Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 16 kwietnia 2024 19:36:45

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 115 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5 ... 8  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 11:05:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
antiwitek pisze:
Strasznie wali stereotypem!



Czy coś, z tego co napisałem nie jest zgodne z prawdą?
Ruch hipisowski (jak kazdy inny) może nie był stereotypowy w czasie, kiedy się formował na początku lat 60-tych. Jednak pod koniec swego istnienia sprowadzał swoją egzystencję do takich właśnie haseł. Moim zamiarem było recenzowanie płyt The Stooges, a nie analizowanie zawiłości subkultury hipisów u schyłku dekady, więc siłą rzeczy jest to powien skrót myślowy. Żeby dopełnić obrazu mógłbym jeszcze wspomnieć o coraz większej infiltracji tej subkultury przez ostro zaangażowane lewactwo (chociaż wolałbym nie wchodzić na tematy polityczne w ocenarium) i o jeszcze kilku innych aspektach, ale akurat twórczość Stooges wchodziła w dyskurs akurat konkretnie z tymi postulatami, o których wspomniałem.
No chyba, że chodzi Ci o to, że zamiast propagowania narkotyków i wolnej miłości, z hipisami powinno się kojarzyć abstynencję i wstrzemięźliwość seksualną, ale wtedy to ja mogę jedynie zrobić duże oczy, o tak :arrow: :shock:

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 15:16:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
THE IDIOT (1977)

Obrazek

* * * *

The Stooges się rozpadło, ale Pop (po kolejnym odwyku) nie zaprzestał kolaborować z Bowie'm. Efektem tej współpracy jest ta płyta. Ze strony Iggy'ego otrzymujemy oczywiście teksty i ich interpretację, natomiast ze strony Bowiego realizację brzmienia... jakże innego od tego, co oferowało dotychczas The Stooges. W przypadku tamtej kapeli mieliśmy do czynienia z archaicznym "garażowym brudem". Tutaj lądujemy na samej szpicy nowofalowej awangardy. Oczywiście przekłada się to także na samą muzykę. To już nie są dzikie rock'n'rolle i bluesy. Klimat wyraźnie się uspokaja. To właśnie z tego albumu pochodzi "China Girl", którą parę lat później spopularyzuje Bowie umieszczając ją na swojej solowej płycie. Także na Idiocie znajduje się jeden z moich ulubionych utworów z "nowofalowego" okresu Popa – "Dum Dum Boys" – rozliczenie ze starymi przyjaciółmi z The Stooges.


LUST FOR LIFE (1977)

Obrazek

* * * * *

Krótko i na temat: to chyba najlepsza płyta Popa, a jednocześnie jedna ze ścisłego kanonu gatunku, który przyjęło się nazywać "nowa fala" (pomimo, że r'n'r tu też nie brakuje). Ten album Iggy realizował już sam, bez Bowiego. Nie znajdziemy tu już zatem eksperymentów, za to kawałki zyskały więcej energii, co wyszło im zdecydowanie na zdrowie (patrz choćby: "Lust for Life", czy "Some Weird Sin". To także tutaj znalazły się chyba największy i najlepiej kojarzony przebój Popa, a mianowicie coverovany niezliczoną ilość razy "The Passenger". Numer "Tonight" możecie za to kojarzyć z koszmarnie kiczowatego wykonania w duecie przez Bowiego i Tinę Tuner.


T.V. EYE LIVE (1978)

Obrazek

Nie znam.


NEW VALUES (1979)

Obrazek

* * * ?

Przyznam się, że chyba z 15 lat jej nie słuchałem, więc nie mogę wiele powiedzieć na jej temat. I jedyną ocenę jaką mogę wystawić, to w oparciu o zapamiętane ogólne wrażenie, jakie wywarł na mnie ten album. Jakieś takie niejakie mi się to wydało ongiś, ale pewien nie jestem. Będę sobie musiał przypomnieć.

