Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 15:19:41

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 11 ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: wt, 10 stycznia 2023 22:07:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 02 stycznia 2023 19:20:59
Posty: 175
Skąd: Łódź
Zachęcony przez Crazy'ego zakładam ten wątek. Z braku czasu wykorzystam notkę, którą ze 20 lat temu pisałem do jakiegoś magazynu internetowego. Dzisiaj bym to trochę inaczej ujął, ale fakty generalnie się zgadzają.

Grupa powstała w 1974 roku w Londynie początkowo pod nazwą Fire of London. Dopiero w 1976 roku przemianował się na Ultravox!. Liderem grupy w początkowym okresie był John Foxx. To on nadawał ton kompozycjom Ultravox, które na pierwszych trzech płytach w niewielkim stopniu przypominały twórczość noworomantyczną. Wydana w 1977 roku przez firmę Island debiutancka płyta „Ultravox” nie była wolna od inspiracji muzyką punk i przypominała dokonania twórców nowej fali. Podobna w swoim charakterze była płyta druga („Ha! Ha! Ha!” 1977).

Już na trzeciej płycie („System of Romance” , 1978) zaczęły dominować w muzyce grupy syntezatory i brzmienia elektroniczne. Kompozycje stały się też bardziej przebojowe. W 1979 roku z zespołu odchodzi John Foxx, by rozpocząć karierę solową. Jego miejsce zajmuje Midge Ure a wydana w 1980 roku płyta „Vienna” jest nowym etapem w twórczości Ultravox. Kompozycje z tej płyty nasączone syntezatorowymi brzmieniami o tanecznym charakterze przyniosły zespołowi wielki sukces komercyjny. Ultravox wraz z projektem Steve’a Strange’a Visage okrzyknięty został także twórcami nowej estetyki nazwanej New Romantic.

W podobnej konwencji utrzymane były kolejne płyty Ultravox („Rage in Eden” 1981, „Quartet” 1982, koncertowa „Monument” 1983 oraz „Lament” 1984). Już wydana w 1984 roku płytka „Lament” zapowiadała jednak kryzys w twórczości Brytyjczyków oraz całego „romantycznego” nurtu.

Wydana w 1986 roku płyta Ultravox pt „U-Vox” była już prawdziwym gwoździem do trumny całego stylu jak i zespołu. Wykorzystanie na płycie instrumentów dętych było pożegnaniem z New Romantic. Po wydaniu tej płyty Midge Ure poświęcił się karierze solowej próbując stać się gwiazdą pop (niezbyt mu się to jednak udało) a zespół przestał istnieć.

ERRATA

Grupę w latach 90. reaktywował klawiszowiec Billy Currie. Pod nazwą Ultravox wydał dwie płyty. Były to straszne płyty i proponuję je zignorować. Cały skład nowy a muzyka to banalny pop rock, bez polotu. W 2008 roku nastąpiła prawdziwa reaktywacją w oryginalnym składzie Ultravox z lat 80. Panowie zaczęli od trasy koncertowej i wydania płyty z tej trasy a następnie w 2012 roku wydali płytę "Brilliant" dosyć udanie nawiązującą do syntezatorowego stylu znanego z lat 80. Pograli jeszcze trochę i znowu się rozstali. Obecnie aktywny jest Midge Ure, który dosyć regularnie daje koncerty, na których oprócz nagrań solowych gra numery Ultravox i bardzo dobrze mu to wychodzi!

_________________
Alternativepop.pl


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 11 stycznia 2023 22:50:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Skoro na razie nieśmiało, to ku potomności - kilka wrzutek z wątku sąsiedniego. Najpierw więc Ultravox!, o którym

Pet pisze:
(jeszcze z wykrzyknikiem) to nie dość, że nie jest osiemdziesioną, tylko siedemdziesioną, to w dodatku nie żadnym new romantic, tylko rasowym punk rockiem / post-punkiem (nie żartuję, jeśli ktoś nie miał okazji słuchać pierwszych płyt). U mnie "Ha! Ha! Ha!" ma * * * * *, jak w mordę strzelił.


