O tym zespole jeszcze tutaj nie było. Zupełnie nie wiem dlaczego.
Zaczynamy tak:
1. Jane’s Addiction – Jane’s Addiction.
Jeden z debiutów wszechczasów. Koncert nagrany 26 stycznia w klubie Roxy w Los Angeles. Trzeba przyznać, że panowie są troszkę bezczelni, rozpoczynając swoją karierę od wydania płyty uwieczniającej ich dokonania sceniczne. W tym czasie już się tak nie robiło. Wywodzący się z Psi Com Farrell wraz z trzema bardzo młodymi muzykami nagrał płytę, na której mamy już całkowicie wykrystalizowany styl.
Przestrzeń, po jakiej potrafią poruszać się muzycy jest olbrzymia. Od muzyki być może inspirowanej folkiem („My Time”, „Janes Says”), przez funk rock („Pigs In Zen”), delikatną psychodelię„(I Would For You”) po metal („Whores”). Wszystko ubarwione dwoma znakomitymi coverami Stonsów i Velvetów oraz plemiennym „Chip Away”.
Zastanawiające jest to, że w kilka miesięcy zespół skomponował prawie wszystkie swoje utwory. Później tylko dobierał to, co wchodziło na płytę! Tak więc w 1986-1987 powstało prawie wszystko, włącznie z „Three Days”.
Ocena: ******
2. Nothing’s Shocking.
Jesteśmy dwa lata starsi. Mamy już podpisany spory kontrakt. Świat pada nam do stóp. A my nagrywamy kolejną genialną płytę. To już w pełni dojrzały krążek: styl zdefiniowany na debiucie okrzepł, stał się już pełny.
Płyta zaczyna się kosmicznie. „Up The Beach”. Piękna figura basowa, potem uderzenie i już możemy rozkoszować się lotem. A co jest dalej? Uderzenia jeden po drugim: „Ocean Size” (jazda metalowa), „Had A Dad” (funkowa), „Ted… Just Admie It” (psychodelia)…. I tak do końca.
Kiedyś zastanawiałem się, jak wiele utworów tej formacji zaczyna się od znakomitych figur basowych. To pewnie jakieś dziedzictwo nowej fali. Oj, ale jak pięknie wykorzystane.
Płyta ma znakomitą okładkę.
Ocena: ******
3. Ritual de lo Habitual
Trzeci, ostatni regularny album. Na pewno ostatni z Ericiem Avery. Przypieczętowanie wszystkiego, co panowie zrobili.
Płyta łamie się na dwie części. Pierwsza to znakomite rockowe kawałki, druga to psychodelia. Obie doskonale się uzupełniają. To tutaj jest „Three Days”, najwspanialszy utwór w historii rocka.
Ocena: ******
4. Live & Rare
Drugie strony singli. Istnieje tylko wydanie australijskie i japońskie. Fajnie posłuchać, ale nie ma tu nic nowego. No może prócz tego, że możemy sobie posłuchać Janesów grających „LA Woman”.
Ocena: ***
5. Kettle Whistle
Po sześciu latach od rozpadu reaktywacja. Niestety Avery odmawia powrotu. Na jego miejsce wskakuje Flea z RHCP. Panowie nagrywają dwa nowe kawałki, wyszukują kolejne dwa lub trzy nigdzie niepublikowane oraz dorzucają kilka koncertowych rarytasów oraz demówek. Nowy właściwie jest tylko „So What!”, gdyż utwór tytułowy był już wykonywany na koncertach w 1988 roku, tak więc żadna to premiera. Urzekają zwłaszcza demówki – „Ocean Size” czy „Mountain Song” są wg mnie lepsze niż te, które pojawiły się na drugim albumie formacji! Jest też znakomita wersja „Jane Says”. Cacko.
Ocena ***** (Dla mnie to jednak prawie doskonałość. Inni pewnie mniej będą lubić.)
6. Strays
Reaktywacja w 1997 roku nie doprowadziła do niczego. Odbyła się trasa podczas której panowie wrócili do starych nałogów. Udało się jednak pokonać przeciwności i nagrać materiał całkowicie premierowy.
