Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 19:14:22

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 793 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 25, 26, 27, 28, 29, 30, 31 ... 53  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 19 września 2014 16:09:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
super! :)

antiwitek pisze:
O! To może ten, o którym opowiadał mi MAQ? Podobnie go zresztą ocenił .


Dla mnie Gołębiewski to najlepszy perkusista jakiego widziałem na żywo!
Świr!

A poza tym:

pilot kameleon pisze:
Już raz byłem tu na koncercie. Trzaska / Rychlicki / Szpura. Wtedy klub pękał w szwach. Wczoraj było pustawo. Może 30 osób.


Obwiniam Trzaskę za taki stan rzeczy.
Kiedy panowie Gołębiewski/Oleszak zagrali w duecie było jakieś 25-30 osób - gdy dobił do nich Mikołaj liczba wzrosła o jakieś 150%.

pilot kameleon pisze:
Co więcej? Po 5 minutach trwania występu klub opuściło 20 osób.


hehe bywałem świadkiem takich wdarzeń - niezapomniany widok :mrgreen:

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 01 października 2014 11:23:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Tak spodobała mi się ta wizja, że muszę gdzieś wkleić :D :

Cytat:
Radek, który stał na scenie opowiadał mi, że z góry wyglądało to niesamowicie – w pewnym momencie zobaczył, że wielki łysy bramkarz z trudem, z żyłami na skroniach, półleżąc trzymał barierkę z załamującymi się rękami, a z drugiej strony Pitek z Marysina grał mu na łysym czerepie dłońmi jak na perkusji w rytm kawałków Meteorsów.


Całość tu: http://psychobillowski.blogspot.com/201 ... ry-39.html .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 01 października 2014 14:00:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
True story. Sam widziałem w/w scenkę na własne oczy. :D

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 01 października 2014 20:13:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Tak myślałem, że zareagujesz :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 02 października 2014 08:40:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Co mam nie zareagować. :D

Tym bardziej, że dzięki Twojemu wpisowi dowiedziałem się, że pojawił się kolejny odcinek "sagi". W piątek widziałem się z Piterem i miałem go nawet zapytać co z dalszą częścią opowieści (bo dawno już nie było kontynuacji), ale zaczęliśmy gadać o dzieciach, przedszkolach i takich tam (o tempora! o mores!) i zapomniałem. D

PS: Na poniższym zdjęciu widac nawet obu bohaterów przywołanej opowiastki, ale niestety uchwyconych tuż po, albo tuż przed chwilą, w której glaca bramkarza posłużyła jako bębenek :D

Obrazek

PPS: BTW! Witt, może wpadniesz do Wa-wy za trzy tygodnie? Szykuje się impreza grubego kalibru z inną legendą w roli głównej:
http://www.psychobilly.pl/24-10-2014-th ... warszawie/

;)

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 października 2014 19:55:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Zapraszam :)

http://wmigthroughthegig.wordpress.com/ ... -mi-smoka/

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 25 października 2014 12:39:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
wczoraj miałem przyjemność uczestniczyć w festiwalu Gwiazd Polskiego Beatu (i nie tylko) pod nazwą "Póki my żyjemy"

od razu zaznaczam, że to nie jest dokładnie moja muzyka - nie posiadam żadnej płyty któregokolwiek z wykonawców (niestety Skaldowie w ostatniej chwili odpadli) i w Arenie znalazłem się za sprawą zaproszenia jednego z organizatorów, p. Arka Kozłowskiego z Radia Yesterday, proszę zatem wziąć poprawkę na to co będę pisał, nie należę do tamtego pokolenia i nie byłem targetem :)

