Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 02 maja 2024 00:28:29

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 296 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12 ... 20  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 16:02:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Fanpejdż bloga 67 mil donosi:
Okazało się, że Michael Gira ze Swans chciał sobie zrobić zdjęcie z połową załogi 67 mil oraz z ich kumplami obecnymi na koncercie. Nie robiliśmy żadnych problemów, fotka poniżej:
Obrazek

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 16:09:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 20:20:04
Posty: 14523
Skąd: nieruchome Piaski
Ale że pozwolił się objąć... Rozumiem, że po zrobieniu zdjęcia nie rozbił nikomu butelki na głowie?

_________________
Go where you think you want to go
Do everything you were sent here for
Fire at will if you hear that call
Touch your hand to the wall at night


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 16:17:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Miki pisze:
Ale że pozwolił się objąć...

Chłelera, w sumie to ze mną! :)


Miki pisze:
Rozumiem, że po zrobieniu zdjęcia nie rozbił nikomu butelki na głowie?

To co było na scenie i to co było po koncercie to dwie różne sprawy. Gira wyszedł na korytarz i dzielnie podpisywał płyty, bilety, plakaty, pozował do zdjęć, rozmawiał, każdemu chętnemu podawał dłoń. Nikt nie został pominięty.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 19:46:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 09 grudnia 2004 12:21:40
Posty: 5834
offtop:

KoT pisze:
no w każdym razie w czasie jego występu udaliśmy się z kolegą Marcinem uzupełnić płyny i pograć w najtańsze piłkarzyki jakie w życiu widziałem (1PLN !).


u mnie na wsi kiedyś w barze były za darmolca !
ehh te przysłowiowe stare dobre czasy

Pilot, a Skała dotarł :D ? bo coś go nie widzę na zdjęciu... ( chyba, że je robił ; ) )


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 20:49:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
stiw pisze:
Pilot, a Skała dotarł ? bo coś go nie widzę na zdjęciu... ( chyba, że je robił ; ) )

Nie dotarł. Nikt w sumie nie wie, co mu się wydarzyło... Ale żyje i ma się dobrze. :)

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 21:40:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
Pietruszka pisze:
nikt nie przeżył?


Hehehe, ubawiło mnie to pytanie :D .
Pewnie przez swoją adekwatność.

KoT pisze:
po wszystkich opiniach jakie usłyszałem i przeczytałem nie spodziewałem się tego co mnie na tym koncercie spotkało


Starając się w tym wątku opisywć swoje wrażenia z wcześniejszych koncertów Swans za każdym razem miałem świadomość, że to właściwie na nic, że tego rzeczywiście trzeba doświadczyć osobiście.

KoT pisze:
nie było okazji dłużej pogadać przed koncertem, a po i tak nikt nic nie słyszał


Hehe, właśnie - super podróż z samochodem Kota z Czyżyn do centrum (jeszcze raz wielkie dzięki!!! i jeszcze czekolada :) , oraz Stiwowi za pośrednictwo!!!) - z przygodną Karoliną, która twierdziła, że po koncercie nie słyszy niskich częstotliwości głosów, a wysokie jak najbardziej. Chyba że czegoś nie dosłyszałem :wink: .


KoT pisze:
To był dla mnie ostateczny dowód, że w tej sztuce chodzi o hałas rozwalający głowę słuchacza od środka...


Oooo, z tym nie mogę się zgodzić! Na pewno nie tylko o to!!
Ale ja już po koncercie powiedziałem, że w sumie mógłbym nazajutrz do Stodoły. A na to ktoś (MAQ?) mi powiedział, że jestem pojebany czy coś w tym guście :) . I fakt, ja już po Katowicach stwierdziłem, że Swans to teraz chyba najciekawszy, najbardziej szokujący i intrygujący zespół, dlatego nie chciałem ich przepuścić i tym razem, a Maczek mnie w tym utwierdził.

Na razie kilka luźnych uwag.

Ten koncert był inny od poprzedniego mniej więcej tak jak poprzedni był inny od jeszcze poprzedniego. Samo to jest dość niezwykłe, bo w dodatku każdy z nich robił ogromne wrażenie, każdy w trochę inny sposób.
Tu pojawiły się te momenty, będące jakąś mutacją nowej fali: z wyraźnym basem i precyzyjnymi, tłumionymi innymi instrumentami. Pojawiły się też dileje - na wokalach, na stopie czy innych instrumentach. Tego też nie pamiętam z wcześniejszych koncertów. Takie zwykłe lecz zajebiste.
W ostatniej godzinie koncertu zaczęło się pojawiać za sprawą Giry też coś w duchu Diamandy Galas... Tego skojarzenia też nie miałem nigdy wcześniej.


Natomiast w Kwadracie był najgorszy dźwięk ze wszystkich koncertów Swans na jakich byłem. I nie chodzi o samo natężenie dźwięku, tylko o to, że za mało w tych dźwiękach było koloru, mięcha, urody (tak jak pisał Pippin: te subtelniejsze instrumenty jak apokaliptyczny puzon były słabo słyszalne). Za dużo było za to świszczącego niekalorycznego śmiecia, pochodzącego z odbić a nie samych instrumentów. To odbierało temu koncertowi bardzo dużo komunikatywności, mocy i urody.

