wróciłem właśnie z "progresywnego" koncertu Skaldów w Filharmonii Bydgowskiej
wykonawczo: chylę czoła, wyśmienicie
repertuarowo: niedosyt
nagłośnienie: duże rozczarowanie
więcej w nadchodzącym
LizardzieP.S. w sumie napiszę więcej - tutaj mogę dać niekontrolowany dobrym smakiem upust emocjom
Siedziałem tuż przy ścianie więc może dlatego moje uszy dostawały podwójny łomot. Po koncercie specjalnie podszedłem do dwóch chłopaków z Forum Skaldów, żeby zrewidować moje odczucia - oni też byli średnio zadowoleni.
Powiem tak - jedynymi instrumentami, które dorosły do moich oczekiwań brzmieniowych związanych Filharmonią Pomorską były... talerze i skrzypce. Gitara zupełnie się nie przebijała, a jeśli już to obciążona jakimś dodatkowym ciężarem lub wręcz buczeniem - i to, w moim pojęciu mógł być jedyny błąd w sztuce ze strony zespołu, wydaje mi się po prostu, że pan Tarsiński miał za bardzo zgaszone treble - z drugiej strony słyszałem go na koncercie ze dwadzieścia razy i zwykle wszystko było dobrze, więc pewnie i tu nie on zawinił. Jeśli chodzi o bardzo ciche momenty, to wszystko zdecydowanie hulało jak należy - brzmienie super i jak wspominałem wykonawczo niesamowicie wręcz - ale co z tego, skoro gdy tylko zrobiło się głośniej, od razu wzmagał się ten nieprzyjemny huk, w którym w dużej mierze utonął i hammond i harmonie wokalne. Andrzej Zieliński miał dwa mikrofony - jeden do hammonda i jeden do czerwonego syntezatora - ten drugi działał dość dobrze, ale ten pierwszy prawie w ogóle się nie przebijał, w 26 marzeniu nie było w ogóle słychać harmonii Andrzeja, a szkoda bo Życzenia z całego serca pokazały, że jest w świetnej formie głosowej. Jacek zresztą też, szczere ukłony! Jan Budziaszek bardzo ożywczo podchodził do części piosenkowej, uśmiechnięty od ucha do ucha, mieszał rytm i wprowadzał niespodziewane podziały. Stanisław Wenglorz świetnie zaśpiewał swój kawałek. Mimo wszystko to był dobry koncert, choć widziałem ludzi zawiedzionych tym, że po ośmiu numerach (w tym wielki Krywań!) przestał być "progresywny". Nie jestem oczywiście ekspertem od akustyki, więc nie wypowiem się czy ten łomot to wina "miejsca", czy osoby za konsoletą. Na pewno wszystko było za głośno, nawet w części popowej. Lubię te piosenki, a kiedy już nie mogę znieść tego, że te mniej ulubione słyszę na koncercie kolejny raz, skupiam się wtedy na samych walorach wykonawczych, bo to są przecież mistrzowie - wczoraj tego nie mogłem zrobić, bo sound był nieprzyjemny, niestety.
Setlista (nie dam głowy że w dobrej kolejności):
Kolorowe szare dni
Gdzie mam ciebie szukać
Od wschodu do zachodu słońca
Nie widzę ciebie w swych marzeniach
Jeszcze kocham
Fioletowa dama
Jak znikający punkt
Krywań Krywań
potem to co zwykle choć program był w całości oparty na kompozycjach Andrzeja Zielińskiego, tylko z lat 60-tych i 70-tych