Początek potwierdził wszelkie moje obawy - na scenę wyszedł Piotr Szczepanik i do za głośnego playbacku bardziej recytował niż śpiewał piosenkę Wspomnienie... Ach tak, pomyślałem, więc będziemy się tu razem męczyć przez długie godziny pod pozorem dawnych świetności... Kolejny utwór, Żółte kalendarze, przyniósł jeszcze więcej tandety w podkładzie (klawisze może nie jak w disco polo, ale jak w najgorszych zespołach kościelnych), na szczęście playback został dość mocno ściszony, a śpiewak jakby odzyskał formę. Pamiętam, że jeszcze w latach 90-tych Piotr Szczepanik dawał koncerty akompaniując sobie na gitarze akustycznej, rozumiem, że palce mogą już odmawiać posłuszeństwa, ale czy już nie można znaleźć nikogo kto by podegrał? Uprzedzając wypadki, różnorakie półplaybacki (i całe też!) były najgorszym elementem wieczoru, które zrujnowały niejeden występ... O dziwo, kolejny numer, szlagierowy Kochaj, w którym Szczepanik śpiewał w duecie z samym sobą sprzed lat, zabrzmiał najbardziej... uczciwie ze wszystkich. Co najciekawsze, po raz... jedyny wybrzmiał tego wieczora ów sound z lat sześćdziesiątych oparty na mocnych treblach, który tak cudownie definiował epokę i tak szybko się zestarzał. Wzruszona, mimo wszystko, publiczność wymogła bis, chyba nieplanowany, bo już pan Arek wszedł na scenę. Padło na Kormorany, Szczepanik zagaduje pana Arka: "też będzie pan śpiewał?" Pan Arek: "nie, ja tylko dobrze wyglądam". Na ekranie może nie wygląda to imponująco, ale zaręczam, że było to o wiele lepsze niż każde z późniejszych wejść Kabaretu Elita, który urozmaicał czas wymian sprzętu na scenie do cna żyłując sztukę double entrende, z jednym świetnym żartem na dwadzieścia słabych. Gdzie te dawne loty, panowie Kmicic, Wołodyjowski, Zagłoba? Mimo wszystko i na nich, i zwłaszcza na pana Szczepanika, patrzyłem z dużym szacunkiem, z przeciwnych zresztą powodów: Elita trochę posiwiała, ale prezentuje się dziarsko, za to Piotr Szczepanik nie bał się przyznawać do swojej starości i zapominania, z pokorą i dystansem, jego zachowanie na scenie wzruszyło mnie bardziej niż jego muzyka.

Następny w kolejce był Edward Hulewicz, postać, przyznaję, do wczoraj kompletnie mi nieznana. O ile Szczepanik niejako reprezentował wszystko co najlepsze z tamtej epoki, Hulewicz skojarzył mi się z estetyką pochodów pierszomajowych, a może tego co można było zobaczyć gdy pochód już się skończył - wiatraczki, piłeczki na sznurku, cukrowa wata, słowem: "kolorowe jarmarki". Oczywiście i ów śpiewał do półplaybacku i to dość nierówno (choć forma wokalna niczego sobie!), wirując i skacząc w swojej marynarce z cekinami. Przy okazji utworu Serdeczne życzenia wybiegł nawet przed scenę i jął przytulać wybrane panie na widowni. To było mocne i przebiło dotychczasowy hit - zaproszenie do widzów na poślednich widokowo sektorach by się przesiedli i uniknęli "widoku bocznego" :) Potem spoważniał i zaproponował swoją wersję Pieśni niewolników z Nabucco, ale jednak nie wytrzymał i też trochę się przy tym gibał. Już się więcej nie spotkamy, ale nie mówię tego ze złością :)

