Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 16 kwietnia 2024 15:59:56

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 23 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: pn, 26 maja 2008 20:59:12 

Rejestracja:
śr, 23 kwietnia 2008 14:47:47
Posty: 20
Słowo się rzekło :)

Proszę państwa, poznajcie The Residents - najbardziej zagadkowy zespół świata!

Obrazek

Jak ktoś nie wie o co chodzi, to może na początek warto wspomnieć: The Residents od ponad 30 lat nie podają swoich nazwisk i nie pokazują twarzy. Tak więc - każdy może być członkiem The Residents. Chociaż ja sam mam pewne domysły kto za tym wszystkim stoi... :wink:
Płyt wydali mnóstwo, niestety nie znam wszystkiego, bo ogrom materiału jest przytłaczający. Większość opisanych tu studyjnych nagrań mam w domu, później postaram sie też dodać mniej oficjalne wydawnictwa, takie jak soundtracki i kilka albumów koncertowych. Rozmaite epki to w większości dziwolągi, chociaż parę jest bardzo ciekawych. Koncertówki to dziwna sprawa, bo jest ich całkiem sporo, ale niekoniecznie są to koncerty z publicznością... tak czy siak słuchanie ich bez oglądania widowisk jakie im towarzyszą bardzo zubaża efekt końcowy.


1974 - Meet the Residents * * * *
Obrazek
Oficjalnie pierwsze długogrające wydawnictwo, poprzedzone epką, z której potem jeden utwór trafił na ów krążek w wersji CD. Płyta opisana jako debiut fenomenalnego pop-comba z Luizjany :D ... Pierwszy rzut oka na okładkę - parodia The Beatles. W istocie jest to zupełne przeciwieństwo Beatlesów, choć.. nie do końca. Mimo, że ładnych melodii (choć ukrytych pod efektami i udziwnieniami) tu nie brakuje, to pisanie o zawartych tu utworach "piosenki" wydaje się być nadużyciem. Z drugiej strony "ostra awangarda" także nie pasuje. Najprościej chyba określić taką muzykę jako "dziwna".
Mamy tu aktorskie niemal partie niczym z West Side Story (Spotted Pinto Bean), coś co mogło by być utworem King Crimson, gdyby tylko nie było takie niepoważne (Boots), hybrydy a`la pani od muzyki + łyżka + kaloryfer + szklanki = gramy rocka (Breath and Lenght), prócz tego mnóstwo potencjalnych "hitów", które w innej stylistyce spokojnie by sobie poradziły (N-er-gee - Slayer powinien to zagrać! :wink: ). Zwalanie braku ładu i składu na stylistykę to zresztą spore uproszczenie, bo w każdym utworze nakładają sie na siebie elementy pozornie zupełnie nie pasujące. Wszystko to w sosie domowej produkcji, przeto kończąc - brzmi to jak dzieło niekoniecznie zdrowych umysłów.

1976 - The Third Reich 'n' Roll * * * 1/2
Obrazek
A to jakby rozwinięcie poprzednika, ale podane w zupełnie innej formie. Awangarda pełną gębą. Dwa długaśne utwory (plus krótsze bonusy - dość ciekawe), których podstawą były hity z lat 60-tych, m. in. owych Beatlesów, Beach Boys, Jamesa Browna, The Who czy Stonesów. Niektóre przerobiono, część zagrano od nowa. Całość jest tak wymieszana, że doprawdy ciężko się tu połapać. Raz udało mi się zlokalizować fragment z The Doors, ale i tak brzmi jak nagrany przez świnkę Porkey... Żeby kontrowersji stało się zadość, oprawa graficzna i sama treść płyty nawiązuje do faszyzmu, a dominacja trzeciej rzeszy jest porównana z dominacją rock`n`rolla w ówczesnej muzyce rozrywkowej...
Całość jednak męczy, osobiście wolę bardziej "zwarta formę" u Residents.

