Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest śr, 24 kwietnia 2024 16:34:10

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 423 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24 ... 29  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 29 października 2008 00:35:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 03:25:03
Posty: 881
Skąd: toruń
marecki pisze:
Dziś sobie słuchałem za to pierwszego koncertu ze Spodka sprzed prawie 12 lat.


hej! masz spodek 1996 w mp3? możesz podlinkować?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 30 października 2008 17:57:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 14:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
OLD SENIORHAND pisze:
masz spodek 1996 w mp3? możesz podlinkować?

a mam, mam
znalazłem kiedyś nawet linkowałem tu parę stron temu ale link już chyba nieaktualny
możeby się tak w końcu naumieć wrzucać rzeczy na rapidshare'a? :wink:

EDIT: się robi ale bardzo powoli idzie ....
plik nie jest najwyższej jakości (48 Kb/s) ale słychać dobrze
a no i jest to wszystko w jednym pliku (ok. 55Mb)

jest, w pracy coś nie chciało się wciągać ale w domu poszło szybciutko
http://rapidshare.com/files/159104344/TheCure_Katowice_1996.wma.html
10 osób może ściągnąć, jakby była potrzeba więcej to wrzucę jeszcze raz :wink:

muszę napisać coś o nowej płycie.....

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 31 października 2008 01:02:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 03:25:03
Posty: 881
Skąd: toruń
marecki pisze:
a mam, mam


wielkie dzięki! szkoda że nie podzielone i nie w mp3 ale dobre i to...
:piwo:

a co do nowej płyty: zagorzała dyskusja na thecure.pl nieustannie trwa :)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 04 listopada 2008 00:56:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 14:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
Obrazek
The Cure - 4:13 Dream

Nową płytę mam już prawie dwa tygodnie więc wypada coś napisać. Naczytałem się też sporo różnych recenzji i tak po prawdzie to niewiele mi one pomogły.
Najbardziej podoba mi się ta zalinkowana poniżej. Chyba rzeczywiście najlepiej podchodzi się do tej płyty nie mając zbyt wysokich oczekiwań. Ja po poprzedniej sprzed 4 lat ich nie miałem. Również kolejno kupowane w lecie single raczej nie rozbudziły moich emocji. A jednak jak przyszła premiera to od razu poleciałem do najbliższego sklepu i wyciągnąłem egzemplarz praktycznie jeszcze z zaplecza (przywieźli już do sklepu ale na półkach jeszcze nie było, jednak po krótkiej perswazji udało się jeden uzyskać). A ocena? Bardzo różna jest. Z jednej strony jest kilka bardzo dobrych kawałków. Wyśmienite jest już same otwarcie. Underneath the Stars to kawałek godny Plainsong i troszeczkę na nim wzorowany. Łagodne napędzanie nastroju, wokal od połowy utworu, czyli tak jak curowy cukiereczek powinien wyglądać. Dalej już nie jest tak różowo. Nie ma może jakiś załamujących wpadek ale kilka mielizn by się znalazło. Z singli do The Only One nawet sie przekonałem, do Freakshow też (i nawet polubiłem ten funkujący rytm), Perfect Boy też nie razi a Sleep When I'm Dead od początku mi się bardzo spodobał i nadal należy do faworytów na płycie. Co jeszcze? Dobrego się jeszcze trochę znajdzie. Sirensong jest najbardziej delikatnym fragmentem płyty i ma sporo uroku, The Hungry Ghost podobnie, Switch jest ciekawy (gitara prawie Hendrixowa, wyczytałem też opis, że to 'gotycki rave') ale z czasem trochę nuży. No i Scream, kolejny mocny fragment, zwłaszcza pojedynczy przeciągły krzyyyyk Roberta robi wrażenie.
Ej no wymieniłem ponad pół płyty. Chyba nie jest tak źle. Ale czy to wystarczy aby do tej płyty sięgać za parę lat :?:



autor: Lmollu na http://www.thecure.pl pisze:
Ci, którzy przyjmą wreszcie do wiadomości, że Robert Smith to już prawie 50-letni, spełniony muzyk, który w życiu zawodowym osiągnął już wszystko, co miał osiągnąć, nie poczują ani grama zawodu w związku z nowym albumem The Cure. Pozostali powinni natomiast zejść z obłoków na ziemię.

