Dziś będe straszny i opowiem o NEU! Ten zespół to w zasadzie dwóch muzyków: Michael Rother i Klaus Dinger. Obaj panowie przed założeniem NEU! grali w Kraftwerk.
Warto tu wspomnieć o jeszcze jedenej osobie. Stałym producentem zespołu był Konrad "Conny" Plank. Płyty NEU! to nie jedyny jego powód do chluby. Produkował również innych wielkich: Can, Cluster, Guru Guru, Kraftwerk - szara eminencja krautrocka.
Przy okazji po raz kolejny muszę pochylić głowę przez Youtube. Dzięki tej stronie udało mi się zgromadzić bezprzykładną ilość materiału dowodowego. Dla pierwszej płyty 3 utwory z 6 (co stanowi 58,16% czasu jej trwania), dla drugiej 7 z 11 (66,85%), dla trzeciej 3 z 6 (51,85%).
"NEU!" (1972) *****
Płytę otwiera
"Hallogallo". Obłednie transowy, ciągnący się prawie 10 minut utwór. Tylko genialny, motoryczny rytm Dingera i hałaśliwa gitara Rothera budująca psychodeliczne pejzaże. NEU! mogliby nie nagrać jednego dźwieku więcej a i tak przeszliby do historii. Mało któremu zespołowi udaje się stworzyć tak niepowtarzalny dźwięk. Miłośników Winnetou zainteresuje fakt, że Dinger nazywał to swoje charakterystyczne brzmienie "Apache Beat".
Po TAKIM utworze ciężko wymyślić coś oryginalnego, ale Rother i Dinger podołali temu zadaniu. "Sonderangebot" brzmi jak wczesne Current 93 czy Coil (utwór tych ostatnich "How to Destroy Angels" jest bardzo podobny z tym, że nagrano go ponad 10 lat później). Szumy, hałasy, walenie w blachy. Upiornie się robi.
Wyciszenie przynosi
"Weissensee". Spokojna (w porównaniu z "Hallogallo") acz transowa perkusja i leniwie falująca gitara.
Drugą stronę płyty rozpoczyna "Im Gluck". Odgłosy chlupoczącej wody stopniowo ustępują miejsca dronującej gitarze. Pojawiają się też dźwięki imitujące krzyki mew. Robi się sielsko, ale tylko na chwilę.
Następny w kolejce
"Negativland" rozpoczyna się od... dźwięków młota pneumatycznego. Istne Einsturzende NEUbauten. Po takim przebudzeniu NEU! serwuje kolejny motoryczny transik z charakterystycznym beatem. Znów prawie 10 minut, ale tym razem jest nieco wolniej. Gitary za to są ostrzejsze i bardziej hałaśliwe - przywodzą mi na myśl dźwięk startującego odrzutowca. W pewnej chwili rytm przyśpiesza a gitary dostosowują się do niego, ale tylko na moment by po chwili hałasu solo wrócić do pierwotnej "melodii". Na koniec utwóru beat znów przyśpiesza a gitara hałasuje jak w "Sister Ray"!
Płytę kończy leniwy "Lieber Honig" - jedyny utwór na płycie posiadający wokale. To jakby kontynuacja "Im Gluck". Nawet kończą go dźwięki wody spinając drugą stronę płyty klamrą.
"NEU! 2" (1973) *****
Ta płyta to jakby dojrzalsza wersja debiutu. W większości utworów pojawia się specyficzny beat, ale niemal nie ma hałasów i gdzieniegdzie trafiają się linie wokalne (choć jeszcze nie śpiew).
Początek płyty to
"Fur Immer" - tradycyjne NEU!owe bicie. Ponad 10 minut - cudności.
W "Spitzenqualität" jest nieco schowany - dochodzi jakby z piwnicy, an pierwszy plan wysuwają się delikatne szumy. "Gedenkminute (für A + K)" to już półtoraminutowa dawka samych szumów, ale następny utwór
"Lila Engel" to juz motoryczny transowiec ozdobiony pokrzykiwaniem Dingera.
Druga strona płyta to niezła ciekawostka. Skończyły się fundusze na studio więc zespół musiał poradzić sobie inaczej. Zapełnili miejsce dwoma utworami singlowymi "Super" i "Neuschnee" oraz ich "wersjami". Zmiany ograniczyły się do przyspieszenia bądź zwolnienia utworu. Zabieg dość kontrowersyjny ale efekty są ciekawe. Można się o tym przekonać odsłuchując trzy wersje "Super":
"Super 16 / Super / Super 78". "Super 16" może wydać się znajomy - fragment pojawił się w pierwszej części "Kill Bill".
Inne eksperymenty z tej strony to
"Neuschnee 78" i
"Cassetto".
Mimo tych udziwnień dwójka jest znacznie przystępniejsza od debiutu i dużo lepiej się jej słucha. To chyba kwestia tego, ze jest spójniejsza - nie ma tu takiej różnicy brzmieniowej między utworami.
"NEU! '75" (1975) *****
Ta płyta to wynik kompromisu - Rother chciał pójść w stronę ambientu, Dinger ostrzejszych brzmień. Koniec końców jedna połowa utworów jest spokojna druga czadząca.
Płytę rozpoczyna
"Isi". Jest tu ich słynne uderzenie, ale bardziej wyciszone i schowane. na pierwszym planie jest fortepian i instrumenty klawiszowe.
"Seeland" jest znacznie spokojniejszy i rozwija się bardzo powoli. Dźwięki pojawiają się niespiesznie, lecz z czasem jest ich coraz więcej i są coraz głośniejsze. Pod koniec robi się już całkiem przestrzennie. Perkusję słychać dopiero od połowy utworu a i wówczas jest wręcz leniwa.
Kolejny "Leb Wohl" to już pełen relaks - okazjonalne dźwięki fortepianu na tle szumu morza.
Druga strona zaczyna się od
"Hero". Początek podejrzanie podobny do "Love Will Tear Us Apart". Później NEUowy beat i przestrzenna acz hałaśliwa gitara. Ale prawdziwą niespodzianką jest wokal. Wręcz punkowy! Dinger brzmi jak Lydon. Mocna rzecz.
W "E-Musik" dominuje linie perkusji jak wyjęta z "Warsaw" Joy Division. Jest urozmaicana różnymi produkcyjnymi sztuczkami, ale to ona jest podstawa utworu.. Gitara jest tu tylko dodatkiem.
W
"After Eight" znów mamy wściekły punkowy wokal, ostrą gitarę i potężne bębny. Tło do tego tworzą klawisze.
W latach osiemdziesiątych zespół nagrał jeszcze jedną płytę "NEU! 4". Nie słyszałem jej, ale opinie z jakimi się zetknąłem nie były pochlebne. Mam nadzieje, że Pablak podzieli się swoimi wrażeniami
Na kolejną płytę nie ma co liczyć - Klaus Dinger zmarł 21 marca 2008.