SOLDIER (1980)

Obrazek

* * * *

Eksplorowania "nowofalowych" klimatów ciąg dalszy. Pomysły są rozwijane i dopracowywane pod względem aranżacyjnym (bogatsze instrumentarium). Jakiegoś specjalnego przełomu tu nie ma. Ot solidna płyta i tyle. Wypada wspomnieć, że w składzie akompaniującym znalazł się Glen Matlock (ex-Pistols) i Ivan Kral znany ze współpracy z Patti Smith i wczesną inkarnacją Blondie. I w sumie te nazwy dobrze orientują płytę na muzycznej mapie. Moim faworytem na tym albumie jest kawałek "Loco Mosquito", zwariowany (jak sama nazwa wskazuje) i nieco odstający od reszty (bo zdecydowanie najbardziej punkowy).


PARTY (1981)

Obrazek

*

Żart jakiś? O co kamon? To ma być płyta Popa? Ano niestety. Przy okazji tego albumu ujawniła się pewna wada mr Osterberga – skłonność do podążania za modami (podony zarzut miał Gero do M.B. w swoim czasie ;) ). Jeżeli jeszcze uświadomimy sobie jaka muzyka panowała na listach przebojów w 1981 roku i spojrzymy na koszmarną okładkę, to już możemy się domyślać jaka muzyka panuje na tym albumie. Co ciekawe niektóre kawałki z tej płyty, grane na koncertach, pozbawione popowej realizacji i dyskotekowych aranżacji, wypadają całkiem przyzwoicie. Także jakiś tam potencjał, to może i był, ale niestety nic więcej.


ZOMBIE BIRDHOUSE (1982)

Obrazek

Jedyne co mogę powiedzieć o tym albumie, to to, że jest to najdłużej poszukiwana przeze mnie płyta. Od 16 lat skutecznie omija moje łapki, i nie mam pojęcia nawet w jakim jest klimacie (chociaż znając jej poprzedniczkę oraz następczynię, obawiam się, że nie jest to jakieś wiekopomne dzieło).


BLAH BLAH BLAH (1986)

Obrazek

* 1/2

Nie cierpię tej płyty. Z dwóch powodów. Pierwszy jest czysto muzyczny. Mamy tutaj do czynienia z dalszym odgrywaniem nijakiej popowej (od pop music, a nie od pseudonimu) papki, charakterystycznej dla osiemdziesiony. Przesłodzone aranżacje, smyczki, klawiszki i tego typu duperelki. Znamiennym jest, że jedyny kawałek, którego daje się tu słuchać, to wybrany na singiel rockabillowy coverek sprzed lat "Real Wild Child"... oczywiście też okraszony klawiszami. klawiszami tym, jak ten numer może fajnie brzmieć w wykonaniu Popa można się przekonać oglądając/słuchając późniejsze koncerty, gdzie powrócono do bardziej rockowej formuły. Tyle na temat pierwszego powodu.
Drugi powód jest taki, że mając ograniczoną ilość gotówki i wybór: bilet na koncert Pop-a na Towarze w 1993 roku lub tą płytę. Wybrałem opcję nr 2... przypuszczam, ze przestanę sobie pluć w brodę z powodu podjęcia takiej, a nie innej decyzji gdzieś w okolicach roku 2025.


INSTINCT (1988)

Obrazek

* * * *

Podążania za modami ciąg dalszy. Jednak tym razem nie jest to już słodziutki disco-pop. Pod koniec lat 80-tych takie klimaty były już w defensywie, za to na szczeście coraz wyraźniej do głosu dochodziło cięższe granie. Co prawda istniej pewna obawa, że to cięższe granie mogło by pochodzić spod znaku pudel-metali z L.A., ale na szczęście tak źle, to nie jest... chociaż muzyka na "Instinct" z popularnym wtedy trashem, też nie ma nic wspólnego. To raczej taki hard rock czasami z ostrzejszym zacięciem heavy metalowym. Z pewnością za ostateczny kształt tej płyty odpowiada w dużym stopniu, kolejny ex-Pistolet, który podjął się współpracy z Popem, czyli Steve Jones. Może nie jest on jakimś super technicznym gitarzystą, ale trzeba mu przyznać, że chyba jak nikt potrafi tworzyć w dowolnych ilościach na zawołanie energetyczne, zapadające po pierwszym przesłuchaniu w ucho riffy.