Bez trudu można zauważyć, że "4:13 Dream" zbiera recenzje bardzo różne - od okrzyków zachwytu po deklarację zerwania z "kjuryzmem". Ja jestem gdzieś po środku. W moim wypadku oczekiwanie na "4:13 Dream" mieszało się z potwornymi obawami, które pojawiły się po wydaniu "The Cure" i zostały spotęgowane przez tegoroczne single. W związku z tym nie miałem wielkich oczekiwań, co do nowego materiału. I bardzo dobrze, bo dzięki temu potrafię go docenić.

Zdałem sobie sprawę, że "The Cure" było próbą odniesienia sukcesu w nowych dla muzyki czasów - nieudaną. Robert Smith porwał się, na kierunek, w którym nie czuł się sobą i nie mogło wyjść z tego nic dobrego. "Bloodflowers" było próbą pokazania, że 40-letni facet może mieć jeszcze duszę wkraczającego w dorosłość romantyka - co jest oczywistym kłamstwem, ale właśnie na takie kłamstwo czekali zdruzgotani po sromotnej klęsce "Wild Mood Swings" fani. Ostatnim wydawnictwem The Cure, na którym otrzymaliśmy naprawdę kawał dobrej, melodyjnej, szczerej, nagranej z lekkością muzyki - było "Wish". Nie spodziewałem się, że zespół jeszcze kiedykolwiek zbliży się do takiego poziomu, zaprezentuje w swojej muzyce tyle radości, co na longplayu sprzed 16 lat. Pozytywnie się rozczarowałem.

"4:13 Dream" sporo można zarzucić. Choćby brak spójności, rewolucyjności, przebojów na miarę "Friday I'm In Love", "Lullaby" czy "Close To Me", ale w tym miejscu zadajmy sobie pytanie "czy się ich spodziewaliśmy?". Nie było najmniejszych podstaw, by wyrobić sobie takie oczekiwania. Dlaczego po 16 latach niemocy w przeróżnym wydaniu, mielibyśmy otrzymać arcydzieło?

Tak jak nie można powiedzieć o rewolucyjności nowego albumu, nie można zarzucić mu także wtórności. Rezygnacja z Rogera O'Donnella i Perry'ego Bamonte oraz ponowny angaż Porla Thompsona, wniosły jednak sporo świeżości. Tej świeżości najpierw mogliśmy doświadczyć poprzez fantastyczne, żywiołowe trzygodzinne koncerty, a następnie w nowym materiale. The Cure rzeczywiście w tym momencie jest zespołem gitarowym, czego Smith pragnął już cztery lata temu. Oczywiście Smith nie dostał nagle przypływu weny twórczej, stąd jego teksty nie dorównują tym z końca lat 80. i początku 90., ale przypomniał sobie jak śpiewać z życiem. Simon na nowo zaczął grać chwytliwe linie basu, a Porl pokazał, że wie doskonale jak powinno się wiosłować w rockowej kapeli, z czym kompletnie nie radził sobie na ostatniej płycie Bamonte. Pretensje mam do Jasona Coopera, którego gra w kilku kawałkach negatywnie wpłynęła na końcowy efekt. Perkusistą w The Cure jest od lat 13 i powinien sobie wreszcie zdać sprawę, że nikomu nie musi udowadniać, że zasługuje na te stanowisko. Niestety zamiast grać swoje, sili się na niepotrzebne, chaotyczne napieprzanie po garach.