Potem wywołano nazwisko Wojciecha Kordy. I tutaj od razu szok! Na wejście świetna wersja Gimme Some Lovin', w której brakowało mi tylko chórków w refrenie. Dwóch gitarzystów grało porywające sola a akustycy zdecydowanie stanęli na wysokości zadania, dla porównania na niedawnym Luxfeście tylko Dikanda brzmiała lepiej. Pod koniec świetne spiętrzenie (co za sound bębnów!), autentycznie mnie przeszyło. Best moment wieczoru! I dopiero wtedy na scenę wszedł Wojciech Korda i przedstawił zespół jako nowych Niebiesko-Czarnych... Przez pierwszy numer wyraźnie zespół szukał wspólnego języka z frontmanem. Potem była Niedziela będzie dla nas i jak dla mnie było całkiem dobrze! Forma głosowa tego wieczoru wręcz imponująca, choć nie wiem czy dobrym pomysłem były różne wokalne popisy, już nie przesadzajmy z tą formą... Najlepszy numer tego setu - zdecydowanie nieznana mi dotąd Andrea Doria, sprawdziłem dziś w necie wersję oryginalną i trochę brzmi pretensjonalnie, za to wczoraj nic mi nie zgrzytało, to był jedyny lekko "progresywny" moment wieczoru, przepysznie wykonany i szczerze biłem brawo. Niestety potem nastąpiła wiązanka hitów rock'n'rollowych i jak dla mnie wyszło to bardzo nieprzekonująco - nie ten sound, nie ta angielszczyzna i chyba nie ta autentyczność, nawet jeśli weźmiemy poprawkę na to, że ja osobiście lubię big-beat a nie znoszę rock'n'rolla. Na koniec kolejny numer bardziej autorski, od razu o wiele lepiej. Dobry występ.

Ale teraz przyszło najlepsze. Tadeusz Woźniak. Już pierwszy numer, tylko na gitarę i głos, przyniósł godne zadośćuczynienie za te wszystkie playbacki i tutaj po raz pierwszy pomyślałem, że to nie jest żaden li tylko nostalgia act, tylko po prostu w pełni uzasadniony artystycznie występ. W następnym numerze dołączyli Syn i zdaje się Żona pana Woźniaka i również (generalnie) nie zawiedli. Naprawdę piękne trójgłosy, szybujące i przeszywające. Były Pomarańcze, była ujmująca piosenka o Włóczkijach, był świetny numer napisany na wakacjach z Grechutą (coś o wzgórzach jak dzwony...) No i był Zegarmistrz Światła. Nie będę oryginalny i przyznam, że na ten numer czekałem najbardziej i nie zawiodłem się, mimo (jedynego w tym secie) półplaybacku i braku trąbek w podkładzie. Patrzyłem sobie na sklepienie Areny w kształcie surrealistycznej rulety i myślałem sobie, że ten Artysta bierze w ręce nostalgię, z całą magią i antymagią swojej rozwichrzonej czupryny i nieodłącznego w tym miejscu smrodu trampek (pamiętam go jeszcze z meczu koszykówki Lech Poznań - Górnik Wałbrzych, gdy byłem w Arenie po raz pierwszy z Ojo'em w latach 80-tych) i rzuca ją pod gwiazdy. To było podręcznikowe przebicie się na drugą stronę. Oczywiście ciarki na plecach. Najlepszy występ festiwalu.

Po krótkiej przerwie na scenie zameldowali się Trubadurzy. Przyznam, że trochę czekałem na ich występ, mimo ich ciągot na przestrzeni lat do brzmień (oględnie mówiąc) tandetnych. Wciąż jednak miałem w pamięci zapis występu w Opolu, z gitarą basową na pierwszym planie w kształcie Bałałajki-Monstera - jakiż tam był chaos w wykonaniu i jaki ogień w harmoniach wokalnych. Teraz, po niemal 50 latach, dostałem dokładnie to samo, tylko że w mniej vintage'owym wydaniu. Nie mówię tu o strojach wykonawców, siedzący obok mnie kolega Błażej bardzo się na nie krzywił, a mi zrobiło się jakoś ciepło w klacie :) Nie, mówię o soundzie - podczas półgodzinnego setu zespół zdołał zmieścić w swojej muzyce świetne, puchate harmonie wokalne, drapieżny bas, solo perkusji, rasowo brzmiącą gitarę blues-rockową i disco-polowe brzmienia syntezatora (oczywiście Korg - niech ten instrument będzie przeklęty!) Nie żartuję, proszę sobie wyobrazić numer Znamy się tylko z widzenia i bas a la Chris Squire (chodzi o brzmienie a nie grane nuty). Generalnie mi się to wszystko raczej nie podobało, poszczególne elementy nie układały się w przekonującą całość, a konferansjerka pozostawiała dużo do życzenia. Poza tym na solówce perkusji miał miejsce pierwszy tego wieczoru kiks akustyków (z którego, mam wrażenie już się do końca nie wygrzebali - do końca zostało już za głośno i nieczytelnie, skaranie Areny), a już wyskok perkusisty ze śpiewaniem Hymnu (worst moment wieczoru!) był jak dla mnie bardzo nie na miejscu. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że to Trubadurzy jako jedyni porwali tego wieczoru publiczność do tańca i to oni zebrali najwięcej braw.