Ja tu jeszcze wrócę z innymi wrażeniami, ale już teraz chciałem zapytać kolegów: jak myślicie - co chce przekazać przez to wszystko Michael Gira? Bo ja za bardzo nie wiem, ale fakt jest taki, że po koncercie jak ten myśli krążą po bardzo różnych sferach i orbitach...


Obrazek


PS. Pilot, wow! :D Ale najbardziej cieszę się że nie umarłeś. Widziałem, że poszedłeś pod scenę chwilę po tym jak ja się wycofałeś. Przeszkadzało mi tam, że gdy jest najgłośniej to trudno rozróżnić instrumenty (poza basem). Choć też żałowałem, bo widzieć Girę i panów z takiej bliskości... To też niesamowite.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 21:51:06 

Rejestracja:
czw, 23 czerwca 2011 10:03:09
Posty: 906
Skąd: Kraków
przesłuchałem dziś płytę z tytułu wątku
i bylo to jedno z najpiekniejszych moich muzycznych przeżyć w życiu :piwo:
absolutnie ******/******


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 22:03:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Obrazek
"Young God" EP 1984
****1/2

Po drobnej przerwie...
Nie ma żartów - ekipa Giry jest już zaledwie o szerokość miedzy od przeorania poletka pod nazwa dronowy doom. Dla mniej obeznanych w meandrach współczesnej muzyki rozrywkowej - grają woooolnoooo. Tak wolno, że perkusja uderza (ale naprawdę uderza - miejmy na uwadze, że to wciąż wczesne Swans!) z 10 razy na minutę, dzwięki wydawane przez gitarę są bliższe przeciągłemu buczeniu niż czemuś mogącemu uchodzić za tradycyjnie rozumiany riff. No i Gira - szepczący zawodzący, a i ryknąć mu się zdarzy.
Muzyka nie tak miażdżąca jak długograje, ale nadrabia to mroczną, duszną atmosferą. Kto wie czy wzbudzony w słuchaczu niepokój nie daje się bardziej we znaki niz fizyczna wręcz brutalność "Filth" i "Cop".
P.S. Jedna z ulubionych płyt Curdta Kobaina.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 22:08:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 14:09:14
Posty: 4702
Cytat:
Ja tu jeszcze wrócę z innymi wrażeniami, ale już teraz chciałem zapytać kolegów: jak myślicie - co chce przekazać przez to wszystko Michael Gira? Bo ja za bardzo nie wiem, ale fakt jest taki, że po koncercie jak ten myśli krążą po bardzo różnych sferach i orbitach...

Bardzo trafne pytanie! Niestety, nie umiem nic więcej dodać...

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 22:31:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Prazeodym pisze:
Bardzo trafne pytanie!

...też tak uważam i bardzo ciekawy jestem opinii kolegów, którzy byli na koncercie ...bo słuchanie sobie płyt w domu to zupełnie co innego



ps. przesłuchałem The Seer od początku do końca...i jestem z lekka...rozczarowany

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 22:53:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21411
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Kiedyś był sobie taki zine Plusultra, który nawet miał swoje wcielenie sieciowe. Tamże ukazał się ongiś wywiad z Girą, który był kompilacją dwóch rozmów z M.G., które zostały przeprowadzone dla magazynów Your Flesh i Seconds. Niestety Plusultra już nie ma i jego strony też już nie ma. :( Szkoda.

Na szczęście zapobiegliwy Pecik uchronił go od zapomnienia:


Cytat:
MICHAEL GIRA

Obrazek


Aby rozpocząć, czy zechciałbyś w skrócie przypomnieć swoje losy aż do punktu,
w którym stałeś się muzykiem.

MG. Tak, oczywiście. Wychowałem się w południowej Kalifornii, w Los Angeles.
Muzyką zacząłem się interesować, kiedy miałem około dwanaście, trzynaście lat
- tak jak każdy. Brałem pełno LSD, wąchałem klej, brałem seconals, wszystko co wpadało
mi w ręce i pasowało do ówczesnej muzyki - rzeczy jak THE DOORS itd. Wiele razy
byłem aresztowany za akty wandalizmu, miałem do wyboru iść do poprawczaka
albo wyprowadzić się do ojca. Matka i ojciec byli w separacji. Mój ojciec żył w
Niemczech i zarządzał tam jakimś biznesem. Uciekłem stamtąd od niego i
podróżowałem stopem po Europie, zostałem aresztowany w Amsterdamie. Ojciec
dał mi do wyboru: wrócić do szkoły w Niemczech albo pójść tam do pracy, w fabryce
która była własnością ciotki jego żony. Myślał, że doświadczenie ciężkiej fizycznej
pracy zmieni moje zdanie co do konieczności edukacji. Po roku pracy powiedział
Ok, teraz pójdziesz do szkoły, wtedy znów uciekłem. Skończyłem w Izraelu żyjąc
tam około roku, sprzedając swoją krew i pracując w kopalni miedzi. W końcu
zostałem aresztowany za sprzedaż narkotyków, spędziłem pewien czas w wiezieniu
a po zwolnieniu zostałem deportowany.