To żywiołowe granie, niestety pomijające psychodelię. A szkoda!
Tak czy owak to niezbyt często zdarza się, aby zespół nagrywający płytę po tylu latach nagrywał coś dobrego. Wyjątkiem Jane’s Addicion i King Crimson.
Ocena: *****8/9
7. Up From The Catacombs
Typowy debeściak.
Nie znam, oceniać nie będę.
Tyle jeśli idzie o Jane’s Addiction. Teraz idziemy dalej.
Psi Com – formacja w której zaczynał Farrell. Panowie proponują muzykę nowofalową, ale już słychać, kto śpiewa. Mnie się podoba, ale raczej nie słyszę tu nic nowego i dlatego ***1/2. Znam jednak mało.
Porno For Pyros. Po rozpadzie w 1991 roku panowie dzielą się na dwie frakcje. Tutaj gra Perkins i Farrell. Nagrywają dwie płyty, które różnią się od tego, co robili w macierzystej formacji. Ocena: debiut ****, „Good God/Urge” ******.
Druga płyta to prawdziwe mistrzostwo świata.
Deconstruction. Tutaj Navarro i Avery. Dużo mroczniej niż w P4P. Równie jednak ciekawie i dlatego **** 1/3. Nie mam tej płyty aktualnie pod ręką (jak i wszystkich recenzowanych: zostały w domu rodzinnym w Wielkopolsce….), ale chyba musiałbym sobie przypomnieć cóż na niej dokładnie było.
RHCP – One Hot Minute. Wiem, że miejsce nie to, ale… Cóż ten Navarro zrobił z tym zespołem!! Obok „BSSM” najlepsza płyta zespołu.
Ocena: ******
Perry Farrell – Rev.
Typowy debeściak. I Jane’s i P4P i kilka ciekawostek. Fajnie posłuchać zwłaszcza JA, które koweruje Grateful Dead. Nie oceniam.
Perry Farrell – Song Yet To Be Sung
Debiut wokalisty. Elektronika króluje, ale całość przekonuje rockowe ucho. Klimatycznie ta muzyka bardzo podobna jest do drugiej płyty P4P. Cudny jest utwór tytułowy. Jeden z tych najpiękniejszych.
Ocena: *****4/5. (prawie absolut).
Dave Navarro – Trust No One
Płyta wydana prawie w tym samym czasie, co album Farrella. Zawiera smutne, przygnębiające utwory, które można zaliczyć do muzyki postgrungowej. Jest też piękna „Venus In Furs”. Całość urocza, ale do Farrella daleko i dlatego ****
The Panic Chanel – ONe
Panowie znów się nie dogadali. Tym razem jednak Farrell pozostał sam. Perkins został z resztą. Efekt? Dokooptowanie jakiegoś nowego wokalisty i chyba klapa. Mnie się nie podoba. Królują dziwne dźwięki amerykańskiego przeciętnego rocka. Jakieś Nieckelbacki czy coś takiego. Z czasem pojawia się tylko jakiś riff przypominający czasy świetności. Z tego jednak co wiem, panom nie wiedzie się najlepiej i może….
Płytę kupiłem raczej do kolekcji.
Ocena ** ½.
Satellite Party – Ultra Payloaded
Wierzę, że prawda jest po stronie Perrego. Jeszcze nie znam, premiera chyba dziś, albo lada dzień.
Prócz tego wszystkiego było jeszcze pewnie wiele rzeczy.
Banyan – Anytime At All ****1/2
Projekt Perkinsa. Jazz, rock I czego dusza zapragnie.
Polar Bear. Projekt Averego. Kiedyś coś słyszałem, ale muszę przyznać, że nie pamiętam… Avery grał też u Morisette. Szukał też angażu do Metalliki. Jak wiadomo raczej bezskutecznie. Były też plotki, że ma grać w reaktywowanych Smashing Pumpkins, co jednak nie okazało się prawdą.
Ostatnio zmieniony pt, 08 października 2010 20:30:20 przez pilot kameleon, łącznie zmieniany 1 raz
|