1976 - Fingerprince * * *
Obrazek
Powrót do czasów znanych z debiutu. Płyta dużo lepiej jednak brzmi, jest może troche łatwiej przyswajalna, ale bez tego błysku. Dodatkowo w muzyce Residents zawsze jako ten "pierwszy bodziec" działa rozmaita otoczka wokół albumu, nierzadko kontrowersja... Tu tego nie ma. Mimo to warto posłuchać, ale raczej nie na "pierwszy rzut". Na osłodę fajna okładka.

1978 - Duck Stab/Buster & Glen * * * *
Obrazek
Zlepka dwóch epek, jednak warto po nią sięgnąć i traktować jako pełnoprawny album. Pierwsze bardziej "easy listening" dzieło Residents, chociaż nie bez wariactw :). Muzycznie to znów miszmasz, tyle że w obrębie jednego utworu raczej nie dzieje się wiele. Zyskały one bardziej spójną, jednolitą, piosenkową nawet formę. Hiciarski potencjał Rezydentów objawił się właśnie na tej płycie, bardzo możliwe, że w takiej bezpretensjonalnej i nienachalnej formie już nigdy później. Ot, są to dość wyrafinowane wykonawczo kawałki. Niektóre naprawdę bardzo "ładne"(Blue Rosebuds), w większości po prostu "Residentsowe" (Birthday Boy). Bardziej to wszystko poważne niż wcześniej. Teksty surrealistyczne, pojawia się Alicja i Dali ...unosi się pewna aura bajkowości. Bardzo dobra rzecz na początek.

1974 - Not Available * * * *
Obrazek
Jedna z pierwszych płyt "na serio". Pierwszy koncept-album, dźwiękowa część nieistniejącego musicalu, z całym dobrodziejstwem inwentarza tj. uczestnikami dramatu, chórem i epilogiem. W istocie jednak rys fabularny jest dość kruchy, całość jest ponoć zainspirowana filozofią bawarską, w której to dzieło ma tylko jednego odbiorcę - twórcę. Ciekawe, że z tego powodu płyta "poleżała" i została wydana dopiero gdy Residents zwlekali z oddaniem materiału na kolejne dzieło wytwórni, chociaż "Not Available" zostało teoretycznie nagrane jako drugie dzieło w dyskografii. Bardzo możliwe, że w pierwotnym zamierzeniu płyta miała na zawsze pozostać rzeczywiście "not available". Muzycznie to rzecz warta uwagi, bardzo majestatyczne, długie utwory o jednoznacznie smutnym, przytłaczającym nawet klimacie. Album dość wysoko oceniany w różnych rankingach.

1979 - Eskimo * * * * *
Obrazek
A to chyba najlepsza płyta z tego pierwszego okresu. Dość nietypowa muzyka nawet jak na Residents, w dodatku ponownie konept album, pozornie o absurdalnej tematyce. Mamy tu więc historię Eskimosów, ale nie taką podręcznikową - więcej dowiemy się czytając Anaruka... :wink: Eskimo to bardziej stereotypowy obraz owej rasy utrwalony przez społeczeństwo w siedzibie Wuja Sama. I tak w pierwszym utworze mamy ilustrację do polowania na morsy, później nieco o przyjściu na świat i kontemplacji duchowej, nieco o kulturze i zabawach, aż po rytułały pogrzebne... Całość, mimo chaotycznej formy utworów jest bardzo spójna, a muzycznie to już awangarda pełną gębą (czyt. to już nie muzyka :lol: ) Co ciekawe, mimo, że jest to jedna z bardziej znanych płyt Residents, konserwatywni fani pochodzą do niej raczej nieufnie, stawiając niżej owo dzieło rodem z National Geographic.
Warto nadmienić, że to od tej płyty pojawił się najbardziej znany wizerunek The Residents - cztery gałki oczne w kapeluszach i frakach.