Czy korzystałeś z tych doświadczeń w swojej pracy przez te wszystkie lata ?
MG. Nie... być może skorzystałem z paru z nich. Pamiętam tego gościa w celi,
gwałconego każdej nocy. Widząc to, obawiałem się o siebie. Sam byłem
przedmiotem zainteresowania ale byłem chroniony przez innych Amerykanów, którzy
byli w tych samych barakach. Pobyt w więzieniu nasuwał na myśl system autorytarny
i kazał mi gwałtownie go odrzucać i pogwałcać. Nie chcę przez to powiedzieć, że
pewni ludzie nie zasługują na to by być w więzieniu. Oprócz tego pobyt w więzieniu,
zamkniętym w celi, był dla mnie pobytem w miejscu najbardziej zredukowanym,
ograniczonym do jakiego można trafić. Oczywiście, jedyną rzeczą jaką posiadasz jest
czas i właśnie ten czas jest próżnią wyrugowaną ze wszystkich doświadczeń oprócz
tego co możesz z nim zrobić. To miało bardzo wielki wpływ na mnie. Stało się dla
mnie jasne, że jestem absolutnie odseparowany od kogokolwiek, że nie przynależę
do nikogo, niczego – i jeżeli kiedykolwiek zapominałem o tym, zawsze okazywało się
to błędem. Jak daleko sięgam pamięcią zamykałem się przed ludźmi, uciekałem.
Zdałem sobie sprawę, że nigdy nie będę dążył do społecznego sukcesu, prestiżu i
nigdy nie będę w silnych interakcjach z nikim. Wtedy będę odczuwał komfort i będę
miał pewną małą przewagę. Gdy tylko zaczynałem do czegoś należeć odczuwałem
to jako kompletne osłabienie, jedynie oszukiwanie. Być może dlatego nigdy nie
przejmowałem się, tym że jako SWANS nie odnosiliśmy wielkich sukcesów.

Ok, powróćmy do twojej historii.
MG. Potem wróciłem do życia z moim ojcem ale on stwierdził, że nie może mnie już
dłużej znosić i wysłał mnie z powrotem do Kalifornii. W więzieniu zacząłem dużo
czytać, tak więc myślę że moja edukacja była ok. Przeszedłem test i zostałem
przyjęty do junior college, po roku usiłowań bycia w liceum, co było żałosne po
wszystkich doświadczeniach jakie posiadałem, studiowałem tam sztukę i literaturę
angielską, szło mi całkiem dobrze. Dostałem się do Otis Art Institute, tam spędziłem
dwa lata, opuściłem to na krótko przed końcowymi egzaminami. Wtedy rozpoczął się
punk rock.

Jak wyglądał twój udział w NO MAGAZINE ?
MG. Jednym z moich wspomnień z czasów, kiedy miałem trzynaście lat było,
kiedy moja matka szukając czegoś w moim pokoju znalazła kilka numerów NO MAGAZINE
i zniszczyła je jako pornografię. Zacząłem robić NO MAGAZINE z moim kolegą z Art School,
Brucem Kalbergiem. Zaczęliśmy chodzić na pierwsze punkowe shows, nagrywać je na
video. Polubiliśmy te destruktywną energię zawartą w muzyce. W tamtym czasie
byliśmy pod wrażeniem magazynu SLASH, i czasami sami zamieszczaliśmy tam
coś swojego. Kiedyś Bruce zajął całą stronę numeru SLASH zdjęciem swojego
ogolonego czubka głowy, zwieńczonego kawałkiem wątróbki podpisanego jakimś
obskurnym tekstem. On wychodził nawet na zakupy w takim nakryciu głowy, chodził
w tym na koncerty, do czasu aż wątróbka zaczęła gnić. Później ja znalazłem się na
całej stronie SLASH- przykucnięty, w kaftanie bezpieczeństwa, zrobiony na zdjęciu
na Borisa Karloffa w Mumii, z nadnaturalnie wielkim, ociekającym penisem,
sięgającym z krocza do ust, patrzę się w obiektyw a podpis głosi: właśnie o tobie
myślę. Oczywiście było to pomyślane jako anonimowa fotografia ale kiedyś gdy
robiłem wywiad z GO GO'S dla NO MAGAZINE one mnie rozpoznały... Chcieliśmy
prezentować w naszym magazynie wszystkie najbardziej odpychające,
najobrzydliwsze strony punk rocka, dlatego zaczęliśmy wydawać NO. Mieliśmy
wywiady ze zwykłymi obiektami jak X, THE GERMS. Oba te zespoły bardzo
lubiliśmy i chodziliśmy na ich wszystkie koncerty, ale myśleliśmy też o innych
tematach. Obok wywiadu z moimi ówczesnymi bogami SUICIDE, zamieszczaliśmy
wywiad z dominatrix działającą w Hollywood, która opowiadała o torturowaniu
sędziów, biznesmenów, odkupywali oni swoje winy pozwalając sobie sikać na twarz,
pozwalając się gwałcić przy pomocy dildo itd. Mieliśmy na okładce zdjęcie z sekcji
zwłok, oprócz tego trochę surowej pornografii, surowe rysunki, różne teksty mojego
autorstwa i foto stories Bruce'a. Oprócz zwykłych wywiadów z różnymi zespołami ze
sceny, dla której tak wiele robiłem, dawaliśmy obok mnóstwo obleśnych rysunków
etc. Niektóre rzeczy były dobre, inne złe, ale zawsze na pewnym poziomie.
Naprawdę lubiłem wtedy punk rock, ale nie lubię jego aktualnych wystylizowanych
ewolucji. Nienawidziliśmy absolutnie, otaczającego nas, konsumpcyjnego
społeczeństwa, robiliśmy więc różne rzeczy w stylu: rozbijanie wszystkich szyb na
swojej drodze, po wyjściu z koncertu o drugiej w nocy. To oczywiście było nieco
dziecinne ale całkiem w porządku. Było super, czuć tę energię w powietrzu i tę
przestrzeń, by włożyć w nią całą nie ukierunkowaną wcześniej wściekłość. Tak czy
inaczej, nie mogliśmy wydrukować NO MAGAZINE w LA, musieliśmy jeździć do San
Francisco do drukarni, gdzie produkowano wszystkie porno magazyny na Zachodnie
Wybrzeże. Jechaliśmy potem starym Volkswagenem, wypełnionym po brzegi 1500
egzemplarzami NO MAGAZINE, ale i tak nie mogliśmy ich nigdzie później
sprzedawać. Bruce zamieszczał gdzieś reklamy, jednak większość nakładu
musieliśmy rozprowadzać na koncertach. Sprzedawał je tylko jeden kioskarz przy
Hollywood Boulevard i parę punkowych sklepów.

