ja z kolei, dzięki wielkiej uprzejmości i sercu Smoków, stałem się posiadaczem książki "Historia de Lux"
trafiło to na bardziej Luxowy moment w moim życiu, mam z nimi jak z przypływami i odpływami morza, ale jakoś tydzień temu trafiłem na jakiś wywiad na YT, w którym Litza i Krzyżyk tak naskoczyli na Beatlesów, że aż się obruszyłem

i następnego dnia, gdy wpadliśmy na siebie z Krzyżykiem na Starym Mieście, od razu ja na niego naskoczyłem

ale to była naprawdę super rozmowa, nie zdawałem sobie jak ważny to jest człowiek w moim życiu... (a najciekawsze jest to, że najpierw poznałem żonę Krzyżyka, która trafiła do mojej grupy na angielski, potem przyszli razem na koncert Budzego Solo i aż mi oczy spadły ze zdziwienia

)

wracając do książki... jest naprawdę bardzo ciekawa, trochę mam niedosyt i w sumie nie wiem dlaczego? może za mało o poszczególnych piosenkach? serio nie wiem, bo analizując aspekt po aspekcie, trudno się do czegokolwiek przyczepić, świetnie wydane, nieźle zredagowane, wepchnięte w dorzeczną formułę, niesamowite zdjęcia (zwłaszcza z dzieciństwa chłopaków), dużo ciekawych rzeczy od kuchni, którymi zespoły się zwykle nie dzielą, zwłaszcza wspomnienia niesnasek, niby kwitowane to uśmiechami i "winkami", ale jednak czuć, że bywa tam ostro

ale dzięki temu duże słowa o braterstwie i przyjaźni nie wydają się klepane na wyrost... tak, jest w tej książce nadspodziewanie dużo prawdy, może praktycznej i trywialnej, przez małe "p", ale dającej powiedziałbym umocnienie przez duże "u"
najlepszy jak dla mnie moment wydawnictwa to pewna wypowiedź Kmiety, pozwolę sobie tu zacytować, mam nadzieję, że to nie będzie jakaś mega fopa:
(...)
Cokolwiek bym jeszcze tu o sobie napisał, to nie ma żadnego znaczenia. Ważne jest to, jak zapiszesz się w pamięci najbliższych.Łatwo jest tak gadać (wiem, sam tak gadałem), ale strasznie trudno, żeby pokora nie zabrzmiała fałszywie. Tutaj mi nie brzmi. Tyle.
-----
Płytę dołączoną do książki przesłuchałem dopiero w połowie, ale już jestem zachwycony wczesną wersją "Od zera", tą po "finlandzku". Podobnie jak te całe "Mądre dzieci" (które wcale nie są takie złe jak Litza gada), pamiętam ją bardzo dobrze z pierwszego koncertu - wtedy jeszcze Luxtorpedos myśleli bardziej melodią a z oczywistych względów nie tak bardzo tekstem; cieszę się że ten moment został uchwycony na płycie. Nie jestem przeciwnikiem Hansa i naprawdę sekunduję "przekazowi" piosenki Od Zera (a już zwłaszcza od niedawna, z powodu pewnego aspektu osobistego), ale nic nie mogę poradzić na to, że wolę "we want to play, we want to say hello", czy jak to tam leci. No tak mam i już. Może po prostu taka jest dla mnie optymalna proporcja słów na minutę, nie wiem. I jeszcze bardzo fajnie to garażowo brzmi i wokal Litzy jest bardziej "śpiewny" niż "zdarty", no nic nie poradzę

Dzięki Smoki i dzięki Lux!