1980 - Commercial Album * * * * *
Obrazek
A to przeciwieństwo poprzedniczki, co już sama nazwa wskazuje. Ewidentnie najbardziej przystępny album grupy. Rezydenci postanowili nagrać płytę z ... dżinglami. I tak mamy na płycie 40 jednominutowych miniaturek, z których każda jest murowanym hitem i istotnie dżinglem reklamowym być może. Większość ma istotnie piosenkową budowę - wstęp, zwrotka i refren. A wszystko to w ciągu jednej minuty. To najlepszy start do poznawania Residents. A dla wielu Komercyjna Płyta pozostaje jedyną "słuchalną".

1981 - The Mark of the Mole * * * * *
Obrazek
To taka mieszanka dwóch poprzednich płyt - pozostaje ilustracyjny charakter Eskimo, ale wplecione miniaturki przywołują na myśl poprzedniczkę. Znowu koncept album - i znów intrygująca fabuła. Historia zwaśnionych dwóch ras - Kretów i Kleni. Krety - biedni chłopi, wykorzystywani są przez burżujskie Klenie do ciężkiej pracy. Wzniecają bunt! :twisted: W wyniku zdarzeń otrzymują nowe prawa i konflikt polityczny powiększa się, uprzedzenia rasowe prowadzą do wojny :wink: ... Jest to początek trylogii, kontynuowanej przez dwie następne płyty.
Jeśli ktoś się od razu nie zraził i jest w stanie zaakceptować podobny stek bzdur, to oświadczam, że pomimo ironicznego wydźwięku całość ma raczej gorzki charakter. Przypomina mi się zabieg w komiksie Maus, choć oczywiście nie ma tu tak jednoznacznego odniesienia do rzeczywistości. Jedna z lepszych płyt w dyskografii.

1982 - The Tunes of Two Cities * * * 1/2
Obrazek
Druga część tryptyku o tych przemiłych zwierzątkach stylistycznie różni się od poprzedniczki dość znacznie. Są tu osobne prezentacje obu kultur, z czego utwory przyporządkowane kretom podobają mi się mniej. Mówiąc krótko - Krety dostały awangardę - w tym wypadku dość wtórną, a jak na Residents dodatkowo mało podniecającą. Dość monotonne utwory w mrocznym klimacie. Przeciwieństwo stanowią natomiast Klenie. Ich utwory to w istocie muzyka bardzo zróżnicowana, zabawowa nawet. Cieszą się nowymi wpływami zespołu, głównie dzięki pojawieniu się samplera (aczkolwiek dziś brzmienie trąci już nieco myszką), a także większej różnorodności - miesza się tam i jazzująca trąbka i bigbitowy przytup.

1983 - Extraneous Music from the Residents' Mole Show * *
Obrazek
EPka wieńcząca trylogię, są to miniatury puszczane jako intro, outro i przerwyniki podczas koncertu w formie spektaklu promowanego na trasie MOTM. Słyszałem to tylko parę razy i nie do końca legalnie, toteż niewiele pamiętam, aczkolwiek zapewne sprawdzało się to w takiej formie. Koncerty Residents to w ogóle osobny rozdział - grają je rzadko, a każdy to niezłe widowisko. W Polsce byli chyba raz - czytałem relację Kazika, ale nie wypowiadał się zbyt pochlebnie.
Co ciekawe, w 1984 grupa wydała... czwartą część trylogii, pod tytułem The Big Bubble, której nie znam, ale nie jest zbyt wysoko oceniana.