Mi się HaHaHa bardzo podobało, choć jednak na pewno nie aż tak, znacznie mniej self-tytułowy debiut. I potem ten Systems Of Romance, mam z niego wspomnienia niejednoznaczne, ale chyba nie za bardzo mi przypadł do gustu. Ale to jest jeszcze ten pre-Ultravox, który to właściwy zaczyna się z wielkim przytupem i definiuje w ogóle lata 80. albumem Vienna, który pamiętam kupiłem sobie (na kasecie) już w erze pokasetowej, na jakimś stoisku, wraz z Jimim i Edit Piaf, a było to na rynku krakowskiego Kazimierza. Wcześniej znałem utwór tytułowy i może coś tam, ale przede wszystkim pamiętam, że elrond (chyba w wątku Osiemdziesiona) pisał, że to świetna rzecz. No, wybitna wręcz. Więc jeżeli Prazeodym postanowi gwiazdkować utwory (i jeszcze je tak pięknie opisywać, jak to on potrafi :!: ), to ja się na miarę swoich możliwości przykładam.

Na razie tylko ku potomności:

Prazeodym pisze:
"Vienna" ma coś takiego w sobie, że jak ją odpalam, to nic, że jest 2023 rok i słucham 43 letniego albumu, czuję się jakbym w 1980 roku odpalił właśnie futurystyczną muzykę przyszłości, zaimportowaną z nieokreślonej science-ficition utopii z latającymi samochodami i szklanymi domami. :D :D :D Nie każdy new romantic czy synth-pop z tamtej epoki (nawet rzeczy teoretycznie jeszcze nowocześniejsze, dziwniejsze i bardziej do przodu niż "Vienna") tak na mnie działa!


W wątku obok mieliśmy też Tylera, który objawił nieznajomość z zespołem, choć jednak głównego hita znał (może zapamiętał z "Ostatniej rodziny", bo to Tomek Beksiński zmysłowym głosem zapowiadał na dyskotece ;-)). Ten numer pochodzi z płyty z 1984, ale jeżeli chodzi o te trzy po-Viennie, to mam lekki kłopocik ocenaryjny, bo Rage In Eden i Lament mi się bardzo podobają, a Quartet nie wiedzieć czemu nie, z tym, że średnio mam opanowane, co tam jest gdzie ;-) Inaczej mówiąc: zlewają mi się w pewną jedność, z tą dziwną właściwością, że środkowa do mnie nie trafia, a próbowałem już sprawdzać, czy aby się nie pomyliłem ;-)

Rage In Eden zaczyna się tym cudownym utworem, który jednak niewątpliwie jest hiper-osiemdziesionowy:

phpBB [video]


Zresztą White China otwierające Lament też znakomite. Może kiedyś każda z tych płyt mi się zindywidualizuje, to mogę zrobić klasyczne gwiazdkowanie ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 12 stycznia 2023 09:53:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Ja się tu wpiszę, tyle, że mam ciężkie grypsko i zbudowanie 5 zdań złożonych mnie chwilowo przerasta (a chciałbym ich zbudować więcej) :wink:

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 12 stycznia 2023 10:19:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 02 stycznia 2023 19:20:59
Posty: 175
Skąd: Łódź
Na dowód tego, że Midge Ure gra nadal, dobrze mu to idzie (a ma skończone...69 lat!, w tym roku leci 70) podlinkuję koncert z października 2022, który nagrałem (podzielony na 3 części). Akurat prawie w całości zawierał repertuar Ultravox, bo trasa odbywa się pod hasłem "Voice & Visions" - programowo odgrywa na nich repertuar z dwóch płyt Ultravox: "Rage in Eden" i "Quartet".

Warto dodać, że Midge Ure oprócz tego, że śpiewa jest też gitarzystą (co można usłyszeć np. w solówce przed "Dancing With Tears in My Eyes"). W tym miejscu warto dodać, że Midge Ure zanim trafił do Ultravox grał z niejakim Glenem Matlockiem w punkowej grupie Rich Kids.

phpBB [video]


Poniżej dwie części wspomnianego koncertu:

phpBB [video]


phpBB [video]

_________________
Alternativepop.pl


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 20 maja 2023 20:38:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Vienna (1980) * * * * *

best song: We Stood Still

Zaczyna się od świetnego, długiego instrumentala, Astrodyne - kosmiczne syntezatorowe klimaty, intrygujące zwroty akcji i melodii... Potem wchodzą piosenki chwytliwe, ale jednak o swoiście mrocznym klimacie, przy czym to wszystko jest niezwykle ciekawie zaaranżowane i fragmenty instrumentalne są doskonałe (ta niby solówka w Sleepwalku!).
Strona B zaczyna się od ewidentnie kraftwerkowego Mr X, fajne, chociaż to akurat dość przewidywalne (ale i tam ciekawe parasmyczkowe momenty). Cała końcówka jest wyborna (utwór tytułowy bardzo patetyczny, ale ten patos się broni!). A ostatni numer daje do pieca i zostawia z wielkim WOW - ale nie po nim samym, tylko kiedy uświadomimy sobie, że właśnie wysłuchaliśmy płyty właściwie idealnej...

