Ultima Thule

takimi właśnie wypowiedziami balansujemy na krawędzi

_________________
wiatr jest szary a księżyc zielony.

ja tak sobie dorzucę pęk groszy i powiemł, że wyrzucam z

the doors- oczywiście back door mana który jest dla mnie najsłabszym utworem doorsów ever, nie ma w nim NIC, co by mnie choć trochę poruszało a pokrzykiwania Jima na początku są jakoś dziwnie groteskowe, przez tę cholerną piosenkę pierwsza płyta tak nisko u mnie jest, no! ale I looked at you?? to świetny numer! taki no... głupi i szalony i zmiany tempa! fajne!!!!

z ppr- sixty four zdecydowanje

z magicala (i tu- jest trudno bo to będzie właśnie najgorsza z najlepszych bo np z abbey leci maxwell na ueb bez zastanowienia ale to dla mnie za słabe, żeby najlepsze z najgrsz) to nie wiem. rich man? hello goodbye? your mother should know? no na dziś to to ostatnie dla mnie.

Ha! Znalazłam mój wpis (jeden z pierwszych moich wpisów na forum jakimkolwiek ) w wątku o The Doors:



Nic się nie zmieniło, hehehe. Mało Doorsów w Doorsach w tej piosence, według mnie.

Jeśli chodzi o The Beatles - to nadal najbardziej lubię Rubber Soul i już. A na tej płycie najmniej - "What Goes On" (czy to znów zmarchwi Gerra? )
Choć muszę przyznać, że Magical Mystery Tour uwielbiam i nie wiem, czy kiedyś nie zdetronizuje Rubber... A z Magical Mystery Tour wyrzuciłabym to samo, co Morella dziś - czyli "Your Mother Should Know"

_________________
Kto powołał na dyrektora Trójki człowieka, który nie rozumie pytania 'kto'?

ja polubiłem Your Mother Should Know po obejrzeniu filmu. wcześniej wydawało mi się maksymalnie beznadziejne, ale w filmie zdało mi się być takie, jakie miało być - bardzo na swoim miejscu.

natomiast Flying pozostaje dla mnie utworem całkowicie bezwartościowym

Hello Goodbye jest przyjemne w odbiorze, ale strasznie miałkie jednak

a i tak najgorsze jest Baby You're a Rich Man, które jest moim zdaniem po prostu słabe, zupełnie nijakie i w dodatku nawet nieładne.

takie mam problemy z magical Mystery , że mimo ogólnego bardzo pozytywnego wrażenia, są tam miejsca dla mnie zupełnie do wykrojenia. więc jako płyty "równej" na pewno nie mógłbym jej umieścić.

_________________
ćrąży we mnie zła krew

What Goes On ujdzie, ale na Rubber Soul jest jedno okropieństwo, które mi wielki na paula cień McCartneya rzuca: Michelle

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name

jest coś takiego jak obiektywna wartość utworu?
czy jest filozof na sali??

_________________
" (...)Czy pan myśli,że nasze żydowskie pisma są tylko dla jakiegoś widzimisię pisane spółgłoskami?Każdy wyszukuje sobie skryte samogłoski, które zawierają dla niego jedynego określoną myśl, żywe słowo nie powinno zamieniać się w martwy dogmat."

ogólnie nie ma, ale można ustalić kryterium wartości utworu i odwoływać się do niego np. jak utwór jest szybki to jest utwór dobry. Obojętnie czy konkretny utwór będzie się danej osobie podobał czy nie jeśli jest szybki to znaczy, że jest dobry... tylko trzeba określić co to jest szybki utwór postępowanie wg tego wzoru pozwoli na osiągnięcie obiektywnej wartości utworu

.....
...na Revolwer jest ich więcej....
....bardzo ładny utwór.....

_________________
ooooorekoreeeoooo

O - z tym się zgodzę: Michelle to może nie jakiś wybitny utwór ale przyjemny i ładny.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?

hehehe

a Michelle to bardzo ładny utwór!