1984 - George & James * * *
Obrazek
Następnym krokiem miało być wydanie dziesięciu płyt z interpretacjami 20 różnych amerykańskich twórców. Niestety(stety?) wyszły tylko dwie płyty z tego cyklu. Pierwsza zawiera Residentsowe wersje utworów Gershwina i Jamesa Browna. I tak utwory Gershwina są zdominowane przez elektronikę i samplery, znów osadzone w raczej nostalgicznych barwach. Ogólnie jest to muzyka wówczas zadziwiająco jak na Residents subtelna. Druga część płyty należy do Browna i przedstawia zupełnie inny punkt widzenia słowa "przeróbka". W większości są to różne wydziwiane improwizacje zmieszane z fragmentami koncertów Browna. Dość ciekawe, ale zbyt jednolite i męczące. Tak więc Gershwin : Brown - 1:0. :wink:

1986 - Stars & Hank Forever * *
Obrazek
Kontynuacja. Tym razem utwory Hanka Williamsa, ale nagrane po Residentsowemu, więc próżno tu szukać country. Kawa-Liga bazuje na motywie z Billy Jean Michaela Jacksona, a już taki Ramblin Man budzi skojarzenia z muzyką cyrkową, o ile coś takiego istnieje. Końcówka płyty to przeróbka kompozycji Johna Philipa Sousy, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że to po prostu 20-minutowy zapis parady idącej po ulicach Waszyngtonu lub innej metropolii. Tym razem nie znam nawet namiastki oryginałów, więc ciężko porównać.

Obie te płyty to intrygujące ciekawostki, ale raczej rezydentowa trzecia liga.

1988 - God in 3 Persons * * * * *
Obrazek
A to prawdopodobnie najlepsza, najbardziej ambitna i przy tym najbardziej nowatorska dla samego zespołu płyta. Tym razem wątek fabularny jest jasno prowadzony, a nawet dość skomplikowany. Historia opowiadana jest z perspektywy pana X, impresario, który odnajduje syjamskie bliźnięta posiadające uzdrawiającą moc. Pomaga zrobić im wielką karierę w dziedzinie niekoniecznie bezinteresownie samarytańskiej. Historia została potem rozwinięta na innych płytach, pojawiają się wątki religijne a nawet erotyka. Muzyka także wydaje się być dojrzalsza. Bardzo dobrze są tu wyważone różnice między nie tak jak wcześniej ascetycznymi aranżacjami, a eksperymentami. Rezydenci sięgnęli po nowe rozwiązania i instrumenty. Momentami ma to wręcz operowy posmak. Myślę, że jak komuś się podoba The Trial Pink Floyd, to jest duża szansa żeby polubić ten album, chociaż to zupełnie inna estetyka.

1990 - Freak Show * * * *
Obrazek
Dziwne brzmienie, jakby byli spóźnieni o dekadę za latami osiemdziesiątymi. Tematyka ponownie rozbrajająca - historia siedmiu kalekich ludzi, występujących w objazdowym pokazie dziwolągów. Wystarczy spojrzeć na tytuły... Wanda the worm woman... Jest to odpowiedź Rezydentów na ich własne doświadczenia - ludzi często bardziej obchodzi ich "dziwność" niż muzyka. Płyta doczekała się rozwnięcia w postaci interaktywnego CD-Romu, podobno z takim właśnie cyber-cyrkiem. Muzycznie to takie Residents niekoniecznie już awangardowe. Dziwne instrumenty i rozwiązania, ale w sumie muzyka dość prosta. Odbiór całości psuje trochę zbyt syntetyczne brzmienie.

1992 - Our Finest Flowers * 1/2
Obrazek
A to takie trochę niewiadomopoco. Z okazji 20-lecia wydali nietypowe "The Best Of". Miksy i remiksy utworów z poprzednich płyt, niektóre chyba nawet nagrane na nowo, pomieszane ze sobą. Za bardzo to jednak wtórne, takich kompozycji było pełno na poprzednich płytach, a i w istocie nie ma tu nic nowego.