BRICK BY BRICK (1990)

Obrazek

* * * *

Ta płyta to największy sukces komercyjny Iggy'ego. "Brick by Brick" był w zasadzie kontynuacją "Instinct" tyle, że bardziej przebojowy i z udziałem jeszcze bardziej znanych gości – między innymi Kate Person z B-52's (duecik w hitowym "Candy"), czy Slasha i Duffa z będącego wtedy u szczytu popularności Guns' n Roses (swoją droga numery, w których Slash gra na gitarze, to najjaśniejsze punkty na tej płycie). Mówiąc krótko: po latach błądzenia na jakiś tandeciarskich mieliznach, Iggy na dobre wrócił do grania rock'n'rolla. Może jeszcze nie tak uroczo garażowego jak kiedyś, za to bardziej frędzlowo-kowbojkowego, ale w porównaniu z wcześniejszą twórczością to zdecydowanie krok w dobrym kierunku. Ogólne dobre wrażenie psują tylko momenty, kiedy szala przechyla się za bardzo na stonę "rocka rolniczego" tak jak ma to miejsce choćby w "Livin’ On The Edge Of The Night"


AMERICAN CEASAR (1993)

Obrazek

* * * * * *

Nie mam pytań! Witajcie na dobre w latach 90-tych. W czasach, kiedy skajowe krawaciki, i trwałe ondulacje na dobre odeszły w niepamięć. Zamiast tego wracamy do korzeni. Ta płyta to majstersztyk, a jednocześnie jedna z moich ukochanych płyt w ogóle. Nie mam zamiaru silić się na obiektywizmy i argumentować na chłodno skąd tutaj wzięła się ta szósta gwiazdka. Ma tam być i już.
Tajemnicą "zajebistości" tej płyty jest to, że po latach rozmaitych kolaboracji z różnymi "gwiazdami" Iggy zatrudnił do nagrania kompletnie nieznanych muzyków, których największą zaletą było to, że byli młodzi. Z gości pojawia się chyba tylko Henry Rollins (co wskazuje, że Pop wciąż orientuje się skąd wieje wiatr), ale jego udział ogranicza się tylko do walnięcia gadki w "Wild America". Poza tym praktycznie od początku do końca stertę rock'n'rollowego mięcha, ocierającego się czasem wręcz o punk czy hardcore, z małymi wytchnieniami w postaci niekiepskich ballad choćby takich jak podpisanego przez Steva Jonesa (który jednak nie udziela się na płycie) kawałka "Beside You". Najbardziej powala jednak końcówka płyty. Najpierw mamy znany jeszcze z czasów The Stooges cover "Louie, Louie" (z "uwspółcześnionym" tekstem) w wersji absolutnie P-O-W-A-L-A-J-Ą-C-E-J, a potem wchodzi długi, transowy i ciężki "Caesar". Cud, miód i orzeszki!


NAUGHTY LITTLE DOGGIE (1996)

Obrazek

* * * * 1/2

Kontynuacja ścieżki obranej na poprzedniej płycie. Ostro (może nawet ostrzej), brudno i bez słodzenia. Może tylko trochę z mniejszym polotem niż poprzednio, ale cały czas na wysokim poziomie. Takie kawałki jak "I Wanna Live", czy "To Belong" to jedne z ostrzejszych rzeczy, jakie Pop nagrał do tej pory.