Potem była Iza Trojanowska. Zachowuję do niej dużo sympatii po tym jak kolega opowiedział mi o spotkaniu z nią w jej knajpie w Niemczech, jest ponoć osobą normalną i sympatyczną. Wczoraj jednak wypadła bardzo blado: zaśpiewała z pełnym playbackiem a towarzyszący jej na scenie muzycy (jak się okazało młode pokolenie zespołu No To Co) nawet nie starali się udawać, że odgrywają to co leci z monitorów. I tu brawa dla Publiczności, nie dała się nabrać - po wyjątkowo chłodnych brawach nie było nawet mowy o bisie.

Finał (z braku Skaldów) należał do zespołu No To Co. Przyznaję, że mimo bardzo dobrych skojarzeń (po filmie "Milion za Laurę") jakoś mi było do nich zawsze daleko, mimo że im samym przecież niezbyt daleko do Skaldów, których uwielbiam. Wszystko jak zwykle rozbijało się chyba, jak zawsze, o sound i tu muszę przyznać, że odświeżenie brzmienia wyszło zespołowi na jak najlepsze. Nieznany mi dotąd numer Nikifor, zagrany trochę na modłę najlepszych momentów Starego Dobrego Małżeństwa, w mistrzowskim opracowaniu wokalnym na sześć głosów, wypadł bardzo poruszająco, lepiej niż w oryginale. A sam fakt powrotu - po ponad 40 latach - Jerzego Grunwalda do składu zespołu był wydarzeniem zgoła historycznym. Może to kwestia sugestii (i ustawienia konsolety), ale ileż jego głos wniósł do harmonii. Finał znakomity, choć z lekką nutką niedosytu.

Po całej imprezie nasuwają mi się dwie myśli. Po pierwsze, fakt że na całe 4 i pół godziny muzyki prawdziwie vintage'owo zabrzmiały tylko dwa utworu Piotra Szczepanika z playbacku jest mimo wszystko zdumiewający. Odświeżenie brzmienia niektórym wyszło na plus, innym zdecydowanie nie. A może to wcale nie jest zaskoczenie - najmniej w brzmieniu pozmieniał chyba Tadeusz Woźniak, no ale to nie jest przestarzały beat, tylko uniwersalny styl singer-songwriter. Ale może nie trzeba bać się tej patyny? Przecież jest ona jednym z tych elementów, który przyciąga nas do starych płyt.

Po drugie, nie spodziewałbym się, że gdyby grali Skaldowie to usłyszelibyśmy Krywania czy choćby Juhasa, a jednak bardzo Skaldów brakowało, bo chyba było ciut za mało murowanych evergreenów. Ale może to tylko spojrzenie mimo wszystko laika na tym poletku, blisko mnie siedziało wielu ludzi którzy znali na pamięć WSZYSTKIE utwory. Dla nich na pewno było warto zorganizować ten koncert, a ja stojąc z boku na pewno na tym skorzystałem. Wprawdzie obudziłem się dziś rano upiornie z Kasią Trubadurów w głowie, ale potem stanął mi w oczach Szczepanik z godnością i klasą schodzący ze sceny i jakoś mi dobrze z tym obrazem. No i już sprawdziłem dyskografię No To Co na Deezerze.

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 25 października 2014 15:40:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Gero pisze:
w festiwalu Gwiazd Polskiego Beatu (i nie tylko) pod nazwą "Póki my żyjemy"


Aż chce się powiedzieć "ja pie....."
A tu jeszcze...

Gero pisze:
wyskok perkusisty ze śpiewaniem Hymnu


...i...

Gero pisze:
Grunwald


:wink:

Ale bardzo mnie cieszy, że te plusy jednak różne mu i niemuzyczne :) .

