Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 11:37:10

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 296 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 grudnia 2014 02:40:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 17 lutego 2009 11:00:09
Posty: 43
antiwitek pisze:
O cholerka, a gdybyś dowiedział się dziś?

Pisz, jak było?


Gdybym dowiedział się we wtorek... to nie miałbym problemu ze słuchem teraz. Poważnie, minęło 48h i wciąż mi szumi, choć samo słyszenie wróciło powoli do normy. Zatyczki lub miejsce inne niż 2m od sceny przez cały koncert - to zdecydowanie dobre pomysły. A i sala inna też pewnie by pomogła - mam nieodparte wrażenie, że Eskulap był zwyczajnie za mały, fale nie miały się gdzie rozejść. Tak jak w Firleju dźwięk był tyleż potężny, co nadzwyczajnie selektywny, tak w Eskulapie zlewało się to często w rzężenie, bolesny nojz po prostu... Albo stałem za blisko, jak ostatni osioł.

Niektórych dźwięków nie było słychać wcale (np. puzon, gwizdek), wokal przez cały koncert był niewyraźny i sprzęgał raz po raz, siekąc po zszokowanych uszach, także MG, który z miejsca odsuwał się od mikrofonu. Wyeksponowany był za to bas - i cóż to był za bas! Utkwiła mi w pamięci taka scena: grają któryś tam utwór od pół godziny, Chris Pravdiski (jak go przedstawił MG) zapamiętale wydobywa z gitary te dwa-trzy dźwięki dźwigające motorykę całej kompozycji. Minuty mijają, Chris zaczyna się dziwnie wyginać, mocno pracuje dłonią, zaczyna z nadzieją, potem z błaganiem patrzeć na MG... a ten pokazuje: NIE. Na twarzy Chrisa pojawia się ból, ruchy stają się spazmatyczne, ale trzyma te cholerne trzy dźwięki i potworny walec toczy się dalej, choć akurat ma mocno z górki.

Inne wrażenia: kiedy MG coś nie grało, zwyczajnie przedłużał daną część utworu, opóźniał wejście kolejnej, miejscami do tego stopnia, że zakłócało to naturalny flow (przynajmniej wg mnie). Parę razy wyraźnie miał pretensje o coś do Chrisa Hahnskiego (znów by MG), który często grzebał pod swoim magicznym pudełkiem, próbując coś wyregulować, bez powodzenia raczej. Phil Puleo znajdował czas na uśmiechanie się i puszczanie oczek do wybranych słuchaczek. Norman W. wypatrywał czegoś w oddali, na tyle intensywnie, że pod koniec stał najbliżej publiczności, a przez cały koncert wyglądał na zupełnie niewzruszonego zapodawanymi dziełami. Thor zmieniał instrumenty jak rękawiczki i zaskoczył mnie rytmicznym machaniem puzonem do rytmu, jak w jakimś bandzie grającym wesołe piosnki z sekcją dętą...

Chyba widać, dokąd zmierza ta opowieść: do wrażenia, że zespół zagrał koncert bardziej profesjonalny (tj. beznamiętny) niż zaangażowany. Owszem, było miażdżenie dźwiękiem, budowanie potężnych teł (od "tło"), mistyczne zaśpiewy i fragmenty niepohamowanej jazdy na maksa całego zespołu, było chlastanie się MG po twarzy - ale napięcie było nierówne, niekiedy rozpraszane przez zachowania członków zespołu nielicujące z klimatem granej akurat kompozycji. Wszystko to razem nie pozwoliło mi się zanurzyć bez reszty w morzu dźwięków - zamiast tego miałem czas i ochotę podpatrywać, kto kiedy wchodzi, czy i jak słychać te wejścia, odliczałem z MG do czterech przed kolejnymi przejściami i zastanawiałem się, jak można intensywnie żuć gumę przez dwie godziny i czterdzieści pięć minut, jak Hahn. Zaś niebaczne odwrócenie głowy bokiem do sceny skutkowało najczęściej porażeniem bębenka i mocno nieprzyjemnym uczuciem, że coś się w uchu drze. Tak jak się drze starą szmatę.