AVENUE B (1999)

Obrazek

* * *

Eeee? Że jak? Co to za popierdywanie? Po poprzednich płytach, które były niczym kop między oczy, zestaw tych balladek (a w najlepszym wypadku utworów BARDZO spokojnych) podziałał jak wiadro zimnej wody. I żeby to jeszcze jakiś wyraz miało. A gdzie tam? Nudne to i bezpłciowe, jak flaki z olejem. Parę razy próbowałem przekonać się do tej płyty, ale zawsze bez skutku. Po kolejnych przesłuchaniach, nie było ani jednej piosenki, która zapadła by mi jakoś w pamięć. Nie to, żebym w ogóle nie lubił jakiś spokojniejszych rzeczy, ale z tych kawałków wieje nudą straszliwą. Podobno "Avenue B" nagrywał po odejściu jego wieloletniej partnerki. Może stąd ten mędzący ton. Jeżeli tak, to ja bardzo proszę wszelkie niewiasty mające zamiar wiązać się kiedykolwiek z Iggym, aby (jeśli już muszą) odchodziły od niego dla dobra ludzkości PO TYM jak nagra on kolejną płytę.


BEAT'EM UP (2001)

Obrazek

* * * * *

Tak się zniesmaczyłem, po "Avenue B" do twórczości pana Popa, że kiedy pojawił się album "Beat'em Up" nawet na niego nie zwróciłem uwagi i sięgnąłem po niego dopiero parę lat później, kiedy zalegał już w koszach z wyprzedażami (począwszy od "Brick By Brick" poznawałem kolejne albumy na bieżąco). Kupiłem, wrzuciłem do odtwarzacza... i kopara w dół. Rewelacja! Czyli jednak "Avenue B", był tylko chwilową wpadką, a nie zwiastunem końca. Co otrzymujemy? Ano powrót na całego do czasów The Stooges. Najogólniej rzecz biorąc brzmi to jak skrzyżowanie współczesnego stoner-rocka z punk rockiem. Czyli komponenty jak najbardziej zacne, a i proporcje dobrane jak należy. I do tego jeszcze to brzmienie! Dla mnie bomba.

SKULL RING (2003)

Obrazek

* * * *

Tak naprawdę, można by powiedzieć, że ten album to składanka. Jedynym wspólnym mianownikiem dla wszystkich wykonawców, którzy się tu pojawiają, jest osoba Popa przy mikrofonie. Iggy wpadł na ciekawy pomysł i zamiast zapraszać kolejnych gości, bądź szukać kolejnych muzyków sesyjnych postanowił nagrać parenascie utworów z różnymi współczesnymi gwiazdami rocka i wydać to na jednej płycie. Kogo więc możemy tu usłyszeć? Przede wszystkim reaktywowanych specjalnie na tą okazję The Stooges (kawałki, które tu zaprezentowali są o wiele lepsze niż te, które poźniej trafiły na "The Weirdness"), poza tym Igły postawił na neo-punk i dogadał się z Green Day-em, Sum 41 i The Trools. Ostatnim gościem jest feministyczna prowokatorka Peaches. O dziwo, pomimo takiej zbieraniny płyta ma zaskakująco spójny charakter. Można powiedzieć, że nie nastąpiło neo-upunkowienie Popa, ale też Pop nie narzucił współpracującym zespołom do końca swojej stylistyki. We wszystkich przypadkach obie strony raczej się uzupełniły. Ostatecznie otrzymaliśmy całkiem nową jakość, która jest całkiem smaczna.

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Ostatnio zmieniony śr, 21 maja 2008 15:28:19 przez Pet, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 15:22:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24318
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Pet pisze:
THE IDIOT

To jest ta płyta, której kilkakrotnie wysłuchał Ian Curtis przed samobójstwem...
No i nie miałem pojęcia że ten koszmar "Tonight" to oryginalnie jest Iggy. :|
A w ogóle to brawa kolejne! Śliczny mały przewodniczek dla osób pokroju mnie, co to Iggy'ego niby bardzo lubią, a w sumie niemal nie znają.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 15:46:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Peregrin Took pisze:
To jest ta płyta, której kilkakrotnie wysłuchał Ian Curtis przed samobójstwem...


