Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 19 marca 2024 04:06:17

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 793 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 29, 30, 31, 32, 33, 34, 35 ... 53  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: sob, 02 lipca 2016 18:45:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Poszedłbym, a po takim wpisie to jeszcze bardziej :)

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 07 sierpnia 2016 12:48:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Nie bardzo wiem gdzie wrzucić, więc wrzucam tutaj :mrgreen:.

Kolejny mój wywiad. Inicjały rozmówcy te same co ostatnio :D

https://wmigthegig.com/2016/08/07/niemale-wyzwanie/

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 27 sierpnia 2016 23:27:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
Okazało się, że Tymon dekonstruuje "Biały Album" i to z udziałem Zalefa i Natalii Przybysz, i to w Poznaniu, i to za darmo - poszedłem bez wahania.

Pierwsze wrażenie w klubie studenckim 9stóp jak najgorsze - nie było czym oddychać, a kończył występ pierwszy support - odmóżdżająca junk-music, która powinna być zakazana - na szczęście to były ostatnie dwie piosenki. Uff.

Teraz na scenę wkroczył Krzyś Zalewski. Już tu kiedyś wspominałem, że przy pewnej okołoarmijnej (zamkniętej) okazji miałem z nim przyjemność wykonać pięć utworów a także spędzić cały dzień na próbach i w drodze. Od tamtej pory (2011) żywo się interesuję wszystkim co robi i szczerze mu kibicuję. Mimo że jego największa miłość to chyba Iron Maiden, to tamtego dnia jeden drugiego próbował zagiąć w repertuarze Beatlesów i nie zdołał... No, nie kojarzył jednej piosenki, nie pamiętam której... Only a Northern Song, bodajże... Z kolei coś tam nawiązaliśmy do Queen i dla uproszczenia ostatnią piosenkę na Sheer Heart Attack nazwałem In the Laps of the Gods, a on MNIE POPRAWIŁ ;), że to co śpiewam jest "Revisited", a tamten numer leci o tak... Piszę to, żeby pokazać, że jest takim samym zapaleńcem muzycznym jak większość z nas na tym forum i muzyka po prostu się z niego wtedy wylewała - pamiętam jak tuż przed "naszym" występem wziął leżącą w garderobie gitarę Budzego (choć Toma wtedy nie było z nami) i ni stąd ni z owąd zagrał i zaśpiewał tytułowy numer z Grace - bezbłędnie!

Dzisiaj w 9stopach Zalef wystąpił zupełnie sam. Pomysł na występ miał następujący: na różnych instrumentach nawijał sobie loopy i do tak powstałych podkładów dodawał kolejne warstwy, zazwyczaj kończąc mocnymi akcentami perkusyjnymi. Zagrał m.in. sławny przebój Jaśniej i dziwaczny numer mający w zwrotce śpiewane fragmenty melorecytacji z The End a w refrenie jakieś niezrozumiałe słowa - bardzo udany utwór. Była singlowa Luka i interesujący utwór na trzy głosy (oczywiście nakładane na żywo) o uchodźcach (to tak do końca na serio?). Krzyś pokazał to co już wiedziałem - jest niesamowitym wokalistą, bezwzględnie jednym z najlepszych w kraju, świetnym showmanem i utalentowanym multiinstrumentalistą. Tylko... gdzieś w tym wszystkim - jak dla mnie - rozproszyła się ta niesamowita energia i... muzykalność. Nagłośnieniowcy zupełnie sobie nie dali rady z tym, że śpiewał do dwóch różnych mikrofonów i to jeszcze - jakże on śmiał - na różnych poziomach głośności! Ale chyba sam Krzyś nie do końca to okiełznał, choć trzeba przyznać, że na TEJ scenie miał bardzo pod górkę. Jak dla mnie powinien założyć zespół i być jego frontmanem z gitarą. Bardzo żałuję, że nie załapałem się na taką formułę koncertowania, zresztą z Borsem w składzie. Dzisiaj było "tylko" bardzo dobrze - a u niego powinno być zawsze "genialnie"!