Rad byłem usłyszeć nowe utwory, które znów pchają zespół tam, gdzie jeszcze nie był, parokrotnie doświadczyłem uniesienia: podczas rewelacyjnej wersji A Little God In My Hands, ulubionego Just a Little Boy w wersji trochę z TBK, a trochę z NH,NN - perfekcyjnej, wreszcie podczas finałowego Black Hole Man, gdzie wszystko zażarło chyba najmocniej i widać było, że gra porywa wszystkich muzyków. Można powiedzieć, że jestem zadowolony, acz nie był to koncert tak dobry, jak 4 lata temu we Wrocławiu (do OFFu nie mam porównania).

Z ciekawostek:
Zespół zagrał utwór na życzenie publiczności, która w odpowiedzi na pytanie MG What can I do for you? ryknęła gardłami kilku osób: Holy f***ing Money!!!. MG chwycił gitarę i zapowiedział, żebyśmy uważali, bo zagra to, co grają z ich back catalogue. Dwa pierwsze z brzegu akordy i dwie sekundy później podziękował nam za uwagę, wzbudzając u niektórych wesołość.
Niemieckie blachy autobusu zespołu zaczynają się od dwóch sparowanych liter: MG. Zapomniałem zapytać, czy to przypadek.
Na kramie z płytami i koszulkami można było kupić także plakaty, w tym jeden, który zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Na dole mały napis: SWANS, Drezno, data i nazwa sali, a resztę plakatu wypełnia czarno-białe zdjęcie wnętrza kabiny bombowca z czasów II wojny. Do dziś nie potrafię orzec, czy powinien oburzać, czy wręcz przeciwnie.

I jeszcze wskazówka: gdybyście zastanawiali się, który rozmiar koszulki będzie na Was dobry, możecie spokojnie zdać się nadobne dziewczę zarządzające kramem. Koleżanka ma miarkę w oczach, dopasowuje bez pudła. Poza tym czy nie jest miło (wciąż jeszcze) usłyszeć, że XL is really an american size, definitely too big for you?

SWANS, Poznań, Eskulap, 01.12.2014


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 grudnia 2014 17:28:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 lutego 2005 20:54:20
Posty: 6846
A ja byłam wczoraj na koncercie warszawskim i wrażenia opiszę też tu.

Pierwszy koncert Swans w życiu szturmem wdarł się do Top 3 koncertów ever.

Idąc przez Ochotę po 01:30 (wybrałam nie do końca właściwy nocny, co nie było dziwne, zważywszy na okoliczności), zastanawiałam się, czym właściwie było to, czego doświadczyłam. I jak ubrać w słowa coś, co się w nie ubrać nie da, a jednocześnie - usilnie zwerbalizowania się domaga. Na zwerbalizowanie zasługuje. Nazwać to „koncertem” wydaje się jak mało kiedy nieadekwatne. Jak mało kiedy brawa zdawały się dziwnym zjawiskiem, choć znów – reakcja zaistnieć chciała i domagała się formy.

Powiedzmy tak. Doświadczenie totalne. Miłość i groza. Wszystko to, co najstraszniejsze i wszystko to, co daje największą nadzieję (bo może jednak zdarza się jeszcze Coś Prawdziwego?). Wtłaczanie krwi wprost w cyniczne serce. Dosłownie. Michael Gira sprawi, że zacznie ono bić – chcesz czy nie. To rzadkie zjawisko, gdy nie potrzeba do tego żadnych słów (podsłuchane rozmowy z kolejki do szatni: „Rozpoznałeś jakąś piosenkę?”). To rzadkie zjawisko, gdy nie potrzeba do tego żadnego zewnętrznego obrazu; najlepiej jest zamknąć oczy.

Po prostu: przychodzisz. Przynosisz bilet. Dostajesz Kosmos (wzrusza mnie ta transakcja). Po czym robisz z nim, co chcesz. Wypełniasz swoją treścią.

I teraz zapadłam na poważną M I Ł O Ś Ć do S W A N S.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 grudnia 2014 20:13:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
monika pisze:
Powiedzmy tak. Doświadczenie totalne. Miłość i groza. Wszystko to, co najstraszniejsze i wszystko to, co daje największą nadzieję (bo może jednak zdarza się jeszcze Coś Prawdziwego?). Wtłaczanie krwi wprost w cyniczne serce. Dosłownie. Michael Gira sprawi, że zacznie ono bić – chcesz czy nie. To rzadkie zjawisko, gdy nie potrzeba do tego żadnych słów (podsłuchane rozmowy z kolejki do szatni: „Rozpoznałeś jakąś piosenkę?”). To rzadkie zjawisko, gdy nie potrzeba do tego żadnego zewnętrznego obrazu; najlepiej jest zamknąć oczy.