Tak jest. I faktem jest, że do najoptymistyczniejszych to ta płyta nie należy.


Peregrin Took pisze:
No i nie miałem pojęcia że ten koszmar "Tonight" to oryginalnie jest Iggy.



W oryginalnie nie wypada to tak koszmarnie :)


Peregrin Took pisze:
A w ogóle to brawa kolejne! Śliczny mały przewodniczek dla osób pokroju mnie, co to Iggy'ego niby bardzo lubią, a w sumie niemal nie znają.


Polecam się :pisze:

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 17:39:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
Pet, wydaje mi się, że w tym co zacytowałem widoczna jest taka sztanca: odjechani hipisi i mądrzy/świadomi puncy. A to jest dla mnie - co najmniej - zbyt duże uproszczenie. Ot i wszystko, choć może zbyt ostro się wyraziłem - wybacz :P .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 18:23:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Brawo Pet - uzupełniłeś największą lukę w ocenarium!

Z poważniejszym opisaniem będę musiał poczekać - problemy z komputerem. Na razie tylko gwiazdki.
The Stooges ****1/2
Fun House ***** (nie ma takiej możliwości bym wystawił tej płycie ocenę choć o włos niższą od maksymalnej)
Raw Power ****1/2
Head on ***
Metallic K.O. ****
Kill City ***1/2
The Idiot ****3/4
Lust for Life ***1/2
TV Eye Live ***1/2 (nagrania z kilku koncertów. Jeden z nich został wydany w całości na płycie "Sister Midnight" *****)
New Values ***1/2
Soldier ****
Party *1/2
Blah Blah Blah **
Brick by Brick ****
American Caesar ****1/2
Naughty Little Doggie ***1/2

Początkującym polecam składankę:
Obrazek
Świetny przekrój przez twórczość Popa od debiutu The Stooges do "American Caesar"(niestety z pominięciem "New Values", "Soldier" i "Party").

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 18:32:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
antiwitek pisze:
Pet, wydaje mi się, że w tym co zacytowałem widoczna jest taka sztanca: odjechani hipisi i mądrzy/świadomi puncy


E! Ale jeśli to taki wniosek wysnułeś z tego mojego cytatu, to w takim wypadku ja jestem winien przeprosiny, bo nie o to mi chodziło.. a w każdym razie nie do końca.
Hipisi, owszem, odjechani, ale "puncy" wcale nie mądrzy/świadomi, tylko co najwyżej zniechęceni, znudzeni i cyniczni. O tym, że wcale nie o mądrość chodzi, najlepiej świadczy ilość zejść z przedawkowania w tym środowisku. Chodziło mi o to, że hipisi próbowali uświadamiać wszystkim, że wolna miłość ma niby doprowadzić do globalnego pokoju i powszechnej szczęśliwości, natomiast dragi służą rozszerzeniu świadomości. Tymczasem pokolenie, które przyszło po dzieciach kwiatach (a do którego zaliczali się też The Stooges), rozumiało juz, że "wolna miłość" służy tylko i wyłącznie zaspokojeniu popędu, a świat widziany na dragach to iluzja, która donikąd nie prowadzi. Ale ta konstatacja nie czyniła ich ani na jotę mądrzejszymi od hipisów, tylko co najwyżej zagubionymi i cynicznymi.

Zdrówka życzę

PS:
azbest23 pisze:
nagrania z kilku koncertów. Jeden z nich został wydany w całości na płycie "Sister Midnight" *****


O właśnie! A ja się zawsze zastanawiałem ki diabeł, kiedy widziałem to w sklepie!