No ale teraz miało nastąpić to na co czekałem najbardziej. Na scenie zainstalował się Tymon z Tranzystorami (sekcja rytmiczna + dodatkowa gitara + klawisz + trzy dęciaki) i po prostu zapodał Back in the USSR. Od razu rzuciło mi się w oczy i uszy jak świetnie panuje nad głosem, instrumentem, zespołem, wszystkim... Klasa! Na sekcję środkową wyleciał znowu Zalef, ale jego mikrofonu dźwiękowcy znowu nie nagłośnili na czas... NA SZCZĘŚCIE to był ostatni taki kiks tego wieczoru - od tego momentu wszystko brzmiało na tyle dobrze, że przestałem myśleć o nagłośnieniu i skupiłem się na tym co grali.

A grali świetnie, świetnie! Po USSR na scenę weszła niejaka Natalia Grosiak i wykonała Dear Prudence, w ciekawej popowej wersji. Rzeczony numer to mój ulubiony numer z "Białego Albumu" i nie dało się go oczywiście poprawić, ale szacunek dla wokalistki, że przynajmniej go nie spierdoliła. Z kolei znowu wyszedł Zalef i zagrali Savoy Truffle (!) - niby wymarzony numer na taki skład, ale jednak kto by się spodziewał! Wgięło mnie w ziemię. Świetne energetyczne wykonanie, wspaniałe leady Krzysia i niesamowicie czyste i trafne falsety Tymona (ile on ma lat? a więc jeszcze i u mnie to może przez jakiś czas nie zagaśnie?) No i na scenie pojawia się chyba najbardziej oczekiwana na sali osoba: Natalia Przybysz! Wykonuje Yer Blues, w ponurej, zwolnionej wersji. Śpiewa oczywiście genialnie (jestem fanem jej głosu od czasu kiedy z nudów oglądaliśmy w Bardzie Śląskim eliminacje do Eurowizji, kiedy to po raz pierwszy chyba świat usłyszał o Sistars...)

No to było wiadomo, że na scenie - niczym John Paul George i Ringo - pokazało się czworo wokalistów bez zarzutu, mistrzowskich w tym za co się zabierali (no, Tymon, trochę nie wyciągał w I'm So Tired, ale to naprawdę drobiazg), bezbłędnie panujących nad głosami i śpiewających bez wysiłku. Pozostawało pytanie co mistrz ceremonii zrobi z materiałem bazowym - które numery wybierze i jak bardzo je zepsuje (przepraszam, że tak piszę, ale... zresztą nawet Zalef w materiałach promocyjnych przyznał: Nie uważam, że zrobimy The Beatles lepiej niż Beatlesi, ale mam nadzieję zrobimy inaczej, ciekawie (...)) I co - zwracam Tymonowi honor. Wśród wszystkich wykonanych dziś numerów nie było żadnego ewidentnego knota. Bezwzględnie czuć było miłość do The Beatles, słychać było, że nikt tu nie chce Beatlesów poprawiać, może co najwyżej trochę... porozciągać. Czasem mi się podobało bardziej, czasem mniej, wiadomo, ale poziom przyzwoitości nie był zagrożony ani przez chwilę, a momentów świetnych było z ręką na sercu więcej niż bym mógł się spodziewać. Jeden numer wypadł jak dla mnie genialnie - Everybody's Got Sth To hide Except for me and My Monkey! Śpiewał Zalef i wyciągnął wszystkie górki a zespół grał jak natchniony, mimo braku dzwonka okrętowego osiągnął absolutne wyżyny ekspresji w kulminacji. Z innej strony - odważne upopowienie I Will i Julii zupełnie tych utworów nie zabiło, przy Julii (znowu Zalef) miałem ciary na plecach i po raz jedyny zabrzmiały tam harmonie bardzo jazzowe, których po Tymonie spodziewałbym się więcej. Natalia Przybysz zaśpiewała wspaniale Helter Skelter, tutaj ekspresja była inaczej zbudowana niż w Everybody, bardziej "czujnie" ale równie przekonująco. Nie udał się trochę Blackbird, miałem wrażenie, że klawiszowiec nie udźwignął akompaniamentu. Już miałem też narzekać na dziwnie zwolniony Glass Onion, ale tutaj Natalia Grosiak przepięknie zaśpiewała jakiś autorski środek, proste ale poruszające opadające glissando. Z kolei Cry Baby Cry aż prosił się o wspólne śpiewanie i wielu ludzi (o! widać było że wiele osób przyszło tu wyraźnie na Beatlesów) naturalnie się włączyło. Na koniec regularnego setu zabrzmiał Happiness Is a Warm Gun. Tutaj muszę przyznać, że zupełnie nie udał się moment, w którym Beatlesom wyszła (może przez przypadek) zawoalowana polirytmia - tutaj zespół tego wyraźnie nie udźwignął - z kolei jednak moment mother superior jump the gun mnie znowu powalił, głównie dzięki dodanym za którymś z kolejnych razów wręcz operowym zaśpiewom pani Grosiak. Mimo wszystko mocne zakończenie.