Wtedy rozpoczyna się także twoja muzyczna kariera.
MG. Wtedy właśnie popełniłem największą pomyłkę mojego życia. Zacząłem grać i
sam zaangażowałem się w muzykę Zacząłem śpiewać w LITTLE CRIPPLES potem
nazywanym STRICT IDS, później tylko IDS. Graliśmy z THE BAGS, MAU MAUS, X,
NEGATIVE TREND. Potem zostałem z niego wyrzucony bo nie potrafiłem śpiewać,
ludzie z zespołu stali się później bezpłodnymi pseudoartystami i nic po nich nie
zostało. Grałem krótko w LA, ale tamtejsza scena była już w 1979 zbyt prosta i
ograniczona, zdecydowałem się wyjechać. Wydawało mi się że w Nowym Jorku
dzieje się więcej interesujących rzeczy. Pamiętam THEORETICAL GIRLS, grupę
Glenna [Branca], CONTORTIONS i grupy Lydii [Lunch]. Ci ludzie próbowali robić coś
innego w brzmieniu, to wciąż posiadało surowość i gwałtowność punk ale nie było
małpowaniem trzy akordowego rocka. Oh muszę przypomnieć tu o innym wielkim na
mnie wpływie, może nie brzmieniu, lecz wrażeniu jakiego oczekiwałem: SUICIDE.
Kupiłem ich album po prostu dla okładki ale pamiętam, słuchając tego myślałem że to
najbardziej wystrzałowa rzecz jakiej w swoim życiu słuchałem. Cheree Cheree
Frankie Teardrop Frankie kills his wife and kids Whaaaah Ha ha ha ha !!!
Wspaniałe.
Byli razem na trasie z THE CARS a ja widziałem ich wtedy w LA, grali z NERVOUS
GENDER. Było tam pełno punks z LA Alan Vega- wszyscy pluli mu prosto w twarz,
wylewali na niego swoje drinki, nie było tam żadnej sceny, on zwyczajnie ocierał się o
nich i krzyczał aah dzięki dzięki ! To było wielkie. On był wspaniały, byłem
tego wielkim fanem. To była kolejna przyczyna, że wyprowadziłem się do Nowego
Jorku. Chodziłem cały czas do Max's [Max's Kansas City Club] tam często oglądałem
SUICIDE i jego inne grupy. Myślę, że był fantastycznym performerem, tak więc to
także było wielkim wpływem.

Czy wyraźny był ten moment, kiedy punk stracił swoją atrakcyjność i siłę
przyciągania ?

MG. To stało się niemal natychmiast ! Kiedy pojawił się hardcore, zaczęło mnie
przyprawiać o mdłości, dlatego że przejął on te najgłupsze i najpośledniejsze strony
punk stylistyki i zaczął je traktować jak wytyczne. Jest parę wyjątków, naprawdę
bardzo lubiłem BLACK FLAG za przejmujące brzmienie i dla ich wybuchów wiolencji
(przede wszystkim na koncertach) i ta agonia Henry'ego, zawsze przyjemne było ich
oglądać, doceniałem również DEAD KENNEDYS a przede wszystkim Jelly'ego i jego
trujące, czarne poczucie humoru.
Szybko jednak znienawidziłem publiczność hardcore- byli prawie tacy sami jak ci
frajerscy kibice, szukający tylko okazji by kogoś pobić. Grawitowałem wtedy ku
rzeczom jak TG, SPK, PUBLIC IMAGE (którzy, moim zdaniem muzycznie byli o wiele
lepsi od SEX PISTOLS), SUICIDE, później NEUBAUTEN, no a potem byliśmy już my!