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 20:02:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
Ok :piwo: , skoncertujmy się więc na Iguanim :)

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 20:16:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 06 września 2007 14:57:13
Posty: 1878
Skąd: Warszawa
Dajcie znać, jak przejdziecie do występów kinematograficznych Iggiego, to będę mogła coś ogwiazdkować :)

_________________
http://nemesister.tv


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 maja 2008 20:43:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Mówisz i masz. Znów krótko - później rozwinę. Dla jasnosci podawałem tytuły oryginalne, jeśli znałem polski odpowiedni - w nawiasach kwadratowych. Plusem (+) oznaczyłem filmy w których pojawia sie na dłużej niż 3 sekundy.
+Rock & Rule Iggy podkłada głos w filmie animowanym - zabijcie mnie, ale nie pamiętam jak wypadł.
Sid and Nancy - gośc hotelu ***1/2
The Color of Money [Kolor Pieniędzy] - facet który przegrał do Cruise'a ****
+Cry-Baby [Beksa] Pierwsza dłuższa rola ***1/2
+Hardware - obecny głosem jako DJ Angry Bob. Perełka. *****
+"The Adventures of Pete & Pete" (serial) [Przygody Piotrków] Jeden z sąsiadów ****
Tank Girl - pechowy pedofil ***
+Dead man [Truposz] - kobieta :D ****
+Crow: City of Angels [Kruk: miasto aniołów] - duża (jak na standady Iggsa) rola - psychopatyczny morderca ****1/2
+Snow Day [Dzień bałwana] kierownik lodowiska *****

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 22 maja 2008 14:02:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Iggy grał chyba jeszcze w "Odważnym" z Deepem i Brando, chociaż słowo "grał" jest tu trochę na wyrost. Widzimy go w jednej scenie, jak siedzi przy stoliku w stanie wskazującym na "wskazujący" :). Jego faktycznym udziałem w ten film było skomponowanie muzyki.

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 22 maja 2008 15:28:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25378
Dla mnie to kolejna czarna plama, bo z opisywanych przez Peta plyt nie slyszałem ani jednej :oops:
W przeciwieństwie jednak do wielu innych takowych plam, tutaj mam autentyczną ochotę zaległości nadrobić! Nie mowię, że jest to mój priorytet, że od razu, a już na pewno nie, że wszystko, ale postaram się skorzystać ze świetnego przewodnika, który nam tu Pet zapodał. Dzięki!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 23 maja 2008 18:09:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 06 września 2007 14:57:13
Posty: 1878
Skąd: Warszawa
azbest23 pisze:
Sid and Nancy - gośc hotelu ***1/2
dopiero po którymś obejrzeniu go zauważyłam, wstyd ;) ***
azbest23 pisze:
+"The Adventures of Pete & Pete" (serial) [Przygody Piotrków] Jeden z sąsiadów ****

(na marginesie - to jest chyba najlepszy serial dla dzieci i młodszej młodzieży, jaki znam) ****i pół
azbest23 pisze:
Tank Girl - pechowy pedofil ***
więcej niż 3 sekundy, na pewno. ale rola kiepska i sam film.. hm... chałowy coolerski film z coolerskim soundtrackiem **
azbest23 pisze:
Dead man [Truposz] - kobieta ****

nic dodać, nic ująć! **** i pół :)
azbest23 pisze:
Crow: City of Angels [Kruk: miasto aniołów] - duża (jak na standady Iggsa) rola - psychopatyczny morderca ****1/2
jeden z dwóch jaśniejszych punktów tego filmu (drugi - ścieżka dźwiękowa) ****

_________________
http://nemesister.tv


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 29 maja 2008 01:18:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Minęło niemal 10 lat mojej znajomości z Popem. Pierwsze jego płyty wpadły mi w łapki w czerwca 1998. Zacząłem pisać o kolejnych płytach, ale okazało się, ze wychodzi mi zbyt dużo słów by spisać wszystko na raz. na pierwszy ogień poszły płyty The Stooges.