Ciekawie było na bisach. Chyba nie było basu w Birthday, ale i tak było to kolejne fenomenalne wykonanie. Potem Zalef sięgnął po gitarę Tymona i wyraźnie zaimprowizował wersję Mother Nature's Son - dołączył tylko Tymon na akustyku. No i na koniec jeszcze raz Cry Baby Cry - teraz już chyba wszyscy śpiewali. Publiczność nie chciała wypuścić wykonawców ze sceny więc Tymon podszedł po raz kolejny i obiecał, że za jakiś czas wrócą z tymi samymi piosenkami i jeszcze dodatkowymi. TRZYMAMY ZA SŁOWO!

Koncert oceniam oczywiście na ***** - było w nim wszystko czego sobie życzył: pewność wykonawcza, szczypta wirtuozerii, swobodna manipulacja nastrojami, momenty geniuszu ale i zaskoczenia, ryzyko i wyprawy w nieznane. Gdy było już po wszystkim poczekałem na Krzysia, pamiętał moją twarz ale nie pamiętał skąd ;)

Wielki dzięki John, Paul, George, Ringo, Tym, Krzy, Nat i Nat - dzisiaj było was Ośm z Liverpoolu, Fab Eight, if you like.

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 28 sierpnia 2016 07:24:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Ale czadowo!! :aniolek:

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 14 września 2016 11:24:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Dziś krótko i dość krytycznie.
W roli głównej Józef Van Wissem :).

https://wmigthegig.com/2016/09/14/zrogowaciala-struna/

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 28 września 2016 10:03:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Z racji mocno chwiejnego dostępu do internetu, wpis będzie później uzupełniany, nie mniej - pierwszy dzień Mózg Festiwalu, miał się uważam, tak: https://wmigthegig.com/2016/09/28/rozped-mozgu/

:)

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 03 października 2016 22:14:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Part II: https://wmigthegig.com/2016/10/02/rozwoj-mozgu/

:)

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 15 listopada 2016 09:21:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Jeśli chodzi o tegoroczną moją Koncertową Jesień, to nie wspomniałem jeszcze o dwóch koncertach.

17 października byłem w Mandze na Lotto. Wcześniej miałem okazję zetknąć się z ich mocarnym graniem na Offie. Byłem wówczas zadowolony, że to perkusja jest na pierwszym planie - bo właśnie transowe partie Pawła Szpury najbardziej mnie w tym zespole interesują. Wydaje mi się wręcz, że to one stanowią o specyficznej, głębokiej i ciężkiej ekspresji zespołu, określając wyraźnie zmieniającą się dramaturgię koncertowego wieczoru, i tworząc wyraźną oś muzyki Lotto. Tym razem jednak to gitara Rychlickiego była najgłośniej - i też byłem zadowolony. Zwłaszcza gdy w pierwszych jakichś dwudziestu minutach koncertu jej cyklopowe dźwięki wspaniale przygniatały publiczność. Myślałem wtedy jednak, że może Paweł zbyt miękko ustawił sobie brzmienie swojego zestawu. Ale kiedy kurz po trzęsieniu ziemi opadł, kiedy muzyka nieco uspokoiła się - wtedy okazało się, że to nie jest przypadek. Aura jaka wówczas została wyczarowana przez zespół - jak dla mnie nieco elektryczno-milesowsko-jaskiniowo-nadmorska - opierała się właśnie na tym co i jak grał Paweł, na tym jak brzmiała jego perkusja, jakie echa dalekich tąpnięć przenosiło jej nieco wytłumione brzmienie. A potem orgia talerzy, jak kąpiel w lodowatym wodospadzie.