1998 - Wormwood * * * *
Obrazek
To z kolei ichnia ilustracja do Biblii. Utwory oparte na obu Testamentach, mamy tu więc od początku m. in. historię powstania świata (In the Beginning), rzecz o Arce Noego (Melancholy Clumps), intymnych rozterkach Onana (Spilling The Seed) i dylematach Abrahama (KILL HIM! :wink: ). Całość ma raczej ironiczny dystans do zdarzeń, jednak nie odtwarza ich biernie. Rezydenci kuszą się na własne rozważania, m. in o bezsensie okrucieństwa Pisma Świętego, ale to już zakrawa na osobny temat... :wink: Muzyka najczęściej pasuje do słowa. I tak np. utwór o Salomonie zawiera ładną melodię wokalu i podniosłe, ambientowe prawie pejzaże, a ten poświęcony Judaszowi to dość chaotyczny utwór z "klaskanym" motywem i nerwowymi wytworami samplera.
Pozycja kontrowersyjna, ale w istocie warta uwagi i po dokładnym przeanalizowaniu w zasadzie przestaje być gorsząca, jeśli taka ewentualnie przy pierwszym wrażeniu była.

2002 - Demons Dance Alone * * * * *
Obrazek
Bardzo udany powrót po dość dużej przerwie. Zaczyna się od mruczanej mantry (Tongue), potem wchodzi przepiękna melodia i damski wokal (Life would be Wonderful). Awangardowe podejście do wizerunku zostało, muzyka jednak sama w sobie jest bardzo łatwo przyswajalna, choć nie w tak masowym charakterze jak na "Commercial Album". To płyta bardzo stonowana, "ciepła". Smutne melodie, subtelne partie fortepianu. Niektóre formy przywołują na myśl muzykę filmową. Nostalgiczny charakter całości ma dodatkowe znaczenie, jeśli dodać, że płyta powstała niedługo po 11 września. Nie ma tu jednak bezpośrednich odwołań do owego dnia, album ma raczej osobisty i intymny charakter.

2005 - Animal Lover * * * 1/2
Obrazek
A to znowu pokręcony koncept-album. Opowiada o ludziach w oczach zwierząt. Mamy tu więc rzeczy takiego typu jak historia człowieka który zabił psa, myśląc, że to tygrys (widziane z punktu widzenia kota) albo opowieść mrówki która ze zdziwieniem obserwuje ludzi obsesyjnie kupujących tulipany. Ogólnie ciekawe rozwiązania, jeśli chodzi o wokale. Kot rzeczywiście mruczy. Płyta ogólnie spotkała sie z pozytywnym przyjęciem, chociaż niewiele tu nowego - toteż ciekawi mnie, że zwykle stawiana jest wyżej od poprzedniczki.

2007 - Tweedles * * * *
Obrazek
Niezła rzecz, aczkolwiek nie osłuchałem sie porządnie, bo mam od niedawna ;) Tak więc krótko - rozwinięcie dwóch poprzedniczek. Dużo więcej jednak zróżnicowania, klimaty i style przeskakują od jednego nastroju do drugiego, nawet w obrębie jednego utworu. Całość dopełnia (chyba nawet prawdziwa) orkiestra i powiększone instrumentarium. Kto wie ilu ich tam siedzi...

cdn :)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 26 maja 2008 21:32:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
"The Third Reich 'n' Roll" * /* * * *