Warto podkreślić, że tym razem nie otrzymujemy ani jednego naprawdę koszmarnego numeru na miarę kilku, które otrzymaliśmy w ostatnich latach. Nawet słabe, moim zdaniem, "The Only One" i "Sleep When I'm Dead" zyskują wiele dzięki swobodnemu podejściu muzyków w odróżnieniu od "rockowej napinki" sprzed 4 lat. "Underneath The Stars" to otwarcie albumu, które niewiele ustępuje "Plainsong". "Sirensong" to jedna z najbardziej wzruszających kompozycji z ostatnich lat. "Freakshow" to ciekawy i całkiem udany eksperyment. "It's Over", "Switch" i "Scream" to The Cure w dobrym, cięższym wydaniu. Pozostałe utwory to wpadający w ucho kjuropop, którego właściwie nie słyszałem od czasów "Wish". Na szczególną uwagę zasługuje tutaj "The Hungry Ghost", który osobiście wypuściłbym jako singiel. Całkiem pozytytnie oceniam także produkcję tego krążka. Trzy pierwsze single zostały "spaprane" w studiu, ale na albumie Smith wspomagany przez Keitha Uddina, stanęli na wysokości zadania. Brzmienie jest zarazem nowoczesne, jaki i kjurowe.

Fanatycy wczesnego The Cure, a także kapel tego typu, co Joy Division, Bauhaus, Siouxsie & The Banshees czy Sisters Of Mercy, nie potrafią pogodzić się z faktem, że tamte czasy minęły. Gdzie są dzisiaj te wszystkie kapele? Albo na muzycznej emeryturze, albo w czwartej lidze. The Cure mimo wszystko trzyma się na szczycie, potrafiło odnaleźć się w nowej rzeczywistości, a to cechuje wyłącznie wielkich wykonawców. Dlatego zdajcie sobie sprawę, że tamten styl już nigdy nie powróci ani u The Cure, ani u nikogo innego.

Zwolennicy popowej strony The Cure z lat 80. powinni uczynić podobnie - spójrzcie, kto z tamtych lat jest dziś na topie? Lata 80., mimo swojego uroku, skończyły się. Dziś nikt już nienagrywa takiej muzyki.

Maniacy "Disintegration" również powinni zaakceptować, że Smith już nigdy nie zdobędzie się na napisanie takiej płyty. Z prozaicznego powodu: świat 50-latka nie wygląda tak samo jak 30-latka. Może co najwyżej powielać stare schematy w znacznie gorszym wydaniu, a tego chyba nikt nie chce? Choćby Robert na nowo zaczął pić w hektolitrach czy ćpać w kilogramach, drugiego "Disintegration" nam nie nagra.

Tylko wyrzekając się swoich oderwanych od rzeczywistości oczekiwań, będziecie w stanie zaakceptować i polubić "4:13 Dream". Oczywiście nie musicie tego robić, możecie w dalszym ciągu otaczać się tylko i wyłącznie swoimi ulubionymi, archaicznymi płytami. Ale wtedy dajcie spokój fanom, którzy uwielbiają The Cure od "Three Imaginary Boys" począwszy, na "4:13 Dream" skończywszy (ewentualnie z kikoma wyjątkami). I przede wszystkim dajcie spokój Smithowi. Doceńcie, że chce mu się jeszcze nagrywać nowe piosenki, grać koncerty, bawić w stawianie tapira i malowanie ust. Robi to dla nas wszystkich i gołym okiem widać, że na nowo sprawia mu to ogromną satysfakcję. Sobie w muzycznym świecie nie musi udowadniać już absolutnie nic.

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 04 listopada 2008 18:46:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 17:00:25
Posty: 22880
hm...
mi się ta płyta nawet podoba, ale to może dlatego, że jestem regularnym fanem The Cure.

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 04 listopada 2008 20:07:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 14:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
To chyba cały problem tej płyty. I pewnie każdej nowej płyty The Cure, która powstawała w ostatnich 15 latach. Oczekiwania fanów są trudne do spełnienia. Wędrówki w nowe rejony z reguły kończą się porażką. Przykład poprzedniej płyty został opisany w powyżej cytowanej recenzji. Ta płyta nie ściga się z nową muzyką. Jest przyjemnym przypomnieniem motywów i schematów, które w utworach The Cure słyszalne są od lat. To źle? Przełamywanie barier Robert pozostawił innym. Mnie się to coraz bardziej podoba. Otwarte pozostaje tylko pytanie, czy coś z tej muzyki zostanie w mojej pamięci po powiedzmy 10 latach.