Nie słyszałem nigdy Lotto z płyty, ale w wydaniu koncertowym ich muzyka bardzo mi odpowiada. Jej ciężar, surowość, repetytywność, przy wyraźnym jednak kroczeniu do przodu, jej swoisty prymitywizm, przejawiający się w odcinaniu tych elementów, które mogą przeszkadzać w archaicznym obrazowaniu. Do tego operowanie dołem, współtworzonym przez Majkowkiego (palacami czy smyczkiem). Wątpliwości miałem jedynie gdy gitara Rychlickiego nadmiernie rozćwierkiwała się w efektach - zdecydowanie wolę gdy kładzie te mamucie dźwięki. Ale ogólnie Lotto to oryginalny, mocny skład, którego warto na żywo doświadczyć.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 15 listopada 2016 09:58:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
A szóstego listopada udałem się do kościoła świętego Bartłomiej w Mogile, żeby wysłuchać koncertu Pawła Szamburskiego. Zastanawiałem się jak sprawdzi się na żywo materiał z płyty Ceratitis Capitata - to przecież muzyka na klarnet solo, bez żadnych nakładek, w pewnym sensie surowa, a przy tym raczej medytacyjna niż ofensywna. I co? - koncert wypadł doskonale. Paweł zaprezentował cztery fragmenty: Orthodox, Sufi, Catholic i Judaic. Przedstawił przy okazji swoje metody pracy nad opracowywaniem muzyki tych tradycji religijnych, jej elementy wspólne i zróżnicowanie, mimochodem wprowadzając słuchaczy w przyjemny świat pojęć muzykologicznych. I zagrał... - cudownie! - tak, że wszystkie przedstawione niuanse - specyfikę, ornamentykę - można było usłyszeć. Partie klarnetu wywoływały momentami obrazy dawnych światów, a mój organizm na niektóre stojące w przestrzeni świątyni dźwięki reagował jak na udane sprzężenia. Do tego te momenty lotu, fragmenty swobodne, improwizowane, kiedy pojawiały się nawet elementy polifonii. Drewniany kościół spowodował, że nienagłośniony instrument brzmiał cudownie i ciepło. Zastanawiałem się, że może potrzebowałby odrobinę więcej powietrza-pogłosu, ale szczerze mówiąc nie chciałbym, żeby w brzmieniu cokolwiek zmieniać. Nigdy nie słyszałem tak przyjemnie brzmiącego klarnetu. Święty Bartłomiej okazał się więc sprzyjać prezentacji takiej właśnie muzyki. Koncert stosunkowo krótki, ale kryjący w sobie niezwykłe wprost bogactwo muzyczne, o którym tak naprawdę trudno opowiedzieć... ale cieszę, że mogłem nieco zaczerpnąć.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 22 grudnia 2016 18:34:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Też byłem na Lotto!

https://wmigthegig.com/2016/12/22/skowyt-smoka/

:)

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 29 czerwca 2017 20:04:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 22 stycznia 2005 20:06:28
Posty: 1085
Skąd: z Catanu
W pierwszym półroczu w moim mieście brakowało ciekawych koncertów. Było kilka i to bardzo dobrych, a jeden wręcz genialny, ale nie tyle, ile chciałbym, żeby było. Inna sprawa, że nie na wszystko chodzę. Na szczęście, w długi weekend nasyciłem się dobrą muzyką na żywo podczas wyjazdu do Trójmiasta. Zanim jednak spróbuję złożyć parę słów o kwintecie Tomasza Chyły w Sopocie, podzielę się tym, co zdarzyło się u mnie.

Nie słyszałem nic do niedawna o zespole Fleurdelis. Kiedy pojawiła się zapowiedź koncertu musiałem sprawdzić, czy to mnie interesuje. Okazało się, że jest to jak najbardziej coś, co powinienem zobaczyć.