Po prostu: przychodzisz. Przynosisz bilet. Dostajesz Kosmos (wzrusza mnie ta transakcja). Po czym robisz z nim, co chcesz. Wypełniasz swoją treścią.



Monika, szkoda, że Michael Gira nie może tego przeczytać! Bardzo zgadzam się z takim ujęciem tego wszystkiego.

A o swoich wrażeniach napiszę, kiedy trochę dojdę do siebie. Ale dobrze zrobiłem że pojechałem! :)

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 grudnia 2014 21:45:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 19:20:04
Posty: 14518
Skąd: nieruchome Piaski
Wystarczy przetłumaczyć i wrzucić mu na FB (jeśli korzysta) :)

_________________
Go where you think you want to go
Do everything you were sent here for
Fire at will if you hear that call
Touch your hand to the wall at night


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 05 grudnia 2014 21:01:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Miałem pewną wizję, że w ostatniej chwili dołączę do Witka na warszawskim koncercie Swans. Wprawdzie pracę kończyłem tego dnia bardzo późno, ale koncert był jeszcze później... może by się udało?
Ale trafiło na specyficzny dzień. Miałem daleko idącą nieochotę na doświadczenia tego typu, o których tu piszecie. Nie wiem, czy zazdroszczę - bo wciąż sobie myślę, że to może nie dla mnie rzecz? - ale bardzo się cieszę, że tak odbieracie tych Swansów, że kolejne osoby przychodzą i piszą, że czołówka koncertów ever i w ogóle. Jednak środowy wieczór był dla mnie taki, żeby wejść pod kołdrę i posłuchać Dire Straits. Łatwo zauważyć, że nieco niekompatybilnie z "wtłaczaniem krwi wprost w cyniczne serce".



Natomiast może należałoby podejść w jakimś momencie tego miesiąca do tematu:
Pet pisze:
Zimowa noc + płyty Swansów = doświadczenie TOTALNE

:?:

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 05 grudnia 2014 21:38:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Ja miałem teraz takie doświadczenie u Was w czwartym, że trzeba było skłonić dziewczyny do wstawania przed podróżą, więc włączyłem tytułowy utwór z To Be Kind (ostatni na cd2)... Ależ pasował do tego mglistego poranka! Ależ mnie trzepnął niektórymi tąpnięciami swemi!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 06 grudnia 2014 12:45:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
hmm, budzenie swansem?

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 06 grudnia 2014 12:48:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Tak było! :D Ale tam początek jest łagodny.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 06 grudnia 2014 13:22:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21338
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Crazy pisze:

Natomiast może należałoby podejść w jakimś momencie tego miesiąca do tematu



Należałoby! Rekomenduję.

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 06 grudnia 2014 18:37:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Nie do wiary, że już piąty raz byłem na Swans… I za każdym razem ogromne wrażenie! Może tylko koncert w krakowskim Kwadracie był słabszy, ale to wyłącznie ze względu na fatalne nagłośnienie.

Tym razem było o tyle inaczej, że widziałem zespół po bardzo krótkiej przerwie. W związku z tym, chyba pierwszy raz, mniej więcej wiedziałem w którym momencie spektaklu jesteśmy i co jeszcze może się zdarzyć. Wcale nie jestem pewien czy przez to było lepiej. Wszak nieraz lepiej na suchego przestwór oceanu wpłynąć bez busoli i po prostu dać się nieść falom. Ale, że tym razem było gorzej, to też powiedzieć nie mogę.

Przy okazji koncertu w Łaźni zapomniałem napisać o jednej rzeczy. Mianowicie o tym, że ten zespół, mimo swej koncertowej ogromności - czyli ogólnej wagi, morderczej intensywności, kosmicznego rozwichrzenia, różnorodności brzmień – potrafi, kiedy chce zaskoczyć, wykonać ruch niezwykle zwinny, sprytny, albo subtelny. W Kwadracie na przykład było to półsekundowe uderzenie ciszą, kiedy wszyscy spodziewali się czegoś przeciwnego, w Łaźni zwieńczenie jednego dość monstrualnego utworu akordami tak pięknymi i jasnymi, że wycisnęły by łzy, gdyby trwały więcej niż ulotną chwilę. A w Basenie takie było, między innymi, przejście od części wprowadzającej, gongowo-talerzowo-sprzężeniowej, do muzyki opartej na konkretnym rytmie. Jak wystrzał z dubeltówki – chyba każdy podskoczył!