Co jeszcze robiłeś w tamtym czasie ?
MG. Napisałem parę recenzji do SLASH, zrobiłem kilka beznadziejnie głupich
performances, pracowałem na budowach i malowałem mieszkania aby zarobić na
życie. Miałem też okazję by służyć jako asystent w performance Hermanna Nitscha
Orgies Mysteries Theater i zmywać krew i wnętrzności z performerów. Później
napisałem rodzaj hommage dla tego wydarzenia i dla Bruce'a w formie historii o
tytule The Young Man Who Hid His Body Inside a Horse albo My Vulvic
Los Angeles. Byłem zainspirowany performance, który Bruce projektował, lecz
nie posiadał środków na realizację. Chciał kupić konia, zawieźć go do galerii, zarżnąc
go i wejść w akwalungu w jego ciało i wnętrzności. Chciał żyć wewnątrz trupa,
oddychając powietrzem z akwalungu, podczas kiedy on gnił. Odkryłem potem gdzieś,
że Rzymianie zaszywali chrześcijańskie dziewice w trupach zwierząt, tak aby
wystawały im tylko głowy, biedne dziewczyny powoli umierały, podczas kiedy ich
ciała gniły wewnątrz tych zwierzęcych trupów. Ciekawe czy Bruce wcześniej o tym
wiedział.

Opowiedz jak wyglądał performance Hermanna Nitscha, w którym brałeś udział.
MG. To odbywało się w Venice CA około 1978 – 79, kobieta z którą byłem,
prowadziła agencję artystyczną prezentującą rzeczy, które nie mogły być
pokazywane w żadnych instytucjach artystycznych ani w oficjalnym obiegu sztuki. To
był bardziej obrzęd niż performance, trwał około sześciu godzin i dział się wszędzie
wokół ciebie bez żadnej sceny. W jakimś dużym, opróżnionym na te okazję sklepie, u
góry pomieszczenia podwieszono dwa wychudłe trupy owiec, przywiązano je
kończynami do sufitu i podłogi tak, aby martwe mięso wisiało po środku
pomieszczenia. Na miejsce dostarczono też w zbiornikach kilkaset galonów krwi i
zwierzęcych wnętrzności. Grupy nagich chłopców ze związanymi oczami ustawiono
w kolumny, krew tryskała ze wszystkich stron na ich delikatne ciała, wlewała się na
ich twarze, do ich ust. Cyklami tych ciemnych rytuałów kierował sam Hermann
Nitsch, niski, gruby gość, ubrany na czarno, jak ksiądz bez koloratki, z nalaną, białą
twarzą Austriaka, z rumianymi policzkami. Tak jakbyś wyobraził sobie pijanego,
nadętego Napoleona. Z wielką, czarną, gumową rękawicą na prawym ręku kierował
ludźmi. Zgromadził imponującej wielkości orkiestrę złożona z uliczników, punks,
różnego rodzaju wolontariuszy i ręką odzianą w tę rękawicę dyrygował nimi a oni,
przy pomocy rogów, trąb, bębnów, gwizdków wytwarzali niemożliwie głośny hałas. Ta
grzmiąca kakofonia nadawała rytm i tempo całej tej mszy.
Każdy pił ogromne ilości wina, które było rozdawane w dzbanach, chodziło aby upoić się
do granic możliwości i oddawać się krwi i rytuałowi, stworzyć sytuację kiedy
chłopcami zaczęły targać konwulsje. Kilka godzin hałasu, smród mięsa i krwi, każdy
brodził we krwi i odpadkach padliny, to było naprawdę wspaniałe ! Asystenci Nitscha,
którzy lali krew i wykonywali jego polecenia, w pewnym momencie obcięli liny i krew
zaczęła tryskać wszędzie. Połowa ludzi była już naga, umazana we krwi, w stanie
kompletnego upojenia, krew i wnętrzności zaczęły wylewać się na ulicę i przyjechała
policja. Śmieszny był ich widok w eleganckich, niebieskich mundurach pośród tej
rzeźni. Nie pamiętam z tego zbyt wiele, byłem po prostu zbyt pijany i to było już tak
dawno. Największą rzeczą, którą stamtąd wyniosłem to smród, którego tygodniami
nie mogłem zmyć i to uczucie bycia pochłoniętym, ogarniętym przez szlachtowanie,
krew, dźwięk, sposób w jaki zatrzymywało to jakikolwiek upływ czasu. Chciałem
pozostać w tym na zawsze. W pewien sposób było to czysto religijne przeżycie. To
także w pewien sposób wpłynęło na SWANS, w tym co naprawdę chciałem wydobyć
z muzyki. To jest ta pierwotna rzecz która wstrząsa tobą do cna. To było właśnie to,
to i THE STOOGES.
Innym kluczowym doświadczeniem było, gdy jako kilkunastolatek, podróżując po
Europie, znalazłem się raz na północ od Brukseli na czymś co okazało się być
sławnym jazz – rock festiwalem. To był rok 1970 a ja wraz z dwudziestoma tysiącami
brudnych hippisów, leżąc w błocie oglądałem PINK FLOYD. Właśnie odszedł od nich
Syd Barret, to był okres płyty Umma Gumma. Oczywiście byłem na końskiej dawce
LSD i było to dla mnie ogromne i pamiętne doświadczenie, zupełne
zagłębienie się w brzmieniu, którego PINK FLOYD używał w tamtym czasie. Na liście
wykonawców byli również AMON DUUL, SOFT MACHINE, CHICAGO ART
ENSEMBLE, FRANK ZAPPA i wiele innej muzyki eksperymentalnej.