Od dechy do dechy znam tylko "The Third Reich 'n' Roll". Od tej płyty zacząłem poznawanie zespołu i przyznam szczerze, że nie wiem czy to był dobry wybór. Przeczytałem kiedyś jakąś recenzję tej płyty, w której napisano, ze na tym albumie Residents dokonali "dekonstrukcji historii rocka w 40 minut". Brzmiało intrygująco, tylko za cholerę nie wiedziałem na czym miało by to polegać. Postanowiłem sprawdzić na własnej skórze. No i sprawdziłem... Z pewnością nie jest to muzyka lekka, łatwa i przyjemna. Co więcej. Nie ma nawet pewności, że to w ogóle jest muzyka. Awangarda? Owszem. Kolaż dźwiękowy? Pewnie też... ale czy muzyka? Może i tak. Ale wymagająca od słuchacza olbrzymiej koncentracji i (przede wszystkim) znajomości twórczości wykonawców, których "oczkogłowi" biorą na celownik. Bez znajomości tego kontekstu, słuchanie tej płyty w zasadzie nie ma sensu. Nie uwierzę, jeśli ktoś mi powie, że jest to jego ulubiona płyta i słucha jej regularnie co niedziele (co najwyżej mogę uwierzyć w to, że jest snobem), ale z pewnością jest to płyta ważna i będąca źródłem inspiracji. Z "The Third Reich 'n' Roll" jest trochę tak, jak z ciuchami prezentowanymi na pokazach mody najbardziej odjechanych kreatorów mody - na ulice nikt normalny (ani nawet zdrowo porąbany) w tym nie wyjdzie, ale jakieś poszczególne elementy przenikają do trendów mody i pozostają tam na wiele lat. Podobnie jest i tutaj. Słuchanie pokiereszowanych, udziwnionych wersji starych szlagierów rock'n'rollowych raczej nikomu nie przyniesie satysfakcji, ale już sam sposób, w jaki dokonano tej masakry, jest dla wielu twórców źródłem natchnienia do tego, jak można podchodzić do muzyki. Ten album stanowi pewien pomost, pomiędzy tym, co przez wiele lat robił Zappa, a tym, co obecnie robi choćby Mike Patton. Ze względu na to co powyżej ocena nie może być jedna. Dla przeciętnych słuchaczy ten album będzie koszmarkiem, a na pół, góra jedną gwiazdkę. Dla kogoś, kto szuka natchnienia i nowych dróg wyrazu, czy sposobu traktowania muzyki popularnej, to będzie objawienie na co najmniej czwórkę.

Zdrówka życzę

PS: Poza tym, znam jeszcze tylko pojedyncze utwory z innych płyt, które są już zdecydowanie łatwiej przyswajalne, więc dużo więcej tu nie napiszę, ale za to z uwagą przeczytam. Dzięki Ahab. :)

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 26 maja 2008 23:32:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 20:29:43
Posty: 6699
niedługo się wpiszę! :D
Muszę tylko pogrzebać co nieco zakurzałych rejonach płytowych :wink:

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 27 maja 2008 08:58:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
..ostatni raz słuchałem tego zespołu gdzieś ze 20 lat temu...chyba Commercial album i Mark of the mole....zupełnie nie pamietam muzyki...chętnie bym sobie przypomniał
ps. Igor - ten wątek ma służyc dyskusji o zespole Residents :D

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 27 maja 2008 16:06:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Jak się okazuje, kawałki, które słyszałem wyrywkowo, a które wielce mi do gustu przypadły, pochodzą z takiej oto płyty:

Obrazek

Moje pytanie brzmi: czy ktoś wie o niej coś więcej? Czy to co się na niej znalazło jest reprezentatywne dla obecnej twórczości zespołu, czy może to jakaś odchyłka od normy?

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 27 maja 2008 16:25:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
..MAQ jak pogrzebiesz w zakurzonych rejonach plytowych to może byś mi coś pożyczył ?.....a tak w ogóle brawo Ahab !

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 27 maja 2008 17:07:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:10:43
Posty: 3722
jak byłam całkiem mała, miałam kilka razy koszmar, w którym występowały postaci z tej okładki:
Obrazek
nawet do końca nie wiedziałam, że to to...
ale muzyki nie pamietam, choć płyta musiała jakimś cudem się do nas przypętać...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 27 maja 2008 17:34:25 

Rejestracja:
śr, 23 kwietnia 2008 14:47:47
Posty: 20
Pet - River of Crime ominąłem w pierwszym rzucie, bo to wydawnictwo o dość dziwnej dystrybucji. To taki muzyczny "serial", a kolejne "odcinki" pojawiały się na stronie Residents w określonych odstępach czasu... w sprzedaży pojawiły się zaprojektowane przez gałogłowych płyty CDR, na które można było sobie potem samodzielnie wypalić całość. Z tego co wiem, wyszło to później także na normalnych płytach, ale jeszcze się nie dorobiłem :oops: Muzycznie to w sumie płyta dość lekka, zwłaszcza w dostępnej na CD wersji instrumentalnej, bo podstawowa to ta z "aktorami" :wink: Jest tu sporo z Residents z okresu od Demons Dance Alone wzwyż, do tego fajna stylizacja całości na klimaty z pogranicza noir, a niektóre utwory to wręcz mini-dramaty gangsterskie w stylu Cotton Club.