Bo na tym alumie generalnie rzecz biorąc nie chodzi o best momenty, tylko o całość, która jest wzorowo spójna, o świetnej dynamice całości, o niepowtarzalnej atmosferze i świeżości, która po blisko półwieczu pozostaje totalnie świeża, co już Prazeo wyłuszczył. Przy tym, co już pisałem, rzecz jest wyśmienicie zinstrumentalizowana, a Midge Ure śpiewa jak natchniony.

Chyba wzorzec z Sevres płyty synthpopowej / newromantikowej / nie wiem jakiej. Płyty z muzyką po prostu.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 20 maja 2023 22:16:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 02 stycznia 2023 19:20:59
Posty: 175
Skąd: Łódź
Crazy pisze:
Vienna (1980) * * * * *


Super to opisałeś. Lepiej bym tego nie ujął. Mam dokładnie takie same odczucia słuchając tej płyty! Naprawdę sporą radochę zrobiłeś mi swoją recenzją dzisiaj.

_________________
Alternativepop.pl


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 20 maja 2023 22:22:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Bardzo lubię "Viennę". Mam wrażenie, że jest to album, który mógł powstać w tym jednym, konkretnym momencie w dziejach. Jest to oczywiście synth-pop, new romantic, jak zwał tak zwał, ale też kilka elementów, które później chyba nie był aż tak wyeksponowane w ich muzyce (ale te poźniejsze płyty znam słabiej) - te momentami brudne, ostre gitary, te wpływ krautrockowe (bo pejzaże "Astrodyny" odnosiłbym do tego nurtu, bo Conny Plank - krautrockowa postać - za konsoletą, bo Kraftwerk w Mr. X), ta bardzo konkretna, jakaś taka modernistyczna produkcja - wszystko tam jest bardzo klarowne, te bębny łupią naprawdę konkretnie, a klawisze brzmią jak pocztówka z 2080 roku! Idealnie mi ten sound pasuje do okładki, taki właśnie jest.

A best moment? Chociaż zgadzam się z przedmówcą, to mam dwa ulubione momenty. Jeden to sama końcówka - i tutaj wyznam, że zanim zakupiłem oryginał (na winylku), to miałem tę płytę wypaloną na CD-Rze, a ktoś wrzucił te piosenki w internet na jakiegoś bloga, z dodanym słowem końcowym Beksińskiego, nagranym po radiowej emisji tego albumu w latach 80. Total! "...we're standing still! Proszę państwa - tak oto kończy się płyta Vienna...". A drugi ulubiony moment - jak w utworze Private Lives zostaje samo pianinko, plumka swoją melodyjkę i nagle robi się WZIUUUUUM i lecimy dalej do przodu. Efekciarskie, ale zajebiste :D

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 20 maja 2023 22:29:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 02 stycznia 2023 19:20:59
Posty: 175
Skąd: Łódź
Prazeodym pisze:
, a ktoś wrzucił te piosenki w internet na jakiegoś bloga, z dodanym słowem końcowym Beksińskiego, po emisji tego albumu w latach 80. Total! "...we're standing still! Proszę państwa - tak oto kończy się płyta Vienna...".


Nie żebym był jakimś maniakiem Beksińskiego, ale muszę wspomnieć, że ja tego słuchałem z wypiekami na twarzy właśnie w tej audycji. W ogóle audycja "Romantycy Muzyki Rockowej" w II Programie Polskiego Radia, to coś co ukształtowało mój gust muzyczny w sposób podstawowy. Później oczywiście doszły inne rzeczy. Beksiński nie słuchał np. Armii ;), ale RMR, Ultravox, sygnał audcji wycięty z utworu Visage - to moje źródło.

_________________
Alternativepop.pl


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 maja 2023 22:29:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Ten końcowy moment z komentarzem radiowym - to brzmi jak coś, co może być best momentem indeed!