Tym razem stałem na wprost mikrofonu Michaela Giry, jakieś pięć metrów od niego. Doskonała miejscówka! Wszystko widziałem, a i brzmiało wszystko świetnie, selektywnie. Może tylko puzon zanikał, może te dzwony rurowe czy skrzypki (wykonane chyba z ułamanej narty :wink: ) byłoby lepiej słychać gdzieś dalej, ale tak to już jest pod sceną. Za to pedal steel gitar (pozwólcie, że nie będę używał nazwy „gitara hawajska” – wydaje mi się myląca) brzmiał dla mnie lepiej niż kiedykolwiek! Naprawdę Christoph Hahn robił robotę, chwilami niezwykle podbijał dramatyzm, a i straszył minami. Gitara Giry też był dobrze słyszalna - wprowadzała element czegoś wilgotnego i mglistego. Ludzkiego. Funkcja Normana Westberga wyklucza za to w dużym stopniu jego indywidualną ekspresję. To całkiem ciekawe, bo on często na przykład uderza struny, kiedy gitara jest ściszona, po czym, gdy wybrzmiewają, pogłaśnia i znów ścisza. Taką ma pracę :) . Że bas i bębny ważne, świetne i słyszalne, to wiadomo – ci goście mają naprawdę niekiedy ciężkie życie, ale też super jest oglądać takich precyzyjnych, sprawnych i niekonwencjonalnie grających muzyków w akcji. Wydaje mi się, że zwłaszcza centralka, dla całości, jest niezwykle istotna.

Piszę o tym tak analitycznie, bo miałem możliwość spokojnego obserwowania tego wszystkiego. Poza tym myślę, że Swans w związku z tą trasą zadbali o odpowiednią jakość dźwięku, który mimo dużego natężenia i w Krakowie i w Warszawie był selektywny, i mimo oczywistych różnic, miał ten swój szczególny charakter.

Tego co płynęło ze sceny nie da się za bardzo porównać z niczym. Choć inspiracje wspomniane w moim poprzednim opisie i tu były dla mnie czytelne (ach, ta Canowska, szamańska jazda jak z „Mother Sky”!). Faktycznie – jest to coś totalnego. Kosmos. Odczuwałem silne emocje obcując z nim, odczuwałem też dziwną przyjemność z tym związaną – to bycie zalewanym przez dźwięk, pławienie się w nim – bardzo osobliwe.
To co grają Swans jest bardzo wciągające, ale też zróżnicowane. Sęk w tym, że te różnice realizują się powoli, na przykład zmiana – rytmu, tonacji, intensywności - przychodzi po 15 – 20 minutach. Ale to działa! - te przejścia są czasami po prostu obezwładniające!

Wracając do centralki: jej uderzenia przechodzą przez człowieka jak strzały, po prostu przelatują – i jeśli była w tym regularność, to ok, natomiast jeśli regularność się zaburzała, to ja zaczynałem się czuć niepewnie – fizycznie. Znałem to wrażenie z poprzedniego koncertu i postanowiłem, że będę kontrolował sytuację - sprawdzałem tętno ze dwa razy. Ale też pomyślałem, że nie będę bał się, ani stawiał oporu, bo i jak.
No i to było jak rentgen, prześwietlenie ludzkiego ciała. Od razu gdzieś pojawiały się myśli o duszy, o jej życiu w tym dziwnym organizmie. A w muzyce można było dopatrywać się obrazów agonii lub narodzin, gwałtownego poszukiwania w tym transcendencji . W tym co święte i w tym co, być może, zakazane. Sam nie wiem. Tak jak pisała Monika, na takim koncercie dostaje się kosmos do wypełnienia swoją treścią…
Mi w momencie jednej z nieokiełznanych kulminacji muzyka ułożyła się w jakąś ogromną, podniebną kopułę. A gdy pojawił się ten typowy dla Swans rytm – bam! bam! bam! bam! bam! – to kopuła przekształciła się w dzwon. Pomyślałem, że Michael Gira, z tym swoim trybem życia i muzyką, to jest człowiek, który żyje wewnątrz dzwonu. Z wszystkimi odniesieniami i kontekstami, który posiada dzwon. Może pęknięty, może brzmiący niepięknie, ale jednak przenikający swym dźwiękiem rzeczywistość, przenikający do duszy człowieka, budzący lęk, przypominający o najgorszym, ale też nie tylko, ale też w tym wszystkim piękny, bo taki dźwięk nie może przecież kłamać. Nie wiem tylko jak można żyć ciągle wsłuchując się w ten ogłuszający dźwięk.