Występ miał się odbyć na festynie organizowanym przez miejsowe bractwo rycerskie. Kiedy wychodziłem z domu, zaczynało padać, a kiedy byłem w parku po drugiej stronie miasta, padało już całkiem porządnie. Wcześniej grał jeszcze zespół Rzepczyno. Wysłuchałem sporej części jego występu, chociaż to nie dla takich brzmień tam poszedłem. W końcu rozpadało się tak, że cała, i tak już nieliczna, publiczność schowała się na jakiś czas pod pobliską wiatę, skąd trochę było słychać zespół. Ten grał, mimo że nikt go nie widział. Zanim skończył, trochę ludzi wyszło z powrotem.

Zaczęło się rozstawiać Fleurdelis. Nie trwało to długo, bo używali prostych instrumentów, które trzymali po prostu przed mikrofonem. Przygotowania musiałem jednak przeczekać pod wiatą, co jakiś czas tylko wychodząc, żeby nie przegapić początku koncertu. Nieustanny deszcz, co jakiś czas przechodził w fale ciężkiej ulewy. Jakoś jednak zniosłem trudne warunki i z ostatnimi niedobitkami, przetrwałem do końca. Jakiś bardziej znany zespół pewnie przyciągnąłby publiczność mimo pogody. Ci mieli pecha, bo w inny dzień pewnie zeszłoby się trochę ludzi z okolicy i ich muzyka mogłaby cieszyć większą publiczność. Tak to przynajmniej zaprezentowali się mi, z czego jestem zadowolony.

W najbliższym czasie będę musiał dostosować trochę gust muzyczny do warunków, bo w lipcu szykują się dwa kolejne koncerty muzyki dawnej, tym razem w ramach Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej. Wygląda na to, że każdy będzie reprezentował trochę inny jej aspekt. Ten, o którym napisałem wyżej, grał lekką muzykę bliską ludowej, głównie dworskie tańce, z przytupem, bez dążenia do wiernej rekonstrukcji, a wręcz przeciwnie, z wplatanymi tu i ówdzie współczesnymi utworami zaaranżowanymi po dawnemu. Ciekawe, co z obszernego worka zwanego muzyką dawną wyjmą Le nuove Musiche i Choreja Kozac'ka.

_________________
Czuję tu zapach chrześcijanina


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 22 września 2017 04:39:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7658
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Wpisałem się wczorajszej nocy w wątku "Koncerty innych wykonawców" i obiecałem jakiś szerszy opis wydarzenia koncertowego które wywarło na mnie naprawdę *gigantyczne* wrażenie.

A było to tak: we środę koło południa miałem chwilę czasu i wpadłem do staroświeckiego sklepu muzycznego, żeby sprawdzić, czy da się gdzieś kupić wydany na Dzień Sklepów z Winylami albumik Claypoola i Lennona pt. "Lime and Limpid Green". Płyty niestety nie było, zapytałem więc sprzedawcę o nową QOTSA'ę - też nie było. Facet mówi mi, że spodziewa się, że spotkamy się na dzisiejszym koncercie, skoro interesują mnie takie klimaty. Ja na to - na jakim koncercie? - a on, że wieczorem, w klubie z drugiej strony ulicy gra Buckethead z Brainem i Brewerem. Zakładam, że większość czytelników wie o kim mowa :) a jeśli nie, to:
Buckethead: https://en.wikipedia.org/wiki/Buckethead
Brain: https://en.wikipedia.org/wiki/Bryan_Mantia
Brewer: https://en.wikipedia.org/wiki/Dan_Monti

Wydawało mi się, że zdobycie biletów na ten koncert (jak się okazało: pierwszy w trasie) będzie niemożliwe, ale i tak natychmiast rzuciłem się do okienka i bez problemu kupiłem. Nie mogłem wprost uwierzyć, że dane mi będzie zobaczyć na żywo taką legendę, gościa którego sporo rzeczy słyszałem (sporo to pojęcie umowne, bo koleś wydał 300 płyt), o którym słyszałem jeszcze więcej, a zawsze wydawał mi się figurą tak kosmiczną i nierealną, że miałem podobne wyobrażenie o nim jak zimnowojenni Amerykanie o Lemie - tj. że za białą maską i kubłem KFC kryje się raczej jakiś kolektyw wirtuozów gitary, a nie jeden facet.