PS. Chyba tylko ja nie lubię "Zegarmistrza światła"...

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 27 października 2014 09:04:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Cieszę się, ze Gero znalazł jakies plusy tego koncertu, ale jak widzę listę wykonawców i czytam o tych playbackach tudzież klawiszach Korg, to wiem, ze na takiej imprezie mógłbym się znaleźć wyłącznie z powodu skazania prawomocnym wyrokiem sądu.

I gdyby chociaż Szczepanik, którego kiczowate hity notabene bardzo lubię, fałszował na żywo.... ale nie.

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Ostatnio zmieniony pn, 27 października 2014 12:43:07 przez Pet, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 27 października 2014 12:17:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 20:43:51
Posty: 3056
Skąd: z Trawberry Fields
antiwitek pisze:
Chyba tylko ja nie lubię "Zegarmistrza światła"...


Po przymusowym dla mnie udziale w występach jednego pana pod oknem biura tego lata i rżnięciu onego przeboju 3-4 raz jednego dnia - dopisuję się do listy nielubiących. I na przestrzał!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 09 listopada 2014 10:16:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Poezja Konstandinosa Kawafisa na Krakowskim Salonie Poezji. Czytają Jorgos Skolias i Radek Krzyżowski, na kontrabasie gra Marcin Oleś.

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, 26.10.2014



Toż to było wydarzenie, nieoczekiwane, zaskakujące. Piękna secesyjna, ociekająca złotem sala w Teatrze Słowackiego. Krzesła obite ciężkim materiałem, większość zajęta. Średnia wieku publiczności to pewnie coś około 70 lat. Zaczyna czytać Krzyżowski. Głosem aktorskim, wspaniałym, zaczyna się narracja. Jorgos Skolias dośpiewuje jakieś wokalne friki, albo czyta fragmenty tekstu po grecku. Oleś gra. Czasem delikatnie, innym razem gwałtownie. Posiłkuje się looperem, dzięki czemu jeden instrument bardzo zagęszcza przestrzeń. Z tych elementów tworzy się piękna narracja. Wiersze Kawafisa warunkują wszystko, tworzy się coś na kształt spektaklu pełnego greckich bohaterów, erudycji, starożytności, aluzji literackich, może też lekkiej dekadencji. Słuchowisko radiowe? Byłoby to przeżycie może nie wstrząsające, ale tak cholernie wciągające, że na 50 minut zniknąłem. Były ciarki, a te nieczęsto się ostatnio pojawiają.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 30 listopada 2014 23:07:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Trafiliśmy dziś na niespodziewany koncert! W ramach imprezy pt. Ursynowski Festiwal Muzyki Kameralnej i Organowej, gdzie przez kilka niedziel w ursynowskich kościołach można było słuchać różnego rodzaju muzyki kameralnej i organowej ;-) poszliśmy z Izą i Marcinem na koncert do naszego kościoła, gdzie wystąpił duet o nazwie Glass Duo - Anna i Arkadiusz Szafrańcowie (czy małżeństwo, nie wiem). Grali na instrumencie pt. harfa szklana. Wyglądało to bardziej jak wibrafon niż harfa, tyle że zamiast coraz większe płytki - coraz większe okrągłe szklane naczynia; od takich wielkości baniek, co ostatnio Marcinowi znajoma stawiała na plecach, po porządne wazony na porządne bukiety (tak naprawdę były to chyba raczej kieliszki, ale nóżki schowane albo odpiłowane). Myślałem, że może będą w to uderzać jakimiś pałeczkami, ale gdzie tam - pocierali palcami! Nie wiedzieć jak, wydobywały się z tego zaczarowane dźwięki :shock:
Zaczęli od klasycznej toccaty i fugi, potem trochę takiej lżejszej muzyki a la Astor Piazzola, było też preludium Chopina, jeden numer autorski. Grali krótko, bo prócz nich jeszcze był duet obojowo-organowy, na koniec zagrali jeden numer razem, a na wszystko było mniej niż godzina. Krótko, ale brzmiało intensywnie! Cisza jak makiem zasiał (no, czasem Marcin coś stęknął), bo i ta ich muzyka bardzo delikatna.
Po powrocie do domu znalazłem ich na youtubie, zatem można zobaczyć, o co to w ogóle chodzi:
Taniec wieszczki cukrowej
Są i inne rzeczy do zobaczenia, poza tym wszedłem sobie na ich stronę, gdzie całkiem sporo można odsłuchać.

