Peregrin Took pisze:
MAQ napisał:
To właśnie tego czynnika zaczyna mi brakować po roku '79
Hehe, dla mnie właśnie 1979 to początek nowej jakości w "energii" - debiutują Joy Division. Very Happy
O to to
no może ze dwa lata wcześniej
Dla mnie najważniejsze są:
1.
Brzmienie: coś co niby jest jasne ale jakby się przyjrzeć to nie do końca. Często jest tak że kupuje się płytę a ona po prostu nie brzmi. Nie ma głębokiego wyrazu, dźwięki się często zlewają, ogólne wrażenie jest płaskie, człowiek przestaje odczuwać satysfakcję ze słuchania (brak tzw nie słyszalnych dla ucha a działających na podświadomość "smaczków" które często przesądzają o tym czy coś jest dobre albo bardzo dobre. Skopane brzmieniowo są często remastery, takim przykładem jest też pierwszy vinyl Armii i pierwszy Kultu a także ostatnia płyta Judas Priest (Nostradamus, choć tam nie tylko brzmienie jest do niczego). Ten czynnik sprawia że nie słucham prawie w ogóle mp3, wyjątkami są archiwalne utwory, czasami koncerty (je to lubię bardziej niż słuchać oglądać, ale muszą to być DVD najlepiej z dźwiękiem 5:1 inaczej szkoda mi na nie czasu patrz DVDrip). Brzmienie dla mnie jest tym w muzyce czym w filmie z ogromną ilością efektów specjalnych zastępujących fabułę jakość obrazu (nie byłbym w stanie takich filmów jak 300-stu czy nowy Batman oglądać na kompie, mimo że tego typu "obrazy" oglądam bardzo rzadko, lubuję się raczej w kinematografii fabularnej ewentualnie takiej która niesie za sobą jakiś przekaz albo wiedzę).
2.
Energia: Coś bez czego muzyka dla mnie jest prawie niestrawna patrz reggae (z małymi wyjątkami ale to później). To już jest indywidualny sposób pojmowania pojęcia energia. Dla mnie pozbawione energii są produkcje progresywno-rockowe.
MAQ napisał że Iron Maiden nie ma dla niego energii za to Yes jest zespołem bardzo energetycznym, dla mnie wprost przeciwnie patrz płyta Fear of the Dark i jej pierwszy utwór, nie wspominając o koncertówce Live after Death. Poza tym energetyczne dla mnie są kompozycje transowe patrz post-punki, nowe fale, zimne fale. Do tego dodałbym punkowe rock and rolle ze Skandynawii jak Hellarcopters czy Turbonegro, marszowe industriale przypominające mi osobiście utwory wojenne zagrzewające do walki patrz np Laibach cover "Life is Life" czy "Deus ex Machina", czy muzykę klasyczną (na tym polu mam raczej małe doświadczenia).
3.
Klimat: dotyczy między innymi tych wyjątków o których przy energii wspomniałem. Klimat dla mnie jest bardzo ważną częścią muzyki. Generalnie rzadko słucham pojedynczych utworów, preferuję całe płyty między innymi ze względu na lenistwo związane ze zmianą płyt albo nagrywaniem składanek, wyjątkiem są single winylowe, których uwielbiam słuchać. Taka płyta powinna być spójna. Dobrze jest gdy utwory "sklejone" są takim "klejem" jak klimat. Za to właśnie lubię Dark side of the moon. Za to też lubię post-punki i zimne fale. Pod tym względem w moim rankingu przewodzi pierwsze Variete wraz z "Closerem" Joyów. Klimat również posiadają duby i takowych też lubię sobie posłuchać mimo nie posiadania energii np Lee Perry. No i za to uwielbiam Dead Can Dance.
4.
Rytm: tu mam problem bo w szczególności zwracam uwagę na perkusję jak kilka innych osób. Tylko, że lubię utwory z automatami perkusyjnymi podobnie jak te z żywą perkusją. Potęgą jest Dr Avalanche z Sisters of Mercy i potęgą był John Bonham. Automat nadaje Sistersom transowości, takiego napędu (znakomicie zresztą sprawdzają się jako muzyka do samochodu w nocy).
5.
Wokal: Dla mnie wokal jest pewnego rodzaju instrumentem muzycznym, nie może istnieć bez dźwiękowego podkładu (w moim odczuciu). Ze względu na wokale nie lubię muzyki z Kalifornii jak Green Day, Offspring itp. Dla mnie wokal jest pierwszoplanowym instrumentem najbardziej rzucającym się w uczy, a zatem najłatwiej odrzucającym często nawet od dobrej muzyki. Muzyka instrumentalna (bez wokalu) mało mnie kręci chyba, że niesie za sobą ładunek energetyczny (muzyka klasyczna) albo klimatyczny (muzyka filmowa).
6.
Teksty: Jako osoba ucząca się dopiero języków obcych mam mało w tym temacie do powiedzenia. Słaby tekst potrafi położyć często bardzo dobrą muzykę patrz teksty ideologiczne scena RAC dla niektórych, czy zespoły anarcho-punkowe. Dobry powoduje zwiększenie częstotliwości słuchania danej płyty/utworu (Kult, Kazik, także Armia), czy też małą zadumę o co w nim chodzi. Często też wywołuje szukanie i dopisywanie przekazu, drugiego dna etc (w tym prym wiodą fani zespołu Happysad, którego nie cierpię).
7.
Kreatywność: jak już wszystkie powyższe kryteria są spełnione to warto jest zastanowić się nad spojrzeniem artystów na muzykę jaką tworzą. Bo słuchanie cover bandów przyjemne jest tylko do czasu, ponadto wpływa na słuchalność oryginału. Dla mnie bardzo istotna kwestia, coś co powoduje, że uwielbiam The Clash i Damned a tylko lubię czasami posłuchać Sex Pistols. Dlatego też nie przepadam za słuchaniem Rammsteina (ich to się powinno oglądać, a nie słuchać) wolę Laibacha skoro jest lepszy a Rammstein gra to samo. Nie mam już siły słuchać masy klonów Misfitsów. Jako osoba często poszukująca w muzyce czegoś nowego, "świeżego" kreatywność jest cechą bardzo istotną.
Kończąc już mógłbym wymieniać jeszcze
melodię ale ona w wielu utworach jest do siebie podobna i tak naprawdę nie wpływa na ogólny odbiór całości, często też wolę brzmienie bardziej surowe niż melodyjne.