|
Miałem coś napisać o "One hot minute" i "Californication", które to płyty od jakiegoś czasu mam szczęście znać.
"One hot minute" mam mocno porysowaną, więc sięgałem przez dwa lata po nią niezbyt często. W tym miesiącu okazało się, że na wieży w moim pokoju, na której wcześniej nie sprawdzałem, płyta tnie się tylko przy ostatnim kawałku.
Wyszło mi ze słuchania obu płyt, że Red Hot Chili Peppers nie należy do moich ulubionych zespołów. Dużo rzeczy mi się jednak u nich podoba.
Na "One hot minute" podobają mi się oczywiście gitary i bas, bo takie instrumenty występują najczęściej w zespołach rockowych. Muzyka jest dość różnorodna, ale z umiarem. Pojawiają się momenty mroczne, trochę transowe. Jednocześnie wszystko prawie brzmi skocznie i funkowo, ale najskoczniej brzmi oczywiście przebojowy "Aeroplane". Najbardziej oprócz "Aeroplane" podobają mi się "Walkabout" i "Falling into grace". W "Walkabout", wyjątkowo, wokalista nie przeszkadza mi w słuchaniu. Są jeszcze inne takie momenty na płycie. Na "Californication" mi ich brakuje.
Okładka bajkowa genialna!
Teksty oczywiście miejscami rażą, a konkretnie chodzi o "Shallow be thy game", ale po angielsku i tak rozumiem tylko, kiedy czytam.
"Californication" mi się nie podoba, ale podobno powinna, więc odłożę na jakiś czas i spróbuję wrócić. Jeżeli mam wskazać, co konkretnie mi się nie podoba, to chodzi chyba o hałaśliwe brzmienie. Mogę się mylić, ale to chyba to. No i głos wokalisty na pewno. Wiem, że nie chodzi o brak różnorodności, bo lubię zespoły, które grają mniej różnorodnie.
Lubię jeden utwór z tej płyty: "Road trippin'"
Jest jeszcze "By the way", które znam trochę dłużej, gdzieś od dwóch i pół roku. Zawiera trochę niewypałów - ze wskazaniem na "Zephyr song", "I could die for you". Przy słuchaniu nie zwracam na nie jednak uwagi, ponieważ niszczą mnie następujące utwory: "By the way", "Throw away your television", "On Mercury" (dobry tekst, według mnie). Ponadto, lubię "Venice queen", ale na początku Redhoci za długo ciągną jeden motyw (kojarzący się zresztą z "Sio" zespołu Hey), a dopiero pod koniec zaczynają konkretniejszego rocka grać. "By the way" jest płytą, która ma niewiele wspólnego z Red Hot Chili Peppers - nie jest płytą funk-metalową. Może dlatego mi się podoba.
One hot minute ****
By the way ****
Californication ***?
Ale ja Green Day'a lubię, więc co mogę mądrego o muzyce napisać?
_________________
Czuję tu zapach chrześcijanina
|
Zaloguj się
Zarejestruj się
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
(Acz gdyby nie było trzech poprzednich płyt i "Californication" byłoby płytą zupełnie nieznanego mi zespołu, to pewnie bym bardzo lubił)
przeczuwam, że to cytat celowy?
I sam jestem tym zaskoczony - choć różnica poziomów obu płyt jest niewielka.