Dorzucę teraz słowo do kolejnej płyty:

Rage In Eden (1981) * * * * 1/4

best song: Voice

To kolejna znakomita płyta, częściowo idąca po śladach poprzedniczki - otwierający utwór, być może mój w ogóle ulubiony z repertuaru tego zespołu, mógłby w sumie być na Viennie. I potem generalnie mamy parę świetnie żrących, synthpopowych czadów, a do tego trochę nowego podejścia - utwór tytułowy ma tu klimat wręcz surrealny, z tym refrenem od tyłu - strona A to dla mnie nadal najwyższy poziom. Musiałem uważnie posłuchać płyty, żeby wyczaić, co mi tam jednak nie pasuje, i okazało się, że to się czai na stronie B. Są tam utwory, które mam odczucie, że zamulają, a potem ta 11-minutowa forma na koniec, interesujące na pewno, ale czy treść tę formę zapełnia? Ostatnia jej część, Your Mind Has Slipped My Mind Again, ze słynnym otwarciem będącym wieloletnim otwarciem Listy Trójki, ze swoim trochę minimalizmem, trochę surrealizmem - bardzo odważne.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 25 listopada 2023 19:34:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Lament (1984) * * * * 1/4

best song: Lament

Pisałem tu już chyba, że bardzo lubię płytę Lament. Może i nie jest to materiał zbyt oryginalny (nie ma tu tak odważnych rozwiązań, jak choćby wskazywana powyżej końcówka Rage In Eden), może idą po własnych śladach (poniekąd dużo tu podobnych utworów do tych z Rage In Eden), ale celowo daję tę samą ocenę, co powyżej. Bo jeżeli nawet oryginalność mniejsza, to jako zestaw piosenek jest to płyta wyjątkowo udana i w przeciwieństwie do (powyżej) nic mi tu nie zamula, wszystkie numery bardzo fajne. Strona A w ogóle świetna, z otwieraczem wysokiej klasy (White China), osiemdziesionowym megahiciorem (Dancing...) i przepięknym utworem tytułowym. Ale na B też wszystko trzyma poziom.

Niestety rzeczywiście nie da się tego powiedzieć o kolejnym albumie:

U-Vox (1986) * *

best song: All Fall Down, oczywiście -

- utwór pięciogwiazdkowy w pełnym tego słowa znaczeniu, niewykluczone że mój numer 1 w całym Ultravox, choć pisałem to również o The Voice, a i ... No nieważne, ważne że jest to coś zupełnie innego, lata świetlne od synthpopu, od new romantic, w ogóle nie wchodzi to w ramy klasycznie rozumianej "osiemdziesiony". Choćby ze względu na ten utwór, chciałbym tę płytę lubić, jest tu również pierwszy utwór Ultravox, który poznałem, czyli otwierające Same Old Story - i ono do dziś mi się bardzo podoba, mimo tych niby kontrowersyjnych dęciaków (a może i dzięki nim? chyba jednak najbardziej dzięki świetnej wokalistyce). Problem w tym, że tak poza tym, to płyta kwalifikuje się do ciągłego przewijania - dużo nijakich kompozycji i osiemdziesionowego banału. Za dwa utwory (i interesujące zakończenie), dwie gwiazdki i cóż. Zespół się pożegnał, fajnie, że Midge teraz koncertuje i odświeża dni swojej wielkości z pierwszej połowy lat 80. Co jakiś czas nachodzi mnie faza na Ultravox i słucham ich wtedy do znudzenia. Ostatnio było w maju, kiedy siedziałem parę dni we Włoszech i teraz znowu, w całkiem innych warunkach klimatycznych, widać nie od tego to zależy ;-)

Przy następnej okazji zobaczę, czy nie udałoby się polubić z Quartetem.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 25 listopada 2023 19:47:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 02 stycznia 2023 19:20:59
Posty: 175
Skąd: Łódź
Fajnie, że ciągniesz ten wątek :). Jeśli chodzi o "Rage In Eden" to mam swoje rachunki z tą płytą. Kiedyś jej nie doceniałem, dzisiaj chyba rzeczywiście stawiam zaraz po "Vienna". "Lament" w ogóle uznawałem za rzecz już zdecydowanie słabszą. Po latach moja ocena też poszła w górę. No i jest tutaj genialny "Dancing...". Natomiast co do "U-Vox" to moja ocena niewiele się przez lata zmieniła. Niewątpliwie najsłabsza płyta Ultravox w wydaniu z Midge Urem i rzeczywiście jednym genialnym utworem, o którym wspomniałeś. "All Fall Down" to majstersztyk. "All In One Day" też moim zdaniem nienajgorsze.

_________________
Alternativepop.pl


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 11 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 46 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group