Jak rozpowszechnione były narkotyki na punk scenie w tamtym czasie ?
MG. Ludzie dużo pili i wokół pełno było Metadryny, naprawdę złego i żrącego
narkotyku. LSD było traktowane jako spadek po znienawidzonych hippisach. Brałem
tego mnóstwo gdy byłem trzynastoletnim psychodelicznym dzieciakiem. W czasie,
kiedy byłem w LA, około 1979, ludzie wciąż pełno tego zażywali i w połączeniu z
muzyką tamtych czasów dawało to pokręcone sensacje. Przypuszczam, że
powinienem powiedzieć tu, że nie polecam narkotyków młodym ludziom. Znów
musisz – nawet jeśli to niemodne- mieć wolną wolę aby sam wybierać.

Jakie okresy, w twoim pojęciu były najlepsze w historii SWANS ?
MG. Pierwszy okres to gęste i brutalne granie i tylko to: Filth, Cop. Potem na Greed,
Holy Money zacząłem inkorporować więcej quasi melodyjnych
brzmień i o wiele więcej sampli. Zawsze używałem taśm, pętli i tego typu rzeczy ale
wtedy zacząłem używać brzmienia bardziej opartego na samplach aby nadać temu
więcej tekstury. Children of God był już zupełnie innym przedsięwzięciem, stał się
bardziej złożony, zróżnicowany i w paru miejscach całkiem spokojny.
Przypuszczam, że najgorszym momentem było nasze podpisanie kontraktu z MCA,
ta cała porażka. To było upadkiem pod każdym możliwym względem. Byłem
zmuszony użyć obcego producenta, kiedy powinienem sam produkować SWANS.
MCA nie przyjęło tego i w ten sposób Burning World stał się przeciętnie brzmiącą
płytą. Finansowo była to totalna klęska, dali nam dużo pieniędzy ale większość z nich
wydano właśnie na produkcję. Wtedy dopiero MCA otrząsnęło się i
wywaliło wszystkich, którzy z nami pracowali. Niesiony impulsem i naiwnością
przejąłem wszystkie pozostałe pieniądze i wpompowałem je w tych cwanych
menadżerów, których musiałem wynajmować by doprowadzili do tego by MCA
pracowało nad tą płytą. Pełno prawników, rachunków, wszystkiego...aż w końcu
zostałem z porządnymi długami.
Następny okres to koniec lat osiemdziesiątych i wczesne dziewięćdziesiąte, nieco
zróżnicowany. Kilka rzeczy jest bardzo dobrych, parę nieudanych. To przede
wszystkim ja, próbujący uczyć się pracy w inny sposób – byłem skazany na pomyłki.
Myślę, że jakieś 75% jest naprawdę wyśmienita ale reszta...reszta powoduje, że pluję
sobie w brodę. Ale i tak nie jest najgorzej, po tak długim czasie. Wtedy wyszedł The
Great Annihilator, który zawarł w sobie mnóstwo nowych brzmień i był jak
pełne nowe odkrycie. Teraz, ostatnia płyta, która jest bardziej soundtrackowa niż
cokolwiek co wcześniej zrobiłem. Zawsze próbowałem tę rzecz wciąż ożywiać na
nowo aby podtrzymać swoje zainteresowanie – dlatego to się tak zmieniało.

Jak tworzyłeś pierwsze składy SWANS. Czy robiłeś to za pomocą ogłoszeń ?
MG. Yeah, czasami próbowałem i tego ale to się nigdy nie udawało. Spotykasz wtedy
idiotów, którzy chcą jamować i grać "rock". Spotykałem więc ludzi i zwykle
walczyłem, próbując pozyskać ich by robili co chcę. Robili to przez pewien czas,
potem nienawidząc mnie odchodzili, tak było cały czas w historii SWANS ha ha ha !

Czy któryś z muzyków był szczególnie ważny dla tego jaki obrót przybrała muzyka ?
MG. Byłoby dużym grubiaństwem i nieuczciwością powiedzieć, że żaden nie miał
wartościowych pomysłów, lecz to ja zawsze to prowadziłem i zawsze zachodziła
konieczność abym prowadził to w określonym kierunku. Zawsze było to dalekie do
jakiegokolwiek "rockowania", którego chcieli czasami niektórzy z muzyków. Podstawą
mojej pracy z jakimkolwiek muzykiem jest to, że pozwalam im być sobą i wyrażać
siebie wewnątrz SWANS, tak więc oczywiście posiadają w tym swoją osobowość.

Najbardziej wpływowa była Jarboe, kiedy dołączyła, zacząłem inkorporować jej
talenty jako kompozytora, aranżera, jej wielki śpiew i jej klasyczne wykształcenie
muzyka. Brzmienie gitary Normana [Westberga] – wiem że jego sposób grania
bardzo na nas wpłynął. Oprócz tego dołączył Al Kizys mógł grać w tym głuchym
łomoczącym stylu SWANS, on jednak potrafił również tworzyć małe wyrafinowane
formy, które raz odkryte włączaliśmy do gry.

Czyli na jakich podstawach wybierałeś muzyków ?
MG. Musieli chcieć wydobyć z siebie każdą fizyczną połać energii i włożyć ją w
brzmienie. Nie mogli wyglądać jak jacyś rock'n'rollowi idioci i nie działać w
rock'n'rollowy sposób. Takie były kryteria. Zaangażowanych było tak wielu ludzi, że
trudno to teraz dokładnie określić. Niektóre decyzje były podejmowane w ostatniej
chwili, bo akurat mieliśmy tour i potrzebowaliśmy perkusisty.