Popadłem tu trochę w patos, ale trudno mi mówić inaczej o takim doświadczeniu, o którym w ogóle trudno mówić. Natomiast muszę powiedzieć, że po koncercie czułem, że mnóstwo napięć wewnętrznych mi odpuściło, a na to miejsce weszło zadowolenie, jakieś odprężenie… Pewnie wiąże się to też z tym, że koncert i cały wyjazd do Warszawy był super też pod względem towarzyskim. Wspominam na przykład z uśmiechem przejście naszej grupki z Moniką od Basenu na Centralny, z tym całym pokoncertowym oszołomieniem i dzieleniem się wrażeniami :D . No wspaniale :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 06 grudnia 2014 19:49:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Dzięki!!
Piękna sprawa.

Ja tak się zastanawiam czy przy następnej okazji nie dać im drugiej szansy?

:-)

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 06 grudnia 2014 21:32:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 10 kwietnia 2011 17:14:16
Posty: 6963
antiwitek pisze:
sprawdzałem tętno ze dwa razy

w piątek słuchałam tej płyty z dzieckiem na okładce
kusisz, kusisz :)
jutro poczytam o tym jeszcze raz !


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 06 grudnia 2014 21:36:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Ale uwaga, było przyspieszone! :D Choć wcale nie skakałem. To tak jak w saunie, gdzie wysoka temperatura tak działa!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 20 grudnia 2014 10:41:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
ES pisze:
Wszystko to razem nie pozwoliło mi się zanurzyć bez reszty w morzu dźwięków - zamiast tego miałem czas i ochotę podpatrywać, kto kiedy wchodzi, czy i jak słychać te wejścia, odliczałem z MG do czterech przed kolejnymi przejściami i zastanawiałem się, jak można intensywnie żuć gumę przez dwie godziny i czterdzieści pięć minut, jak Hahn.


Tu pojawia się ciekawa kwestia formy uczestniczenia w koncercie. Że czasem lepiej nie być zainteresowanym, bo nadmierne zainteresowanie może nie sprzyjać samej muzyce, której trudno jest wtedy trafić do słuchacza. Że czasem lepiej jest zamknąć oczy, bo obserwacja też może nie sprzyjać odbiorowi dźwięków. Zwłaszcza gdy jest taki kontrast jak na Swans, że muzyka oszałamia dynamiką, a obraz przy tym taki statyczny. Trochę niepokojący jest ten brak widocznego zaangażowania niektórych grających (jak opisałeś), ale z drugiej strony, w mojej ocenie, to nie przeszkadza muzyce Swans działać. Bo to nie jest rock'n'roll, tylko forma pod pewnymi względami orkiestrowa - tak mi się wydaje. Poza tym przy tak intensywnym życiu koncertowym - to chyba też naturalne.


ES pisze:
chlastanie się MG po twarzy


Myślałem, że tego już nie robi! Bo w ogóle odniosłem wrażenie, że Gira teraz jest spokojniejszy, koncentruje się na innych rzeczach. Na pierwszym koncercie, jaki widziałem wręcz czepiał się publiczności, potem zachowywał się zdecydowanie ironiczne. A na ostatnich dwóch coś z ironii zostało, ale dominuje uprzejma obojętność :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 04 sierpnia 2015 09:28:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Wiadmość z fejsa z 23 lipca. Ten szczególny ton Michaela Giry. I styl działania wzbudzający szacunek:
Cytat:
Just got home comatose after finishing up the final leg of our 14 month tour for Swans To Be Kind album. We have come to your town, though it's doubtful we have partied down. It has been a privilege to be inside the sound that on some nights seems to create itself of its own accord, and it's gratifying that many of you have conveyed to us that it's been a positive experience for you too... Next step: Sept 1 we commence a new Swans album. This will be the final Swans album (and subsequent tour) for this version / iteration of Swans. Not really sure what the next step will be after that, but that's perhaps a good thing... We'll be making a live album/fundraiser (called The Gate) soon, in order to raise the necessary - somewhat daunting - capital for the studio album, which is bound to be an insatiable beast... more soon, Thanks and Love! - Michael Gira

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 296 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 47 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group