Dość niesamowite, no a poza tym - ewidentnie gra tam Armijny Smok! :D


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 01 stycznia 2015 11:00:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 24 listopada 2014 21:36:08
Posty: 735
Skąd: z nienacka
André Rieu & Orchestra Tour 2015 GDAŃSK/SOPOT
30,05,2015 godz.20.00

chciałabym ,ale czy czasowo się wyrobie :?:

_________________
Mieszkam we mgle, po tamtej stronie
mieszkam we mgle, na jakiś czas


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 01 stycznia 2015 23:16:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
O, już myślałem, że będzie antycypowana relacja ;-) Chyba chciałaś napisać w tym wątku ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 11 lutego 2015 17:54:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 22 czerwca 2013 11:27:05
Posty: 4375
Skąd: z lasu
W sobotę byłem w toruńskim klubie odnowa na koncercie zespołów: PRZECIW , SEXBOMBA i TZN XENNA .
Zespoły grały na małej scenie. Koncerty odbyły się już po godz 19.30 .
Najpierw zaczał PRZECIW .
Zagrali 45 minutowy set. Zagrali takie utwory jak ,, Punk rock show'', ,,pokój 249'', ,,komuniści'' , kover DEZERTERA
,,szara rzeczywistośc''. Wokalista miał bardzo podobny wokal do ROBALA z DEZERTERA hehe .

Potem na scne weszłą SEXBOMBA[/b] . Zaczęli do koveru :
,,Should I stay or should i Go'' CLASH , potem ,,Alarm'',
,, wodka sex i rocknroll'' , ,,Alkohol'', ,,Nikt inny'' , ,,CA plane''
, ,,GMO'',
,,Raz przeżyty dzień'' z gościnnym udziałem
ZYGZAKA z TZN XENNA , ,,Świnie'',
,,mały promil'', ,,Szatan'' , ,,Mariola'' , ,,Żmija'' ,
,,Lipiec 86'' i na koniec ,,Woda , woda woda''.

A na koniec weszła gwiazda wieczoru, czyli, czyli TZN XENNA .
Zaczeli grać krótko przed 22. najpierw zagrali: ,,Samoloty'', potem były: ,,Guma'', ,,Religia'' , ,,Chcę to zobaczyć'' , ,,Wczorajszy sen'' ,,Pralka''
,,Paranoja '81'' , ,,Zrób coś'' , ,kalasznikow'',
,,Dr zbrodnia'', ,,Dlaczego'', ,,Wolacy'' ,
,, Dzieci z brudnej ulicy'' , ,,Dzicy ludzie'' , ,,Gazety mówią'' , ,,Nasz świat'' ,
,, Ciemny pokój'', ,,Polskie radio'' , ,,Dziewczyny w pogo'' , ,,Czart prl'',
,,Chaos i wojna'', ,,Wasza wiara'' , ,,Ścierwo'' , ,,Antidotum' , ,,Black dog'', .
Na bisy: ,,Imieniny pani Zosi'' , ,Wodzowie'' i ,,Miasto''.
koncert zakonczył się po godz 23. 15. To tyle z moich relacji. :wink:

P.S mam na pamiątkę z koncertu trakliste z TZN XENNY .
Z pamięci odtwarzyłem to co zapmietałem na koncercie
( w każdej chwili mogę dokonać sprostowań, małych poprawek,
ale miej więcej tak było na koncercie), ale było naprawdę fantastycznie .
Nie żałuje . Dawno tak dobrze się nie bawiłem.
:)

_________________
,,Tak dużo, tak mocno
Nie pytaj już
Nie pytaj
Tak dużo, tak mocno ''


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 793 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 25, 26, 27, 28, 29, 30, 31 ... 53  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 53 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group