Powiedziałeś, że ta płyta [Soundtracks For the Blind] jest soundtrack oriented...
MG. To nie są rock songi chodzi o pewną dynamikę. Płyty, które lubiłem jako
dziecko, muzyka która mi się zawsze podobała to taka, która zawiera i używa wielu
złożonych struktur. Wczesny KRAFTWERK, pre elektroniczny, na krótko przed tym
jak stali się elektroniczni, byli naprawdę psychodeliczni, robili prawdziwie interesujące
rzeczy; NEU, CAN, FAUST, Brian Eno, a później SPK, THIS HEAT, THROBBING
GRISTLE, CABARET VOLTAIRE...

Czy próbowałeś wytworzyć wrażenie jakichś obrazów ?
MG. Nie, nie wierzę w tę impresjonistyczną ideę, że możesz wywołać pewne sceny
za pomocą dźwięku, lubię jednak to dzieje się gdy wprowadzasz jakiś znaleziony
głos lub jakąś dłuższą wypowiedź, narrację z jakiegoś innego kontekstu w jakąś
formę muzyczną, lubię taką chwilową nostalgię, którą to wywołuje.

Przeprowadziłeś się do Atlanty. Co skłoniło cię do tego kroku ?
MG. Nadzieja. Walenie głową w mur w Nowym Jorku, przez trzynaście lub
czternaście lat. Musiałem wyjechać. Jarboe wyjeżdżała a ja miałem do wyboru
wyjechać razem z nią albo nie. Przede wszystkim miałem dość wszystkich przyjaciół
jakich tam miałem, piłem na umór codziennie. Nie widziałem szans aby tam
pozostać. Chodzenie ulicami było torturą bo wszystko było przesycone
wspomnieniami, w moim odczuciu, klęsk. To było dla mnie naprawdę negatywne
otoczenie. Ostatnie trzynaście albo czternaście lat spędziłem w pomieszczeniu przy
Szóstej Ulicy i Alei B, nie miało ono okien. Pod koniec spędzałem tam większość
czasu, prawie nie wychodząc przed 22- 23. Byłem jak mrówka. Wychodziłem do
baru, upijałem się i wracałem. Ha ha ha. To było bardzo nieproduktywne.
Przeprowadzka i opuszczenie tego miejsca, otworzyły przede mną bardzo wiele
kreatywnych możliwości. Byłem na nowo zdolny, aby usiąść i ukończyć książkę The
Consumer [książka Michaela Giry wydana przez 2.13.61- wydawnictwo Henry
Rollinsa], na nowo zaczęła powstawać muzyka. Potrzebujesz zmiany, zawsze
potrzeba zmian, tak myślę. Zawsze jest dobrze znaleźć się w końcu w innym
miejscu, dlatego uwielbiam podróżować.

Jak wyglądało twoje światowe spoken word tour, które odbyłeś ostatnio ?
MG. Podróżowałem po Europie ciągnąc a sobą walizkę, podróżowałem pociągiem.
Potem około sześć tygodni sam jeździłem furgonetką po USA i po prostu czytałem.
Nie znoszę tej całej metody czytania, która jest uskuteczniana na MTV, słowo
mówione -rockowa osobowość siada i nadaje swoje dogmaty. Nie lubię tego. To
natomiast było wyborne i odbywało się bez przymusu. Chciałem tylko czytać, po
prostu spokojnie czytać. Pozwalać słowom mówić. Bez wielkiej próby i bez tych
wszystkich ceregieli. Poza tym miałem możliwość spotkania się z fanami. Zwykle nie
spoufalam się zbytnio. Teraz odkryłem, że wielu ludzi było całkiem inteligentnych, ich
towarzystwo było w porządku. Było to satysfakcjonujące.

Całe twoje pisarstwo, kawałki SWANS, proza wydają się bezsprzecznie smutne
a nawet okrutne. Czy jesteś w głębi nieszczęśliwym człowiekiem ?

MG. Ha ha ha ! Nie wiem. Piszę po prostu o rzeczach, które czuję, albo o obrazach,
które do mnie przychodzą i poprzez to się wyrażam. Nie stoi za tym żadna filozofia,
poza tym że jest to jak najprostsze i uczciwe – mam nadzieję, że w rezultacie takie to
właśnie jest. Przez "uczciwe" nie rozumiem jakichś "zwierzeń", powodem, dla którego
robię muzykę jest to, że to właśnie robię w moim życiu. Nie mam innego wyjścia. Nie
jestem przystosowany ani przygotowany do niczego innego. Jestem za stary na
pracę na budowie. Tak to wygląda. Zdecydowałem, że piszę o rzeczach, które mnie
obchodzą, bo tak po prostu jest.

A więc uczucia i wyrażane wizje nie są koniecznie obrazem twoich własnych?
MG. Well, przypuszczam, że odbijają to kim jestem, tak. Nie jestem zbyt towarzyski.
Nie czuję się zbyt dobrze dostosowany i jeżeli nie mógłbym tak pracować z
pewnością bym się zabił. Muszę robić te rzeczy aby żyć.

