki od punkowej sztampy. Mistrz.
Nie mam wątpliwości. Jest to 10/10 - zarówno jeśli oceniamy zestaw "Nigdy"/"Dla każdej samotnej godziny", jak i samo "Nigdy.
_________________ gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?
FORZA NAPOLI SEMPRE!
|