Swoja drogą oczywiście i Revolvera brałem pod uwagę, robiąc "listę" najlepszych najgorszych piosenek z różnych płyt. Dla mnie tu wyraźnie podpada Here There and Everywhere, i to jest takie zwykłe * * * , więc trochę z tyłu za tymi, które wymieniłem...
Sporo było takich płyt, które ogólnie owszem, równe, i żaden utwór nie skwaszony tak naprawdę, ale coś tam się ocierało o przeciętność, chociaż jeden numer - tak jak na Revolverze, ale także (powiem to Gerowi), na Moody Blues, np. Emily's Song na Every Good Boyu, nic poniżej trzech, ale i nie powyżej,
tak jak wspominane Stay Away na Nevermind
tak jak Funky Monks na BLood Sugar Sex Magic
albo So Real na Grace
albo L'America na LA Woman
Onyx na Moim wydafcy a Nie ja na Legendzie
i mnóstwo mnóstwo innych (jest naprawdę dużo płyt równych, ale naprawdę mało takich, gdzie wszystkie utwory są nie tylko OK, ale dobre przez duże "D"!)

A odrębna kategorią sa płyty, które ogólnie stoja na bardzo wysokim poziomie, ale nagle trafia się jakiś, jeżeli nawet nie żig, to w każdym razie coś z zupełne innej ligi, po prostu OBSUW.

Przykłady:

Sweet Lady na Nocy w operze Queenu
So Far Away na Brothers in Arms Dire Straitsów
New Dress na Black Celebration Depeszów
Your Time Is Gonna Come Zeppelinów

Jakieś inne przykłady?...

_________________
ćrąży we mnie zła krew

Jestem bardzo ciekaw, jaki utwór uważacie za najgorszy na 888?

_________________
ćrąży we mnie zła krew

Hmmm... Ekhm... jakby to powiedzieć... ciężki wybór... o, tak, to dobre określenie.

_________________
My shadow is always with me. Sometimes ahead... sometimes behind. Sometimes to the left... sometimes to the right. Except on cloudy days... or at night.

Mam z tym problem.
Typowałbym 888 jako najsłabsze na 888.

Przypomniał mi się ten wątek, kiedy robiem ostatnie wpisy o Led Zepie drugim i Morison Hotelu. Przeczytałem całość i wiele bardzo interesujących wpisów znalazłem. Fascynacja samym zagadnieniem pozostaje u mnie żywa

postanowiłem tym razem iść po zespołach i faktycznie wybrać NAJLEPSZY utwór spośród najgorszych utworów z poszczególnych płyt dla każdego zespołu...

No to bach, zacznijmy od tych led Zepów i Doorsów.

The Doors, najgorszy utwór: Back Door Man * * 1/2
Strange Days: Unhappy Girl * * * 1/2 albo Horse Latitudes * * (ale czy to utwór...)
Waiting for the Sun: Five To One * 1/2
Soft parade: Do It albo Easy Ride * * 1/2
Morison Hotel: Indian Summer * * 1/2
LA Woman: L'America * * *

Widać z tego, że jednak przeważnie jakiś obsuw był... Wygrywa Strange Days dość zdecydowanie, no chyba że jednak zdecydujemy się uznać Horse Latitudes...

Led Zep 1 : Your Time Is Gonna Come * * 1/2
Led Zep 2: Lemon Song * * * *
Led Zep 3: Out on the Tiles * * 1/2
Led Zep 4: nie wiem... równość jest siłą tej płyty, ale dla mnie to nie jest równość na imponującym poziomie. niech będzie, że wybiorę Battle of Evermore i dam takie * * * 1/4

A na dalszych płytach zbyt dużo było już miejsc słabszych, czasem stawały się prawie regułą

Wygrywa Led Zeppelin Drugi TOTALNIE.

_________________
ćrąży we mnie zła krew

Przypomniało mi się, że odświeżyłem ten wątek właściwie nie po to, żeby pisać o Led Zepach itd., tylko dlatego, że przy okazji roku 1999 przypomniało mi się, że gdyby tak potraktować płytę Nine Inch Nails The Fragile jako jedną płytę... a tę drugą, słabszą, jako inną płytę o tym samym tytule...

no to mam czwartą kandydaturę do plyty, która nie schodzi poniżej czterech gwiazdek

na pierwszej The Fragile najmniej podoba mi się... hy, chyba otwierający Somewhat Damaged, ale to jest bite cztery, bez minusa nawet!

tylko to jest oczywiście oszukiwanie

_________________
ćrąży we mnie zła krew