The Stooges ****3/4
Biblia trzyakordowego rocka. Najlepsze na płycie: "No Fun", "1969" i "I Wanna Be Your Dog" stały się wręcz standardami, coverowanymi przez niezliczone zespoły. Z racji prostoty materiału i chwytliwych (i prostych) riffów The Stooges sa chyba najczesciej coverowanym zespołem. Wchodząc do studia głupole mieli ułożone tylko te 3 kawałki (oczywiście wytwórni nałgali, że mają pełno piosenek).
Mimo, że dograli szybko dziesięciominutowy, nawiedzony "We Will Fall" materiału wciąż było mało. Co gorsza wytwórnia poskracała utwory, zubażając je o rozbudowane solówki. Co było robić? W pare godzin Asheton ułozył kilka riffów a Iggy dopisał do nich słowa. Te pośpiesznie przygotowane utwory nie mają może tej siły co wymienione wcześniej, ale kiepskie na pewno nie są.
Producentem płyty był John Cale, dopiero co wyrzucony z The Velvet Underground (jako ciekawostkę dodam, że cały czas był ubrany w płaszcz Draculi :), a sesji nagraniowej kibicowała z reżyserki Nico). Nadał on temu pierwotnemu rockowi awangardowego szlifu. Rytm w "No Fun" oparty jest na klaskaniu, w "Dog" zamiast blach brzęcza dzwoneczki, a WWF wzbogacił o altówkę.
Prosta jest nie tylko muzyka - teksty są maksymalnie uproszczone, składają się z góra kilkunastu słów. Mimo to nie są prostackie. Po prostu Iggsowi udało się je skoncentrować do maksimum. W wyjątkowo zwarty i komunikatywny sposób potrafił przekazać co chodziło mu po głowie i leżało na wątrobie.

Fun House *****
Gdybym ustalał listę swoich ulubionych płyt ta byłaby numerem 2, może 3. Co do jej oceny to troszkę się nie zgodzę z Petem. "Fun House" bije debiut pod prawie każdym względem. Ustępuje mu wyłącznie pod względem przebojowości. Chociaż biorąc pod uwagę co udało im się nagrać ten zarzut jest trochę nie na miejscu. Ta płyta to nie zbiór piosenek, ale jedna zwarta całość.
Po zdecydowanie olewczej jedynce, The Stooges do "Fun House" podeszli niezwykle ambitnie. Na producenta zatrudnili Dona Galluchi - byłego muzyka The Kingsmen (to oni wylansowali "Louie Louie"), a brzmienie urozmaicili kaptując saksofonistę. Kompozycje zostały bardziej dopracowane a improwizacje lepiej przemyślane.
Płyta buzuję energią i to nie tylko w najostrzejszych petardycznych chwilach. Nawet nastrojowy "Dirt" (zcoverowany lata później przez Depeche Mode) nie jest w żadnym razie spokojny. Tyle w nim podskórnego napięcia, ze można by je nożem kroić.
"Fun House" poraża, przeraża wręcz swoją intensywnością. Iggy śpiewa/wrzeszczy jakby walczył o życie. Captain Beefheart pisał, że na gitarze "powinieneś grać jak tonący człowiek, który rozpaczliwie próbuje dopłynąć do drugiego brzegu". The Stooges z cała pewnością tak grali.
Kończący płytę "LA Blues" to już czysta improwizacja. Tak jakby zespół wyzwolił więcej energii niż był w stanie kontrolować, a ta rozlewa się teraz hałaśliwą falą.