Wydaje się, że przez twoją prace przewija się wiele motywów
spirytualnych motywów. Dlaczego włączasz je do swojej pracy, skąd bierze się ta stałość ?

MG. Z nieposiadania absolutnie żadnego koncepcji na to co ja, do cholery, robię na
tej ziemi. Ha ha ha ! Ale tak jak wszystkie westchnienia, religijne uniesienia, nie jest
to w ogóle usystematyzowane. Nagle mogę być oszołomiony przez jakąś
"dziwność", być może bierze się to z tego, że brałem za dużo LSD jako dziecko, ha ha
ha. Od czasu kiedy byłem dorastającym w USA dzieckiem, które w kółko ogląda
telewizję, kiedy w wieku dwunastu lat zacząłem brać LSD, świat nie wydawał mi się
realnym miejscem. Wydawało się, że niektóre czyny nie mają żadnych następstw.
To trwało do niedawna, aż pozbyłem się tego rodzaju nieszczęsnego zadufania, że
potrafię ze wszystkim dać sobie radę. Naturalnie, gdy stajesz się starszy, zaczynasz
sobie zdawać z tego sprawę, zaczynasz pojmować swoja śmiertelność. Zdałem
sobie z tego sprawę gdy miałem ostre zapalenie gardła i musiałem być operowany.
Jestem zwykłym śmiertelnikiem, zabrało mi wiele czasu by usunąć to nierealne
podejście do życia. Zwyczajnie czuje ból i jest on rzeczywisty. Prawdopodobnie
powodem tego było, że brałem za dużo narkotyków i byłem za mocno zakorzeniony
w pop kulturze, przez większość życia używałem telewizji jako alternatywnej
przestrzeni dla mojego umysłu. Dlatego właśnie używam telewizji jako znaku żądzy
wyrugowania swojego ciała i zatracenia się w czymś. Tak właśnie robią ludzie, TV to
rodzaj szamańskiego medium.

Czy masz zamiar wydawać archiwalne lives jak Real Love czy Kill The Child ?
MG. Będę umieszczał pewne rzeczy jako extra tracks albo zrobię jakieś limitowane
edycje. Istnieje jedna, o którą wszyscy pytają: Public Castration Is a Good Idea, która
swojego czasu była koronnym dowodem na nasz brak gustu. Przez te wszystkie lata
nie słuchałem tego, ostatnio gdy puściłem to sobie nie mogłem uwierzyć, to było takie
wolne. Byłem pod wrażeniem ! Dziwne było, że gdy pisałem kawałek był on już
wolny, ale gdy graliśmy go na żywo stawał się jeszcze wolniejszy, w przeciwieństwie
do większości grup, które na żywo grają coraz szybciej. Graliśmy tak, że mogłem
spokojnie zapalić papierosa między uderzeniami...

Nie wiem czy już o tym mówiłem, ale na tym kończę SWANS. To koniec. Zamknięte.
To trwało piętnaście lat i nazwa SWANS stała się raczej ciężarem niż chlubą. Im
bardziej chcieliśmy się oderwać od ludzkich przeświadczeń na temat SWANS - tym
mocniej byliśmy zakleszczeni w przeszłości. Zdecydowałem się przerwać to i
podążać dalej. Poza tym nie interesuje mnie już robienie głośnej muzyki. Dlatego
właśnie chcę zebrać wszystkie pozycje naszego katalogu i sprawić że będą znane i
dostępne ludziom, których będą interesować. Chcę to zrobić do końca i ruszać dalej.

© SECONDS
© YOUR FLESH

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 marca 2013 23:06:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 10 kwietnia 2011 19:49:54
Posty: 2283
Skąd: Warszawa
Pet pisze:
zapobiegliwy Pecik

:serce

szukałem tego, pewnego dnia nagle zniknęło, miałem wrażenie, że mój świat nigdy nei będzie już taki sam

_________________
"Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy krok do przodu!"


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 19 marca 2013 01:55:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 26 sierpnia 2012 16:33:07
Posty: 99
Skąd: Rybnik/Wrocław
elrond pisze:

ps. przesłuchałem The Seer od początku do końca...i jestem z lekka...rozczarowany


Bo to nie jest płyta na jeden odsłuch. :wink: Też tak miałem. To jest album z gatunku tych, które dojrzewają z czasem. Teraz w podsumowaniu 2012 uplasowałbym The Seer wyżej. Często ostatnio wracam do tego albumu. Avatar i The Apostate z drugiej płyty absolutnie niszczą.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 19 marca 2013 11:06:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14024
Skąd: ze wsi
... a ja, przyznam się, cieszę się, że nie mogłem być na tym koncercie... :D

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 19 marca 2013 12:27:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Metalfish pisze:
Teraz w podsumowaniu 2012 uplasowałbym The Seer wyżej.

...no ..a ja znacznie niżej ... w ogóle wypada z dziesiątki ......dłużyzny , dłużyny, dłużyzny....( nie mylić z transem ! ) :? szczerze mówiąc poprzednia płyta podobała mi się znacznie bardziej...nie mówiąc o tych z lat 80/90

ps. słuchaliśmy razem z Kristoforesem i jego zdanie jest podobne ..... on chciał jechać na koncert i po przesłuchaniu the Seera stwierdził ,że chyba jednak nie...

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 296 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12 ... 20  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 234 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group