Wieczorem podjechałem pod teatr-klub w którym miał się odbyć koncert. Kolejka na jedną przecznicę, ale przesuwająca się bardzo szybko. Towarzystwo w wieku od kilkunastu do - na oko - 70 lat, z przewagą 30/40-latków. Mocno alternatywna atmosfera, na co wpływ niewątpliwie miał nie tylko sam koncert, ale i miasto, no i lokalizacja teatru w studenckiej dzielnicy. Po wejściu zobaczyłem półmroczną salę i scenę oświetloną fioletowo-purpurowymi reflektorami. Na podłodze stała jedna z największych kolekcji efektów gitarowych jaką widziałem w życiu, BARDZO skromny zestaw perkusyjny i potężne nagłośnienie. Do koncertu zostało jeszcze z pół godziny, a ponieważ byłem sam, to udało mi się wmontować dosłownie pod samą scenę (zero barierek, scena na wysokości pasa). Nagle z głośników zaczął rozlegać się głos - jakaś dziwna opowieść o epoce kosmicznej, rozwoju nauki, dążeniu do Nowego Wspaniałego Świata. Trwało to ze 20 minut i zakończyło się złowrogim (ale podanym w niezwykle entuzjastyczny sposób) podsumowaniem: witajcie w świecie Monsanto! W tym momencie na scenę wszedł Brain i zasiadł za bębnami, po chwili dołączył do niego Dan Monti - zaczęli się rozgrzewać, jamować, a po paru minutach zza kurtyny wyłonił się robotyczny, karykaturalnie długi olbrzym ubrany w spodnie od dresu, żółty przeciwdeszczowy płaszcz, białą maskę i wielki kubeł po kurczakach. W ręce trzymał białego Les Paula z dorobionymi efektami; podpiął się do podłogi i od razu przeszedł do akcji.

Pierwsza godzina koncertu to właściwie jeden nieprzerwany utwór - tzn. kilka, ale połączonych płynnie w coś w rodzaju hipereklektycznej suity. Ze sceny nie padło ani jedno słowo - lał się tylko dźwięk. Stałem dokładnie między perkusją i gitarą - nie więcej niż 2 metry od muzyków - i przez cały czas byłem wprost wbity w ziemię i zahipnotyzowany tym co działo się na scenie. Buckethead robił zupełnie niesłychane wrażenie - nie wiadomo było, czy pod kostiumem znajduje się żywy człowiek, czy jakiś Terminator - jedynym co teoretycznie mogłoby być ludzkie były dłonie, ale przesuwały się po gryfie z taką prędkością, że poważnie w to wątpiłem. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak niesamowitego - to były ewidentnie zaplanowane, ale brzmiące jak kompletna improwizacja pasaże, podczas których Buckethead swobodnie przechodził od funku przez death i speed po bluegrass i rockowe ballady - grając pizzicato, klangując, jeżdżąc slajdem i używając najdziwniejszych technik jakie sobie tylko można wyobrazić. Oczywiście nie widać było po nim żadnych emocji - biała maska była kompletnie nieprzenikniona. To co wyczyniał Brain nie dorównywało niby poziomowi Bucketheada, ale i tak było tak rewelacyjnej klasy, że resztki szczęki musiałem zbierać z podłogi co kilka minut. Bas dopełniał całości - był wyraźnie innej kategorii, ale i tak sprawdzał się doskonale. Cała ta godzina zmasakrowała mnie psychicznie i fizycznie - natężenie emocji i podziwu były zbyt wielkie. Z ulgą więc przywitałem jedyny komunikat ze sceny, kiedy Brewer rzucił do mikrofonu "20 minut przerwy" i zespól zniknął za kulisami. Były to zresztą jedyne słowa jakie padły ze sceny przez cały wieczór.