Raw Power ****1/2
Po porażce komercyjnej "Fun House" zespół był rozdzierany przez konflikty. Nie trzeba było czekać na rozpad. Na szczęście Bowiemu udało się zreanimować zespół w nieco zmienionym składzie. Posadę gitarzysty objął James Williamson.
Tytuł płyty mówi wszystko - zespół znów postawił na siłe i prostotę. Wszystkie potencjometry w prawo i do przodu. W dodatku Williamsonowi udało się stworzyć wspaniałe riffy. Niemal każdy utwór to rockowy killer.
Brak mi tu głębi i intensywności "Fun House", ale i tak zabawa jest przednia.

Head on ***1/2
Obrazek
Dwupłytowy zbiór nagrań koncertowych, demo i odrzutów z sesji nagraniowych. Poczynając od resztek z sesji Raw Power" aż po materiał przygotowywany na czwarty album. Jest tu co prawda kilka świetnych rzeczy (m.in. absolutnie wspaniały "I Got a Right"), niestety dużo jest też słabych piosenek.

Metallic K.O. ****
Brzmienie kiepskie (słyszałem znacznie lepsze bootlegi), kompozycje rozczarowują, forma zespołu kiepska. Więc skąd tyle gwiazdek? Ta płyta to dokument. ostatni występ Iggy and the Stooges. W dodatku występ nietuzinkowy. Pokazujący, że nawet w ostatniej fazie upadku dawali z siebie wszystko.
Zespół stanął oko w oko z wrogim tłumem. Dzień wcześniej Iggy wdał się w bójkę z gangiem motocyklowym zakłócającym koncert. Oczywiście został pobity do nieprzytomności, ale już na drugi dzień znów był gotowy. Tego dnia nie było tak ostro, ale dość by spędzić ze sceny kogoś mniej nieulękłego. Zaczyna się od wrogich okrzyków publiki. Iggy nie pozostaje dłużny Wy zapłaciliście 5 dolarów, ja zarobiłem 10000.. Na reakcje nie trzeba długo czekać. Na scenę lecą kostki lody, żelki, papierowe kubki. Rzucajcie na scenę co tylko chcecie, wasze dziewczyny i tak mnie kochają, zazdrośni frajerzy.. Dalej robi cię coraz ostrzej, leci szkło. Płytę wieńczy odgłos rzuconej butelki, rozbijającej się o gitarę.

Kill City ***1/2
Obrazek
To nie jest już płyta The Stooges. Firmuje ją duet Iggy Pop i James Williamson. W pewnym sensie pomost między tym co było a solowa kariera Popa. Część materiału to jeszcze odrzuty z czasów Iggy and the Stooges. Całkiem niezłe granie mocno inspirowane Rolling Stones. Najciekawsze utwory to tytułowy i "I Got Nothing".
Warty wspomnienia jest fakt, że Iggy nagrywał wokale na przepustce z psychiatryka, gdzie spędzał odwyk.

The Weirdness ***1/2
Stooges powstali z martwych. O ile koncerty ze starym materiałem kopały miedzy kieszenie, to płyta okazała się sporym rozczarowaniem. Błędna była sama koncepcja płyty. Uproszczenie wszystkiego na siłę sprawiło, że zabrzmiała sztucznie. Iggy jest zbyt stary i doświadczony by zabrzmieć wiarygodnie w takim materiale. "American Ceasar" i "Avenue B" pokazały, ze stać go na wiele.
Kiepskie jest również brzmienie płyty. na pierwszym planie wokal, poniżej bębny, ukryte za nimi gitary. Basu praktycznie nie słychać.
Gdyby nie bagaż oczekiwań - od legendy oczekuje się wielkości - pewnie nie narzekano by tak na tą płytę. Bądź co badź to naprawdę fajne granie.

_________________
Obrazek


Ostatnio zmieniony pt, 13 czerwca 2008 21:24:36 przez poprzednio jako azbest23, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 07 czerwca 2008 14:16:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Fragment występu The Stooges z 1970 roku. Zespół gra "TV Eye" i "1970" a Iggy szaleje
http://www.youtube.com/watch?v=BD_XCECbAEU

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 115 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5 ... 8  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 41 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group