Maq - chętnie poczytam! :)
Elrond - wielkie dzięki!

_________________
https://t.me/pump_upp


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 27 maja 2008 19:28:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 20:29:43
Posty: 6699
Ahab pisze:
Maq - chętnie poczytam!

cieszę się :) , choć jak tak sobie teraz słucham to dochodzę do wniosku, że łatwo to nie będzie z gwiazdkowaniem :wink:
Powinienem się do piątku uwinąć jakoś z tymi trzema płytami co odgrzebałem :wink:

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 28 maja 2008 13:26:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Ahab pisze:
ominąłem w pierwszym rzucie



To w takim razie czekam niecierpliwie na rzuty kolejne, bo brakuje mi tu jeszcze paru płyty, które nie raz i nie dwa obracałem w łapach, rozważając ich kupno (np. "Gingerbread Man", "Heave a Bad Day", "Petting Zoo"). :)

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 28 maja 2008 16:07:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
I jeszcze mała próbka możliwości zespołu:

Third Reich 'n' Roll

MEdicine Man

Burn Baby Burn

The Kid Who Collected Crimes!

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 30 maja 2008 21:59:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 20:29:43
Posty: 6699
Słowo się rzekło, czas coś naskrobać :wink:
Na wstępie powiem, że trochę się od muzyki The Residents oddaliłem.
Pamiętam, że kiedy jakieś 4 lata temu po raz pierwszy miałem styczność z i ich płytami to wręcz je uwielbiałem, szalałem za tymi dziwnymi nieokiełznanymi dźwiękami!, teraz to już tak nie do końca, choć źle też nie jest :wink:
Na potrzeby wątków panka odświeżyłem sobie nawet sobie bardzo znaczną część ich dyskografii, niestety podczas formata zapomniałem przeniść płyty na dysko D i szlag je trafił :evil:
Nie mniej coś tam się zachowało :) , dokładniej mówiąc trzy płyty:
Eskimo, Freak Show Special Edition 1 i Third Reich' n Roll

Eskimo * * * *
W sumie cholera wie jak tą muzykę opisać, początkowo wydaje się to zbiór jakiś nie pasujących do siebie, wręcz przypadkowych dźwięków i do tego nie koniecznie wydobywanych z....instrumentów :shock:
Jednak jest w tym coś intrygującego, no i przy okazji Eskimo nie denerwuje, i nie jest nazbyt nachalne.
Jest po prostu....dziwne, na tyle, że chce się słuchać dalej i dalej...aż żal ,że płyta się kończy.
Bardzo podoba mi się to, że tytuły mówią bardzo dużo o samych utworach np taka Arctic Hysteria faktycznie jest dość histeryczna :wink:
Birth to samo, z tym, że podane to jest w bardzo schizowaty sposób :wink:
W Festival Of Death pojawiają się dźwięki rodem wyjęte z...Tangerine Dream :o , choć tylko na moment :wink:
Najbardziej z tego albumu lubię, Angry Angakok....taki Angry właśnie :wink:
(cholera...zamiast podgląd wcisnąłem wyślij....no cóż post się doedytuje :wink: )

Freak Show Special Edition 1 * * * 1\2 + :wink:
Ta płyta już na starcie ma wielkiego plusa....jest koncertem....chyba :wink:
I tu diabli wiedzą co mi się podoba bardziej a co mniej bo utworki raczej krótkie i jeden w drugi przechodzi bardzo płynnie.
Niestety płyta jest trochę przegadana, Residents gadane, względnie śpiewane lubię znacznie mniej od czysto instrumentalnego z akcentami narracyjno-dziwnymi :wink:
Mimo to płytę da się do końca przesłuchać i zdarzają się momenty intrygujące jak utwór pierwszy i dwa ostatnie :wink:

Third Reich' n Roll * * * * ---
Cholera...., z tą płytą to mam bardzo różnie, raz lubię raz nie.
Są momenty w których mnie mocno denerwuje, ale są też mocno zachwycające, jeśli takiego słowa można użyć w tej estetyce np coś pomiędzy piątą a szóstą minutą Hitler Was A Wegetarian...no właśnie tragiczne nazwy numerów są na tej płycie(tzn dokładnie dwóch :wink: ) :? , choć rozumiem że taka była koncepcja i w ogóle.
Satisfaction to niezły odpał, a nie wyobrażam sobie tego słuchać rano :shock:
(A np Eskimo mogę :wink: )
W sumie doszedłem do wniosku, że dziś płyta mi się podoba :wink:
Kończący Flying też super :wink: i ten śmiech....

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 11 czerwca 2008 21:44:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Musze się pochwalić, bo mi żyłka pęknie. Udało mi się dorwać na przecenie w Empiku "Our Finest Flowers" i "Tweedles" po 19,99 :biegaskacze: Na jutro zaplanowałem odsłuch 8)

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 14 czerwca 2008 12:14:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 14:09:14
Posty: 4698
Jakie wrażenia po odsłuchu :) :?:

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 18 czerwca 2008 08:13:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21387
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Prazeodym pisze:
Jakie wrażenia po odsłuchu


W przypadku obu płyt nieco inne niż u Ahaba :). Ponieważ dotychczas nie załem innych płyt niż "Third Reich...", więc nie dane mi było na szczęście zauważyć zarzucanej wtórności na "Our Finest Flowers", a sama płyta może nie zapiera tchu w piersiach, ale jest wystatrczająco frapująca, żebym dał jej * * * 1/2. Za to "Tweedles" jakoś specjalnie mnie nie zachwyciło. Tzn. z pewnością jest to tzw. "solidny średniak" też bym trzy i pół dał. Parę ciekawych pomysłów jest, ale już tak nie czarują... ale taki odbiór tej płyty wynika u mnie głównie z tego, że w międzyczasie poznałem jeszcze "Duck Stab / Buster & Glen" i "Demons Dance Alone" i to dopiero są perełki panie Havranek!

Na "Duck Stab / Buster & Glen" słychać jeszcze pewną nieporadność (zresztą czy w przypadku tego zespołu kiedykolwiek można mówić o "poradności" ;) ), ale jest to z pewnością rzecz ciekawa. O wiele łatwiejsza do przyswojenia niż "Trzecia Rzesza Rock'n'Rollowa" (ze względu na bardziej "piosenkowy" charakter wszystkich utworów), ale wciąż niekonwencjonalna i dziwna - myślę, że określenie "frikowa muzyka grana przez frików" pasuje do tego zespołu, jak do żadnego innego. Zestaw tych epek to "prawie ideał" (* * * * 1/2), ze względu na nowatorskie pomysły i wytyczanie nowych dróg. Pół punktu odejmuję za to, że niektóe utwory powiewają nieco monotonią.

No i wreszcie "Demons..." - tu pełna zgoda z Ahabem - pełna piątka! Rzeczwyiście, utwory są nieco wyciszonoe i spokojniejsze... ale wciąż po residentsowemu dziwne i jednocześnie już całkiem przyjemnie brzmiące w uszach.

Na razie jestem po pierwszych przesłuchaniach, więc duzo więcej nie napiszę, bo te płyty wręcz wymagają tego, żeby poświęcić im więcej uwagi, ale już w tej chwili wiem, że z dużą przyjemnością bedę dalej penetrował poletko opatrzone tabliczką "The Residents".

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 23 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 34 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group