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 listopada 2008 09:53:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24321
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Budyń pisze:
mi się ta płyta nawet podoba, ale to może dlatego, że jestem regularnym fanem The Cure
Nie rozumiem. Marecki i ja też chyba jesteśmy, a na razie słabo nam wchodzi (wiem, jeszcze o tym nie pisałem, ale na razie średnio mi wchodzi).
:?:

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 listopada 2008 11:18:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 14:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
mi się pomimo wszystko podoba, płyta roku to nie będzie, zwłaszcza że w tym roku konkurencja duża, ale swoje miejsce znalazło

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 listopada 2008 11:28:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24321
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Ja dopiero trzy razy słuchałem.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 listopada 2008 14:26:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 14:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
Peregrin Took pisze:
Ja dopiero trzy razy słuchałem.

hehe tyle to przesłuchałem wracając z Sosnowca 24.10 czyli w dniu zakupu :D

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 listopada 2008 18:02:06 

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:31:23
Posty: 3413
Cieniutka płyta... Jaśniejsze punkty to kawałki nr 1 i 12. Poza tym, nie przepadam za The Cure bez klawiszy - brakowalo mi ich na ostatnich koncertach w Polsce, brakuje również na nowej płycie.
Nestety, mój ukochany zespół nie ma już muzycznie prawie nic ważnego do przekazania.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 listopada 2008 21:19:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 14:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
cóż nie jestem aż tak surowy
z tym przekazem to się nawet zgodził, pozostała estetyka
brak klawiszy - na koncercie w paru momentach trochę ich brakowało ale płyta brzmi bardzo pełnie nawet bez nich
ale ulubione numery podobne :) dla mnie te oba + 11

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 15 listopada 2008 00:22:30 

Rejestracja:
śr, 06 sierpnia 2008 13:54:25
Posty: 616
Niestety od czasów Wish, Cure mają coraz mniej do zaoferowania. Poza Bloodflowers które bardzo mi się podobało i koncertem z Paryża wypadają coraz gorzej. Nowej płyty słuchałem z przyjaciółką, zdecydowanie większą fanką Smitha niż ja. Wnioski mieliśmy podobne, płyta jest mocno przeciętna. Poniekąd się tego spodziewałem, ale trochę też smutno mi się zrobiło, że czasy Faith, Pornography (uwielbiam pierwsze płyty Cure) czy też takie momenty jak Bloodfowers prawdopodobnie już nie wrócą. Mówię prawdopodobnie bo tak naprawdę nie wiadomo czego jeszcze można się spodziewać po geniuszach budowania klimatu jakim niewątpliwie The Cure są i mało realnym jest, że ktoś będzie potrafił ich w tym "przeskoczyć".


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 22 grudnia 2008 14:09:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 14:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
Dziś mija dokładnie 30 lat od wydania Killing An Arab, czyli pierwszego ever wydawnictwa The Cure.
Obrazek

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 grudnia 2008 01:33:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
..pamiętam jak słuchałem ten kawałek pierwszy raz ,było to gdzieś w okolicach 1982 roku ...kolega ze szkoły średniej miał brata w Londynie i ten co jakiś czas przysyłał mu kasety -składanki z nową falą plus gazety muzyczne -Sounds i New musical express.....pamiętam ,że na jednej z tych kaset był ten kawałek wśród takich rzeczy jak Killing joke , Siouxie ,Joy Division ,New Order i PIL.... ale fajnie się słuchało : :D
aaaaaaaa! przypominam sobie też ,jak innym razem (też w tamtych czasach)jeden z moich kolegów podczas słuchanie tego numeru zaczął ciąć się żyletką po twarzy i po szyi mówiac ,że jego siostra pracuje na kontrakcie w Libii a tam jest dużo arabów....był już cały we krwi ,powiedzieliśmy aby przestał ...a on : że "tak trzeba "

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 423 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24 ... 29  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 71 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group