Przerwa upłynęłą mi na polegiwaniu na krawędzi sceny i powolnym wracaniu do świadomości. Minęła jednak szybko i znów - bez ostrzeżenia i bez zapowiedzi - cała trójka powróciła i od razu zaczęła kolejny, ponad godzinny set. I znowu - całkowity atak bodźców, szalony pochód stylów i absolutna wirtuozeria wykonawcza. W tej części koncertu doszło do pierwszej interakcji Bucketheada z publicznością - przeszedł się wzdłuż sceny trzymając Gibsona za gryf i wskazując palcem proponował kolejnym widzom uderzanie w struny i naciskanie na zainstalowane na gitarze efekty (brzmiące bardzo podobnie do Mooga) - ponieważ stałem tuż przy scenie udało mi się dosięgnąć do gitary i "zagrać" parę dźwięków. Biała maska milczała, ale widać było, że jest zadowolona ;)

Po części drugiej wydawało się, że będzie to już koniec. Zespół bez słowa zszedł ze sceny i zniknął. Tłum tkwił w miejscu i nawoływał, ale bez reakcji ze strony ekipy. Zapalono nawet światło i wydawało się, że to już koniec. Nagle na scenę wszedł jeden z technicznych i podłączył do wzmacniacza iPoda z którego zaczęła lecieć jakaś dziecięco-pozytywkowa muzyczka. Po chwili wrócił i położył na podłodze ogromny czarny wór - wyglądający jak antywór Świętego Mikołaja. Publika - a właściwie ta jej częśc która wiedziała czego się spodziewać - zamruczała z zadowoleniem ;) Przerwa trwała już za 20 minut, kiedy nagle powrócił perkusista i basista i obaj zaczęli lekko i cicho pogrywać. Po chwili zza zasłony wylazł Buckethead, wziął z podłogi wór i zaczął wyjmować z niego prezenty - maski hokejowe, dynie, plastikowe sztylety i piły łańcuchowe, oraz podobne halloweenowe gadżety, a potem po kolei rozdawać jej publiczności - mi przypadła w udziale przerażająca biała maska hokejowa. Rozdawszy wszystko odłożył wór na ziemię, wziął do ręki Les Paula i dał ognia. Bis trwał pół godziny i tym razem był już bez wątpienia pojedynczym utworem - kompletnie szaloną, wielowątkową opowieścią łączącą przynajmniej 10 różnych styli muzycznych i wszystkich znanych mi i nieznanych sposobów gry na gitarze. Totalny odjazd.

Skończyli tak, jak zaczęli. Odłożyli instrumenty, odwrócili się i wyszli. Światła zapaliły się w jednym momencie, a ja miałem wrażenie, jakbym obudził się z jakiegoś surrealistycznego, obłąkańczego snu. Ponad trzy godziny najbardziej intensywnego muzycznego tripu w życiu.

Sześć gwiazdek.

W najbliższy wtorek w tym samym miejscu Black Uhuru!

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 22 września 2017 08:31:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 15:53:29
Posty: 14856
Skąd: wieś
Niesamowita opowieść!

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 22 września 2017 09:57:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 19 grudnia 2007 10:18:44
Posty: 2025
Skąd: Los Hervideros
Zazdroszczę. To właściwie taki Praxis bez Laswella. Czad.
Grał motyw z The Interworld and the new innocence? Jest to jeden z moich ulubionych utworów ever. Poszedłbym na taki koncert bez chwili zastanowienia, ale do Europy jakoś się Buckethead nie zapuszcza... Nawet tej płyty Praxis nie mogę zdobyć.

phpBB [video]

_________________
muzyka gra, a dzień ucieka
last.fm/wokr


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 22 września 2017 17:38:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7658
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Oczywiście, że to grali!!

Transmutation to moja ulubiona płyta z udziałem Bucketheada (ex aequo z Funkronomicon - Axiom Funk).

Mam nadzieję, że Buckethead wybierze się znowu do Polski - koncertował wszak z Praxis, nawet w Warszawie, może jeszcze go do nas zawieje?


PS. wokr, Transmutation można kupić na amazonie - najtaniej znalazłem za 8 dolarów na amerykańskim, ale na polskim (tj. formalnie niemieckim) jest za 14.49 Euro (drogo, ale to już z przesyłką z Niemiec). Patrz np.:

https://www.amazon.de/gp/offer-listing/B000000GAR/ref=sr_1_1_olp?ie=UTF8&qid=1506102935&sr=8-1&keywords=Praxis+transmutation

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 793 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 29, 30, 31, 32, 33, 34, 35 ... 53  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group